✴14✴
- Na większość. Do Kanady pewnie nie. W tym czasie mam sporo zajęć na uczelni.
- Widziałeś już wiele turniejów.
Daehyun wyjmuje miękkie dynie z pieca.
- Tak. A co w tym dziwnego? - pyta z powagą, ale w jego oczach pojawia się błysk.
Z trudem powstrzymuję się, by nie rzucić w niego ścierką.
- Jak to jest z Sohee i drugim miejscem? Zaraz po powrocie mówiłeś...
- Sohee od lat uchodzi za największy talent wśród kobiet, a jednak w żadnym ważnym turnieju nie udało jej się pojechać dwóch programów pod rząd bezbłędnie. Uważa, że ktoś rzucił na nią klątwę. To dlatego w kółko zmienia trenerów i dlatego woli być trzecia niż druga. Kiedy ma brąz, cieszy się, że w ogóle załapała się na podium. Ale srebro... Tak blisko złota.
Znowu przerywam pracę.
- Fakt, drugie miejsce to przykra sprawa. - Przygląda mi się przez chwilę, po czym ponownie pochyla się nad dyniami.
Heechul wałkuje ciasto i z zainteresowaniem słucha naszej rozmowy. Odkłada wałek, sprzepuje mąkę z koszulki z napisem „Chwała serom! "
- A co u ciebie, Daehyun? Co właściwie studiujesz?
- Mechanikę precyzyjną. Niezbyt fajne, co?
- Akurat dla ciebie - zauważam.
Uśmiecha się pod nosem.
- Fakt.
- To znaczy, chciałem powiedzieć, że, no wiesz, zawsze coś konstruowałeś. Roboty, machiny...
- Automaty - poprawił. - Takie do niczego niepotrzebne roboty.
Niepokojący jest negatywny ton jego głosu. To u Jung Daehyuna rzadka sprawa. Zanim jednak zdążę zareagować, zbywa to śmiechem.
- Ale masz racje, to coś dla mnie.
- Nie znam drugiego człowieka, który potrafi to, co ty - zauważa Heechul. - I to tak w młodym wieku. W życiu nie zapomnę, jak naprawiłeś nam toster zwykłym wieszakiem, kiedy miałeś, bo ja wiem? Pięć lat? Rodzice są pewnie z ciebie bardzo dumni.
Daehyun wzrusza ramionami. Czuje się nieswojo.
- No.
Heechul lekko przechyla głowę i przez chwilę przygląda mu się uważnie.
Daehyun ponownie zajmuje się pracą, co uświadamia mi, że ja także powinienem to zrobić. Rozgniatam bataty na purèe. Monotonna czynność pozwala się wyciszyć. I choć nie podoba mi się, że marnuję wolny dzień, uwielbiam biznes ojca. Wpadł na ten pomysł przypadkiem, gdy upiekł na przyjęcie klasyczny placek ze śliwkami, kruszonką i wszyscy oszaleli. Chyba nigdy wcześniej nie jedli domowego ciasta.
Już na tamtej imprezie ktoś poprosił, żeby upiekł to samo na następny raz i następny, potem jakieś przyjęcia. W mgnieniu oka rozwinął się calu interes. Gunhee żartobliwie mówił o Heechulu, że to City Pie Boy i nazwa została. Logo to facet w stylu retro, z wąsami, uśmiechem, w fartuchu, z dymiącym plackiem w dłoni.
W miarę jak zbliża się godzina zero, rozmawiamy coraz mniej. Kiedy pakujemy ostatnie placki, Heechul znowu się denerwuje. Wszyscy ociekamy potem. Ojciec biegnie na dwór, otwiera samochód. Biorę dwa pudełka i ruszam z nim. Układamy je, gdy drzwi ponownie stają otworem.
Heechul nabiera głęboko tchu.
Podnoszę głowę i widzę że Daehyuna trzyma sześć pudeł... po sześć pudeł w jednej ręce. I zbiega ze schodów.
- O BożeBożeBoże - szepcze Heechul. Przerażony łapię go za ramię, ale Daehyun swobodnie zbiega na podjazd.
- Gotowi? - pyta.
Pudła w jego rękach ani drgną.
Heechul milczy przez chwilę, a potem parska śmiechem.
- Do samochodu.
- Co jest? - dziwi się Daehyun, gdy mój ojciec odchodzi.
- Następnym razem może weź mniej, zbiegając ze schodów?
- Och. - Uśmiecha się.
- Byłby z ciebie świetny cyrkowiec - śmieję się.
Wraca Heechul, klepie go po plecach i ponownie, na szczęście, zajmujemy się pakowaniem ciast. Siadam na tylnym siedzeniu, żeby je przytrzymać. Daehyun idzie w moje ślady i choć wcale nie musi z nami jechać, oczywiście wydaje się, że będzie nam towarzyszył. W naszej dzielnicy są, jak zwykle korki, kiedy w końcu się z nich wydostajemy, Heechul szybko jedzie, mija widoczne w oddali widoczne tramwaje, skręca w jedną z najdroższych okolic San Francisco.
W końcu znajdujemy miejsce do parkowania. Bierzemy ciasta - ze zdumieniem obserwuję, jak Heechul ufnie powierza Daehyunowi gigantyczną stertę pudeł - i biegniemy pod wskazany adres, dwie przecznice dalej.
- Dziesięć minut po czasie. - Drzwi otwiera nam surowa kobieta z włosami zaczesanymi do tyłu. - Postawcie tutaj. Wytrzyj buty - rzuca do Daehyuna, gdy przekracza próg, nie widząc niczego zza stery pudeł.
Cofa się, wyciera buty i idzie do przodu.
- Znowu syf! - burczy kobieta.
Patrzę na dywan. Daehyun nie naniósł brudu. Powtarza całą procesję jeszcze raz, a potem kładzie stertę pudeł na stole, obok kolekcji kryształowych karafek w jadalni. Kobieta łypie na nas groźnie, jakby nie podobało jej się, to co widzi. Jakby nie chciała, żeby nastolatki miały jakikolwiek wkład w jej przyjęcie. Stoimy w niezręcznym milczeniu, gdy wypisuje Heechulowo czek. Ojciec składa go wpół i wsuwa do kieszeni.
- Dziękuję. - Zerka na nas i mówi dalej: - Więcej proszę się do mnie nie zgłaszać. Nie będę dla pani pracował.
I wychodzi.
Kobietę zamurowało z oburzenia. Brwi Daehyuna wędrują, aż pod linię włosów, a ja z trudem powstrzymuję śmiech, gdy mijamy ją gęsiego w drodze do drzwi.
- Wiedźma - syczy Heechul, gdy jesteśmy już na zewnątrz. - Tyraliście dla niej cały dzień.
Daehyun patrzy na siebie krytycznie.
- Trzeba było ukryć tatuaże gangu.
- Ja tam nie wpuszczę cię do domu - burczy Heechul.
Brzuch boli mnie ze śmiechu.
- A skoro o wyglądzie mowa. - Daehyun patrzy na mnie. - Już prawie zapomniałem, jak naprawdę wyglądasz.
Natychmiast przestaję się śmiać. Kiedy rano Heechul mnie obudził, nie było czasu na kombinowanie, więc założyłem dżinsy i zwykłą czarną koszulkę Jaebuma. Jestem bez makijażu, moje włosy opadają smętnie. Nie sądziłem, że dzisiaj zobaczy mnie ktoś spoza najbliższej rodziny.
- Och. - Krzyżuje ręce na piersi. - Tak, to właśnie ja.
- Masz rzadką okazję zobaczyć Yoo Youngjae - mówi Heechul.
- Wiem. - Daehyun kiwa głową. - Poza pierwszym wieczorem po powrocie nie udała mi się tak sztuka.
- Lubię wyglądać inaczej.
- I to jest w tobie fajne - przyznaje. - Ale najfajniejszy jesteś prawdziwy.
Peszę się tak bardzo, że nie wiem, jak odpowiedzieć. Droga do domu jest nie do zniesienia. Heechul i Daehyun zapełniają ciszę rozmową, ja wbijam wzrok w okno i staram się nie myśleć o chłopcu obok mnie. Zajmuje sobą tyle przestrzeni.
Przysuwam się do drzwi po mojej stronie.
W domu wite nas entuzjastycznie Betsy i słodki zapach pieczonego ciasta. Pochylam się nad Betsy, obejmuję ją, wciągam nosem psi zapach. Tak będzie bezpieczniej, Daehyun proponuje, że pomoże przy sprzątaniu, ale Heechul dziękuje mu i sięga po portfel.
- I tak już nam dzisiaj pomogłeś.
Daehyun jest zaskoczony.
- Nie dla pieniędzy.
Heechul wyciąga rękę z kilkoma banknotami.
Daehyun wbija dłonie w kieszenie.
- Czas już na mnie. Chciałem tylko przynieść tę przesyłkę. - Wskazuje zaadresowaną do mnie paczkę, nadal leżącą na podłodze w przedpokoju
Na twarzy Heechula maluje się przerażenie .
- Dzwoniłeś do rodziców? Wiedzą, gdzie jesteś?
- Wszystko w porządku, mieli sporo planów z Sohee. Pewnie nawet nie zauważyli, że mnie nie ma.
Ale Heechul nie jest przekonany. Coś nie daje mu spokoju.
- Na razie. - Daehyun kładzie dłoń na klamce.
Heechul robi krok do przodu.
- A może w przyszłą niedzielę wybierzesz się z nami do lasów Muir? Jedziemy na piknik. Byłbym zaszczycony, jeśli do nas dołączysz. Przynajmniej tyle możemy zrobić.
Lasy Muir? Piknik? Co on plecie?
- Och. - Daehyun zerka na mnie niespokojnie. - Dobrze.
- Super! - oznajmia Heechul i zaraz zaczyna planować kosze piknikowe i kanapki, a mój umysł pracuje w przyśpieszonym tempie. Po pierwsze, po raz pierwszy słyszę o tej wyprawie. Po drugie... Jaebum.
- A co z niedzielnym lunchem? - wpadam mu w słowo. Betsy wierci się niespokojnie, gdy obejmuję ją mocniej.
Heechul wraca do mnie wzrokiem.
- Jutro, jak zawsze.
- A w przyszłą niedzielę?
- Och - mruczy, jakby dopiero teraz przyszło mu to do głowy, choć to nieprawda. - Po prostu go odwołamy.
Jestem w szoku, gdy Daehyun żegna się i wychodzi. Rodzice w życiu nie zaprosiliby Jaebuma na taką wyprawę. Jaebuma, który jest moim chłopakiem. A Daehyuna to... nawet nie wiem, kim dla mnie jest! Jak mam to wyjaśnić Jaebumowi? Nie mogę mu przecież oznajmić, że jedziemy na wycieczkę z Daehyunem! Otwieram usta, ale jestem zbyt wściekły, by coś powiedzieć.
Heechul z westchnieniem zamyka drzwi.
- Nie mógłbyś umawiać się z kimś takim?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro