Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✴18✴

Następnego dnia Gunhee budzi mnie wcześniej, żebyśmy mogli porozmawiać, zanim pójdę do szkoły. I, jak się domyślam, za karę. Przespałem zaledwie trzy godziny. Ubieram się, zerkam przez zaciągnięte zasłony i widzę, że okno Daehyuna jest odsłonięte. Obie torby zniknęły.

Coś boleśnie kuje mnie w piersi.

Schodzę do kuchni jak na ścięcie. Heechul nie śpi - choć nigdy o tej porze nie wstaje. Szykuje jajecznicę. Gunhee siedzi już za stołem w jednym z najlepszych garniturów i sprawdza pocztę elektroniczną. Po Mihee nie ma ani śladu. Pewnie śpi na rozkładanej kanapie w gabinecie Gunhee.

- Proszę. - Heechul podaje mi kubek kawy. Nie lubi, gdy sięgam po kofeinę, więc sprawa jest poważna. Siadamy koło Gunhee, który zaraz odkłada telefon.

- Posłuchaj, Youngjae, rozumiemy, dlaczego wczoraj wyszedłeś. - zaczyna. - To jednak nie tłumaczy twojego zachowania. Śmiertelnie nas wystraszyłeś.

No, teraz jest mniej więcej tak, jak się tego spodziewałem.

Następuje wykład, którego się obawiałem. Przykry, długi, i zwieńczony karą - szlaban na miesiąc. Nie wierzą, kiedy zapewniam, że nie ja paliłem trawkę, choć wiedzą, że należała do Jaebuma, i za żadne skarby świata nie mogę ich przekonać do mojej wersji wydarzeń. Dokładają mi drugą przemowę - o szkodliwości narkotyków. Kusi mnie, by wskazać zamknięte drzwi do gabinetu i mruknąć:

- Hello!

Ale tego nie robię.

Dłuży mi się i droga do szkoły, i wszystkie lekcje. Byulyi próbuje mnie rozerwać opowieściami o nerwowym pracowniku, którego jej rodzice zatrudnili w restauracji. Jest przekonana, że ukrywa mroczną historię, na przykład bierze udział w programie obrony światków albo wie coś, czego nie powinien, o naszym rządzie. Ja jednak mogę myśleć tylko o jednym - o tym, co będzie wieczorem.
Nie pracuję, nie mam randki z Jaebumem - i nie będę miał, poza niedzielnym lunchami, przez miesiąc, o ile oczywiście Jaebum w ogóle raczy przyjąć w niedzielę. I... nie ma Daehyuna.

Cóż, przez najblizszy miesiąc będę miał dość czasu, by popracować nad sukienką dla mojej znajomej.

Ta myśl wcale nie poprawia mi humoru. Z gorsetem idzie mi jako tako, ale rogówka mnie wykańcza. Nie mogę znaleźć dobrego wzoru. Po południu odrabiam lekcje i piszę z Byulyi.

Mihee w kuchni rozmawia z Heechulem. Przywieźli dzisiaj jej rzeczy. Pod kartonowymi pudłami nikną antyki Gunhee. Zagracają cały salonik. Roztaczają zapach kadzideł i kurzu. Mihee mówi coś cicho. Podgłaśniam muzykę. Nadal jej nie widziałem. Wkrótce to się zmieni, ale odwlekam to, jak tylko mogę. Pewnie do kolacji.

O wpół do siódmej rozlega się dzwonek do drzwi.

Nieruchomeję. Nadstawiam uszy. Daehyun?

I wtedy słyszę niski głos Jaebuma. Biegnę na dół. Niemożliwe, nie, nie, nie... A jednak tak. Ba, zrezygnował nawet z czarnej koszulki na rzecz białej koszuli w prążki z długim rękawem. Spod mankietów wyglądają tatuaże. I włożył okulary, ma się rozumieć.

- Jaebum! - wołam.

- Część. - Uśmiecha się do mnie.

Heechul jest chyba równie zaskoczony jak ja. Nie ma pojęcia co dalej. Zarzucam jaebumowi ręce na szyję. Obejmuje mnie mocno, ale zaraz wypuszcza z ramion.

- Chciałem się upewnić, że dajesz radę - szepcze.

Ściskam go za rękę, nie puszczam. Nie miałem pojęcia, jak bardzo chciałem go znowu zobaczyć, mieć pewność, że między nami wszystko jest w porządku. Nie mam pojęcia, skąd mi przyszo do głowy, że coś mogłoby się zmienić poza tym, że wydawało mi się, iż wczoraj było inaczej. Przeprasza mojego ojca. Domyślam się, że przychodzi mu to z trudem. Mówi krótko, spokojnie.

- Dziękuję za te słowa, Jaebum. - Heechul waha się przez chwilę, wiedząc, co musi teraz paść: - Może zostaniesz na kolacji?

- Dziękuję, bardzo chętnie.

Jaebum wiedział, że rodzice będą mieli mu mieć za złe wczorajszy wieczór, i uprzedził ich, przychodząc do nas z własnej woli. Jest bardzo sprytny.

- Więc to ty jesteś Jaebum.

Heechul i ja sztywniejemy, gdy Mihee nonszalancko opiera się o framugę drzwi między salonikiem a kuchnią. Choć o wiele młodsza od Gunhee, wygląda na starszą od niego o dobre dziesięć lat. Dawnej miała, tak jak on i ja, okrągłą buzię, ale lata narkotyków i alkoholu zmieniły ją nie do poznania. Jest chuda, wyniszczona, jej skóra i włosy zwisają smętnie. Dobrze chociaż, że się umyła.

- Jaebum, to Mihee - mówię.

Kiwa jej głową. Wpatruje się w niego pustym wzrokiem.

- Masz tupet, przychodząc tutaj.

Na dźwięk głosu Gunhee wszyscy znowu nieruchomieją. Jaebum i ja odwracamy się, cały czas trzymając się za ręce. Czuję, jak Jaebum napina mięśnie, ale mówi głosem bez emocji, które, jak wiemy, tłamsi w sobie:

- Chciałem przeprosić. Postąpiłem nierozsądne, zabierając wczoraj Youngjae. Był zdenerwowany, chciałem mu pomóc, ale to nie był dobry sposób.

- I tu się z tobą zgodzę. To nie był dobry sposób.

- Tato!

- Gunhee - wtrąca się Heechul. - Porozmawiajmy w gabinecie.

Czekanie jest koszmarne. W końcu Gunhee odrywa wzrok od Jaebuma i idzie za Heechulem. Drzwi się zamykają. Puszczam jego dłoń i i nagle widzę, że ręce mi dygoczą.

- Mam szlaban na miesiąc.

- O cholera - mruczy.

Od strony kuchni dobiega pogardliwe prychnięcie. Jestem o krok od wybuchu.

- Przepraszam bardzo. - Jaebum wydaje się naprawdę wkurzony. - Nie miałem pojęcia, że ta sprawa dotyczy pani w jakimkolwiek stopniu.

Mihee uśmiecha się okrutnie.

- Nie, skądże, co ja mogę wiedzieć o nastolatku, który ucieka z domu i przez chłopaka pakuje się w tarapaty?

- Nie uciekłem - zauważam, a Jaebum dodaje. - Tego już za wiele.

Mihee znika nam z oczu, wchodzi do kuchni.

- Czyżby?! - woła przez ramię.

Najchętniej zapadłbym się pod ziemię.

- Przepraszam cię. Za wszystko.

- Nie musisz - rzuca szorstko. - Nie jestem tu ze względu na nich, tylko na ciebie.

Drzwi do gabinetu stają otworem. Gunhee, nie patrząc na nas, idzie do sypialni. Heechul uśmiecha się sztucznie.

- Kolacja za dziesięć minut.

✂✂✂

Gunhee zdjął garnitur. Stara się, choć nie za bardzo. Nie miałem pojęcia, że można z taką wrogością podawać komuś lazanię.

- Jaebum, jak koncert w Los Angeles? Nie wiedzieliśmy, że tak szybko wrócisz.

Czy może być gorzej?

- W Santa Monica. Dobrze, dziękuję. Zaproponowano nam dwa kolejne koncerty.

O tak, może być gorzej.

- Chcecie dużo jeździć w trasę? - włącza się Heechul. Nie wiem sam, czy w jego głosie więcej sceptyzmu, czy nadziei.

- Więcej, na pewno. Nie mam zamiaru do końca życia spisywać stanu liczników.

- Więc to twój pomysł na przyszłość? - rzuca Gunhee. - Myślisz, że macie realne szanse na sukces?

- Jezu Chryste - mówię.

Gunhee unosi ręce pojednawczo. Jaebum w milczeniu dusi złość. Mihee wpatruje się w okno. Pewnie wolałaby być też wszędzie, tylko nie tu. Grzebię widelcem w lazanii za szpinakiem na talerzu.

- Pytałem o koncert - zaczyna Gunhee po dłuższej chwili - bo przez to niestety nie mogłeś pojechać z nami na piknik. Wybraliśmy się do lasów Muir z...

- Koszem piknikowym! - wpadam mu w słowo.

Gunhee patrzy na mnie triumfalnie. To był test. Sprawdzał, czy Jaebum wie o wyprawie z Daehyunem.

- Niewiele straciłeś - zapewniam. - Oczywiście poza pysznym jedzeniem.

Jaebum wyczuwa kłamstwo, choć przy rodzicach nie śmie tego powiedzieć. Ale czuję, jak między nami wyrasta mur.

- Wiecie co? - rzucam. - Zmieńmy temat. Porozmawiajmy o Mihee.

- Youngjae - zaczyna Heechul.

Mihee odwraca głowę w moją stronę, jakbym wytrącił ją z transu.

- Tak? - Mruga szybko. - Co masz na sobie?

- Słucham?

- Co to jest? Kim dzisiaj jesteś?

Łypie na nią groźnie.

- Sobą. Jestem sobą.

Mihee marszczy brwi z dezaprobatą. Gunhee wkracza do akcji.

- Dość tego - rzuca do niej.

- Ależ skąd, ma prawo krytykować moje ciuchy. - Patrzę na jej obwisły sweter, stary łach w kolorze owsianki. - Bo to, co ma na sobie, to jest ostatni krzyk mody.

Jaebum uśmiecha się pod nosem.

- No dobrze. - Heechul wstaje zza stołu. - Komu ciasta?

Mihee wraca wzrokiem do okna. Jasne, najpierw mnie atakuje, a teraz czuje się urażona, jakby miała do tego prawo. Jaebum znowu sztywnieje, a Gunhee nie może się oprzeć, by znowu mu nie dokuczyć.

- A ty, Jaebum? W czym wystąpisz?

- W smokingu - warczę. - A w czym innym?

Jaebum wstaje.

- Na mnie już czas.

Wybucham płaczem. Gunhee jest speszony. Jaebum bierze mnie za rękę i prowadzi do drzwi. Wychodzimy na zewnątrz. Mam w nosie, że mam szlaban.

- Ja... Przepraszam.

Tym razem nie mówi, że nie muszę tego robić.

- To było okropne, Youngjae.

- Wiem.

- Powiedz, Gunhee bez problemu zaakceptował ścieżkę kariery Mihee? No wiesz, wróżbiarstwo?

Zbiera mi się na mdłości.

- W niedzielę nie będzie tak źle.

- Niedziela. - Jaebum unosi ciemną brew. - Lunch. No tak. - Puszcza moją rękę, wsuwa dłonie do kieszeni. - Mówiłeś poważnie o tym balu?

Zaskoczył mnie. Już setki razy opowiadałem mu o tym. Ocieram łzy, zły, że mam do dyspozycji tylko własne palce.

- A co?

- Yoo, mam dwadzieścia dwa lata. - Jaebum widzi moją minę i reaguje natychmiast. Tym razem bierze mnie za obie ręce, przyciąga do siebie: - Ale jeśli tak ci na tym zależy, pójdę z tobą. Skoro znoszę to wszystko, te durne obiadki, zniosę i durny bal.

Wkurza mnie, że w jego ustach to brzmi jak kara.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro