Rozdział 38- Podtapiam dwóch olbrzymów.
Cios, blokowanie, unik, płazem, cios, blokowanie, unik, płazem...
Te czynności wykonywałam przez praktycznie cały dzisiejszy dzień, walcząc z potworami.
Właśnie rzucił się na mnie od tyłu wielki, piekielny ogar. Niestety nie była to Pani O'Leary. Był to piekielny ogar z armii Kronosa.
Jego pazury zaczepiły się w mojej zbroi, a następnie całym swoim ciężarem powalił mnie na ziemię. Szybko obróciłam się na plecy, po czym zapasowy sztylet, który miałam schowany pod nagolennikiem, wbiłam w brzuch potwora. Ten po chwili był już jedynie kupką popiołu, która opadła mi na twarz.
Podniosłam się z ziemi i rozejrzałam dookoła siebie. Cała ulica była pełna przeróżnych potworów oraz walczących z nimi herosów, Łowczyń lub wilkołaków Amison.
Persp. Emily
W swojej wilkołaczej postaci właśnie biegłam na jednego z herosów walczących po stronie Kronosa. Miał chyba ciemne włosy... tak, tak, one zdecydowanie były ciemne. Jego usta były całkiem duże, pełne, aż się zastanawiam, czy przypadkiem nie robił operacji plastycznej. Gdy byłam już na tyle blisko, żeby móc go rozszarpać na strzępy, zauważyłam, że on z kimś walczy. Ten drugi też był herosem, miał blond włosy, piegi, był dość wysoki... to był Will.
-Ty idioto!- Will krzyczał na tego drugiego pomiędzy ciosami- Jak mogłeś ją tak okrutnie zdradzić?!
-Will, daj spokój, już to omawialiśmy.- odrzekł ten drugi, jednocześnie uderzając płazem swojego miecza głowę blondyna.
Syn Apollina lekko zatoczył się do tyłu.
-Xander, jak mogłeś?! Ona cię kochała!- wykrzyknął.
A więc ten drugi okazał się być tym chłopakiem, który zdradził moją siostrę... Przysięgam, że jeśli teraz Will nie zakończy życia tego nędznego półboga, to zrobię to osobiście.
-A ja jej nie.- mruknął- Will, to był tylko plan, by przekonać ją do tego, żeby przeszła na stronę Kronosa! Plan nie działał, więc po co było to dalej ciągnąć? Zranić ją i oszukać jest tak łatwo, jak odebrać dziecku lizaka. Nie zdziwiłbym się na twoim miejscu, gdybyś po tygodniu chciał mieć inną dziewczynę.- prychnął.
Dobra, przyznam szczerze, że to, co zrobiłam po jego słowach było co najmniej lekkomyślne.
Rzuciłam się na niego z wysuniętymi pazurami, gotowa zabić go z miejsca. Czy nie dręczyło go nigdy sumienie, że tak potraktował Olivię?
Swoje pazury zaczepiłam w jego ramionach i powaliłam go na ziemię. Był tak oszołomiony, że nie zdążył ogarnąć, co się dzieje. Już miał mnie przeciąć na pół swoim mieczem, ale... ups, czyżby ktoś zabrał dziecku zabawkę?
Tak, to Will, który stał obok nas, wyrwał mu ostrze z ręki, a Xander nawet tego nie zauważył.
Brunet spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, ale ja już wiedziałam, że to tylko proszenie o wolność, dlatego przymknęłam oczy, a łapę przyłożyłam do jego szyi.
-Niech na Polach Kar dręczą cię same najgorsze dusze.- powiedziałam, po czym rozszarpałam mu gardło na tyle mocno i głęboko, że już więcej nie wstanie z tego bruku.
Pomiędzy mną i Willem nastała krótka chwila ciszy, po czym blondyn spojrzał na mnie lekko przerażony, ale nic nie powiedział.
-No co?- zmieniłam postać na bardziej ludzką- Nie dość, że nie potrafisz sprawić, żeby dziewczyna się w tobie zakochała, to nie umiesz też zabić jej byłego, który ją zdradził.- prychnęłam.
~*~
Persp. Olivii
Spiżowe drzwi otwarły się ze zgrzytem. Na marmurowej posadzce rozległo się echo czyichś kroków. Odwróciłam się w stronę, skąd dobiegał ten odgłos i spostrzegłam tam Percy'ego, Annabeth i Grovera.
Nessie, ofiotaur, który pływał w swojej kulce z wody, też ,,odwrócił się" w ich stronę. Zamuczał żałośnie na ich widok. Jedynie Hestia, wyglądająca jak mała dziewczynka, nadal siedziała przy ognisku na środku sali, wciąż trzęsąc się z zimna.
-Rachel?- Percy spojrzał na rudowłosą z przerażeniem w oczach.
-Znalazłam to.- spojrzała na niego tak, jakby właśnie wyłonił się ze snu- To jest puszka Pandory, prawda?
-Odłóż ten dzban, proszę.
-Widzę w jego wnętrzu Nadzieję.- dziewczyna przebiegła palcami po wzorze na ceramice- Jest taka krucha.
-Rachel.- położył na jej imię duży nacisk.
Jego głos sprowadził ją z powrotem na ziemię. Podała mu naczynie, a on wziął je z jej rąk.
-Um... Percy, czy możemy porozmawiać?- spytałam niepewnie, a mój brat jedynie kiwnął głową.
-Grover,- wymamrotała Ann- rozejrzyjmy się po pałacu. Może uda nam się znaleźć jakieś zapasy greckiego ognia albo pułapki Hefajstosa.
-Ale...- satyr już chciał zaprzeczyć, jednak córka Ateny przerwała mu kuksańcem.
-Dobra!- zabeczał- Kocham pułapki!
Kiedy odeszli zwróciłam się od razu do Percy'ego:
-Percy, mam ci naprawdę ważną rzecz do powiedzenia.
-Co? Jaką?- zmarszczył brwi.
-Emily powiedziała mi, że Xander też był szpiegiem, nie tylko Silena...- nie dokończyłam, bo brat mi przerwał.
-Akurat tego można się było domyślić, że ten idiota... A zresztą, nieważne.- machnął ręką- Dobra, Olivia, nie przejmuj się tym, będzie dobrze. Jeszcze wygramy tę wojnę.
-Mówisz tak, jakbyś myślał zupełnie inaczej.- spuściłam wzrok na podłogę.
-Oli, to nie tak...- odrzekł smutno- Po prostu... po prostu nie mamy aż tak dużych szans na zwycięstwo, jak Kronos.
-Ehh...
~*~
Podeszłam do pomnika Apolla od strony pleców, jak najciszej umiałam. Wyjrzałam za kamienną nogę boga słońca, aby móc dostrzec dwóch olbrzymów, którzy właśnie burzyli stojącą niedaleko świątynię taty Willa. Pierwszy z nich miał skórę w kolorze wiosennego trawnika, jaskrawo-żółte dredy, w które powciskane były miecze, toporki, sztylety i strzały. Zapewne należały do herosów. Na sobie miał jedynie czarne, poszarpane i zaplamione szorty oraz pancerz w kolorze miedzi. Skóra drugiego z nich była zupełnie biała, za to włosy, które miał związane w kitkę, znajdującą się na czubku głowy, były koloru ciemno-niebieskiego, jak nocne niebo. Za ubranie służyła mu sięgająca aż do ziemi tunika, na którą nałożył pancerz w kolorze srebra. Pewnie Pan D powiedziałby teraz do tego drugiego coś w stylu ,,Ej, ty duży, popatrz na siebie! Jesteś co najmniej brzydki jak noc!", czego ja zupełnie bym nie potrafiła zrozumieć. Czy to normalne, że w takiej chwili przypomina mi się dyrektor Obozu Herosów?
Pierwszy, Pan Trawnik, chwycił w grube dłonie ogromny głaz leżący na kamiennym chodniczku, po czym cisnął nim w ostatnią kolumnę podpierającą dach świątynii. Sklepienie zawaliło się na ziemię. Drugi, Pan Brzydki Jak Noc, wyrwał z ziemi rosnące obok drzewo i rzucił nim za siebie, prosto na posąg Apollina, gdzie stałam i ja. Kamienny łuk Apolla spadł mi na głowę, a ja upadłam na trawę. Obaj giganci odwrócili się w moją stronę, kiedy wydałam cichy jęk, bo głowa zaczynała mnie boleć niemiłosiernie. Już wiedziałam, gdzie będę miała guza...
-Kto tu jest?!- ryknął jeden z nich. Jego głos był bardzo niski, jakby po najniższym tonie na klawiszach fortepianu był jeszcze niższy dźwięk.
Nie powiedziałam już nic. Teraz postanowiłam być cicho i zaatakować z zaskoczenia.
-Bracie, przestań tak krzyczeć, tu nikogo nie ma, nic nie słyszałem.- oznajmił drugi. Jego głos znajdował się na zupełnie innym końcu pianina.
-Przestań robić ze mnie głupca, proszę cię! Przecież doskonale wiem, że coś słyszałem!- krzyknął.
W czasie, kiedy panowie olbrzymi wymieniali uprzejmości, ja szybko i sprawnie przeszłam obok ruin świątynii Apolla. Wspięłam się na nie, i jako że giganci stali przodem do posągu, przy którym wcześniej stałam, nie zauważyli mnie, sama zastanawiam się, czemu.
-Ekhem, panowie- stanęłam dumnie wyprostowana- Chyba wiem, co słyszeliście.- chwyciłam mój Mały Trójząb.
Obaj gwałtownie obrócili się w moją stronę. Na ich minach malowało się zaskoczenie, ale i gniew. Niestety nie mieli zbyt dużo czasu, aby rzucić we mnie jakimś głazem, bo z mojego Trójzębu trysnęło tak dużo wody, że... na moment ich zatopiłam. Stałam tam na gruzach przez dłuższą chwilę, dopóki obaj olbrzymi się nie podnieśli. Byli przemoczeni i wściekli. Pan Trawnik wyciągnął ze swoich dredów jakąś włócznię. Miała srebrny kolor i prawdopodobnie właśnie ze srebra została zrobiona. Cisnął nią we mnie, ale gdyby nie to, że w porę uskoczyłam, byłabym już jedynie większą wersją rybnego szaszłyka.
Kiedy się podniosłam, zauważyłam, że obok Pana Trawnika nie ma już Pana Brzydkiego Jak Noc. Spojrzałam na olbrzyma z dredami pytająco, marszcząc przy tym brwi. Nagle za sobą usłyszałam ciężkie kroki stawiane na kamiennych ruinach świątynii. Obróciłam się gwałtownie w tamtą stronę. To drugi z olbrzymów kroczył w moim kierunku z wyciągniętą wielką piką. Trójząb schowałam do pochwy i wyciągnęłam miecz. Gigant prychnął i pewnym krokiem podszedł do mnie. Stanął naprzeciwko mnie i zrobił największy w swoim życiu błąd. Otóż odłożył swoją broń na chwilę na ziemię, aby rozprostować palce. Widać nie walczył ostatnio. Ja to wykorzystałam i ku jego zdziwieniu natarłam na niego z głośnym okrzykiem: ,,Za niebieskie naleśniki!" czy coś w tym stylu.
Ostrzem miecza drasnęłam giganta w łydkę, ponieważ ten się lekko odsunął.
Olbrzym szybko chwycił w ogromne dłonie pikę i zamachnął się nią, a ja przetoczyłam się do przodu, aby uniknąć przedziurawienia na wylot.
Podniosłam się z ziemi i wspięłam szybko na najwyższy punkt na ruinach. Lekko zdezorientowany wielkolud stał teraz na równi ze mną, to znaczy mogłam patrzeć mu w oczy. Miecz schowałam do pochwy, a wyjęłam mój Mały Trójząb. Gigant nieco się zdziwił. Ja jednak zamachnęłam Trójzębem ku niebu, a po chwili z ziemi wytrysnęły całe pokłady wody w niej zgromadzone. Stety czy niestety (dla olbrzyma) gigant stał na jednym z miejsc, z których wylała się woda. Razem z uchodzącym ciśnieniem poleciał do góry, a dalej... już go nie zobaczyłam więcej. Możecie teraz pomyśleć sobie, że jeśli tak się z tego cieszę, to po prostu jestem okrutna. No co to, to to nie. Po prostu... nie lubię olbrzymów. Mam swoje powody, ale o tym może kiedyś, kiedyś, kiedyś opowiem.
Drugi z gigantów popatrzył na mnie z lekkim... przerażeniem w oczach. Czego tu się bać? Jestem jedynie zwykłą dwudziestolatką, która przed chwilą wykopała w powietrze jednego olbrzyma. To zupełnie normalne!
Jednak po chwili przerażenie zastąpił wyraz żądzy mordu. Ze swoich dredów wyjął jeden z mieczy i cisnął go we mnie tak, jakby jego ręka była cięciwą, a ostrze było jedynie prawie nic nie znaczącą strzałą.
Uskoczyłam przed rzutem, jednak najwidoczniej nie na tyle wystarczająco. Strzała drasnęła moje ramię, które zaczęło lekko krwawić.
-Ha!- na widok mojej ręki od razu złowieszczo się uśmiechnął- Widzisz? Nie jesteś nieśmiertelna.
-Ugh...- mruknęłam zdenerwowana- Ale twój brat też nie jest.- powiedziałam, gdy ciało Pana Brzydkiego Jak Noc opadło metr ode mnie, po czym od razu rozpadło się w czarny pył.
Gigant po chwili spojrzał na mnie z żądzą mordu, po czym oboje rzuciliśmy się prosto na siebie nawzajem. Ja z Trójzębem, on z jakimś mieczem wyciągniętym z dredów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro