d i e c i n u e v e
Mecz FC Barcelony rozpoczął się punktualnie o 20:15. Do samego końca nie wiedziałam czy mam się na niego wybrać, ponieważ miałam ku temu mieszane uczucia.
Stresowałam się na samą myśl, że spotkam Neymara. Nie rozumiałam tego, ale gdy tylko o tym pomyślałam po moim ciele przechodziło mnóstwo dreszczy.
Nasza relacja była dziwna. Już nie kłóciliśmy się tak, jak dawniej, co było dla mnie szokiem, bo nigdy do głowy by mi nie przyszło, że może tak być.
My obydwoje siebie nienawidziliśmy, a mimo to w ostatnim czasie byliśmy dla siebie, jak starzy przyjaciele.
On pomógł mi. Ja pomogłam mu.
Miałam nadzieję, że to chwilowe zawieszenie broni, chociaż nie wiedziałam czy mogę tak to nazwać.
Być może naprawdę siebie polubiliśmy?
Te wszystkie myśli mnie paraliżowały.
Ja naprawdę nie należałam do typu ludzi, którzy się przejmujmowali takimi brzdetami, ale...
Byłam zmieszana, dlatego Rafaella ponad dwie godziny namawiała mnie ten mecz, aż w końcu się zgodziłam.
Założyłam koszulkę Barcy z numerkiem 10, ciemne spodenki, czarne air maxy, na nos założyłam okulary, a włosy związałam w luźnego koka.
Nie miałam ochoty zbytnio się stroić, ale Brazylijka była innego zdania.
— Może wyprostuj te włosy. — zaproponowała, na co ja przecząco i zdecydowanie pokiwałam głową.
— Nie ma mowy. — odparłam, siadajac już gotowa na kanapie w salonie w jej domu.
Gdyby był w nim Neymar za nic w świecie nie przekroczyłabym jego murów, ale na szczęście miał ten cholerny mecz, na który musiałam iść.
I gdyby nie sytuacja, której nie rozumiem bez wahania bym na niego poszła, bo uwielbiałam piłkę nożną i uwielbiałam piłkarzy z FC Barcelony, ale...
— Angie, proszę. — zrobiła kocie oczy, jednak byłam nie ugięta, jeśli już miałam iść i kibicować, to chciałam to zrobić w stu procentach.
— Idziemy na mecz, a nie na rewie mody. — przewróciłam oczami.
Spojrzałam na zegarek i doszłam do wniosku, że jeśli się nie zaczniemy zbierać, to się spóźnimy. Cieszyłabym się, gdyby tak się stało, ale Rafaella to Rafaella.
Po 30 minutach siedziałyśmy już na trybunach, słuchając hymnu klubu.
Popadłam w pewnego rodzaju trans związany z tym meczem, ponieważ był to mecz gazy grupowej w Lidze Mistrzów.
FC Barcelona grała z Sportingem i mimo to, że przeciwna drużyna nie pochodziła z wyszej półki to i tak na stadionie czuć było tą cudowną atmosferę.
W mgnieniu oka przestałam żałować, że musiałam na niego przyjść.
Mecz toczył się bardzo wyrównanie, co było dla mnie lekkim zaskoczeniem. Niemniej jednak to faworyt w postaci Blaguarany wygrał spotkanie ustanawiając wynik na 3:0.
Pierwsza bramka wpadła w 36 minucie, jej zdobywcą był Neymar. Podskoczyłam w miejscu, kiedy ją zobaczyłam, ponieważ była cudowna, w samo okienko.
Wynik podwyższył Pique, a końcowy ustalił nie kto inny, jak Leo Messi.
Cieszyłam się, jak małe dziecko z wygranej Barcy, co bardzo rozśmieszyło przyjaciółkę, która w drodze do szatni cały czas się ze mnie śmiała.
— Popłakałaś się. — powtarzała w kółko, na co ja tylko z dezaprobatą kreciłam głową.
— Daj mi spokój. — opowiadałam.
A gdzieś z tyłu głowy miałam świadomość, że zaraz zobaczę człowieka, który w jakimś stopniu mnie onieśmiela, a sama ta myśl przyprawiła mnie o dreszcze.
Nie chciałam go spotkać, ale to zrobiłam i to spotkanie nie należało do najmilszych.
Weszłam do szatni, gdzie siedział w koncie żywo rozmawiając o czymś z Gerard'em. Nie chciałam im przeszkadzać w rozmowie, lecz tylko pogratulować wygranej, która spowodowała, że drużyna wyszła z grupy zajmując pierwsze miejsce. Chciałam to zrobić szybko, więc od tyłu przytuliłam się do Pique.
Nie było w moim czynie żadnych ukrytych intencji, dlatego nie zrozumiałam zdenerwowania napastnika na moją osobę.
Sam Geri nie miał z tym żadnego problemu, ale Neymar Junior da Silva Santos już tak.
— Jak zawsze musisz być w centrum uwagi, tak? — zwrócił się do mnie nie żeby miłym tonem.
Spojrzałam na niego mrużąc brwi, co chyba jeszcze bardziej go rośwcieczyło.
— Nie udawaj głupszej niż jesteś. — burknął. Naprawdę byłam w szoku tak wielkim, że nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego słowa w geście swojej obrony, co zdarzyło się mi pierwszy raz.
Na szczęście był obok mnie obrońca, który jest moim przyjacielem, więc staną po mojej stronie i skręcił Neymara za niezbyt miłe potraktowanie mnie.
Ten jednak nic sobie z tego nie zrobił. Najzwyczajniej w świecie wyszedł, nawet się nie przebierając.
Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale poszłam za nim. Może po prostu chciałam wiedzieć, co znów zrobiłam takiego złego, chociaż znając piłkarza było to coś co nie było w żadnym stopniu ważne?
Może źle na niego spojrzałam?
Dogoniłam go na parkingu, kiedy pakował torbę treningową do swojego samochodu.
— O co Ci chodzi, co? — zapytałam, podchodząc do 11.
Było już ciemno, ale to nie spowodowało, że nie zobaczyłam jego czerwonej od złości twarzy.
Chłopak trzasnął drzwiami, a potem na mnie spojrzał wzrokiem, który mógłby kogoś zabić.
— O co mi chodzi? — zaśmiał się kpiąco — Nie rozumiem. — skrzyżował ręce na piersi, opierając się o maskę swojego sportowego auta.
Coraz bardziej to ja tego nie rozumiałam.
Zmierzyłam brwi słyszę jego słowa.
— Dlaczego jesteś dla mnie nie miły? — wytłumaczyłam, a wtedy on parsknął niepochamowanym śmiechem.
— A czy ja kiedykolwiek byłem dla Ciebie miły? — sarknął, odbijając się od auta w moją stronę. Podszedł do mnie tak blisko, że dzieliły nas tylko dwa kroki. — To, że Cię pocałowałem albo pomogłem nie oznacza, że będziemy teraz najlepszymi przyjaciółmi, Angeles. — dotknął mojej brody. — To wszystko co zrobiłem dla Ciebie, a Ty dla mnie niczego nie zmienia w naszych stosunkach. Nie lubię Cię. — cmokną mnie w usta, a następnie wsiadł do auta, zostawiając mnie na środku parkingu w nocy.
Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co się dzieje.
Wtf?
— Kurwa. — powiedziałam do siebie, chwytają się za włosy. — Jaka ze mnie jest pierdolona idiotka. Naiwna dziewczynka, kurwa. — Z wielkim impetem tupnełam nogą.
Nie wiedziałam, dlaczego łzy spływają mi z oczu, niemniej jednak ich nie powstrzymywałam. Musiałam się wypłakać, chociaż nie znałam ku temu powodu, a kiedy już to zrobiłam wyciągnęłam z torebki telefon i na nim wybrałam numer do tego pożal się Boże piłkarzyka ze spalonego teatru.
Odebrał on po pierwszym połączeniu.
— Co chcesz jeszcze... — Nie dałam mu skończyć.
Jeszcze tego brakowało, żeby obrażał mnie przez telefon.
Nie był nawet o tym mowy.
— Posłuchaj mnie, idioto! Jesteś największym dupkiem na tej planecie i największym debilem myśląc, że chciałam się z Tobą zaprzyjaźnić. Nigdy bym tego nie zrobiła, nawet wtedy, gdybyś był ostatnim człowiekiem na Ziemii. Kurwa Ty jesteś dla mnie za głupi, co ja miałabym z Tobą niby robić? Oglądać bajki, których nawet byś nie zrozumiał, bo są one od 7 lat, a Ty mentalnie zatrzymałeś się rozwojem na 3? — zaśmiałam się teatralnie. — Nie jestem głupia Neymar, nie jestem Tobą. — I nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć rozłączyłam połączenie, wracając z powrotem do szatni.
Byłam z siebie chorelnie zadowolona, z drugiej jednak strony czułam nieprzyjemnie uczucie w sercu.
Ja chyba naprawdę polubiłam Neyamra Juniora da Silve Santosa.
Na szczęście nie zrobiłam tego wystarczająco bardzo, dlatego to polubienie szybko zamieniło się z powrotem w nienawiść.
Nienawidziłam Go, a on nienawidził mnie, czyli wszystko wróciło do normy.
Love ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro