Rozdział 20- Dziwny kot prowadzi mnie do kolorowej wody.
-Wiesz, ja już może pójdę.- powiedziałam do Xandera zakłopotana naszym pocałunkiem.
-Jasne, ale nie obraził się na mnie za to?- zapytał.
-Co? Oczywiście, że nie! Jak możesz tak mówić? Zrobiłeś to, co podpowiedziało ci serce.
-A tobie?
-Co mnie?
-Czy tobie serce też mówiło, to co mnie?
-Tak.- odpowiedziałam i poszłam w stronę lasu. Pomachałam jeszcze tylko Xanderowi i poszłam w swoją stronę. Uśmiechnął się do mnie i skierował się w stronę Domku Aresa.
Szłam przez las, w sumie to nie wiem po co. Było tam tak cicho, a ja chciałam uporządkować wszystkie swoje myśli, które przez ostatnie pięć minut zaczęły nieźle wariować.
Przyspieszyłam kroku i o coś się potknęłam. Wywaliłam się klasycznie na twarz i z nosa już ciekła mi krew. Spojrzałam na coś, o co się potknęłam, a tym czymś okazał się być słodki biały kotek o jednym zielonym, a drugim fioletowym oku.
-Hej, malutki. Co ty tu robisz?- Czemu ja gadam sama do siebie?! W zasadzie, to do tego kota. Ale nie ważne.
Zwierzak tylko miauknął do mnie i poszedł w głąb lasu. Co on chciał mi pokazać? Podreptałam za nim.
Szliśmy aż do momentu, gdy moim oczom ukazała się kolorowa rzeka. To znaczy jak teraz są takie tapety ,,galaxy", to woda w strumieniu była taka sama. Nad jej brzegiem stała butelka i szklanka. Kot podszedł do tych przedmiotów i trącił je pyszczkiem. Postanowiłam zabrać trochę tej kolorowej wody do Obozu, żeby Chejron powiedział mi coś więcej o niej. Nabrałam płynu do butelki, a ze szklanki od razu wypiłam. Dopiero po chwili przekonałam się, że był to zły pomysł.
Przez moje ciało przeszła masa ciarek i ,,mróweczek". Ręce od razu poszybowaly ku górze i zaczęły się wyginać na wszystkie możliwe strony. Nogi robiły co chwilę przysiady i szpagaty. W brzuchu burczało mi niemiłosiernie, a głowa to powiększała się, to zmniejszała. Moje oczy widziały jednorożce i pegazy, krasnoludki i chmury. To wszystko działo się poza moją kontrolą i po kilku minutach takich wygibasów upadłam na ziemię zmęczona. Moje ciało już było spokojne, a po chwili odpadłam w objęcia Morfeusza.
Hej Miśki! Sory, że mnie trochę długo nie było, ale miałam kryzys twórczy i wena mi poszła do lasu na spacer. No, do tego lasu, no tego obok mojego domu.;)) Czytajcie, komentujcie i gwiazdkujcie!;**
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro