III.
– Idiota.
Dopiero rano, Loki zaczął uświadamiać sobie, jak bardzo stał się miękki.
Jeszcze niedawno, nie pomyślałby nawet o tym, że kiedykolwiek zachowa się w sposób, w jaki zachował się wczorajszego popołudnia.
Jeszcze niedawno, jeśli w ogóle zamówiłby prostytutkę, to tylko po to, aby się z nią porządnie zabawić, a nie rzucić się w jej ramiona i wystawić do głaskania. Uczucia to słabość. Swego czasu, Loki prowadził hulaszczy tryb życia, w którym najważniejszy był dla niego on sam i jego potrzeby. Kochał chaos, przyjemności i rozpustę, a z służącymi bądź niewolnikami, obchodził się okrutnie i niekiedy brutalnie.
Kobiety traktował przedmiotowo, jako obiekty pożądania, a nie potencjalne miłości jego życia. O każdej z nich, myślał bardziej jak o kochance lub kluczu do osiągnięcia danego celu, niżeli jak o kandydatce na przyszłą żonę, co nie podobało się Odynowi.
Odyn, w pewnych momentach zdawał się zapomnieć o tym, że Thor również taki był. Kiedyś to Loki był tym posłusznym świętoszkiem, a Thor rozpuszczonym egoistą.
Tyle, że odkąd Synek Tatusia trafił na planetę Ziemię i poznał Jane, wszystko się zmieniło.
Zaczął krok po kroku, odtwarzać sobie w myślach spotkanie jego i Amy z poprzedniego dnia. Był dla niej zdecydowanie za miękki, za ludzki. Szczerze gardził Midgardczykami. Ziemianie mają się za ludzi inteligentnych, oświeconych oraz są pewni tego, że ich rasa osiągnęła miliony nieprawdopodobnych rzeczy. Prawda jest jednak taka, że w większości nie zdawali sobie oni nawet sprawy z tego, jak bardzo zacofani są. Mają się za niewiadomo kogo, ale nawet nie liznęli tyle wiedzy, ile Loki pomieściłby w małym paluszku.
W żaden sposób nie potrafił się usprawiedliwić. Zwyczajnie się zapomniał. Poniosło go. Nienawidził okazywać uczuć.
Gdzie podział się jego egoizm, poczucie wyższości i duma?
Głaskał i przytulał jakąś żałosną, midgardzką kobietę, niczym uroczą, puchatą kotkę z puszystym futerkiem.
Kiedy wtulił się w nią, wszystkie jego rozterki, problemy i nieprzyjemne myśli, zniknęły. Czuł się jak dziecko, które błądząc godziny we mgle, nagle odnalazło rączką suknie swojej odwiecznej, ukochanej wybawicielki z opresji - matki.
Nie mógł rozpoznać samego siebie. Nie zachował się jak Loki.
Niemniej potrzebował, tego nagłego wybuchu uczuć. Potrzebował kogoś. Potrzebował odskoczni od samotności.
Od jakiegoś czasu, coś się w nim zmieniło.
Zaczął się dogłębnie zastanawiać nad tym, czy większy wpływ na jego "przemianę" miała samotność i porzucenie, jakie dotknęły go na Ziemi, czy to słowa, które usłyszał od Thora w czasie Ragnaroku, tak go poruszyły.
Telepiąc się po podłodze na wszystkie strony miał wiele czasu, aby pomyśleć.
Pierwszy potencjalny powód po czasie odrzucił, ponieważ samotności i porzucenia dostąpił już nie raz. Jego życie było przecież niekończącym się pasmem porzuceń, nieudanych starań, bólu i samotności, więc takie doznania nie były dla niego niczym nowym. Co prawda, w jego wspomnieniach z tymi złymi chwilami, przeplatały się też te, w których był naprawdę i szczerze szczęśliwy.
Na ten przykład wspomnienia nauki zaklęć i sztuczek magicznych z wszechmatką, bitwy na drewniane miecze z Thorem na dziedzińcu, najrozmaitsze psikusy i niezawsze zabawne dowcipy wyrządzane razem z Thorem biednym pałacowym kucharkom, wartownikom, służącym lub nawet Bogu ducha winnym przechodniom.
Za dzieciaka wszystko było inne, wszystko możliwe.
Wszystko było piękne.
Wszystko było ciekawe.
Wszystko było nowe.
Wszystko było niezbadane i oczekujące jedynie na odkrycie.
Niestety nie zawsze wszystko co się robiło, było mądre i odpowiedzialne.
Mimo, że każde z tych wspomnień sprawiało mi ból, po kryjomu bardzo lubił do nich wracać.
Chociaż Frigga, nie była jego biologiczną matką, bardzo ją kochał.
Zawsze potrafiła podzielić się radą, naprowadzić na właściwą drogę, pomóc wyjść z mgły, a przy tym nigdy nie żywiła żalu czy urazy. Zawsze wiedziała co jest słuszne i nie dawała się zwieść jakiejkolwiek szatańskiej pokusie.
Była łagodna, ale stanowcza.
Nic nie dało się przed nią ukryć, nawet jeśli było to uczucie lub myśli, którymi nie chciałbyś się z nikim dzielić. Myśli, które ukrywasz w najgłębszych zakamarkach umysłu, zamykając je w kuferku i przekręcając kluczyk, a później wrzucając go do wielkiej, bezdennej pustki.
Umiała patrzeć nie tylko oczami.
Była idealną matką, idealną królową i idealnie potrafiła poświęcić się dla sprawy.
Nienawidził Thora, za to, że nie zdołał on należycie jej obronić. Był to jej winny.
Mia trochę przypominała mu Frigge.
Nie miał okazji jej poznać, ale tak jak Frigga, wydawała się łagodna i jasna.
Laufeyson zadecydował, że już nigdy więcej jej nie zamówi.
Prostytutka była jedynie chwilowym rozwiązaniem problemu, a zamówienie jej było prawdziwą głupotą. Frigga zapewne byłaby nim zawiedziona.
Zachował się jak dziecko, które chce albo wszystko, albo nic.
Loki obiecał sobie, że już nigdy nie wystawi się na takie upokorzenie.
Dostał czego chciał, skorzystał, więc może już ją zostawić. Była dla niego tylko zabawą. Nikim.
Postara się o niej zapomnieć.
Oh, w tym miejscu należy przeprosić, za dużo powiedziane.
Zapomni o niej.
Nawet jeśli Stark długo nie będzie chciał przestać mu przypominać o niej i o jego wybryku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro