Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

v e i n t i c i n c o

Co łączyło Leo Messiego, Gerarda Pique, Ter Stegena i Sergi Roberto?

To, że byli moimi przyjaciółmi.
Przyjaciółmi, dla których naprawdę się liczyłam i dla których byłam naprawdę ważna, dlatego nie obyło się od ponad godzinnej reprymendy od tej czwórki.

— Jak mogliście to przed nami ukrywać?! — denerwował się Lio, chodząc w szatni od jednej ściany do drugiej.

Piłkarz z tej złości zrobił się cały czerwony. Nie dziwiłam się wcale widząc jego zachowanie. Dwójka mu najbliższych przyjaciół była ze sobą, a nawet goo tym nie poinformowała. Zupełnie tak, jakby nie był ważny.

Ale Lionel Messi był ważny i zawsze będzie czy to dla mnie czy Neymara.
Obydwoje traktowaliśmy go, jak starszego brata, więc jego złość w tamtyn wypadku była w pełni uzasadniona.

Obtoczeni na około zaniepokoijonymi wzrokami piłkarzy siedzieliśmy nie mając szansy na jakąkolwiek obronę, ponieważ żaden z nich nie dawał nam dochodzić do głosu.

Krzyk i śmiech, to jedyne ich reakcje na to, czego się przed chwilą dowiedzieli.

Oczywiście naczelnym śmieszkiem był Pique, który z nas żartował.

Jedynie Sergi został w tym wszystkim neutralny.

— Jeżeli jesteście razem szczęśliwi to nam nic do tego. — powiedział, patrząc na nas lekkim uśmiechem, co odwzajemniłam.

Jego słowa niemniej jednak nie spotkały się z aprobatą pozostałych chłopców. Nie spodobało im się to, że staną po naszej stronie, a Neymaraowi nie spodobało się to, że nikt po niej nie był.

Czułam, jak mocniej ściskał moją dłoń, którą miał na swoim kolanie. Był na skraju wybuchu i w sumie mu się nie dziwiłam, bo przecież to było nasze życie, a oni mimo to, że są naszymi przyjaciółmi nie powinni tak się na nas rzucać.

Atmosfera nie była miła.
W powietrzu wisiał zapach kłótni.
Coraz gorzej z tym funkcjonowałam.

Od zawsze byłam typem osoby, która rozwiązywała wszystkie konflikty z bliskimi w pokojowy sposób.
Nigdy nie krzyczałam, obrażałam czy w inny negatywny sposób pokazywałam swoje emocje.

Ja tego nienawidziłam, a znalazłam się w sytuacji, w której nie było innego wyjścia, niż krzyk, który przedrze się przez ten narastający z minuty na minutę chaos.

Nie chciałam być tą osobą.
Przecież to Neyamr powiedział, że będzie się tłumaczył, więc nie rozumiałam, dlaczego wciąż niczego nie powiedział. Pozwalał, żeby wylewano na nas całą swoją złość.

Miałam dość.

Spojrzałam na Brazylijczyka wymownie. Odsunełam się od niego, a następnie wstałam z zamiarem wyjścia.

Niestety.

— O nie, nie moja panno. Siadasz i słuchasz nas do końca. — zatrzymał mnie Andre, lekko popychając w stronę miejsca, gdzie siedziałam.

— Nie uważasz, że już wystarczająco się nasłuchałam? — sarknęłam, na co ten prychnął. — Może w końcu dacie nam coś powiedzieć? — bo najlepiej jest oceniać.

— Jasne, mów. — machnął ręką Messi, wciąż nie ustając w miejscu.

Wzięłam kilka wdechów, przymykając przy tym oczy.

Westchnęłam.

Minęła chwila, aż w końcu otworzyłam  usta, które i tak zamknęłam, ponieważ to Neyamr zaczął mówić.

Kamień spadł mi z serca. Dotrzymał obietnicy.

— Jesteśmy razem, bo nam na sobie zależy. To zaczęło się wczoraj, więc wszystko jest jeszcze świeże. — wytłumaczył, patrząc na każdego z osobna. — Chłopaki no. Powinniście cieszyć się naszym szczęściem, jak to robi Sergi. — uśmiechnął się pokazując szereg białych ząbków.

Odpłynełam.

— Zgoda? — brunet wstał z nadzieją, że poklepie każdego po plecach i w sumie mu się udało.

— Ale będzie po tobie, jeśli ją skrzywdzisz. — pogroził mu palcem Niemiec, na co się zaśmiałam.

Uwielbiałam go takiego poważnego, dlatego podeszłam do niego i mocno przytuliłam.

— Tej swojej Dani też możesz powiedzieć. — odparłam, kątem oka spoglądając na resztę chłopaków, do których też się przytuliłam.

Musiałam im jakoś podziękować za zrozumienie.

— Więc co? Idziemy na trening? Valverde zapewne będzie wściekły, gdy nas zobaczy, ale... — przewrócił oczami Gerard. — Lubię go złego. Jest wtedy taki zabawny. —

Wszyscy na jego słowa parskneli śmiechem i tak jak zaproponował zrobili.

Z wielkim uśmiechem na twarzy obserwowałam, jak cała 5 dostaje niezły ochrzan od trenera, który rzeczywiście zachowywał się dość zabawnie.

— 50 kołek! — krzyknął.

I na nic zdały się tłumaczenia piłkarzy i sam fakt, że zbliżający się mecz, to mecz z bardzo słaba drużyną z 3 Ligi Hiszpańskiej na dodatek w Pucharze Króla. 

—50 kołek to 50 kołek  i nie ma zmiłuj.— wzruszyłam ramionami, gdy przebiegali obok mnie.

— Ty się tak nie ciesz, bo zaraz dołączysz do nas. —  spiorunował mnie wzrokiem niezadowolony bramkarz.

Uśmiechnęłam się do niego sarkastycznie.

Przecież to nie moja wina.

Wszyscy pozostali zeszli już z boiska tylko ta nieszczęsna piątka pozostała.
Jakoś nie specjalnie chciało mi się oglądać, jak biegają, popychają się albo z czegoś żartują, dlatego wyjęłam z torebki telefon i zaczęłam na nim coś robić.

Po czasie znudziło mi się to puste wpatrywanie się w ekran, więc postanowiłam zadzwonić do taty.

Rozmawialiśmy przez 30 minut o mało tak naprawdę istotnych rzeczy, jednak tego właśnie potrzebowaliśmy.

Od jego powrotu spędzamy ze sobą jak najwięcej czasu by go szybko nadrobić.
Przy tym jednak nie olewamy swoich obowiązków.
Obydwoje mamy pracę.

Ale i tak było fajnie.
Właśnie nasz temat wchodził na nowy tor, kiedy usłyszałam znajomy głos w stronę którego się odwróciłam.

Dylan Carter.

Uśmiechnęłam się do niego, a następnie pożegnałam się z ojcem.

— Hej. — przywitałam się rzucając mu się na szyję. — Co tam?

Byłam bardzo zadowolona z tego spotkania.

— Co Ty tu robisz? — dopytywałam.

— Widziałem, że jesteś, więc postanowiłem przyjąć i Cię o coś zapytać. — odparł nieśmiało.
Poklepałam go po kolanie, żeby dodać mu trochę otuchy, jednak chyba to nie pomogło.

— No mów. Nie krępuj się. — poganiłam przyjaznym tonem. — Wal prosto z mostu. — zaśmiałam się.

— Pomyślałem,  że może powtórzymy nasz wypad do knajpki. — zaproponował i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć obok nas pojawił się Neymar,  który z jednej strony nie wyglądał na zadowolonego, a z drugiej wręcz przeciwnie.

Był słabym aktorem. 

Kochanie, nie przedstawisz mnie swojemu koledze? — spojrzał na mnie.

Posłałam mu pełne niezrozumienia spojrzenie przedstawiając Dylana piłkarzowi.

Dlaczego on tak się zachował?

— Oo. — jedyne co wydostało się z ust Cartera.

Jego reakcji też nie zrozumiałam.

— Miło było poznać, jedziemy? — napastnik chwycił mnie za rękę, więc wstałam.

— Jeżeli chcesz możemy.. — zwróciła się do przyjaciela, ale chyba piorunujące spojrzenie Da Silvy na jego osobie go zupełnie zniechęciło, więc pokręcił przecząco i zdecydowanie głową.

— Innym razem. — uśmiechnął się.

Zrobiłam to samo, chociaż doskonale wiedziałam, że innego razu nie będzie.

Powoli zbliżamy się do końca.

Love❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro