Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

v e i n t i o c h o

Neymar pov.

Przemierzaliśmy ulice Barcelony w znakomitych humorach. W radio leciały nasze ulubione piosenki, które co chwila zakłócaliśmy swoim śpiewem.

Było cudownie.

Cudownie się czułem trzymając dłoń Angie na swoim kolanie, podczas prowadzenia auta.

Cudownie się czułem, kiedy widziałem jej rozpromienioną twarz.

Spoglądałem na nią w momentach, gdy na drodze nie musiałem się skupiać, bo było bezpiecznie. Na moją twarz za każdym tym razem wkradał się lekki uśmiech.

Uwielbiałem ją. 

Zakochałem się w Angelice Enrique,
W moim największym wrogiem.

I nie czułem się z tym źle.
To uczucie dawało mi tylko siłę. Chciałem żyć, żyć z nią.

Dlatego modliłem się do Boga, żeby prawda, którą w sobie skrywam nigdy nie wyszła na jaw, bo gdyby wyszła, straciłbym najważniejszą osobę.

Ja tego kurwa nie chciałem!

Mocniej zacisnąłem pięści na kierownicy chyba zapominając, że była  obok mnie dziewczyna, którą kochałem.

Wszystko ok? — zapytała, podnosząc na mnie swój piękny wzrok z nad telefonu, z którego pisała do Lio.
Jej głos brzmiał niepokojąco, na co się uśmiechnąłem.

Dotknąłem jej podprudka cicho się śmiejąc.

— Tak, kochanie. —

Nigdy nie pomyślał bym, że kiedykolwiek z moich ust w jej stronę wypowiem takie słowa.

Dziewczyna zarumieniła się, ale jej niepokój wcale nie zmalał.

— Przecież widzę, że nie. — skrzyżowała ręce na piersi, patrzą na mnie intensywnie.

Jej wzrok wypalał we mnie dziury.
Na całe szczęście dojechaliśmy na miejsce.
Wysiedliśmy z samochodu, więc złapałem Angie za rękę i z nią skierowałem się do domu.

Mojego domu, który, miałem nadzieję w przyszłości będzie nasz.

Ku mojemu niezadowoleniu przed nim zobaczyłem mojego przyjaciela, Jotę. 

Na jego widok cały się spiąłem.
Reakcja Angie była zupełnie inna.

Brunetka puściła moją dłoń, biegiem ruszając w jego stronę. Rzuciła mu się w ramiona i mocno przytuliła z wielkim uśmiechem na twarzy.

— Tak bardzo się cieszę, że Cię widzę, Jo. — pisknęła z radością, odrywając się od Brazylijczyka.

Z jednej strony cieszyłem się, że ona się cieszy, a z drugiej bałem, że zaraz się to skończy.
Podszedłem do nich, czując na sobie baczne spojrzenie przyjaciela.

Posłałem mu wzrok, który mówił, że później porozmawiamy. Zrozumiał mnie, więc z powrotem złapałem za dłoń Enrique, nie chcąc, żeby dotykała kogoś dłużej niż mnie.

Wiem, że to było chore zachowanie, jednak wiedząc, że to wszystko, co między nami było może zaraz się skończyć, nie potrafiłem postąpić inaczej.
Chciałem spędzać z nią każdą wolną chwilę, dotykać jej, kiedy tylko mogę, bo po prostu sie bałem.

Otworzyłem drzwi, wpuszczając parę  do środka.
Od razu przywitał mnie unoszący się po całym mieszkaniu zapach świeżo przygotowanego obiadu.

Wymownie przerzuciłem wzrok na Angeles, która wiedząc o co mi chodzi, przecząco pokiwała głową.

— Nie jestem głodna. — uśmiechnęła się i usiadła na kanapie.

Jota od razu pobiegł do stołu, na jego ruch krótko się zaśmiałem, ale mój humor i tak nie należał do najlepszych.

Nie dość, że martwiłem sie o swój związek, to na dodatek martwiłem sie o swoją dziewczynę, ktora ubzdurała sobie, że jest za gruba i musi przejść na dietę.

Ukucnąłem na przeciwko niej, zmuszając, żeby na mnie popatrzyła.
Zrobiła to, ale nie chętnie.

— Musisz jeść... — zacząłem, ale mi przerwała.

— Ney,  ja mam wieczorem pokaz.  Nie mogę. Zjem, po nim. — wytłumaczyła dosadnie.

Z jej tonu głosu mogłem wywnioskować, że nie zmieni już zdania, a to mnie zdenerwowało.

Ona i tak była chuda.

— Zjesz teraz. — burknąłem, ciągnąć ją do kuchni. Niestety, dziewczyna mi się wyrwała.

— Nie zachowuje się, jak dziecko. Powiedziałam, że zjem później, to zjem później. — warknęła.

Nie miałem na nią już siły, ale też nie zamierzałem się poddawać.

— Ok. — podszedłem do niej i mocno przytuliłem,  wdychając jej zapach.
Angi odwzajemniła mój gest, jednak nie trwał on zbyt długo, ponieważ przerwało nam pojawienie się Joty.

— Dobra, dobra,  zakochańce. Szama czeka. — poklepał mnie po ramieniu, więc z niechęcią oderwałem się od brunetki, robiąc w jej stronę smutną minę, na którą wybuchła śmiechem.

— Wy idziecie, a ja pojadę do biura. Muszę spotkać się z dzieciakami. — poinformowała.

Nie byłam z tego faktu zadowolony, ponieważ chciałem spędzić z nią resztę dnia. Niemniej jednak wiedziałem, że Angelica była osobą, która należycie przykładała się do swoich obowiązków, dlatego ją rozumiałem. Byłem taki sam, jeśli chodziło o mecze.

Angi cmokneła mnie w usta, a Jo objęła.
Wyszła zostawiając nas samych.
Wtedy poczułem, jakaś wcześniej nieznaną mi pustkę.

zakochałeś się. — zaćwierkał Jo.

~*~

Nie chciałam lekceważyć swoich obowiązków w biurze i spotkań z dzieciakami, które swoją drogą bardzo polubiłam, dlatego tak naprawdę pracowałam na dwa etaty.
Nie przyszło mi do głowy, żeby zrezygnować z której z tych prac, ponieważ obie bardzo uwielbiałam.

Siedziałam w biurze, wykonując papierokową robotę, kiedy do pomieszczenia wszedł Dylan. Na jego widok szeroko się uśmiechnęłam i zaprzestałam wykonywania swojej czynności.

— Heej. — przywitałam się z nim. — Co tam? — byłam cała w skowronkach.

Carter był moim przyjacielem, którego lubiłam bardzo mocno i za każdym razem, gdy go widziałam, nie potrafiłam ukryć swojego zadowolenia.

Od sytuacji z Neymarem nie rozmawiałam z nim na poważnie, co nie bardzo mi się podobało, ponieważ nie znałam tego przyczyny.

Chłopak usiadł na krześle, ale nie ukazywał takiego entuzjazmu, jak ja.

Zaczęłam się niepokoić.

— Przyszedłem się pożegnać. — wypalił.

W pierwszym momencie jego słowa do mnie nie dotarły, dlatego wciąż szczerzyłam się w jego stronę.

— Wyjeżdżam do Niemiec. — kontynuował, więc z każdym kolejnym słowem docierało do mnie, co mówi.

Byłam w szoku.

— Dlaczego? — zapytałam, powstrzymując się od płaczu. — Przez pieniądze? —

— Zakochałem się w Tobie.. Widok Ciebie i tego Neymara po prostu sprawia, że czuje się po prostu źle. — wytłumaczył.

Wstał i wyszedł.

Zostawił mnie samą z tysiącami myśli i pytań,  na które nie znałam odpowiedzi.

Przecież nie dawałam mu żadnych do tego podstaw.

Nie mogłam jednak długo rozpaczać po tym, co powiedział.
I nie było to tak, że mnie nie bolało, to że wyjeżdża. Bolało cholernie, ale tak po prostu było lepiej.

Dla mnie.

Dla niego.

Dla Neyamra.

Musiałam iść na murawę. Poobserwować dzieciaki i wyjawić im, że biorę kilku miesięczny urlop.
Myślałam, że się tym przejmą i będą choć troszkę z tego powodu przygnębieni, niestety.

Po ich twarzach nie mogłam wywnioskować takich uczuć.

— No to pa. — wzruszyłam ramionami, odwracając się w stronę wyjścia, wtedy poczułam, jak ktoś się na mnie rzuca od tyłu.

To były te dzieci, które podobno tak za mną nie przepadły.

— Będziemy tęsknić, Angie. — usłyszałam od jednego z nich, więc uroniłam kilka łez.

— Ja też będę tęsknić. —

Love ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro