Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✴23✴

Uwielbiam patrzeć na Jaebuma na scenie. Gra w tej chwili swój ulubiony, chwilowo, cover.

Jesteśmy z Byulyi na Scare Francisco, wielkim rockowym festiwalu z okazji Halloween. Jest sobota, nadal mam szlaban, ale już od dawna mamy te bilety, a zresztą w domu jest Mihee. Odmówiono jej przyjęcia do wszelkich ośrodków dla byłych narkomanów w całym mieście, więc umówiła się ze starą znajomą, że wprowadzi się do niej, ale jedyny problem w tym, że obecny wspólokator wyprowadzi się dopiero w styczniu. Rodzicom nie daje to spokoju, więc pozwolili mi dzisiaj wyjść.

Zgodnie z naszą tradycją mam na sobie dżinsy, zwykłą czarną koszulkę i czerwone trampki. Byulyi jest w sukience z lat pięćdziesiątych, krótkim fartuszku vintage, na wysokich obcasach, w lekko pofalowanych włosach i z wielkimi błyszczącymi klipsami na uszach.

Przebraliśmy się za siebie nawzajem, to jasne. Właściwe bardziej chodzi o styl ubioru, bo wiadomo, że sukienek nie zakładam.

Zespół kończy grać na czwartej scenie. Pakują sprzęt, a na estradzie rozstawia się następny zespół. Wachluję się jakąś ulotką i staram się robić to dyskretne, żeby nikt nie zauważył, że chcę ochłodzić nie tyle twarz, co pachy. Nie chcę przy Jaebumie śmierdzieć. Jeszcze mnie nie widział.

- Nie mogę się już doczekać, kiedy będziesz prawdziwą panią detektyw i będę mógł nosić twoją odznakę - mówię do Byulyi. - Od razu aresztowałaby tę laskę przebraną za seksowną kotkę. Jezu.

- A ja nie mogę się doczekać, kiedy ortopeda zabroni ci nosić buty na podwyższeniu.

- Za to ty wyglądasz bosko, skarbie.

- Youngjae?! - woła ktoś za nami.

Odwracam się i widzę Sohee. Przechyla głowę na bok.

- To naprawdę ty. Miałeś rację - rzuca przez ramię. Podążam za jej wzrokiem i widzę, jak zza pleców gigantycznego Anioła Piekieł wyłania się jej brat. W sensie, zza pleców faceta przebranego za Anioła Piekieł. Wachluję się ulotką. Znowu mi gorącą. Nie wiem, które z bliźniąt niepokoi mnie bardziej.

- Skąd wiedziałeś? - drąży Sohee. - Youngjae wygląda tak... Normalnie.

- Uznam to za komplement - szepcze mi do ucha Byulyi.

- W Halloween zawsze przebiera się za Byulyi - tłumaczy Daehyun. Wyglądają normalnie, choć na jego dłoni widzę napis: „Strachy" - Superstrój, Bosko wyglądasz.

Byulyi, która niby nie przejmuje się ciuchami, wydaje się zadowolona z komplementu.

- Dzięki.

Nie może patrzeć mi w oczy. Widział zespół Jaebuma? Co o nim sądzi? Odkąd odwiedziłem go w Berkeley, kontaktowaliśmy się tylko raz. Tego samego wieczoru dostałem od niego wiadomość z pytaniem, czy dotarłem do domu. W czyimkolwiek innym wykonaniu po kłótni coś takie uznałbym za nieznośne, ale Daehyun po prostu zawsze jest miły.

Nie mam pojęcia, czy Sohee wie, że go odwiedziłem. Pewnie nie, bo nadal ze mną rozmawia. Dzięki ci, Boże, za małe cuda.

- Ej! - patrzę Daehyunowi w oczy. - Co tu robicie?

- To samo co wy - odpowiada zwięźle Sohee. - Słuchamy muzyki. Odwołali mi trening. Petro jest chory.

- Petro? - powtarza Byuly.

- Petro Petrov, mój trener.

Z trudem tłumimy z Byulyi śmiech. Sohee na szczęście tego nie zauważa. Dziwne, ale nagle do mnie dociera, że od bardzo dawna nie widziałem bliźniąt razem. Mają podobne figury, choć Sohee jest o wiele drobniejsza. Mimo to, że jest wyższa od rywalek. Po tym, jak gwałtownie urosła, musiało minąć sporo czasu, zanim ponownie odnalazła się na tafli. Daehyun tłumaczył mi kiedyś, że u osoby wysokiej środek ciężkości znajduje się wyżej, a przez to pomyłki są bardziej widoczne. Brzmi sensownie. Teraz jednak odzyskała pewność siebie i nikt nie może jej lekceważyć.

Czuję, że dostrzega napięcie między Daehyunem a mną i na pewno dokładnie to sobie przemyśli.

- Dlaczego się nie przebraliście? - pyta Byulyi.

- Przebraliśmy. - Swoje uśmiecha się po raz pierwszy. - Za bliźnięta.

Byulyi odpowiada uśmiechem.

- No jasne, teraz widzę. Jedno - czy dwujajowe?

- Nie masz pojęcia, ile osób nas o to pyta - wtrąca Daehyun.

- I co im mówicie?

- Że mam ptaka.

O Boże. Wszyscy parskają śmiechem, a mi płoną policzki. Pomyśl o czymś innym, Youngjae. Czymkolwiek. Ogórek. Banan. Cukinia. Cholera. Nie, nie, nie, nie! Odwracam się, gdy Sohee dławi się komicznie.

- Zmieńmy temat - rzuca.

- Nie jesteście przypadkiem głodni? - walę bez namysłu. No nie. Bogu dzięki, że czytanie w myślach to ściema.

- Umieram z głodu - zapewnia Daehyun.

- Mówi ktoś, kto przed chwilą wciągnął trzy burrito - mruczy Sohee.

Daehyun gładzi się po brzuchu, aż brzęczą jego bransoletki.

- Zazdrościsz mi.

- To nie fair. Daehyun obżera się od rana do nocy i je same potworne rzeczy...

- Pyszne rzeczy - poprawia.

- Same potworne i pyszne rzeczy i nie tyje ani odrobinę. A ja liczę kalorie w każdym posiłku.

- Co? - Byulyi nie wierzy własnym uszom. - Masz boską figurę. Naprawdę, boską.

Sohee przewraca oczami.

- Powiedz to mojemu trenerowi. I komentatorom sportowym.

- I mamie - dorzuca Daehyun. Sohee łypie na niego groźnie. Odpowiada tym samym. Niesamowite, że mają to samo mordercze spojrzenie.

I nagle parskają śmiechem.

- Wygrałem! - twierdzi Daehyun.

- O nie. Roześmiałeś się pierwszy.

- Remis - orzekła Byulyi.

- Ej! - Sohee patrzy na mnie i natychmiast poważnieje. - Czy to nie twój chłopak?

O niech to szlag.

Do tego stopnia mnie zaskoczyli, że zapomniałem, iż Jaebum zjawi się lada chwila. Najchętniej wepchnąłbym Daehyuna z powrotem za Anioła Piekieł, a sądząc po jego minie, też nie miałby nic przeciwko temu. Jaebum przeciska się przez tłum jak wilk na łowach. Macham bez entuzjazmu. Odpowiada skinięciem i wraca wzrokiem do Daehyuna.

Zamyka mnie w objęciach wytatuowanych ramion.

- Jak koncert?

- Super - mówię szczerze. Obejmuje mnie mocno. - To mój sąsiad, Daehyun. Pamiętasz? - Jakby któreś z nas zdołało zapomnieć.

- Cześć. - Daehyun najchętniej zapadłbym się pod ziemię.

- Cześć - rzuca Jaebum znudzonym głosem. Przy czym to nawet nie jest jego typowy znudzony głos; to znudzony głos, którym chcę powiedzieć: widzisz, jak bardzo mam cię w dupie?

- A to jego siostra, Sohee.

- Widzieliśmy wasz występ -  mówi Sohee. - Byliście super.

Jaebum mierzy ją wzrokiem.

- Dzięki - odpowiada po chwili. Grzecznie, ale obojętnie. Jego zachowanie zbija ją z tropu. Wraca do mnie wzrokiem i marszczy brwi. - W coś ty się ubrał?

Powiedział to w taki sposób, że nie mam ochoty odpowiadać.

- Przebrała się za mnie - mówi Byulyi.

Jaebum w końcu ją dostrzega.

- A ty jesteś nim. No cóż. Szczerze mówiąc, nie będę płakał, kiedy Halloween się skończy.

Jestem w szoku. Obecność Daehyuna obudziła w nim najniższe instynkty.

- Moim zdaniem wyglądają super. - Daehyun prostuje się na całą wysokość. Z góry patrzy na mojego chłopaka. - I fajnie, że robią to co roku.

Jaebum pochyla się i mówi tak cicho, że tylko ja go słyszę.

- Idę spakować sprzęt do wozu. - Całuje mnie szybko, zaraz jednak zmienia zdanie. Zwalnia i całuje mnie naprawdę. - Napiszę, kiedy skończę. - I odchodzi, z nikim się nie żegnając.

Umieram że wstydu.

- On... źle znosi większe grupy.

Sohee krzywi się z niesmakiem, a mi robi się słabo, bo wiem, co sobie myśli - prowokuję Daehyuna, a jednocześnie zadaję się z czymś takim. Tylko to wcale nie był mój chłopak. Pogarda na twarzy Daehyuna jest jeszcze gorsza. Już sobie wyobrażam rozmowy, w których Sohee wykorzysta tę sytuacją, by dowodzić, że jestem płytki i niegodny jego przyjaźni.

Patrzę na Byulyi.

- Przepraszam. Na pewno nie to chciał powiedzieć.

- Co tam. - Wznosi oczy do nieba. - Wiesz, że mnie nie znosi. Też za nim nie przepadam.

Zniżam głos.

- Nieprawda, że cię nie znosi.

Wzrusza ramionami. Nie wytrzymam tego dłużej, nie przy bliźniętach, więc biorę Byulyi za rękę i odchodzę na bok.

- Musimy już iść. Na kolejnej scenie zagra zespół, który strasznie chciałem zobaczyć.

- Dobrze, idziemy z wami - decyduje Sohee. - Znacie te zespoły lepiej niż my.

Wyję w głębi duszy, gdy idą za mną i milczącą grobowo Byulyi. Mijamy tłumy duchów, kościotrupów, piratów i docieramy do sceny numer sześć, na której kiepski zespół punkowy kończy grać.

- Co to za zespół? - pyta z nienacka Sohee.

- Płonące Oliwki?

- Piekielne Diabły - poprawia zirytowana Byuly.

- Głupia nazwa - decyduję.

- Oliwki jeszcze gorsza - zauważa Sohee. - Zdawało mi się, że bardzo chciałeś ich zobaczyć.

- Myślałem, że są inni - mruczę.

- Coś takiego - mówi Daehyun.

W tym „Coś takiego" jest niedowierzanie, a ja wstydzę się coraz bardziej. Obstaję przy swoim, usiłuję zatracić się w muzyce, ale nie mieści mi się w głowie, że kilka minut temu mój chłopak tak paskudnie potraktował Byulyi. Że Daehyun widział, że traktuje ją tak okropnie. I cieszę się, że zareagował, zanim Jaebum jeszcze bardziej pogorszył sytuację, ale dlaczego to musiał być akurat on? To ja powinienem się odezwać. Pomarańczowe słońce zalewa nas żarem. Znowu oblewam się potem. Zastanawiam się jak bardzo źle wyglądam. W końcu mała chmurka zasłania bezlitosne słońce. Wzdycham z ulgą.

- Nie ma za co - mówi Daehyun.

Dopiero wtedy dostrzegłem, że stoi za mną. To on jest tą chmurką.

Uśmiecha się dziwnie ponuro.

- Wydawało mi się, że ci gorąco.

- Zespół jest do bani, a poza tym strasznie bolą mnie nogi - oznajmia Byulyi. - Chodźmy stąd.

Telefon wibruje mi w kieszeni. Wiadomość od Jaebuma.
„Jestem na łączce koło punktu pierwszej pomocy. A ty?"

Początkowo planowałem, że przez jakiś czas posiedzimy z Jaebumem i Byulyi, a o zmierzchu wrócimy do domu. Uwielbiam Halloween. Tylko że teraz nie mam ochoty bawić się razem z Byulyi i Jaebumem. I naprawdę chcę zostać teraz z przyjaciółką, ale z Jaebumem nie widziałem się od dwóch tygodni.

Nie. Powinienem zostać z Byulyi.

- Jaebum? - domyśla się.

- Tak. Chce się spotkać, ale napiszę mu, że wolę wcześniej iść do domu.

- Bedzie wściekły, jeśli nie przyjdziesz.

- Nie będzie - zapewniam i zerkam niespokojnie na Daehyuna. Choć tak w sumie Byulyi ma rację. Tylko że w jej ustach jakimś cudem to brzmi gorzej, niż jest naprawdę.

- Nie widzieliście się od dawna. Nie chcę stać na drodze waszych amorów.

Wolałbym, żeby Daehyun tego wszystkiego nie słyszał.

- Jest w porządku, serio - ciągnie. - Jeszcze trochę zostanę z nimi - wskazuje bliźnięta - a potem wrócę autobusem do domu. Jestem zmęczona.

Odpycha mnie, bo jest urażona. Kiedy jest w takim humorze, nie ma na nią rady, trzeba jej ustąpić.

- No dobra, czyli pogadamy wieczorem?

- Leć - mruczy.

Zanim odejdę, jeszcze raz ukradkiem zerkam na Daehyuna. I zaraz tego żałuję. Wydaje się bardzo udręczony. Jakby za wszelką cenę chciał mnie zatrzymać, ale nie pozwalają mu na to jego niewidzialne demony.

Żegnam się niewyraźnie i idę w stronę łąki.

Jaebum opiera się o namiot pierwszej pomocy. Na mój widok się odpręża. Cieszy się, że przyszedłem sam. Ale kiedy go całuję, znowu sztywnieje. Przeszywa mnie dreszcz.

- Nie teraz, Youngjae.

Odmowa boli. Czy to przez mój wygląd?

- Nadal się z nim spotykasz - mówi.

Czyli jest zazdrosny. Znowu się pocę.

- Z kim? - Gram na zwłokę.

- Z tym debilem, lamusem, idiotą.

Nie podoba mi się to w jaki sposób nazywa Daehyuna.

- To wcale nie jest zabawne. A to, co powiedziałeś Byulyi, było okropne.

Krzyżuje ręce na piersi.

- Od dawna się z nim spotykasz?

- Nie spotykam się z nim. Natknęliśmy się na niego i jego siostrę przypadkiem, przysięgam. - Milczy, więc nerwowo paplam dalej: - Daję ci słowo, wpadliśmy na nich z Byulyi całkiem przypadkowo, i to najwyżej trzy minuty przed tym, zanim przyszedłeś.

- Nie podoba mi się, jak na ciebie patrzy.

- Jaebum, to jest tylko mój sąsiad.

- Ile razy widziałeś się z nim od tamtego spotkania w sklepie z płytami?

Waham się i w końcu decyduję na coś na kształt prawdy.

- Czasami w weekendy widuję go przez okno.

- Przez okno? Przez okno w twoim pokoju? W sypialni?

Mrużę oczy.

- A potem zaciągam zasłonę. Koniec dyskusji.

- Youngjae, nie wierzę, że...

- Nigdy mi nie wierzysz!

- Bo zawsze i wszędzie kłamiesz! Myślisz, że nie wiem, że coś przede mną ukrywasz? Co się wydarzyło w lesie Muir?

- Co?

- Słyszałeś. Gunhee chciał cię sprowokować, żebyś mi coś wyznał, wtedy, na kolacji. On był z wami, prawda? Ten sąsiad.

- Jezu, całkiem oszalałeś. To był piknik. Rodzinny piknik. Odbija ci, wymyślasz coś sobie. - Wpadam w panikę. Skąd wie?

- Czyżby?

- Tak!

- Bo jedno z nas bardzo się tym denerwuje.

- Tak, bo zarzucasz mi okropne rzeczy! Nie mieści mi się w głowie, że myślisz, że mógłbym cię okłamać w takiej sprawie! - Jezu, pójdę do piekła, to już pewne. Zaczynam płakać. - Dlaczego od razu zakładasz, że chciałbym cię zdradzić?

- Sam nie wiem. Może dlatego, że nigdy nie jesteś taki sam. Nic w tobie nie jest prawdziwe.

Te słowa są jak cios w serce.

Jaebum widzi, że posunął się za daleko. Wzdryga się, jakby znikło zaklęcie.

- Przepraszam, nie chciałem tego powiedzieć. Wiesz przecież, że uwielbiam te twoje szalone kreacje.

- Zawsze mówisz to, co myślisz - szepczę.

Przez dłuższą chwilę masuje sobie skronie.

- Przykro mi. Chodź tutaj. - Obejmuje mnie serdecznie. Odwzajemniam uścisk, ale mam wrażenie, że Jaebum znika. Chcę mu powiedzieć, że mi przykro, ale boję się wyznawać mu prawdę. Nie chcę go stracić.

Kiedy dwoje ludzi się kocha, wszystko ma się udać. Musi się udać. Bez względu na okoliczności. Przypominają mi się piosenki, które pisze, te, które gra w swoim mieszkaniu tylko dla mnie. Myślę o naszej przyszłości, gdy nie będę już zależy od rodziców. Kostiumy za dnia, kluby muzyczne w nocy. Oboje odniesiemy sukces, i to dzięki sobie.

Dzięki naszej miłości.

Jaebum całuje mnie w szyję. W podbródek. W usta. Całuje mnie chciwie, zaborczo. Jaebum to ten jeden, jedyny. Kochamy się, więc na pewno tak jest.

Odrywa się ode mnie.

- To jestem prawdziwy ja. A ty?

Kręci mi się w głowie.

Ale na wargach czuję tylko smak strachu.

Smak kłamstwa...

✂✂✂

Chyba najgorszy rozdział do tej pory mehh...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro