Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3 Nikt nigdy nie pokocha ciebie tak jak Chase.



Ten wieczór postanawiam spędzić w towarzystwie swojej współlokatorki. Siadam na łóżku i krzyżuję nogi, a plecy opieram o ścianę. Beth zakłada właśnie przez głowę szarą bluzę i naciąga rękawy tak, by zakryły jej dłonie do połowy. Siada na swoim łóżku i chwyta po książkę, jednak przerywam jej głośnym chrząknięciem.

– Tak, Raven? – pyta lekko zirytowana.

– Chciałabym cię przeprosić za to, co mówił Matt. Nie wydajesz się być nudna – wypalam, na co szybko karcę się w myślach. Naprawdę Raven, nie mogłaś wpaść na coś lepszego? – Naprawdę chcę cię lepiej poznać i w pewnym sensie zaprzyjaźnić. Dzielimy razem pokój, więc dobrze by było złapać fajny kontakt.

Beth opuszcza niżej okulary i spogląda na mnie tymi przenikliwymi, brązowymi tęczówkami.

– Jeśli będziemy miały się przyjaźnić, wyjdzie to naturalnie. Nie zadaję się ze znajomymi mojej siostry.

Chłodny ton jej głosu gasi mój zapał do ciągnięcia rozmowy. Nerwowo skubię skórki przy paznokciach, obwiniając się, że szybko jej podpadłam.

– Przecież cię nie skreślam, Raven. Nie rób od razu takiej miny. Potrzebuję czasu, żeby ci zaufać – tłumaczy, a następnie powraca do czytania. Wypuszczam ze świstem powietrze z płuc i opadam na łóżko, przyciągając sobie poduszkę pod głowę. Po tej wypowiedzi pomieszczenie wypełnia cisza. Brakuje tylko zegara, który zaznaczałby tyknięciem każdą mijającą sekundę.

Przewracam się na bok i wyciągam rękę po podpięty do ładowarki telefon. Przez chwilę rozważam telefon do rodziców, jednak nie chcę przeszkadzać zaczytanej brunetce. Stukam palcem we wciąż zablokowane urządzenie, zastanawiając się czym zająć sobie wolny czas. Kiedy nic nie przychodzi mi do głowy, odblokowuję ekran i wchodzę w pierwszą lepszą aplikację. Przeglądam główną tablicę, gdzie widnieją głównie zdjęcia jakiś starych znajomych. Zastanawiam się, czy nie poszukać może Matta, jednak szybko uświadamiam sobie, że nie pamiętam jego nazwiska. Przeglądam dalej, aż w końcu zatrzymuję się na ciekawym wpisie.

Fresher's Week.

– Wybierasz się jutro na targi stowarzyszeń? – zagajam do współlokatorki. Wzdycha pod nosem i ponownie odsuwa od siebie książkę.

– Jestem na drugim roku, należę już do jednego.

– O! Będziesz reprezentować je na stoisku?

– W życiu... unikam wszystkich okazji by znaleźć się w jakimkolwiek centrum uwagi. A co, wybierasz się na nie? – Pociągnięcie przez nią dalej tematu daje mi delikatną nadzieję na ogrzanie stosunków. Silę się by powstrzymać uśmiech. – To jedna, wielka strata czasu.

– Właściwie to tak, idę. Liczyłam, że spotkam kogoś znajomego, lub może wybierzemy się na nie razem?

– Na pewno będzie tam Daphne i reszta. Nigdy nie przegapią okazji by ponabijać się z zagubionych świeżaków.

Kręcę z niedowierzaniem głową. Śmiało mogę nawet stwierdzić, że jej nie wierze. Jak grupa tak przyjaznych osób, mogłaby zachować się w taki beznadziejny sposób? W końcu, każdy kiedyś był na pierwszym roku i potrzebował czasu żeby się zaadaptować w nowym środowisku.

Zastanawiam się, czy to uprzedzenia Beth kształtują jej taki pogląd na znajomych siostry. Nie znam ich wszystkich, tak samo jak swojej współlokatorki. Póki co, muszę ufać jedynie sobie i własnym odczuciom. Przecież nie skreślę nikogo ze względu na czyjeś niepotwierdzone plotki. Jeśli Beth ma rację i jutro będą zachowywać się w taki chamski sposób jak wspomniała, nie będę starała się brnąć w relację z nimi.

– Na pewno nie chcesz iść ze mną? – dopytuję ponownie, licząc, że wyciągnę ją ze sobą. Może zapozna mnie ze swoimi znajomymi? Nie mogę ponownie zamknąć się w domu, tak jak było w Richmond. Przyjechałam tu po nowe życie i przyjaciół, dzięki którym będę mogła poznać siebie na nowo. Tym razem nie jako przestraszoną dziewczynę apodyktycznego chłopaka. – Mogłabyś mnie na przykład oprowadzić?

– Przeżyłam już swój tydzień zapoznawczy, daj mi spokój, Raven. Nie widzisz, że staram się czytać? Jeśli się nudzisz, idź po prostu spać. Mam lampkę, którą nakładam na książkę, więc śmiało możesz zgasić światło.

Mrugam kilkukrotnie, kiedy ogarnia mnie zakłopotanie. Nie spodziewałam się, że aż tak bardzo moje próby podjęcia z nie konwersacji będą ją denerwowały.

Obracam się do niej plecami, tym samym odpinając telefon od ładowarki. Układam się na boku i ponownie odblokowuję urządzenie. Chwilę przeglądam jeszcze artykuł dotyczący Fresher's Week. Zwiedzanie z wytypowanym przewodnikiem zaczyna się o jedenastej, a stoiska stowarzyszeń zaczną rozstawiać się jeszcze przed dziesiątą. Wychodzi na to, że nie muszę nastawiać budzika na zbyt wczesną godzinę. Przeglądam główną tablicę dalej, aż zatrzymuję palec na zdjęciu swojego brata. Mrużę powieki, kiedy zauważam, że jest to relacja z jakiejś imprezy. Powiększam zdjęcie i zapiera mi dech.

To impreza pożegnalna.

Chase'a.

Nerwowo przeczesuję palcami włosy i wchodzę w komentarze. Wszyscy żegnają mojego byłego chłopaka i wypisują jakieś głupoty, jak bardzo będzie brakowało im go na tych durnych domówkach. Kilka osób życzy mu powodzenia, a jedna z dziewczyn wkleja złamane serduszka.

W amoku wybieram numer do brata. Beth będzie musiała przeboleć naszą kilkuminutową rozmowę.

– Raven? – zarzuca zaskoczony, gdy odbiera połączenie. – Coś się stało?

Przełykam ślinę, zbierając w sobie odwagę. Rozpoczęcie tematu byłego jest dla mnie zawsze bardzo trudne.

– Gdzie on wyjeżdża?

Melodyjny śmiech dobiega z głośniczka.

– Zaczynasz się nim ponownie interesować, kiedy może już go zabraknąć? – rzuca pogardliwie. Ściska mnie w żołądku z poirytowania. Bradley choć według rodziców był tym złotym, genialnym dzieckiem, czasami nie rozumiał wielu ważnych spraw. W końcu nigdy nie zauważył, jak jego przyjaciel mnie traktuje. Ani razu nie stanął w mojej obronie, gdy Chase wymierzał w moim kierunku różne psychologiczne ataki. Pozwalał mu mnie niszczyć. Każdego, cholernego dnia.

– Dobrze wiesz, że tak nie jest. Po prostu boję się, że on...

– Pojedzie za tobą do Baltimore? – kpi, a przez mój kręgosłup przechodzi nieprzyjemny dreszcz. – Dokładnie to robi, siostrzyczko.

Ciemne mroczki pojawiają mi się przed oczami. Podnoszę się do siadu i opieram głowę o chłodną ścianę.

– Doceń w końcu to, jak mu na tobie zależy. Zostawia nas wszystkich by walczyć o ciebie.

Gorące łzy zaczynają spływać po mojej twarzy.

– Za bardzo cię kocha, by pozwolić ci odejść – dopowiada po chwili. Zakrywam dłonią usta i przygryzam jej zewnętrzną stronę by powstrzymać szloch. To nie może być prawda. Przecież ja... uciekłam. – Przemyśl swoje zachowanie Raven i skorzystaj z drugiej szansy.

Po tym kończy połączenie, a ja pozwalam by płacz zawładnął moim ciałem. Osuwam się po ścianie, leżąc ponownie na łóżku. Podkurczam kolana do klatki piersiowej, a twarz zasłaniam ramieniem.

– Raven? – pyta cicho Beth, jednak nie odpowiadam. Zanoszę się płaczem trochę głośniej, gdy zaczyna przeze mnie przemawiać bezsilność. Wiem, że kiedy pojawi się na terenie kampusu, znajdę się na przegranej pozycji. Chase wie jak mną manipulować. Świetnie idzie mu również szantaż i wykorzystywanie swojej fizyczności do sprawiania mi krzywdy.

Przed oczami pojawia mi się jego obraz. Chłodne tęczówki zawsze patrzyły na mnie pogardliwie. Nigdy nie dostrzegłam tam ciepła, czy oznak jakiejkolwiek miłości. Dlatego nie rozumiem, dlaczego nie może mi odpuścić. W końcu każde z nas mógłby zacząć od nowa. Jednak Chase się nie poddaje.

Telefon wibruje mi w dłoni, więc odrzucam go na kołdrę. Pulsujący ból w skroniach promienieje coraz dalej, aż w końcu mam wrażenie, że głowa mi pęka. Chyba temperatura w pokoju zaczyna się podnosić, bo momentalnie robi mi się duszno. Rozpinam bluzę i przecieram rękawami policzki. Spoglądam na Beth, która przypatruje mi się zza otwartej książki. Kiedy nasze spojrzenia się spotykają, odkłada ją i podchodzi bliżej. Kuca obok moich kolan i niepewnie układa na jednym dłoń. Kolistymi ruchami kciuka stara się zapewne okazać mi wsparcie, jednak to nie działa. Drżę, co od razu wyczuwa.

– Chcesz o tym porozmawiać? – Jej głos wypełnia współczucie. Kręcę jednak przecząco głową i ponownie chowam się za rozciągniętym rękawem. Ponosi się na nogi i siada obok. – Wyciszyć twój telefon? Cały czas ktoś się dobija?

Zastanawiam się chwilę, po czym sięgam po urządzenie. Wzdrygam się, kiedy dostrzegam nieodebrane połączenia od mamy. Przytrzymuję przycisk by go wyłączyć, jednak w tym momencie ponownie wpada połączenie. Dla świętego spokoju decyduję się odebrać.

– Tak? – pytam ochrypłym głosem.

– Spałaś? – rzuca pogardliwie. – Rozmawiałam z twoim bratem. Dlaczego nie powiedziałaś mi, że Chase przenosi się na twoją uczelnię?

Chyba zaraz zwymiotuję.

– Możecie zacząć od nowa.

– Mamo... nie – mamroczę pod nosem i odruchowo chwytam się dłoni współlokatorki.

Odpowiada mi długim westchnieniem. Dlaczego nikt nie zwrócił uwagi na to, jak niepoprawny był nasz związek?

– Jesteś mądrą dziewczynką, Raven. W niektórych sprawach jednak musisz nam zaufać. Razem z Bradley'em chcemy dla ciebie jak najlepiej. Zaufaj nam. Nikt nigdy nie pokocha ciebie tak jak Chase.

Coś we mnie pęka. Ponownie.

Dolna warga zaczyna mi drżeć, co uniemożliwia mi sklejenie odpowiedzi. Zerkam kątem oka na Beth i odsuwam od siebie urządzenie tak, by mogła zakończyć połączenie.

Nienawidzę ich wszystkich, za to co mi robią. Wszystkie wylane przeze mnie łzy są tylko i wyłącznie przez nich. Gdyby tylko zwrócili na mnie więcej uwagi i dostrzegli, jak bardzo niszczył mnie ten związek, może przestaliby pchać Chase'a w moje życie. Mogłoby to ująć mi ogromną dawkę cierpienia.

Przeczesuję palcami włosy u podstawy, zastanawiając się, co mam teraz zrobić. Ponowna ucieczka nie ma sensu. On najwidoczniej zawsze znajdzie sposób, by znaleźć się w moim życiu.

– Może... chcesz się już położyć? Rano pójdziemy na targi – odzywa się, przerywając przygnębiającą ciszę.

– Nie lituj się nade mną, Beth. Wszystko ze mną w porządku, naprawdę.

– Przepraszam za moje wcześniejsze uprzedzenie. Po prostu zawsze przyjmuje pozycję obronną, bo nie radzę sobie tak dobrze w kontaktach z innymi ludźmi jak moja siostra. Lubię zamykać się w swoim świecie z książką i cieszyć się samotnością – wyznaje, a na jej twarzy pojawia się delikatny uśmiech. – Nie zasłużyłaś sobie bym tak oschle cię potraktowała.

Zaskakuje mnie swoją zmianą postawy. Nie wiem, czy pragnie teraz odwrócić moje myśli od sytuacji z Chase'm, czy jest jej mnie w tym momencie żal.

– W porządku, ale serio, nie musisz iść ze mną na targi. Możemy zacząć od nowa bez tego.

– Drugi raz tego nie zaproponuję – chichocze ponuro. – Jeśli kiedyś będziesz chciała porozmawiać, wiesz, o tym co właśnie się wydarzyło, możesz na mnie liczyć.

– Dziękuję, Beth.

– W takim razie wracam do Cassiana. Gdybyś mnie potrzebowała, będę jedynie łóżko dalej – sarka, a ja silę się na uśmiech. Naprawdę doceniam to, że próbuje mi pomóc. Po naszej wcześniejszej rozmowie, nie spodziewałabym się tego po niej.

Wstaje z mojego łóżka i wraca do siebie. W tym czasie zbieram swoje rzeczy i ruszam pod prysznic. Tuż po nim zapadam w sen, licząc, że moje życie nie zostanie jutro ponownie skażone przez Chase'a Walkera.

*

Zwiedzanie kampusu było całkiem przyjemne. Elijah pokazał nam dosłownie każdy zakątek budynku, nie pomijając żadnego pomieszczenia. Całość trwała troszkę ponad dwie godziny, przez co pod koniec miałam już problem z ustaniem w miejscu. Stopy piekły mnie od dreptania po korytarzach, ale starałam się ignorować ten uciążliwy ból.

Teraz w końcu mogę usiąść na ławeczce niedaleko targów. Przyglądam im się z daleka, szukając czegoś odpowiedniego dla siebie. W końcu nie odnajdę się w niczym związanym ze sportem, czy muzyką. Nie wiem, czy nadaję się do któregokolwiek stowarzyszenia. W Richmond nie miałam żadnych ciekawych pasji. Skupiałam się na związku z Chase'em, lub przesiadywałam w różnych kawiarenkach z książką, kryjąc się tam przed rodzicami i wnerwiającym, idealnym bratem.

– Raven! – Odwracam się w kierunku piszczącej z oddali Daphne. Uśmiecha się szeroko i macha dłonią, bym do nich podeszła. Moje stopy błagają bym im tego nie zrobiła, jednak brunetka nie ustępuje. Nasila gest dłonią, więc podnoszę się i ruszam w ich kierunku. Oprócz niej jest jeszcze Matt i Steven. – Byłaś na zwiedzaniu?

– Tak, jestem tu od dziesiątej.

– Pewnie zgłodniałaś – sugeruje blondyn. – Gastro stowarzyszenie rozdaje pączki z truskawkową polewą.

Zastanawiam się przez chwilę, po czym pomiędzy nami rozbrzmiewa burczenie mojego brzucha. Dziewczyna obok chichocze, zasłaniając dłonią usta.

– Więc chodźmy – rzucam rozbawiona do Matta. Wyciąga w moim kierunku ramię, które chwytam i pozwalam zaprowadzić się do stanowiska. – Do którego stowarzyszenia należysz?

– Wiesz, kiedy należymy do bractwa to zostaliśmy zwolnieni z tego przymusowego cyrku. Na szczęście tylko na pierwszym roku musisz się w to bawić, weź byle co i staraj się pojawiać raz na jakiś czas. Daphne poszła do jakiegoś sportowego i oprócz przebiegnięcia dwóch kółek na stadionie, nic więcej nie zrobiła przez cały rok.

– Wyplułabym płuca już po jednym okrążeniu.

Towarzysz parska śmiechem w odpowiedzi, po czym przystaje na chwilę. Zatrzymuję i wlepiam w niego zdekoncentrowane spojrzenie. Czy dostanę teraz wykład o tym jak ważna dla zdrowia jest aktywność fizyczna?

– Idź do kółka dyskusyjnego. Spotykają się raz w miesiącu, obgadują jakieś problemy, które pojawiają się na uczelni i podrzucają sugestię do zarządu.

Kiwam zaintrygowana głowa i rozglądam się za ich stanowiskiem. O dziwo Matt zatrzymał nas centralnie przy ich stoliku. Wysoka, rudowłosa dziewczyna od razu posyła mi szeroki uśmiech i proponuje ulotkę. Przeglądam ją pobieżnie i chyba więcej nie potrzebuję, by się na nie zdecydować. Pochylam się i wpisuję na listę. Wzdycham z ulgą, bo na całe szczęście mam już to za sobą.

– Dzięki tobie zyskałam kilka wolnych godzin. Gdybyś tego nie zaproponował kręciła bym się tutaj, dopóki ktoś by mnie nie namówił – odpowiadam wdzięcznie, gdy Matt ponownie proponuje mi swoje ramię.

– Świetnie, w geście wdzięczności możesz pomóc mi z zakupami na jutrzejszą imprezę inicjacyjną.

– Impreza inicjacyjna?

– Wiesz, świeżaki, których musimy przyjąć do bractwa. Jutro będą przechodzić jakieś śmieszne próby by wyeliminować słabeuszy. Josh przygotował listę zakupów, którą za karę muszę zakupić. A ty, urocza Raven Nixon, będziesz moim pomocnikiem.

Parskam śmiechem i podchodzę bliżej. Niweluję dystans pomiędzy nami i staję na palcach by znaleźć się na wysokości jego jasnych oczu.

– Ale zabierasz mnie na śniadanie.

– Umowa stoi – stwierdza i prowadzi nas do swojego samochodu.

Mam nadzieję, że pomoże mi to oczyścić na chwilę umysł z przerażającej wizji przyjazdu Chase'a do Baltimore. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro