Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✴11✴

Trochę mi głupio się do tego przyznać, ale ilekroć jestem z Jaebumem na randce, chciałbym być dłużej, iść szybciej, mówić głośniej, że jeszcze więcej osób widziało nas razem. Chciałbym spotkać każdego ze szkoły, kto drwi z moich butów z czubami czy mokasynów z koralikami, bo wiem, że wystarczy jedno spojrzenie na Jaebuma, jego ciemne brwi, tatuaże i aurę nonszalancji i od razu będzie wiadomo, że tym razem wybrałem właściwie.

Zazwyczaj pękam z dumy. Teraz jednak, gdy wracamy do nowej furgonetki, nie zauważam nikogo. Jung Daehyun chciał się ze mną umówić. Jung Daehyun chciał się ze mną umówić. I co ja mam z tym zrobić?

Jaebum odsunął ciężkie drzwi, trzyma je, żebym wsiadł. Do wyjścia z D.Black żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Dziękuję niewyraźnie i wsiadam. Jaebum siada za kierownicą, przekręca kluczyk w stacyjce i oznajmia:

- Nie podoba mi się.

Brak emocji w jego głosie sprawia, że mój żołądek fika salto.

- Daehyun? Czemu?

- Po prostu nie.

Nie wiem, co na to odpowiedzieć. Brak mi słów. Milczymy, aż dojeżdżamy do charakterystycznego neonu reklamującego kino, przecznice od mojego domu.

- Dlaczego mi o nim nie powiedziałeś?

Wbijam wzrok w moje dłonie.

- Nie jest ważny.

Jaebum czeka. Zaciska usta.

- Zranił mnie i tyle. Ale to było dawno temu. Nie chcę o tym rozmawiać.

Odwraca się do mnie. Stara się zachować spokój.

- Zranił cię?

Zapadam się w fotel. Wszystko byłoby lepsze id tej rozmowy.

- Nie, nie, nic mi nie zrobił. Przyjaźniliśmy się, pokłóciliśmy się, a teraz wrócił, co chwila na niego wpadam...

- Czyli to nie był pierwszy raz. - Znowu wbija wzrok w jezdnię. Zaciska dłonie na kierownicy.

- No... nie. Ale to bez znaczenia, Jaebum.

- Nie byłbym taki pewien.

Przecząco kręcę głową.

- Posłuchaj, Daehyun nic dla mnie nie znaczy.

- Jasne, chce się z tobą umawiać co wieczór, a ty mi wmawiasz, że to nic takiego?

- Bo nic.

Samochód zatrzymuje się gwałtownie przed moim domem. Jaebum wali w kierownicę.

- Powiedz prawdę, Youngjae! Chociaż raz powiedz prawdę!

Łzy pieką mnie pod powiekami.

- Mówię prawdę.

Przygląda mi się.

- Kocham cię. - Wpadam w desperację. Musi mi uwierzyć. - Nie kocham go, nawet go nie lubię! Kocham ciebie!

Jaebum zamyka oczy na, jak mi się wydaje, całą wieczność. Widzę napięte mięśnie na jego karku. W końcu rozluźnia się. Otwiera oczy.

- Przepraszam. Ja też cię kocham.

- I wierzysz mi? - pytam cichutko.

Przyciąga mnie do siebie i odpowiada pocałunkiem. Całuje mnie mocno. Odwzajemniam pieszczotę z przejęciem. Kiedy w końcu odrywamy się od siebie, patrzy mi głęboko w oczy.

- Wierzę ci.

✂✂✂

Jaebum odjeżdża furgonetką, przy akompaniamencie grupy Nirvany w głośnikach. Zwieszam ramiona. Tyle, jeśli chodzi o wolny dzień.

- Kto to był?

Podskakuję, słysząc ostry głos za plecami. A potem odwracam się i po raz pierwszy od dwóch lat patrzę na nią. Ciemne włosy zebrane w koński ogon, strój sportowy, a mimo tego wygląda ładnie.

- Cześć, Sohee.

Patrzy na mnie, jakby chciała zapytać: Czemu nie odpowiedziałeś na moje pytanie?

- To był mój chłopak.

Wydaje się zaskoczona.

- Ciekawe - stwierdza po chwili. I chyba naprawdę jest zaciekawiona. - Mój brat cię znalazł? Poszedł cię szukać.

- Tak - odpowiadam ostrożnie. Czeka, co powiem dalej, ale nie dam jej tej satysfakcji. Zresztą nie wiem nawet, co mógłbym jeszcze powiedzieć. - Miło cię widzieć. - Idę do schodów.

Jestem już niemal przy drzwiach, gdy rzuca:

- Wyglądasz jakoś inaczej.

- A ty tak samo.

Zamykam za dobą drzwi. W domu czeka Gunhee.

- Nie dzwoniłeś.

O nie. Jest wściekły.

- Godzinę temu miałeś się zameldować. Dzwoniłem pięć razy i za każdym razem przełączano mnie do poczty głosowej. Gdzie ty byłeś?

- Zapomniałem, tato. Przepraszam, zapomniałem.

- To furgonetka Jaebuma? Ma nowy samochód?

- Szpiegowałeś nas?

- Martwiłem się, Youngjae.

- Więc nas szpiegowałeś?

- Wiesz, czemu faceci kupują furgonetki? Wiesz?

- Żeby przewozić gitary i perkusje? Żeby jeździć w trasę? - Mijam go, biegnę na górę, do siebie.

Ojciec biegnie za mną po schodach.

- Nie myśl sobie, że to koniec tej rozmowy. Mamy umowę - dzwonisz kiedy jesteś z Jaebumem.

- A jak myślicie, co takiego może mi się stać? Nie ufacie mi? - Ściągam z głowy perukę, ciskam w drugi kąt pokoju. - Nie upijam się, nie ćpam, nie wybijam okien. Nie jestem jak ona. Nie jestem Mihee.

Posunąłem się za daleko. Kiedy poda imię jego siostry, Gunhee kuli się, jakbym go uderzył, i wiem, że trafiłem w dziesiątkę. Szykuje się na atak, ale on wychodzi bez słowa. I to chyba jest jeszcze gorsze. Ale to jego wina, karze mnie z rzeczy, których ja nie robiłem, a ona - tak.

Jakim cudem ten dzień okazał się taki straszny? Od czego to się zaczęło?

Daehyun.

Jego imię jest jak wybuch. Podchodzę do okna. Ma rozsunięte zasłony. Torby, z którymi przyjechał, leżą na podłodze, ale jego nie widać. Co mam mu powiedzieć przy następnym spotkaniu? Dlaczego ciągle niszczy mi życie?

Dlaczego akurat też chce się ze mną umówić?

A teraz Jaebum o nim wie. To nie powinno mieć znaczenia, a jednak ma. Jaebum nie jest taki, żeby  do tego wracać, ale nigdy o tym nie zapomni. Wykorzysta w odpowiedniej chwili. Uwierzył mi, kiedy wyznałem mu miłość. Kiedy zaklinałem się, że nawet nie lubię Daehyuna?

Tak, chyba tak.

I naprawdę kocham Jaebuma. Skąd więc wrażenie, że druga część tamtych zapewnień była nieprawdziwa?

✂✂✂

Nie ja jeden mam problem z facetami. W tym tygodniu Byulyi była zadziwiająco milcząca. Nie zauważyła, że matematyk zrobił w poniedziałek błąd we wzorze na tablicy. Ani że we wtorek, szkolna gwiazda, nie zerwała z nowych spodni nalepki z rozmiarem i paradowała tak przez całą szkołę. Jak Byulyi mogła tego nie widzieć, siedzą za nią przez całą lekcję na historii?

Dopiero w czwartek, podczas lunchu, gdy Keunsuk przechodził koło na i wita się przelotnie, zdaję sobie sprawę, w czym rzecz. I dostrzegam coś jeszcze - Keunsuk i Byulyi mają identyczne czerwone trampki. Byulyi doskonale radzi sobie z problemami innych, ale jeśli chodzi o jej sprawy? Koszmar.

- Trzeba było coś powiedzieć o butach - podsuwam.

- Ciuchy to twoja specjalność - odpowiada ponuro. - Wychodzę na idiotkę, kiedy o nich mówię.

Dzisiaj mam na sobie okulary w okrągłych oprawkach i koszulkę w panterkę, którą sam uszyłem w zeszłym roku. Przypinałem do niej wielkie czerwone broszki, które wygladają jak rany postrzałowe, w naturalne włosy oczywiście wsypałem brokat.

- Nigdy nie gadasz głupio - zapewniam. - I to nie ja mam czerwone trampki.

- Mówiłam ci, że nie chcę się z nikim umawiać. - Ale już nie jest taka pewna.

- I tak jestem z tobą, bez względu na to, co zdecydujesz, wiesz o tym, prawda?

Byulyi wsadza nos w powieść kryminalną i tak kończy naszą rozmowę. Ale nie czyta, gapi się w kartkę. Wyraz jej twarzy budzi bolesne wspomnienia - tak samo wyglądał Daehyun podczas naszego ostatniego spotkania. W weekend już nie wrócił do domu. Zasłony ciągle są zasunięte, torby na podłodze. Zwłaszcza jedna mnie fascynuje. Stara, brązowa skórzana torba, taka, jaką noszą profesorowie na uczelni i archeolodzy w dżungli. Ciekawe, co w niej jest. Pewnie szczoteczka do zębów i zmienna bielizna.

Mimo wszystko. Wydaje się taka smutna. Ta druga szmaciana torba też jest żałosna, wypełnuina tylko do połowy.

Telefon znowu mi wibruje, czuję jego drżenie na nodze, przez plecak. Dostałem wiadomość. O rany. W szkole mamy mieć wyłączone telefony. Ale kto właściwie miałby do mnie pisać o tej porze? Pochylam się, żeby przeczytać, i w tej chwili okulary - cudeńka retro, które nie trzymają się na nosie - spadają z brzękiem na posadzkę. Na pewno są gdzieś blisko, ale nic nie widzę. Słyszę za to śmiech dziewcząt idących w naszą stronę.

- O cholera, cholera, cholera...

Byulyi podnosi moje okulary, tuż zanim do nas podejdą. Mijają nas w obłoku perfum i śmiechu.

- Znowu gorzej widzisz?

Wkładam okulary i świat wraca na miejsce. Ściągam brwi.

- No jasne. Z każdym rokiem. W tym tempie przed dwudziestką będę ślepy jak kret.

Zerka na moje okulary.

- Ile masz teraz par?

- Tylko trzy. - Niestety są bardzo drogie. Zamawiam je w Internecie, ale i tak pochłaniają krocie. Rodzice kupują mi szkła kontaktowe, ale lubię różnorodność. Dużo różnorodności. Zerkam na telefon i z radością stwierdzam, że to wiadomość od Jaebuma.

„Widziałem na trawniku dwie gałęzie w kształcie serca. Pomyślałem o tobie."

Uśmiecham się jak idiota.

- Kto? - pyta Byulyi.

- Jaebum! - Ale wtedy widzę jej minę. Wzruszam ramionami i wyłączam telefon. - To nic takiego. Zobaczył coś i...

Ponownie wsadza nos w książkę.

- Aha.

I nagle mam: genialne rozwiązanie jej problemu. Keunsuk świata poza nią nie widzi, a Byulyi potrzebuje wsparcia podczas tych pierwszych trudnych kroków. Potrzebuje mnie. Podwójna randka! Jestem genialny! I... mam Jaebuma, który w życiu nie zgodzi się na coś takiego. Zerkam na przyjaciółkę, która znowu gapi się w książkę. Stara się rozwiązać własną zagadkę. Ukrywam telefon w dłoniach i milczę.

Czuję się okropnie wobec niej.

✂✂✂

W sobotę mam popołudniową zmianę, poprzedniego dnia zamykałem kino. Mam wrażenie, że siedzę tu całymi dniami; mógłbym w końcu poddać się i po prostu rozkładać co noc mój stary śpiwór w księżniczki Disneya na podłodze za ladą. Wchodzę do środka i ze zdumieniem widzę Zelo przy bufecie. Yongguka dzisiaj nie ma. Jeszcze bardziej opada mi szczęka, gdy widzę, co ma na sobie.

- Co to za strój? - pytam.

Wzrusza ramionami.

- Jeden z kierowników stwierdził, że spędzam tu tyle czasu, że właściwie mógłbym zacząć sam pracować. Więc pracuję.

- Chwileczkę. Pracujesz tutaj?

- Tak, ale nie mów nikomu, to tajemnica. - Komicznie szeroko otwiera oczy.

- Ty? Pracujesz? - Choć Zelo nigdy o tym nie mówi, wszyscy wiedzą, że jego rodzina śpi na pieniądzach. Wcale nie musi pracować. I nie wygląda na kogoś, kto chciałby to robić z własnej woli.

- Myślisz, że nie dam sobie rady przy sprawdzaniu biletów?

- Moje umęczone nogi sugerują, że chodzi o coś więcej.

Zelo uśmiecha się, a mi szybciej bije serce. Jest naprawdę przystojny. Jezu, co się ze mną dzieje? Chyba jestem bardziej zmęczony, niż mi się zdawało. I wcale mi się nie podoba chłopak Banga, jest dla mnie za dziecinnym, za bezczelny, ale drażni mnie sam fakt, że w ogóle zwracam na niego uwagę. Zajmuję się oracą w drugim końcu kina, żeby oderwać się od niepokojących myśli, ale Zelo podchodzi do mnie kilka godzin później, gdy przetoczyła się kolejna fala klientów.

- Z moimi stopami wszystko w porządku - zauważa. - Ba, zastanawiam się nawet, czy nie założyć grupy tanecznej. Zainteresowany?

- Och, daruj sobie. - Cały czas jestem zirytowany, a mojego humoru nie poprawia sześć osób, skarżących się na nasz oarkinh podziemny. - Szczerze: po co ci ta praca?

- Bo uznałem, że to praca hartuje charakter. - Siada na ladzie koło mnie. - Bo straciłem wszystkie zęby i nie stać mnie na protezę. Bo...

- Jasne, spoko, jak chcesz, bądź sobie dupkiem.

- Powinienem spędzać czas bardziej efektywne, nie sądzisz? - Zsuwa się z lady, wyjmuje szczotkę za schowka. - No dobra, dobra, oszczędzam na wspólną przyszłość.

- Naszą? - Uśmiecham się słodko. - To doprawdy urocze, ale nie musisz.

Szturcha mnie kijem od szczotki.

- Yongguk wie, że oszczędzasz na waszą przyszłości?

- Oczywiście. - Zelo zmiata mi spod nóg rozsypaną prażoną kukurydzę, a ja nalewam klientom colę i podaję perecle. Kiedy goście odchodzą, podejmuje przerwany wątek. - Myślisz, że zacząłbym pracę, nie ustalając tego z nim?

- No nie, ale... No wiesz... myślałem, że... - Nie domyśla się i muszę dopowiedzieć zdanie do końca: - Że masz pieniądze.

Śmieje się głośno, jakbym powiedział coś głupiego.

- Pieniądze ma mój ojciec, a wolałbym, żeby nie był częścią mojej przyszłości.

- Brzmi... groźnie.

I znowu wzruszenie ramionami. Tym razem po to, żeby zmienić temat.

- No i fajnie będę mieć trochę gotówki, żeby móc gdzieś go zabrać. Zazwyczaj jadamy tylko w uczelnianych stołówkach. - Marszczy brwi. - Właściwie jadamy tylko w uczelnianych stołówkach.

- Nawet nie masz pojęcia, jaki z ciebie szczęściarz.

- Chyba jednak mam. - Zelo opiera szczotkę o ścianę. - A ty? Dlaczego pracujesz? Żeby było cię stać na zabójczy nałóg kostiumowy? I co to dzisiaj za włosy?

- Chciałem się przekonać, jak będę wyglądał z małymi loczkami. A potem dodałem kapelusz, bo wyglądały jak gniazdo. - Trafił w dziesiątkę, właśnie dlatego pracuję. A poza tym rodzice uznali, że powinienem zacząć pracować, kiedy skończyłem szesnaście lat, bo to pozytywnie wpływa na charakter. No więc pracuję.

Zelo podziwia moją fryzurę.

- Rewelacja.

Odsuwam się.

- Właściwie o jak odległej przyszłości mówimy?

- Odległej.

To słowo wisi w powietrzu, znaczące, ważne. Czasami gadamy z Jaebumem o tym, że uciekniemy do Los Angeles i zaczniemy wspólne życie - ja będę za dnia projektował fantastyczne kostiumy, on nocami królował na scenie klubiwej - ale coś mi mówi, że plany Zelo i Yongguka są poważniejsze niż nasze. Na samą myśl robi mi się nieswojo. Przyglądam mu się. Choi jest młodszy ode mnie.

Skąd w nim taka pewność?

- Kiedy coś jest dobre, jest bardzo proste, nieskąplikowane - odpowiada na niezadane pytanie. - W przeciwieństwie do twojej fryzury.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro