Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

t r e s

— Tak, oczywiście mogę przyjechać. Do zobaczenia. — powiedziałam do telefonu, a następnie się rozłączyłam. Pisnęłam z radości, ponieważ właśnie umówiłam się na rozmowę kwalifikacyjną. Miałam dość ciągłego siedzenia w domu, dlatego ta informacja bardzo poprawiła mi humor,  który nie był od rana najlepszy.

Pogoda od tygodnia nie rozpieszczała Barcelony, bo wciąż padało, dlatego moje samopoczucie w ciągu tych kilku dni uległo gwałtownej zmianie. Wiem, że powinnam być do niej  przyzwyczajona, ale nie byłam.

Przyjechałam do stolicy Katalonii z nadzieją na słońce, a tu kicha.

Szybko pobiegłam na górę do sypialni. Otworzyłam szafę i się załamałam. Same czarne rzeczy. Zaczęłam przebierać w nich i szukać czegoś odpowiedniego. Nie było to łatwe, ale po kilkunastu minutach znalazłam odpowiedni strój.

Założyłam go i nieco wygładziłam, stojąc przy lustrze.

— Bedzie dobrze. — wzięłam dwa wdechy i zeszłam z powrotem na dół.
Nalałam sobie w szklankę wodę i oparłam się o blat stołu.

Niecierpliwiłam się tym, że nie dostałam jeszcze sms-a z miejscem spotkania. Zaczęłam myśleć, że to był tylko głupi żart.

Na szczęście nie był, bo po chwili dostałam wiadomość z taką  informacją.

Stadion Camp Nou, godzina 13.

Westchnęłam z rezygnowaniem. Powinnam się domyśleć, że 'psycholog dziecięcy dla początkujących piłkarzy' to psycholog dla dzieci z FC Barcelony, ale jak miałam to zrobić skoro Hiszpania, kraj footbolu i nie żyje tylko tym klubem?

Nie mniej jednak nie załamałam się.
W jakimś stopniu ucieszyłam, że po roku być może spotkam się z dawnymi przyjaciółmi.

Bo może być tak, że oni w tym czasie nie będą mieć treningu i tego nie uczynię.

Umyłam naczynie i włożyłam je do szafki. Spojrzałam na zegarek i doszłam do wniosku, że muszę już się zbierać, żeby się nie spóźnić. Cholernie mocno zależało mi na tej pracy, jednak kiedy wyszłam z domu i usiadłam za kierownicą samochodu zwatpiłam we wszystko.

Nienawidziłam jeździć w taką pogodę. Nie byłam idealnym kierowcą, więc gdy odpalałam silnik auta po moim całym ciele przeszedł zimny dreszcz.

Przełknełam slinę i ruszyłam.

— Najwyżej się zawrócę. — szepnełam.

Ale tego nie zrobiłam.
Po 15 minutach bardzo stresującej drogi, siedziałam w aucie i czekałam na to, aż zegar wybije za 5 trzynastą.
Opuszkami palców uderzałam w kierownice,  żeby ten czas szybciej mi minął, jednak nie minął, bo byłam 30 minut za wcześnie.

Nie chciało mi się tak bezczynnie czekać, więc postanowiłam wejść do środka, bo w końcu i tak będę musiała to zrobić, gdyż spotkanie miało odbyć na murawie.

Szłam przez hol prowadzący na boisko mając z tyłu głowy wszystkie wspomnienia, jakie tutaj przeżyłam.
Uśmiech nie znikał mi z twarzy, ponieważ był to czas, w którym byłam najszczesliwszą osobą na ziemii.

Nieco zmalał, kiedy doszłam do końca i zobaczyłam grupę trenujących piłkarzy pierwszego składu FC Barcelony i kilkoro dzieci ćwiczących z nimi.

Każdy z nich robił to z takim zaangażowaniem, że nawet mnie nie zauważył, dlatego udałam się na trybuny usiąść i ich poobserwować. Ciekawiło mnie czy ktoś zwróci na mnie uwagę, ale nie zanosiło się na to.

Pewnie o mnie zapomnieli, a kiedyś zarzekali się, że nigdy tego nie zrobią

Nieważne.

Wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni i popatrzyłam na godzinę. Miałam jeszcze 15 minut przed rozmową kwalifikacyjną.

Nie demerwowałam się nią,  ponieważ nie należałam do osób, które martwią się na zapas w takich sytuacjach, bo chociaż zależało mi na pracy, zrozumiałabym jeśli bym jej nie dostała.

Czas mijał i mijał.
W końcu trening się skończył. Podniosłam wzrok z nad telefonu na murawę, z której schodzili piłkarze i złapałam kontakt z Messim.

Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie z niedowierzaniem, że po 12 miesiącach spotkaliśmy się w miejscu, w którym się poznaliśmy.
Musiałam to jednak skończyć, dlatego wstałam na równe nogi i ruszyłam w stronę Argentyńczyka, ku mojemu niezadowoleniu dołączył do niego Neymar, gdy mnie zobaczył wykrzywił usta w grymas.

— Idzie czarna madonna. — skomentował tak, abym mogła go usłyszeć. Zlekceważyłam go i podeszłam do Lio.

Nic nie mówiąc napastnik mocno mnie przytulił, a następnie okręcił wokół własnej osi.

— Kiedy wróciłaś i na ile? — zapytał stawiając mnie na ziemię.

— Tydzień temu i na zawsze. — uśmiechnęłam się.

— Ty nawet nie wiesz, co oznacza słowo 'zawsze'. — wtrącił się Brazylijczyk.

— Odezwała się osoba, ktora wie. — sarknęłam nawet na niego nie patrząc.
Nie miałam ochoty oglądać jego twarzy gdy tego nie musiałam, a w tym momencie nie musiałam.

11 prychnęła na moje słowa. Spojrzałam na rozbawioną twarz Lio i lekko go uderzyłam w ramię. 

— Nie śmiej się. — poprosiłam pokazując białe ząbki.

— Co tu robisz? Stęskniłaś się i postanowiłaś się spotkać? —

Głupio mi było powiedzieć prawdę, ponieważ wyszło by na to, że przyjeżdżając tutaj nie chciałam tego robić, ale ja po prostu się bałam, dlatego nieco skłamałam.

— Poniekąd tak. — zawachałam się. —A druga sprawa jest taka, że mam za jakieś 5 minut rozmowę kwalifikacyjną, jak dobrze pójdzie to zostanę psychologiem tych dzieciaków, z którymi graliscie! — powiedziałam z entuzjazmem, a na twarzy mojego przyjaciela pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.

Chyba naprawdę cieszył się, że wróciłam. Szkoda, że kolega obok już nie. Myślałam, że wyrósł z tych dziecięcych zachowań.

— Ty chcesz pomagać tym dzieciom? Nie uważasz, że sama sobie powinnaś pomóc? — zaśmiał się da Silva.
Spiorunowałam go wzrokiem, odwracając się w jego stronę.

— A Ty nie uważasz, że powinieneś udać się w miejsce, gdzie ktoś Cię chce?— mój głos zabrzmiał nie miło i bardzo sarkastycznie. 
Nie przyjęłam się tym, ponieważ nie czułam żadnego wyrzutu sumienia za to, co powiedziałam, a powiedziałam prawdę.

Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam, jak mnie wymija i odchodzi.

— Czy po między wami będzie kiedyś pokój? — zaśmiał się Lio. — Od samego początku drzecie ze sobą koty o nie wiadomo co. — przewrócił oczami, na co parsknelam śmiechem.

— Nie ma takiej opcji. — odparłam, wynajmując rękoma na 'nie'. — Poza tym to nie ja zaczęłam. — wzruszyłam ramionami, a w tym momencie podszedł do nas jakiś starszy mężczyzna.

— Angelica Enrique? — zapytał podając mi rękę.

— Tak. Witam. — odwzajemniłam gest.

— Nazywam się Marco Anderade, to ze mną jest Pani umówiona na rozmowę kwalifikacyjną. Oglądałem pani CV i nie mam żadnych przeciwwskazań, żeby nie dać pani tej pracy. Proszę przyjechać jutro do biura, to wszystko ustalimy. Witam na pokładzie. — uśmiechnął się lekko, prawie nie zauważalnie, a następnie odszedł.

Byłam w szoku, że tak to wyglądało.

— Gratuluje! — usłyszałam głos Messiego, więc się ocknęłam.
Spojrzałam na jego zadowoloną twarz, a potem zaczęłam się cieszyć, jak małe dziecko, które dostało pierwszą zabawkę. — A teraz chodź do szatni. Chłopaki się ucieszą jeszcze bardziej niż Ty. — pociągnął mnie za rękę i poszedł w stronę wyjścia z murawy.

Love ❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro