✴16✴
Skóra i kości. Nie widziałem Mihee od kilku miesięcy. Nie wiem, jak to możliwe, ale schudła jeszcze bardziej. Odkąd pamiętam, była za chuda. Teraz, oparta o poręcz na ganku, ze swetrem zwiniętym w kłębek pod głową - wygląda jak sterta suchych gałązek w hipisowskich ciuchach.
Zasnęła tylko? Czy może znowu piła?
Rumienię się ze wstydu. To jest moja matka. Nie chcę, żeby ją rozpoznał, choć to przecież oczywiste, na pewno poskładał kawałki tej układanki, zwłaszcza gdy padło to pytanie. Gunhee zesztywniał. Skręca na podjazd, gasi silnik. Nikt nie wysiada. Heechul klnie pod nosem.
- Nie możemy jej tak zostawić - stwierdza po minucie.
Gunhee wysiada, Heechul idzie za nim. Odwracam się na fotelu i widzę, jak ją szturchają, a Mihee budzi się natychmiast. Oddycham z ulgą, choć nawet nie wiedziałem, że wstrzymuję powietrze. Wysiadam z samochodu i natychmiast uderza mnie odór niemytego ciała. Daehyun jest tuż za mną, mówi coś, ale jego słowa do mnie nie docierają.
To moja matka.
Śmierdzi.
Na moim ganku.
Odsuwam się od niego, wbiegam po schodach, mijam rodziców i Mihee.
- Zasnęłam, czekając na was - rzuca gniewnie. - Nie jestem pijana, ale ten drań wyrzucił mnie z domu. - Koncentruję się na kluczu w dłoni, w zamku, na drodze do pokoju. Osuwam się na łóżko, ale ktoś mówi coś o zasłonie, nie chce przestać, więc wstaję, żeby ją zaciągnąć, i wracam ma łóżko. Słyszę ich w salonie.
- Półtora roku? - pyta Gunhee. - Mówiłaś, że tylko rok, wydawało mi się, że wszystko ustaliliśmy. Co twoim zdaniem mam...
- Nie potrzebuję twojej pomocy, muszę tylko gdzieś się zatrzymać.
Słyszy ją cała okolica. Mija dziewięć długich minut, zanim w końcu milknie. Wpatruję się w zegarek na wyświetlaczu.
Dzwoni Byulyi. Widzę, że to ona, ale nie odbieram.
Kiedy byłem mały, myślałem, że moi rodzicie to po prostu przyjaciele, którzy razem mieszkają i wymyśliłem sobię, że my z Byulyi też tak zamieszkamy, jak będziemy dorośli. Sporo czasu minęło, zanim do mnie dotarło, że sprawy mają się inaczej, ale wtedy to już nie miało znaczenia. To byli moi rodzice, koniec kropka. Kochali siebie i kochali mnie.
Ale w głębi duszy zawsze czułem cień wątpliwości.
Byłem dobry dla Heechula i Gunhee, a oni dla mnie. Ale co, jeśli nie byłem dość dobry dla Mihee? Wiem, że nie była w stanie zapewnić mi opieki, ale dlaczego nawet nie próbowała? Może to przeze mnie? I dlaczego teraz my, nasza trójka, jej rodzina - nie wystarczymy jej na tyle, by spróbowała wyjść na prostą? Może już nie ląduje na ulicy, ale... Chociaż nie, teraz znowu jest na bruku. Dlaczego nie może być normalnym, odpowiedzialnym, dorosłym człowiekiem?
Mój telefon wibruje. Wiadomości od Byulyi.
„Słyszałam. Mogę jakoś pomóc? Całusy. ”
Serce staje mi w gardle. Jak to: słyszała? Jak długo Mihee siedziała na ganku? Ile osób ją widziało? Już niemal słyszę, co powiedzą moi znajomi ze szkoły na wieść, że połowę mojego kodu genetycznego zawdzięczam bezdomnej. No jasne. To tłumaczy, dlaczego jest taka popieprzona. Pewnie była ciągle nawalona, kiedy była z Youngjae w ciąży. I nawet to nie jest prawdą. Nie połowę moich genów, nie, cały zestaw. Od samego początku byłem do niczego.
Heechul puka do drzwi.
- Mogę wejść, Youngjae?
Nie odpowiadam.
Powtarza pytanie, a gdy dalej milczę, oznajmia, że wchodzi. Uchyla drzwi.
- Och, kochanie. - Głos mu się łamie. Siada na skraju łóżka, kładzie mi dłoń na barku i wtedy zalewam się łzami. Bierze mnie ze ręce, przytula. Nagle czuję się mały i bezradny. Szlocham mu w mankiet.
- Wstyd mi za nią. Nienawidzę jej.
Obejmuje mnie mocniej.
- Czasami ja też.
- I co teraz będzie?
- Na jakiś czas z nami zamieszka.
Odsuwam się od niego.
- Na jakiś czas? - Poplamiłem mu koszulę czarną kredką do oczu. Usiłuję to zetrzeć, ale delikatnie bierze mnie za ręce. Koszula nie jest ważna.
- Najwyżej tydzień-dwa. Póki nie znajdziemy jej nowego mieszkania.
Wpatruję się w ziemię, zły, że Mihee po raz kolejny doprowadziła mnie do płaczu. Zły, że znowu jest w moim domu.
- Ma nas w nosie. Przyszła tu tylko dlatego, że nie miała się gdzie podziać.
Heechul wzdycha ciężko.
- A my nie mamy wyjaśnia i musimy jej pomóc, prawda?
✂✂✂
Na dworze robi się ciemno. Dzwonię do Byulyi.
- Bogu dzięki! Dwie godziny temu dzwonił Daehyun, umierałam ze zmartwienia. Wszystko w porządku? Przyjść do ciebie? Jak bardzo źle jest?
Eksplozja w mojej głowie.
- Daehyun do ciebie dzwonił?
- Martwił się o ciebie. Ja też się martwię.
- Daehyun ci powiedział?
- Zadzwonił do restauracji, podał rodzicom swój numer i poprosił, żeby mi przekazali, żebym się z nim skontaktowała, bo to pilna sprawa.
Zaciskam dłoń na słuchawce.
- Więc jej nie widziałaś? Nie słyszałaś? Nikt, poza nim, ci o tym nie powiedział?
Byulyi od razu wie, o co chodzi. Jej głos łagodnieje.
- Nie. Niczego nie słyszałam, w sensie, w okolicy.
Chyba nikt jej nie zauważył.
Ogarnia mnie ulga, a wraz z nią - smutek i frustracja. Po niemal minucie ciszy Byulyi ponownie pyta, czy chciałbym się u niej zatrzymać.
- Nie - odpowiadam. - Ale jutro może zmienię zdanie.
- Nie była... no wiesz?
Nie trudno się domyślić, o co jej chodzi.
- Pijana? Naćpana? Nie. Ale jest sobą, to wystarczy.
- No cóż - mruczy. - Chociaż tyle.
Ale upokarzający jest już sam fakt, że o to pyta. Mam drugie połączenie. Jaebum.
- Muszę kończyć. - Z duszą na ramieniu przełączam rozmównicę. Przed oczami staje mi okropna scena - mój chłopak i Mihee na niedzielnym obiedzie. To jeszcze skomplikuje i tak niełatwe stosunki między nim a moimi rodzicami. Co o niej pomyśli? Czy zmieni zdanie o mnie? A co, jeśli... Jeśli zobaczy we mnie coś z niej?
- Tęskniłem - mówi. - Przyjedziesz dzisiaj na koncert?
Zupełnie zapomniałem. Do tego stopnia koncentrowałem się na wczorajszym koncercie, że zapomniałem, że dzisiaj wracają na kolejny występ.
- Och... nie wiem. - Łzy już napływają mi do oczu. Nie, nie, tylko nie to. Nie dzisaj. Na dzisiaj dość już łez.
Niemal słyszę, jak prostuje się gwałtownie.
- Co się stało?
- Mihee tu jest. Chwilowo z nami mieszka.
Cisza. A potem:
- O kuuuurwa - przeciągle, na wydechu. - Przykro mi.
- Dzieki. Mnie też - dodaję.
Śmieje się cicho, ze zrozumieniem. Opowiadam mu wszystko i zaskakuje mnie, jak bardzo to przeżywa.
- Czyli co, oczekuje, że wyciągnięcie ją z tarapatów?
Przewracam się na bok, ciągle na łóżku.
- Jak zawsze.
- To bez sensu, że twoi rodzice pozwalają jej się tak wykorzystać.
Sam nie raz już o tym myślałem, ale dalej nie wiem do końca, czy to prawda. Czy obaj, a zwłaszcza Gunhee, jakoś ją do tego zachęcają? A może, gdyby nie oni, byłbym jeszcze bardziej zagubiony?
- Sam nie wiem - odpowiadam. - Poza nami nie ma nikogo.
- Posłuchaj tego, co mówisz. Bronisz ich. Na twoim miejscu byłbym wkurzony. Bo, nie jestem na twoim miejscu, a i tak jestem wkurzony.
Jego gniew podsyca moją irytację. Coraz łatwiej mi o tym mówić, o wszystkim. Gadamy jeszcze przez godzinę, aż Jaebum musi kończyć, żeby zapakować do furgonetki wszystko, czego potrzebują na koncercie.
- Przyjechać po ciebie? - pyta.
- Tak - odpowiadam.
Ubieram się z gniewem, jakiego nie czułem od lat. Na dnie szafy znajduję czarną, przezroczystą, błyszczącą koszulę, której nigdy nie lubiłem. Mocny makijaż. Obcisłe czarne spodnie z dziurami i sznurowane buty do kolan.
Dzisiaj jestem ogniem.
Zbiegam na parter. Rodzice cicho rozmawiają w kuchni. Nie mam pojęcia, gdzie jest Mihee, i nic mnie to nie obchodzi. Otwieram drzwi wejściowe, słyszę głośne:
- Hej! - Za plecami, ale już palę sobą chodnik. Gdzie Jaebum? No gdzie?
- Yoo Youngjae, wracaj tu natychmiast! - woła Gunhee z progu.
Heechul staje za nim.
- Dokąd ty się właściwie wybierasz?
- Na koncert Jaebuma! - odkrzykuję
- W takim stanie i w takim stroju na pewno nigdzie nie pójdziesz - oznajmia Gunhee. Znajoma biała furgonetka pokonuje zakręt, wjeżdża na nasze wzgórze.
Heechul klnie, obaj rzucają się do drzwi i tym samym blokują się wzajemnie. Furgonetka chamuje. Jackson otwiera przesuwane drzwi.
- Nie waż się wsiąść do tego wozu! - ryczy Gunhee.
Podaję Jacksonowi rękę. Podciąga mnie i zasuwa drzwiczki. Wpadam na stojak od keyboardu, gdy furgonetka rusza. Jaebum klnie, widząc smużkę krwi na moim ramieniu. Samochód znowu hamuje gwałtownie, gdy odwraca się, by się upewnić, że nic mi nie jest.
- Wszystko okej, jedź już!
Wyglądam przez okno na rodziców na chodniku. Zastygli w niedowierzeniu. A za nimi na schodkach ganku przed lawendowym domem siedzą Daehyun i Sohee. I wygląda na to, że siedzą ją już bardzo długo.
Odjeżdżamy z rykiem silnika.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro