Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32- Kolejna wizja, tylko że spod... prysznica?

Przeszliśmy przez drzwi naszego domu na Olimpie. Nadal nie mogłam zrozumieć, o co chodziło z wizją o mojej mamie i tym dziwnym grubasie. Wiedziałam jedynie, że to nie wróży nic dobrego.

-Dobra, ja idę od razu spać.- powiedziały jednocześnie Alex, Cari i Silena. Zaśmialiśmy się.

-Ależ wy jesteście zsynchroznizowane.- zachichotałam.

Po tym każde z nas udało się do swojego pokoju, jednak najpierw Silena poszła okupować łazienkę.

Po chwili siedziałam już na łóżku obok Willa.
I nagle pomyślałam o jednym bardzo, ale to bardzo ważnym problemie.

-Will- zaczęłam, a chłopak na mnie spojrzał- jak... jak my będziemy... spać?- zapytałam.

Blondyn od razu wytrzeszczył na mnie oczy i zakłopotany odpowiedział:

-Olivia, ja... szczerze mówiąc, ja też nie wiem... Może ty masz jakiś pomysł?

-Ja? Nie, myślenie to nie moja bajka- zaśmiałam się- ale pewnie ty już coś wymyśliłeś.

-Eee...

-Wiesz co? Nie róbmy głupot. Posejdon dobrze wiedział, że będzie nas pięcioro, więc chyba dobrze przemyślał to, kto w jakim pokoju będzie spał. Po prostu śpijmy... no... razem. Bez wygłupiania się.- powiedziałam nagle pewna siebie, jednak dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, co zrobiłam- Oczywiście jeśli... jeśli chcesz.- dodałam niepewnie, a moje policzki od razu zrobiły się czerwone.

Syn Apolla spojrzał na mnie zdziwiony, po czym odgarnął kosmyki swoich blond włosów za ucho:

-To... ok.- zgodził się niepewnie- Skoro ty tego chcesz.

Po jego słowach weszły do naszego pokoju roześmiane Cari i Alex, a córka Hadesa od razu wypaliła:

-Tylko bez żadnych Williątek.- i poruszała śmiesznie brwiami. Córka Hekate chyba się tego nie spodziewała, bo strzeliła facepalma.

-Geniuszu, nie to miałaś im powiedzieć!- zachichotała zielonooka.

-Ale przecież ci mówiłam, że im to powiem! No, bo tak mi się to cisnęło na usta!- usprawiedliwiała się dziewczyna o wiśniowych włosach.

-Ehh...- westchnęła Caroline- To my już was zostawimy...

Gdy dziewczyny wyszły z pokoju, każde z nas siedziało zdziwione, nadal wpatrując się w drzwi, przez które wyszły.

-Co tu się właściwie stało?- chłopak przerwał ciszę.

-Też nie wiem.- odpowiedziałam mu osłupiała.

Gdy Silena wyszła z łazienki po piętnastu minutach, postanowiłam, że teraz ja będę się myć.

Zdjęłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Odkręciłam kurek i po moim ciele zaczęła spływać gorąca woda. Ooo tak, tego mi trzeba było.
Jak wcześniej miałam spięte mięśnie i całe plecy sztywne, tak pod wpływem wody od razu to wszystko mi się rozluźniło.
Wzięłam do ręki stojący na podłodze pod prysznicem płyn. Daj się otulić kojącej księżyczce- tak pisało na etykietce. Nie sądziłam, że z księżyczki można robić żele do mycia ciała.
Nalałam sobie trochę go na dłoń, po czym rozsmarowałam po ciele. Spłukałam z siebie płyn. Zamoczyłam głowę, i nagle ukazał mi się obraz.

Moja mama już nie siedziała przywiązana do krzesła, tylko wręcz przeciwnie- stała złowrogo uśmiechnięta obok tego grubasa, którego widziałam w poprzedniej wizji. Miała na sobie czarną podkoszulkę, ciemne dżinsy, zieloną kurtkę moro i ciężkie glany. Jej włosy były związane w szybki kucyk. Było to widać, bo sterczały z niego posplątywane kosmyki.
Nie wyglądała tak, jak zwykle. Nie wyglądała tak, jak prawdziwa ona. Zazwyczaj mama nosiła jasne rzeczy- na ten przykład różową bluzkę, białe dżinsy, jasno-niebieskie, powycierane trampki, a do tego dokładnie rozczesane włosy. Nigdy nie miała na sobie tak czarnych ubrań. No nie, przepraszam, pomyliłam się. Ostatnio widziałam ją taką na pogrzebie cioci.

-Widzisz, Caren?- to, jak ten koleś wypowiedział imię mojej mamy było conajmniej dziwne i chore. Mówił do niej tak, jakby się znali przez całe życie. Jednocześnie jego ton był pełen zadumy, nienawiści do tego, na co patrzyli, miłości i wrogości. Po prostu to było chore. Tak, zdecydowanie chore- Kiedy twoja córka się do nas przyłączy, to wszystko będzie nasze. Szkoda tylko, że ten cały Chejron nie powiedział jej jeszcze o przepowiedni, w której jest o niej mowa. I o nas także.- powiedział dumnie i objął ją ramieniem.

Po chwili obraz mojej mamy i tego grubasa zniknął. Otworzyłam oczy. Byłam owinięta w ręcznik i siedziałam na podłodze poza prysznicem. Obok mnie stały zmartwione dziewczyny: Alex, Cari i Silena.

-Co...?- wychrypiałam.

-O bogowie, Oli, nic ci nie jest?- zapytała córka Afrodyty.

-Ja nawet nie...- Alex nie dała mi dokończyć.

-Czyś ty zgłupiała?! Tak nas straszyć?! A jeszcze Willa! Wiesz jak on się przestraszył?! On by chyba na zawał zszedł, gdyby coś ci się stało!- oburzyła się- Najgorsze dla niego było to, że nie mógł wejść do łazienki, bo ty... no wiesz...- pokazała na ręcznik owinięty wokół mojego ciała.

-Czy wy widziałyście... mnie... um... gołą?- zapytałam lekko wystraszona myślą, że dziewczyny mogły mnie taką zobaczyć. To byłoby równoznaczne z końcem świata.

-Och, skądże znowu!- zaprotestowała Caroline- Jako córka Hekate bardzo się przysłużyłam. Otworzyłam drzwi, z zamkniętymi oczami, oczywiście, i owinęłam cię w ręcznik za pomocą magii.- powiedziała dumnie- Naprawdę, nie musisz dziękować.- dodała z przekąsem.

-Tak, Cari, dziękuję- wstałam i przytuliłam ją. Do naszego przytulasa dołączyły się Alex i Silena.

-Dziewczyny, co tak...- do łazienki wszedł nagle Will, ale gdy nas zobaczył (obstawiam, że mnie, hihi- tylko ciekawe czemu?), zamilkł. Tak po prostu. A po chwili wyszedł z łazienki. Też ,,tak po prostu".

Alex zaczęła się śmiać, a do niej dołączyły się Caroline i Silena, jednak mnie nie było specjalnie do śmiechu. Przed chwilą Will widział mnie w samym ręczniku! Tak, RĘCZNIKU! Ręczniku, który sięgał mi do połowy uda! No to dałam plamę. Świetnie.

Po moich, tak na marginesie, długo trwających próbach, dziewczyny zostawiły mnie samą w łazience, a ja skończyłam się myć, po czym wyszłam z łazienki w piżamie. Skierowałam się do pokoju, gdzie nadal siedział syn Apolla.

Gdy odłożyłam ubrania, które miałam na sobie wcześniej, na krzesło, chłopak zapytał zaniepokojony:

-Olivia, co się tam stało? Co widziałaś?

-Will, ja... to dotyczyło mojej mamy.

-Mogłabyś mi powiedzieć? Nikomu się nie wygadam.- przyrzekł.

-Ehh... no dobra.- zgodziłam się i opowiedziałam mu wszystko to, co mi się ukazało w tej wizji.

Po tych słowach łzy pojawiły się w moich oczach, bo dopiero teraz uświadomiłam sobie, w jakim niebezpieczeństwie może być moja mama.

-To raczej nie wróży nic dobrego, ale...- zaczął, a ja już wtedy rozryczałam się na dobre. Usiadłam bezsilna i zapłakana na łóżku obok blondyna, a ten podsunął się bliżej mnie. Objął mnie szczelnie, na co ja się tylko mocniej wtuliłam w niego- Oli, proszę, nie płacz...- powiedział smutny- To nie koniec świata, na pewno coś na to zaradzimy...- pogłaskał mnie delikatnie po głowie.

-Niby jak?- zapytałam ze łzami cieknącymi po twarzy- Przecież ona nie wie, co robi!

-Pewnie wie, ale...

Popłakałam się jeszcze bardziej. Tak, wiem, jeszcze bardziej się nie da. Jak widać da.

-Will, to wcale nie pomaga.- obruszyłam się i ,,odkleiłam" od niego, aby się uspokoić i wytrzeć łzy.

-Olivia, ja naprawdę staram się pomóc, ale... pocieszanie to chyba nie moja bajka...

-Ej, nie mów tak. Jesteś świetny.- uśmiechnęłam się do niego.

-Wiesz, jestem już zmęczony. Może... pójdziemy już spać?

-Ok, ja w sumie też padam z nóg.- zgodziłam się z nim.

Chłopak poszedł do łazienki się myć. Ja w tym czasie położyłam się pod kołdrą i czekałam na niego. Ale tak długo czekałam, że w końcu moje oczy same się zamknęły, a ja odpłynęłam do krainy Morfeusza...

Persp. Willa

Wszedłem do pokoju. Miałem nadzieję, że jeszcze porozmawiamy, ale zastałem tam śpiącą córkę Posejdona. Wyglądała słodko. Ułożyła się na boku, podkurczyła nogi, ręce położyła pod głową, a usta miała lekko rozchylone.
Ja też byłem już w piżamie, więc brudne ubrania odłożyłem na podłogę, podszedłem do jej strony łóżka, po czym złożyłem delikatny pocałunek na jej policzku.
Potem skierowałem się na drugą stronę łóżka, tą, po której ja miałem spać, położyłem się obok Oli, ale z dystansem. Nie wiedziałem, czy ona by tego chciała. Musiałem to uszanować.
Gdy się już ułożyłem, zamknąłem oczy i momentalnie zasnąłem...

W moim śnie ukazali mi się bogowie. Jedni pędzili na rydwanach, inni latali w powietrzu, a jeszcze inni (mówię tu głównie o Zeusie) stali na ogromnej górze, strzelając piorunami. Każde z nich walczyło z czymś wielkim, ciągle zmieniającym kształty, naprawdę groźnym.

-Siostro, leć do niego i wbij mu parę strzał. Mój Słoneczny Rydwan mi się popsuł i muszę go naprawić. Czemu ten Tyfon nie może być małym, bezbronnym króliczkiem?- był to głos mojego taty, Apolla. Ostatnie zdanie wypowiedział z ogromnym załamaniem, jednak zdziwiła mnie tu jedynie jedna rzecz, a przeraziły dwie.

Pierwsza- powiedział do swojej siostry, Artemidy cokolwiek normalnego, bez żartu jako przecinek w zdaniu. Normalnie powiedziałby do niej coś w stylu ,,Ej, sióstruś! Weź skończ już tak się wkurzać! To przecież była tylko jedna Łowczyni!".
Druga- walczyli z Tyfonem, a widać, że niezbyt dobrze im szło. Tyfon to najstraszniejszy potwór, z jakim kiedykolwiek mieli do czynienia bogowie. Przez ostatnich kilka tysięcy lat siedział zamknięty, śpiący. A teraz Kronos go obudził i kazał walczyć.

Trzecia- skoro bogom jest trudno już z nim walczyć, to można go będzie oczekiwać na Manhattanie za jakieś... dwa? Trzy dni? No, może cztery. W każdym razie, nie wyglądało to dobrze.

Po chwili znów usłyszałem głos Apollina, tylko że tym razem zwracający się do mnie:

-Synu, zadbaj o Manhattan, gdy nas nie będzie. Nie pozwól go zniszczyć. Nie pozwól Kronosowi dojść do władzy, bo wtedy to wszystko, co kochamy, on zniszczy z łatwością.

I tu sen mi się urwał. Szybko podniosłem się i usiadłem na łóżku cały spocony, ciężko oddychając. Jeśli to, co zobaczyłem we śnie było prawdą, to nie mamy zbyt wiele czasu.
Spojrzałem za okno. Było jeszcze ciemno, jednak Olivii nie było już obok mnie. Czemu wstała?
Wstałem powoli i skierowałem się dalej, w stronę ogrodu.

Tak jak myślałem, córka Posejdona siedziała na trawie, patrząc w gwiazdy. Miała podkurczone nogi do brzucha, a ręce owinęła przy kolanach.
Podszedłem do niej po cichu. Usiadłem obok niej i niepewnie objąłem ramieniem.
Ona tylko obróciła swoją głowę w moją stronę.

-Czemu tak tu siedzisz o tej porze?- zapytałem.

-Nie dałam rady spać. No wiesz, koszmary.- odpowiedziała.

-U mnie też nie lepiej, śnili mi się bogowie walczący z Tyfonem.

-Co? Jak to?

-No, i za dobrze to im nie szło. Mojemu tacie rozwalił się Rydwan. Tyfon dotrze do Manhattanu za jakieś dwa, trzy, najpóźniej cztery dni. Nie wygląda to za dobrze.

-Jakże pocieszające.- odparła z przekąsem.

Po jej słowach nastała dręcząca cisza. Nie wiedziałem, co powiedzieć.

-Nie bałaś się, kiedy tak nagle do ciebie podszedłem i objąłem ramieniem? No wiesz, że to nie ja, tylko jakiś zły półbóg.- po paru minutach gapienia się w siebie nawzajem postanowiłem przerwać ciszę.

-Chyba po prostu miałam przeczucie.- wzruszyła ramionami, a między nami znów nastała cisza.

Myślałem nad tym, czy powiedzieć jej, że znaczy dla mnie coś więcej, niż tylko przyjaźń, czy nie. Bałem się jednak, jak na to zareaguje. W końcu powiedziałem sobie w myślach- ,,w sumie, raz kozie śmierć".

-Olivia, muszę ci coś powiedzieć.- zacząłem.

-Tak?- zaciekawiła się nieco zdziwiona.

-Wiesz, czasem bywa tak... tak, że... że poznajesz kogoś, kto ma być twoim przyjacielem... a potem... a potem się w nim... no, nie wiem... zakochujesz...- jąkałem się, ale ona tylko patrzyła na mnie zdezorientowana.

Po chwili naszego milczenia w końcu się odezwała:

-Will, czy ty... no... nie wiem, o co ci chodzi...

-Oli... Podobasz mi się.

Wytrzeszczyła oczy, a kopara opadła jej aż do samej ziemi.

-Will... ja jeszcze... chyba... chyba nie jestem gotowa... po... no wiesz... Xandrzerze...- wyjąkała nadal zdziwiona.

-Em... no spoko... o-ok... nie ma sprawy... to zresztą był głupi pomysł, żeby no wiesz... mówić ci o tym. Powinienem to uwzględnić...- spuściłem smutny głowę. Wiedziałem, że to nie był dobry pomysł. Ten idiota Halfblood wszystko zepsuł! On ją zranił, a ja wybrałem zły czas na takie zwierzenia...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro