Rozdział 28- Wkraczamy na Olimp.
Weszliśmy do środka ogromnego budynku i już od progu poczułam obrzydliwy zapach jakiejś kiełbasy z cebulą. Chyba strażnik przyniósł obiadek, pomyślałam i wolną ręką zatkałam sobie nos, żeby nie czuć smrodu tego świństwa.
Podeszliśmy wszyscy do niego i Will, całkiem pewny siebie, powiedział:
-Dzień dobry, chcemy się dostać na sześćsetne piętro.
Mężczyzna wyglądał na widocznie oszołomionego, pomimo tego, iż najwyraźniej starał się to ukryć.
-Chłopcze, ale tu nie ma takiego piętra.- zaczął- Wiem, że to naprawdę wysoki budynek, ale bez przesady.- zaczął się śmiać.
Blondyn zacisnął pięść, jakby powstrzymywał się właśnie przed trząsnięciem tego faceta po twarzy. Jednak po kilku oddechach powiedział nadzwyczajnie spokojnym głosem:
-Jeśli nas pan zaraz nie wpuści i nie da tego głupiego kluczyka, Zeus dowie się o pana niekompetencji, a przez to będzie pan miał kłopoty.
-Co? Jaki Zeus? Chłopcze, naczytałeś się za dużo książek?- zaczął się śmiać z Willa.
Już szykował rękę do uderzenia, ale w porę go za nią złapałam i powiedziałam do niego:
-Will, spokojnie, to pewnie zwykły śmiertelnik. Pozwól, ja się tym zajmę.- blondyn skinął głową, a ja podeszłam od drugiej strony biurka strażnika.
Chwilę wcześniej wyciągnęłam z walizki jedną ze strzałek z wyciągiem z melisy i werbeny. Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem, który mówił tylko ,,Ej, co ty wogóle robisz za moim biurkiem?!", a ja szybko i niespodziewanie wbiłam mu strzałkę w szyję. Strażnik jeszcze coś bełkotał, ale po chwili złożył się wpół na krześle i zaczął pochrapywać. Zasnął. Czyli tak, jak się tego spodziewałam.
Zdezorientowany i, najwyraźniej, zdziwiony moim zachowaniem Will krzyknął:
-Co?! Po co to zrobiłaś?! Nie musiałaś go przecież zabijać!
-Will, wyluzuj. Wcale go nie zabiłam. Będzie spał tak przez następne pół godziny.- odpowiedziałam i pokazałam mu resztę strzałek.
Blondyn odetchnął i sięgnął po spiżowy kluczyk leżący w kieszeni śpiącego strażnika. Skierowaliśmy się w stronę windy, a chłopak włożył kluczyk do dziurki znajdującej się w przycisku z piętrem sześćsetnym- piętrem Olimpu.
Zdecydowanie muzyka w windzie nie współgrała z emocjami towarzyszącymi nam przy wjeździe na górę. Była spokojna, lekka, wesoła, taka jak w filmach. Za to z nas po prostu aż skórę zdzierało, tak mocno nami szarpnęło. Do tego dołączyło jeszcze niskie ciśnienie przy gwałtownym wjeździe, dudniło nam w uszach tak, jak przy starcie samolotu.
Skąd wiem, że reszta czuła się tak samo? Krzyczeliśmy do siebie:
-AAAAA! MOJE USZY!
-BOGOWIE, CO SIĘ DZIEJE Z MOJĄ GŁOWĄ?!
Tak, zdecydowanie coś w tym stylu.
W pewnym momencie winda się zatrzymała. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Gdy jej drzwi się otworzyły ukazała nam się wielka góra, na której stał piękny budynek.
-No, panie, witamy na Olimpie.- mruknął Will.
U podnóża góry znajdowało się Wieczne Miasto. Było piękne. Wysokie posągi bogów, zadbane ogrody i wymyślne domy. Wszystko to z każdą sekundą zachwycało jeszcze bardziej.
Poszliśmy przez kamienny most aż do bramy miasta, a tam przywitała nas jakaś serdeczna nimfa i zaczęła nas oprowadzać po okolicy.
Architektura była tam naprawdę różna. Niektóre domy były w stylu nowoczesnym, inne bardziej starożytnym, a jeszcze inne wydawały się sprowadzone co do cegły z Hiszpanii. Jak widać mieszkają tam odmienne charaktery i gusta.
Po obejrzeniu całego miasta zaprowadziła nas na Olimp, gdzie czekali już na nas wszyscy, poza Posejdonem i Hadesem, bogowie. Każde z nich było ubrane w grecką togę i laury na głowach. Na nogach mieli skórzane sandały.
Zeus, widocznie ucieszony z naszego przyjścia, powitał nas i pokazał nam Olimp.
Potem Afrodyta, najwyraźniej załamana naszym wyczuciem stylu, podeszła do nas i zaproponowała nam swoją pomoc przy wyborze ubrań na spotkania. Oczywiście się zgodziłyśmy, poza Willem, bo uważał, że po co mu jest pomoc, skoro sam potrafi się ubrać.
-Co? Chłopcze, chyba nie sądzisz, że pójdziesz w czymś takim na jakiekolwiek spotkanie!- zdumiała się bogini miłości.
-Afrodyto, daj mu spokój.- z pomocą przybył mu jego ojciec, Apollo- Chłopak da radę, przecież po mnie ma ten olśniewający wygląd!- tak, skromność level Apollo- A poza tym, Will, widzę, że znalazłeś już sobie dziewczynę, co?- spojrzał tym razem na mnie.
Ja tylko zrobiłam na te słowa wielkie oczy, a kopara opadła mi do podłogi. Will chyba się czymś zakrztusił i nagle jego buty zrobiły się wielce interesujące. Wbił w nie wzrok i przebierał niespokojnie nogami. Dziewczyny tylko zaczęły się śmiać, a Alex od razu wypaliła:
-Ty jesteś Apollo, tak?- bóg skinął głową najwyraźniej zainteresowany tą małą osóbką- To wyjaśnia, dlaczego jesteś TAAAKI skromny.- i dalej się śmiała, a tata Willa wydawał się być urażony- Oni nie są parą, ale mało im do tego brakuje, bo tak sobie słodzą.
Apollo popatrzył zdziwiony na syna, po czym posłał mu szczery uśmiech i też zaczął się śmiać. Will skarcił go jednak spojrzeniem i przewrócił oczami.
-Dobrze, czy możemy już obejrzeć nasz dom? Ręce bolą mnie już od dźwigania tych walizek Sileny! Dziewczyno, co ty nam napakowałaś?- wypalił chłopak.
-Ech, Will, to tylko jedna piąta tego, co mam ze sobą!- zachichotała i pokazała na resztę bagażu.
-No, to jest moja dziewczynka!- roześmiała się Afrodyta.
Później Apollo poszedł z nami pokazać nam nasze tymczasowe lokum. Podczas drogi dużo rozmawiał z Alex. Było wyraźnie widać, że mu się podoba. Podsłuchałam kawałek ich rozmowy:
-...wiesz, w każdym razie możesz do mnie przyjść po jakąś.- był to głos Apolla.
-Ale ja mam sukienki! A poza tym, jeśli nie miałabym, to napewno bym do ciebie nie przyszła!- oburzyła się córka Hadesa.
-To kto w takim razie lepiej by ci wybrał sukienkę, co?- roześmiał się.
-Chociażby Afrodyta!- zachichotała.
-Och, no wiesz ty co...?- udawał oburzonego.
Zaśmiałam się pod nosem, a idąca obok mnie Caroline chyba to usłyszała.
-Są dla siebie stworzeni, co nie? Są tacy słodcy!- rozmarzyła się- Przecież pierwszy raz ze sobą rozmawiają, i tak świetnie się ze sobą dogadują.- zachichotała i wskazała palcem na kłócących się Alex i Apolla.
Na te słowa obie się zaśmiałyśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro