Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✴21✴

Kiedy następnego ranka przechodzę koło domu Jungów, ktoś na mnie czyha, ale nie ten bliźniak, którego chciałbym zobaczyć.

- Musimy pogadać - Sohee krzyżuje ręce na piersi. Najwyraźniej czekała na mnie, zanim uda się na poranne bieganie. Stwierdzenie, że jestem zdenerwowany, to naprawdę mało powiedziane.

- O czym? - Zasłaniam się torbą; dzisiaj idę do szkoły z błyszczącą torbą z new balance.

- Co ty wyprawiasz?

Rozglądam się niespokojnie.

- Eee... idę do szkoły?

- Z moim bratem. - W jej głosie pojawiają się jeszcze twardsze nuty. - To się musi natychmiast skończyć. Mam już dosyć tego, jak go wykorzystujesz.

- Słucham?

- Nie udawaj idioty.Wiesz doskonale, o co mi chodzi. Zawsze miał do ciebie słabość; zrobi, co tylko zechcesz. Więc jak, zerwałeś wczoraj z chłopakiem, zanim wróciłeś do domu z Daehyunem pod rękę?

Rumienię się.

- Zaproponował mi pomoc, bo stłukły mi się okulary. Nic nie widziałem.

- Oczywiście, i dlatego flirtowałeś i wtulałeś się w niego, tak?

Nie wiem, co odpowiedzieć.

- On nie jest taki jak ty - mówi dalej. - Nie jest zbyt doświadczony. Miał tylko jednego chłopaka, i to krótko, i to nie na poważnie. Nie sądzę, żeby posunął się dalej niż do pocałunku.

Rumienię się coraz bardziej. Sugeruje, że je - owszem, a to nie jej sprawa.

- Innymi słowy, mój brat nie ma pojęcia, jeśli chodzi o związki i sam w życiu nie zorientuje się, że ktoś robi go w balona. Ale ja tak, więc dobrze ci radzę, zostaw go.

Oczy zachodzą mi mgłą. Nadal nie jestem w stanie znaleźć odpowiednich słów.

Sohee podchodzi o krok bliżej.

- Powraca do domu specjalnie po to, żeby cię zobaczyć, rozpacz, ilekroć okazuje się, że wyszedłeś gdzieś z Jaebumem czy jak mu tam. Przestań się nim bawić.

Dość tego.

- Mylisz się. - Prostuję się powoli, kręg po kręgu. - Jesteśmy z Daehyunem przyjaciółmi. Przyjaciółmi; wiesz, co to znaczy? - Zawieszam głos, przecząco kręcę głową. - Nie, pewnie nie.

- Owszem, wiem. I wiem, że zawracasz w głowie mojemu najlepszemu przyjacielowi.

- Zawracam... zawracam mu w głowie? A co powiesz na to, jak sama go okłamałaś? Dwa lata temu? Kiedy powiedziałaś mu, że nie chciałem przyjść na imprezę?

Teraz to ona się rumieni.

- Obawiasz się, że znowu go stracisz. Pewnie teraz, gdy wyjechał na studia, czujesz się bardzo samotna. - Mijam ją. - Pewnie nie jest łatwo, gdy największy fan zostawia cię i zaczyna żyć własnym życiem.

Łapie mnie za rękaw bluzy, żeby mnie zatrzymać.

- Tu nie chodzi o mnie.

- Zawsze chodzi o ciebie. - Wyrywam się. Jestem naprawdę zły. - Ale żebyś wiedziała; twój brat ma własne życie. I choć nie występuje przed tysiącami widzów, jest równie zdolny jak ty. Tylko że ty tego nigdy nie zauważasz, bo i ty, i twoja rodzina funkcjonujecie tylko w egoistycznym świecie Sohee.

- Nie on jeden ma talent - cedzi. Mam dwóch zdolnych braci. A Daehyun wie, że nam na nim zależy.

- Czyżby? Jesteś tego pewna?

- Powiedziałby, gdyby było inaczej. - Ale nagle wydaje się zaniepokojona.

- I mówi - cedzę przez zęby. - Do mnie, do moich rodziców. A teraz przepraszam bardzo, ale spieszę się do szkoły.

✂✂✂

Zarzuty Sohee krążą mi nad głową jak czarne chmury. Wykorzystuję go. Nie robię tego celowo - nigdy celowo nie skrzywdziłbym Daehyun - ale też wiem, że nie wychodzi mu to na dobre. Jej słowa zabolały, a już naprawdę krzywię się wstydliwie, ilekroć przypomnę sobie ten zarzut o flirtowaniu.

Jeszcze gorsza jest świadomość, że miał chłopaka. Nawet jeśli brak mu doświadczenia, nie powinienem na wieść, że kogoś miał. A robi mi się niedobrze. Przecież mam Jaebuma, a Daehyun też mógłby kogoś mieć. Teraz.

O Boże. Na myśli o nim z nowym chłopakiem robi mi się słabo. Błagam, nie miej nowego chłopaka, póki nie oswoję się z tą całą przyjaźnią.

I czuję się jeszcze gorzej, bo to przecież bardzo egoistyczne życzenie.

Jaebum dzwoni po szkole i informuje, że czeka go kolejna Sobota w Santa Monica. Wiedziałem, że planowali tam dalsze koncerty, ale fakt, że nie wspominał o tym wcześniej w tym tygodniu, sprawia, że zaczynam podejrzewać, że chodzi o dodatkowy występ, że ucieka przed niedzielnym lunchem. Nie widziałem go od tamtej strasznej kolacji. Najchętniej wtuliłbym się w niego i liczył, że wszystko znowu będzie dobrze między nami.

Proponuje, że wyskoczymy razem na kolację, gdy będę miał przerwę w pracy. Umawiamy się w obskurnej tajskiej knajpce. Nie jestem w stanie trzymać rąk z dala od niego. Pragnę bliskości. Właściciel łypie ja nas groźnie, gdy całujemy się przy stoliku w kącie.

- Przyjdziesz do mnie po pracy? - pyta.

- Heechul ma po mnie przyjechać, nadal mam szlaban. A jutro, zanim wyjedziecie? Mogę powiedzieć, że mam wcześniejszą zmianę?

- Wyjeżdżamy wcześnie, w Los Angeles jest sklep muzyczny, do którego chcemy zajrzeć. Nie rób takiej miny Youngjae - dodaję, widząc jak się dąsam. Splata swoje palce z moimi. - Zobaczymy się za kilka dni.

✂✂✂

Bez niego weekend mija bardzo powoli. A także bez Daehyuna. Zostaje po nim tylko wspomnienie, na szczęście nie osad z fusów, tylko kartka przyklejona do okna: „Mistrzostwa. Do zobaczenia za tydzień". Dlaczego wcześniej nie mówił, że wyjedzie? Czy Sohee powiedziała mu o naszej kłótni?

Chciałbym do niego zadzwonić, ale nie mam numeru telefonu. Mógłbym oczywiście poprosić Byulyi. - na pewno zapisała go w pamięci komórki - ale boję się, że wyszłoby dziwnie, gdybym tak za wszelką cenę usiłował się z nim skontaktować. Sohee pewnie urwałaby mi głowę, gdyby się dowiedziała. Więc tylko odrabiam lekcję i gapię się na kartkę w oknie.

Jest już środa i kartka nadal wisi.

Im dłużej wpatruję się w jego pismo - bardzo kanciaste, bardzo miękkie - tym bardziej chcę sam sobie udowodnić, że możemy być przyjaciółmi. Lubię go, a on mnie. Nie jest w porządku, że Sohee zabrania nam nawet spróbować.

I dlatego jakimś cudem znajduję się w pociągu do Berkeley. Myślę intensywnie. Nie tylko o tej przyjaźni, ale też coraz bardziej nerwowo myślę o moim segregatorze. Nie do wiary, że mu go dałem. Cały! Nie tylko pięć czy sześć stron z projektami, nie, cały, pół roku planów. Co sobie myśli, kiedy go przegląda? Przypominam sobie kolejne fotografie, beztroskie, pełne koronek i kiczu, moje odręczne notatki i szkice, i najchętniej zapadłbym się po ziemię. Pewnie uważa, że mam lukier zamiast mózgu.

Muszę to odzyskać.

Zresztą notatki naprawdę będą mi potrzebne. Czeka mnie mnóstwo pracy przy sukni. Więc tak naprawdę kierowały mną czyste praktycznie względy, gdy tuż po lekcjach wsiadłem do pociągu. Te podmiejskie są ładniejsze niż te tłukące się przez San Francisco. Minął od stacji do stacji z głośnym rykiem, ale pasażerowie są jak zawsze znudzeni i zaspani. Nerwowo bawię się okularami słonecznymi w czerwonych oprawkach i patrzę, jak za oknem miga brudny przemysłowy krajobraz Oakland.

Nudna podróż. Trwa tylko dwadzieścia minut, ale jeśli do tego dodać czekanie na pociąg i na poprzedni, którym dojechałem do dworca, robi się z tego ponad godzina. Nie do wiary, że Zelo robi to codziennie. Teraz już wiem, gdzie się uczy. Spędza w pociągu godzinę - nie, dwie, bo też droga powrotną - tylko po to, żeby zobaczyć się z Yonggukiem. A on co weekend jeździ do niego.

Co Daehyun powie na mój widok? Wie, że to długa wyprawa. Może powinienem powiedzieć, że byłem tu na zakupach i pomyślałem, że wpadnę do niego. Przyjaciele tak robią, prawda? A potem od niechcenia wspomnę o segregatorze i zabiorę go do domu. Tak jest, przyjaźń i segregator. Bo tak przecież jest naprawdę.

Więc dlaczego nie powiedziałem Jaebumowi?

Poruszam się niespokojnie i odpychamy od siebie to pytanie.

Najwyraźniej szlaban dotyczy tylko spotkań z moim chłopakiem. Kiedy powiedziałem Heechulowi, że wybieram się do Byulyi na maraton serialowy, nawet nie mrugnął, ba, dał mi jeszcze pieniądze na pizzę. Myślę, że mam wyrzuty sumienia z powodu Mihee. Minęło już dziesięć dni, a nic nie wskazuje na to, by miała się wkrótce wyprowadzić. Wczoraj nawet jedna z jej stałych klientek przyszła na wróżbę. Rodzice i ja byliśmy już w łóżkach, gdy ktoś zaczął histerycznie, nerwowo dzwonić do drzwi. Domyślam się, że wieczorem, po powrocie Gunhee, dojdzie do kolejnej przykrej rozmowy. Heechul pewnie też wolałby oglądać telewizję i jeść pizzę.

Nie wiem właściwie, czemu mu nie powiedziałem, że wybieram się do Daehyuna. Naprawdę nie sądzę, żeby miał coś przeciwko temu. Może raczej obawiałem się, że powiedzą o tym Jaebumowi. To znaczy, oczywiście sam mu o tym powiem, w odpowiedniej chwili, kiedy już będzie całkiem, ale to całkiem jasne, że łączy mnie z Daehyunem tylko przyjaźń.

Kiedy poczujemy się ze sobą swobodnie.

Wysiadam w centrum Berkeley i idę w stronę kampusu. Po rozmowie z Zelo wiem, w którym akademiku mieszka Daehyun. Wydrukowałem sobie mapkę z Internetu. Nie powinienem mieć większych problemów, choć minęło już sporo czasu, odkąd tu ostatnio byłem. Czasami w weekend zaciągałem tu Byulyi na zakupy, ale od zeszłych wakacji - od Jaebuma - nie wybieraliśmy się nigdzie razem.

Tutejsze budynki mają w sobie więcej Kalifornii niż San Francisco; są ładne, ale nowe i zadbane. Tu wszystko jest z cegły. Wszędzie rosną piękne drzewa, ocieniają uliczki, szersze, czystsze, spokojniejsze. Ale panuje tu duży ruch, a wszyscy, którzy mnie mijają, czy to pieszo, czy na rowerze, są w wieku studenckim.

Prostuję się, żeby dodać sobie pewności siebie.

Dziwnie się czuję na myśl, że Daehyun tu mieszka. W moich wspomnieniach do tego stopnia zlewa się z lawendowym domem na ulicy, że nie wyobrażam go sobie w innym miejscu. A może właśnie tutaj robi zakupy. A tutaj wpada na tacos. A w tamtym sklepie kupuje drobiazgi z logo drużyny uniwersyteckiej.

Nie. Nie wyobrażam sobie Daehyuna w koszulce z misiem.

I dlatego jest moim przyjacielem.

Kolejny kwadrans zajmuje mi dotarcie do akademika. Odruchowo doliczam ten czas do listy zalet Zelo i Yongguka. Nie do wiary, ile dziennie poświęcają czasu, żeby się spotkać. A nigdy nie słyszałem, żeby narzekali, nigdy. I pomyśleć, że Daehyun tak często przyjeżdża do domu! I to z ciężką torbą!

Nagle przychodzi mi do głowy niepokojąca myśl. Jak na faceta, Daehyun ma sporo ciuchów; niemożliwe, żeby przywiózł do domu całe pranie. Czyli pierze tutaj. Czyli... Co właściwie? Pranie to pretekst, żeby przyjechać do domu na weekend? Przecież nie potrzebuje pretekstu, żeby spotkać się z Sohee. Czeka na niego. A więc wymówka jest po to, by ukryć inny powód częstych przyjazdów.

W głowie rozbrzmiewa mi głos Sohee: Powroty do domu specjalnie po to, żeby cię zobaczyć. I niewygodne pytanie. A co ja niby teraz robię? Przyjechałem przecież tu specjalnie po to, żeby się z nim zobaczyć.

O rany...

Zatrzymuję się jak wryty. Akademik to dwa budynki, po dwóch stronach ulicy. Wymyśliłem sobie, że to będzie wieżowiec, że wejdę do środka, podejdę do... do recepcji i... Ale nie dość, że nie ma żadnej recepcji, to na dodatek są to dwa budynki, oba przypominają labirynt pawilonów. Pawilonów zła otoczonych wysokim ogrodzeniem.

I co teraz?

Tylko spokojnie, Youngjae. Na pewno znajdziesz jakieś rozwiązanie. Coś wymyślisz. Nie ma problemu. Przecież dotarłeś aż tutaj.

Naciskam klakę furtki. Zamknięta.

Niech to szlag.

Chwileczkę. Ktoś nadchodzi! Wyjmuję komórkę z kieszeni i paplam jak najęty:

- O Jezu, wiem. A widziałeś kolesia w ostrogach na stacji benzynowej? - Udaję, że wyciągam rękę do furtki w tej samej chwili, gdy dziewczyna po drugiej stronie naciska klamkę. Przytrzymuję ją. Macham jej z wdzięcznością, przechodzę i dalej mówię sam do siebie.

Jestem wewnątrz. Wewnątrz.

Byulyi byłaby ze mnie taka dumna! No dobra, jaki byłby jej następny krok? Rozglądam się po dziedzińcu i z rozpaczą stwierdzam, że w wewnątrz sytuacja wygląda jeszcze gorzej niż zza ogrodzenia - niekończące się budynki, piętra, korytarze. I wszędzie zamki. Na wszystkim. Pieprzona forteca.

Co za głupi pomysł. Najgłupszy ze wszystkich głupich pomysłów, jakie miałem w moim głupim życiu. Powinienem po prostu wrócić do domu. Przecież nadal nie mam pojęcia, co chciałem powiedzieć, gdyby udało mi się dotrzeć do Daehyuna. Ale wkurza mnie, że dotarłem już tak daleko. Siadam na ławce i dzwonię do Byulyi.

- Musisz mi pomóc.

- Jak? - Jest podejrzliwa.

- Jak mam się dowiedzieć, w którym budynku mieszka Daehyun?

- A potrzebujesz tej informacji, bo...

Ściszam głos.

- Bo... Jestem w Berkeley?

Długa cisza.

- Och, Youngjae. - I westchnienie. - Mam do niego zadzwonić?

- Nie!

- Więc chcesz się tak zjawić bez zapowiedzi? A jeśli nie będzie go w domu?

Cholera. O tym nie pomyślałem.

- Dobra, daj spokój - mruczy Byulyi. - Zadzwoń do niego, jak mu tam, Zelo.

- Głupio mi. Nie masz dostępu do uniwersyteckiej bazy danych czy czegoś takiego?

- Nie sądzisz, że gdybym miała dostęp do czegoś takiego, już dawno bym z tego skorzystała? Nie, musisz zwrócić się do informatora. Twoim informatorem w tech chwili jest Zelo.

- A nie ty?

- Cześć, Youngje.

- Poczekaj! Jakby dzwonili moi rodzice, powiedz, że jestem w toalecie. Jemy pizzę i oglądamy seriale.

- Nienawidzę cię.

- A ja cię kocham.

Rozłącza się.

- No dobrze - mówi ktoś za mną. - Po pierwsze, nie jesteś w toalecie, po drugie nie jesz pizzy, po trzecie: kogo kochasz?

Odwracam się gwałtownie i rzucam mu się na szyję.

- Nie wierzę!

Zelo wyplątuje się z moich objęć.

- Co ty tu robisz?

- Dobrze trafiłem? Mieszkasz tutaj? W którym budynku? - Rozglądam się nerwowo.

- Nie, nie wiem. Niby dlaczego miałbym zaufać chłopakowi w żółtym sztormiaku w słoneczny dzień?

Uśmiecham się.

- Jakim cudem zawsze jesteś w odpowiednim miejscu w odpowiedniej chwili?

- To mój dar. - Wzrusza ramionami. - Szukasz Daehyuna?

- Powiesz mi, gdzie mieszka?

- A wie, że się do niego wybierasz?

Nie odpowiadam.

- Aha.

- Myślisz, że będzie miał coś przeciwko temu?

Zelo kręci przecząco głową.

- Nie będzie, na pewno. No, chodźmy. - Prowadzi mnie przez dziedziniec, w stronę brązowego budynku na tyłach kompleksu. Wchodzimy na piętro, otwiera drzwi i znajdujemy się na drugim piętrze, w brzydkim, zniszczonym korytarzu. Idzie przede mną, tupiąc głośno ciężkimi butami na bieżniku. Daehyun nigdy nie tupie.

A Jaebum?

- Tu jest mój pokój. - Zelo wskazuje tandetne drzwi z drewnopodobną okładziną. Parskam śmiechem, widząc przyklejony do nich rysunek. To karykatura Zelo w napoleońskim kapeluszu. - A tutaj... - Idziemy dalej i zatrzymujemy się przy czwartych drzwiach z kolei. - Jung Daehyun. - Na jego drzwiach też wisi karykatura. Szkic nagiej kobiety jadącej na białym tygrysie. W nosi do nieba topór bojowy.

Zelo się uśmiecha.

- Czy to... na pewno jego pokój?

- Z całą pewnością.

Przyglądam się nagiej lasce na tygrysie. Jest chudą blondynką, nikogo mi nie przypomina. Choć to i tak bez znaczenia. A już na pewno nie powinna mnie obchodzić opinia kogoś, kto coś takiego wiesza na drzwiach. A jednak.

- Śpieszę się na pociąg - mówi Zelo. - Powodzenia. - Wybiega z budynku.

Zabiję go, jeśli sobie ze mnie zakpił.

oddycham głęboko. Raz. Drugi.

A potem pukam.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro