Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✴26✴

Od totalnej, upokarzającej klęski z Daehyunem minął niecały tydzień - i jego całkowitego zniknięcia z mojego życia jako konsekwencji - jestem okropny. Jestem zły, jest mi przykro. Nie, jestem wściekły, bo to wszystko moja wina. Rzuciłem się na niego. Co on sobie teraz o mnie myśli? Zapewne nic dobrego. Dzwoniłem do niego dwukrotnie, wysłałem trzy esemesy z przeprosinami. I nic.

Tyle, jeśli chodzi o miłego chłopaka.

- Miły chłopak? - pyta Zelo. - Czyli kto?

O nie. Znowu mówię na głos w pracy.

- Ja - kłamię. - Miłego chłopaka już nie ma.

Z westchnieniem zerka na zegar na ścianie i w milczeniu pracujemy prze kolejną godzinę. Czas płynie, a wyrzuty sumienia doskwierają coraz bardziej. Muszę zmienić moje podejście, przynajmniej wobec przyjaciół.

- Powiedz - zagajam podczas kolejnej chwili spokoju - jak było z rodziną Yongguka? Jego matka i siostra przyjechali na Święto Dziękczynienia?

Uśmiecha się po raz pierwszy dzisiejszego dnia.

- Owinąłem ich sobie dokoła palca. Wspaniale.

Uśmiecham się i skłaniam się przesadnie.

- Moje gratulację.

- Dziękuję - odpowiada z równą powagą. - Zatrzymali się u mojej mamy.

- To... dziwne.

- Nie tak bardzo. Moja mama jest w porządku, nietrudno się z nią dogadać.

Drwiąco unoszę brew.

- A gdzie wy mieszkaliście?

- Tam, gdzie zawsze. - Z powagą odwzajemnia moje spojrzenie. - Każde w swoim akademiku.

Parskam śmiechem.

- A ty? - pyta. - Jak Święto Dziękczynienia? Z chłopakiem?

- Nie. - Plączę się w wymówkach, że Mihee jest nieznośna, a Jaebum zajęty, ale to wszystko brzmi sztucznie i fałszywie. Zapada cisza. - Jakim... - Szukam odpowiednich słów. - Jakim cudem wam się udaje? Patrząc na was, wydaje się, że to takie łatwe.

- Bo to jest łatwe. Bo Yongguk to ten jedyny.

Ten jedyny. Serce staje mi w piersi. Też myślałem, że Jaebum to ten jedyny, ale... ale jest ten drugi.

Ten pierwszy.

- Wierzysz w to? Że każdy ma swoją drugą połówkę?

Coś się zmienia w jego spojrzeniu. Smutnieje.

- Mogę mówić tylko za siebie - odpowiada. - Ale dla mnie, tak, dla mnie jest tylko Yongguk. Każdy musi sam do tego dojść. Nie odpowiem za ciebie. Nikt tego nie zrobi.

- Och.

- Youngjae. - Przysuwa się do mnie z krzesłem. - Wiem, że teraz wszystko wygląda okropnie. W imię przyjaźni i szczerości powiem ci też, że w zeszłym roku przechodziłem przez coś podobnego. Kiedy poznałem Yongguka, byłem z innym chłopakiem. Długo trwało, zanim zdobyłem się na odwagę i zrobiłem to, co tak boli. Ale tak trzeba.

Przełykam ślinę.

- A co tak boli?

- Szczerość ze sobą.

✂✂✂


- Youngjae. Wyglądasz... inaczej.

Dzień później stoję na progu mieszkania Jaebuma, bez świecących się ciuszków i makijażu. Mam na sobie zwykłą białą bluzkę i czarne spodnie. Moje naturalne włosy są lekko rozczochrane.

- Mogę wejść? - pytam nerwowo.

- Oczywiście. - Odsuwa się na bok. Wchodzę.

- Jest może ktoś u ciebie?

- Nie, jestem sam. - Jaebum milknie na chwilę... - Twoi rodzice wiedzą, że tu jesteś?

- Nie muszą wiedzieć o każdym moim kroku.

Kiwa głową.

- Fakt.

Podchodzę do kanapy, biorę ze stolika jakąś książkę, przeglądam od niechcenia, odkładam z powrotem na miejsce. Nie wiem, od czego zacząć. Szukam odpowiedzi. Przyszedłem tu dzisiaj, żeby przekonać się, czy Jaebum to ten jeden jedyny.

Przygląda mi się dziwnym wzrokiem, jakby zaskoczyło go coś więcej niż sam fakt, że zjawiłem się niespodziewanie. Pod jego wzrokiem robi mi się jeszcze bardziej nieswojo.

- Co jest? - pytam. - Czemu tak patrzysz?

- Przepraszam. Wyglądasz dzisiaj bardzo... młodo.

Serce staje mi w piersi.

- To źle?

- Nie. Jesteś piękny. - I ten cudowny uśmieszek. - Chodź tutaj.

Osuwa się na kanapę. Wtulam się w jego ramiona. Siedzimy w milczeniu. Czeka, aż coś powiem, wie, że nie przyszedłem bez powodu. Ale nie mogę znaleźć właściwych słów. Myślałem, że wystarczy, że tu będę. Myślałem, że wszystko będzie jasne, gdy go zobaczę.

Dlaczego prawda jest taka trudna?

Obrysowuję palcami jego wytatuowaną rękę. Jaebum wzdycha głośno. Całujemy się. Sadza mnie sobie na kolanach. W jego objęciach jestem bezradny.

- Jaejae - szepcze.

A ja sztywnieję.

Jaebum niczego nie zauważa. Unosi skraj mojej koszulki. To wystarcza, żebym oprzytomniał. Opuszczam ją gwałtownie. Zaskakuję go tym.

- Co jest?

Z trudem panuję nad głosem.

- Którego, Jaebum?

- Ale którego: co? - Jest oszołomiony. - O czym my teraz rozmawiamy?

- Którego Yoo Youngjae kochasz? Youngjae? Czy Jaejae?

- A co to niby ma znaczyć?

- Wiesz dokładnie, co to ma znaczyć. Mówisz do mnie Jaejae, ale dziwnie się zachowujesz, kiedy nie przebieram się i wyglądam na tyle lat, ile mam. Więc jak to jest? Podobam ci się starszy czy młodszy? - Pojawia się jeszcze gorsza myśl. - A może jesteś ze mną tylko dlatego, że jestem taki młody?

Jaebum jest wściekły. Odpycha mnie, wstaje.

- Naprawdę chcesz o tym rozmawiać? Teraz?

- A kiedy będzie lepsza chwila? Kiedy, Jaebum?

Bierze zapalniczkę ze stolika.

- Myślałem, że problem twojego wieku jest już za nami. Że to coś, z czym inni mają problem, nie my.

- Chcę tylko znać prawdę. Kochasz mnie? Czy mój wiek?

- Jak, do cholery, możesz w ogóle tak myśleć? - Ciska zapalniczką przez pokój. - Na wypadek gdybyś zapomniał, to ty się za mną uganiałeś. Wcale tego nie chciałem.

- Jak to: ty tego nie chciałeś? Nie chciałeś mnie?

- Tego nie powiedziałem! - krzyczy. - Chciałem cię, a jakże. Ale tacy jak ja nie powinni umawiać się z takimi jak ty, zapomniałeś już? Przecież o to chodzi, prawda?Jezu, nie wiem, co mam powiedzieć. Mam wrażenie, że każda odpowiedź będzie zła.

Prawda jest jak cios w żołądek. Każda odpowiedź jest zła.

- Masz rację - szepczę.

- Oczywiście, że mam rację. - Chwila ciszy. - Ale z czym mam rację?

- Nie ma właściwej odpowiedzi. Nie istnieje. To się nie może dobrze skończyć.

Patrzy na mnie z góry. Przez dłuższą chwilę milczymy oboje.

- Nie mówisz poważnie - stwierdza w końcu.

Zmuszam się, by wstać.

- Chyba tak.

- Chyba. - Zaciska usta. - I to po twoich rodzicach. Po niedzielnych obiadkach? Masz pojęcie, przez co przeszedłem, żeby z tobą być?

- Kiedy właśnie o to chodzi! - wybucham. - Nie powinieneś przez nic przechodzić...

- A miałem wybór? - Jaebum jest coraz bliżej.

- Tak! Nie! Nie wiem... - Dygoczę na całym ciele. - Tylko chcę być szczery.

- Och. - Dzielą nas tylko centymetry. - Nagle chcesz być szczery.

Z trudem przełykam ślinę.

- Szczerze mówiąc - cedzi - sam już nie wiem, kim jesteś. Ilekroć się widzimy, jesteś kimś innym. Kłamiesz i oszukujesz. Wbrew temu, co myślisz, co ci wmawiają rodzice, nie jesteś wyjątkowy. Jesteś tylko małym zagubionym chłopcem. To myślę.

I wtedy... robi mi się czarno przed oczami.

- Ale myślałem... - wykrztuszam z trudem. - Myślałem, że mnie kochasz.

- Tak, też tak myślałem. Dzięki, że otworzyłeś mi oczy.

Cofam się przerażony. Przez jedną szaloną chwilę chcę rzucić się na kolana i błagać go o wybaczenie. Obiecać, że będę kimś innym, że będę jedną osobą.

Jaebum splata ręce na piersi.

I wtedy... chcę go zranić.

Podchodzę do niego, patrzę mu w oczy.

- Wiesz co? - syczę. - Owszem, kłamałem. Bo Jung Daehyun mi się podoba. I tak, masz rację, przez cały ten czas się z nim spotykałem! Był w moim pokoju. Pragnę go. Słyszysz, Jaebum? Pragnę go, nie ciebie.

Wrze z wściekłości.

- Wynoś się.

Otwieram drzwi i mam już wychodzić, gdy słyszę jego głosy za plecami.

- Nigdy więcej nie chcę cię widzieć - mówi lodowatym tonem. - Nic już dla mnie nie znaczysz. Rozumiesz?

- O tak - odpowiadam, przekraczając próg jego mieszkania. - Dzięki, że otworzyłeś mi oczy.

Zatrzaskuję drzwi za sobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro