Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11- Budzę się i wybieram pieska.

I nagle otworzyłam oczy. Światło dzienne stało się tak wredne, że mnie aż oślepiło. Było mi strasznie zimno i czułam się przemoczona do suchej nitki przez śnieg. Spróbowałam wstać i udało mi się. Spojrzałam na miejsce, w którym leżałam. Tak, to był śnieg. Nikt mnie nie zauważył? Dziwne. Dotknęłam swojej głowy. Strasznie mnie bolała. Popatrzyłam na palce. Były całe we krwi. Czym prędzej poszłam do obozowego szpitala. Wyjęłam z szafki bandaż i ominęła go sobie wokół głowy. Spojrzałam na zegarek w telefonie. 9:46. Nie było tak źle, jak się spodziewałam. Wyszłam z budynku i skierowałam się na Wzgórze Tahlii. Dotknęłam sosny i zeszłam po górce.
Gdy byłam już w mieście, wzięłam taksówkę i zapytałam gdzie jest najbliższy sklep zoologiczny.

-Już wiozę panienkę.- odpowiedział taksówkarz.

Dojechaliśmy pod sklep. Był raczej mały, ale za to kolorowy i w środku bogato urządzony.

-Dzień dobry. Chciałabym kupić szczeniaczka.- powiedziałam do mężczyzny za ladą.

-A jakiego umaszczenia?- zapytał znudzonym głosem.

-Nie wiem jeszcze. Mógłby mi pan pokazać wszystkie jakie macie?

-Oczywiście. Proszę za mną.

Poszłam za nim i moim oczom ukazały się cztery klatki, w których zamknięte były malutkie pieski. Jak tak można zamykać psy?! Pierwszy był chyba maltańczykiem z łatką na oku. Drugi był czarnym buldogiem francuskim. Trzeci był owczarkiem niemieckim. Na samym końcu był ten ostatni czwarty. Siedział w kącie klatki.

-Jakiej on jest rasy?- spytałam sprzedawcę.

-To berneńczyk. Szwajcarski pies pasterski. Są wesołe i lubią dzieci i wszystkich ludzi.- odpowiedział mi, jakby już dawno wkuł to, jak wierszyk.

-To ja go poproszę.- powiedziałam uśmiechnięta.

Mężczyzna wziął klatkę i poszedł do kasy.

-Czy to jest suczka?- spytałam go.

-Tak.- powiedział- Poproszę za nią 57 dolarów.

-Co?!

-To pies rasowy. Takie zawsze kosztują drożej.- jego głos był tak spokojny, że tym bardziej wyprowadzał mnie z równowagi.

-Ale czy ona musi tyle kosztować? Może ja zapłacę panu 47 dolarów, co?

-Jeśli już, to 50 dolarów.

-A może 49?

-No dobra, ale na mniej się nie zgodzę.

-Dziękuję! Czy mógłby mi pan jeszcze sprzedać smycz?

-Jasne. Ze smyczą to będzie 51 dolarów.

-Bardzo panu dziękuję.- powiedziałam i zapłaciłam- Do widzenia!

Wzięłam suczkę na smycz i poszłam w kierunku Obozu. Droga zajęła nam godzinę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro