Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2- Wspomnienia.

Już miałam usiąść przy swoim stałym stoliku, który znajdował się przy oknie, kiedy podszedł do mnie ten piegowaty chłopak.

-Przepraszam- zaczepił mnie.- Czy my się kiedyś... nie widzieliśmy przypadkiem?

-Em... wydaje mi się, że nie... ja cię nie znam...- odpowiedziałam mu.

-Nie, na pewno cię kiedyś widziałem... poczekaj- uniósł rękaw mojej koszuli, a gdy dostrzegł mój tatuaż - niebieski trójząb - zamarł.- T-ty... tak, wiedziałem... ale jak to... Jak to możliwe...?- wymamrotał.- Chwila... Olivia, co... co ty tu robisz?- powiedział już nieco głośniej.

-Niño, nie wiem, o co ci chodzi. Nigdy cię na oczy nie widziałam, więc proszę cię, zostaw mnie w spokoju.- wyszarpnęłam swoją rękę z jego uścisku.- Żegnam.- powiedziałam stanowczo i ruszyłam w kierunku wyjścia. Dziś raczej tu nie posiedzę. Nie dziś.

-Nie, czekaj- powiedział ten chłopak. Pomimo tego, że wydawał mi się znajomy, strasznie mnie denerwował. Mojej madre na pewno to się nie spodoba.- Poczekaj. Nie chciałem, żeby to się tak... no, potoczyło. Może usiądziesz ze mną i moją koleżanką? Z chęcią postawię ci czekoladę, co ty na to? Tak na przeprosiny za moje... dziwne zachowanie.

-Hmm...- spojrzałam na jego towarzyszkę, która machała do nie energicznie- No... ok, czemu nie.- westchnęłam i usiadłam na trzecim krześle, przesuniętym do stolika.

-Hej! Jestem Emily- przywitała się ze mną blondynka- A ty jesteś...?

To imię coś mi mówi, tylko nie wiem co. Zresztą tak samo, jak większość rzeczy dzisiaj.

-Olivia- odpowiedziałam.

-Ładne imię. A jeśli tak mogę zapytać o twój tatuaż- wskazała na moje przedramię- to wiesz, też mam taki.- zaśmiała się, ukazując rządek równych, białych zębów. Tylko coś mi w nich nie pasowało. Tak, wiem jak to brzmi. Tyle że... to nie było typowe uzębienie człowieka. Ono wyglądało jak u... wilka.

Spojrzałam na nią zdziwiona, na co ona dalej tylko się śmiała.

-A więc, jaką lubisz czekoladę?- zapytał ten chłopak. Już chciałam odpowiedzieć, ale mnie uprzedził.- Truskawkową- spojrzał mi w oczy, jakby chciał wyczytać, czy się nie myli. No i się nie mylił.

-T-tak. Skąd wiedziałeś?- spytałam zdziwiona.

-Przeczucie- wzruszył ramionami.

Chłopak wstał od stolika i podszedł do Margaret- jednej z kelnerek. Coś do niej powiedział, ona pokiwała głową, po czym wrócił do mnie i tej Emily.

-To... Olivio, może opowiesz nam coś o sobie?- zastukał palcami w blat stolika.

-Um... A co mam powiedzieć? Nie pamiętam nic od tego, jak niecały rok temu obudziłam się przed swoim domem. Jestem jedynie zwykłą dziewczyną mieszkającą od urodzenia w Sevilli. Mam tylko jednego znajomego, znam poza nim jedynie mamę, tatę i naszą gosposię. Nikogo poza tym.

Chłopak spojrzał porozumiewawczo na Emily, jak gdyby chciał jej powiedzieć: ,,Mówiłem".

-Mmm... Olivio, może zrobimy sobie zdjęcie?- zapytała blondynka.

-No... dobrze- zgodziłam się.

Emily podsunęła się do mnie, objęła mnie ramieniem, a chłopak wyjął z plecaka aparat. Kiedy już miał robić zdjęcie, poczułam na szyi ukłucie. Jakby ktoś mi tam coś wbijał.

Nagle nastała ciemność. Potem zobaczyłam siebie- a raczej tą bardziej naturalną siebie, z brązowymi włosami- z nałożoną zbroją, z połyskującym mieczem w ręce. Stałam w jakiejś sali. Naprzeciw mnie znajdowały się jakieś ogromne budowle. Nie... to nie były budowle. To były... trony? Jak dla władców. Ale niewiarygodnie ogromne. Na każdym z nich siedziała jedna postać- każda inna, emanująca zupełnie inną mocą i potęgą. Zobaczyłam siebie patrzącą na ogromną kobietę, siedzącą na jednym z tronów. Miała ciemne włosy, brązowe oczy, królewską twarz, a jako ubranie miała jedynie togę i sandały. Coś do mnie mówiła. Usłyszałam tylko jedno zdanie: ,,Olivio, mam dla ciebie propozycję, ale nie mogę jej omówić z tobą tak przy wszystkich.". Powoli przypomniałam sobie. Ta kobieta zaproponowała mi coś, przez co tutaj trafiłam. Tu, do Sevilli. Wcześniej żyłam w... Nowym Jorku? Tak, to chyba to.
Następnie zobaczyłam jakąś dziewczynę. Ale... ona miała... nogi kozła? Tak, to zdecydowanie były nogi kozła. Leżała na trawie, a głowę miała opartą o czyjeś kolana. Wzrok miała już całkiem nieobecny, jakby umarła. Po chwili jednak nie było jej już tam, a na jej miejscu wyrósł piękny srebrny kwiatek.
Potem ujrzałam Empire State Building, a ja stałam gdzieś daleko, daleko, wyżej, niż na samym szczycie tej budowli. Dziwne...
Następnie zobaczyłam Emily. Tyle że... no nie do końca Emily. Była bardziej... wilcza. Miała pazury, kły, a uszy jej odstawały jak u psa. Oczy świeciły jej się na żółto. Widziałam, jak rozrywa gardło jakiemuś chłopakowi. Był brunetem o przystojnych rysach twarzy. Jego oczy były brązowe. Z ust ciekła mu krew, a wzrok miał tak błagalny...

Nagle znów nastała ciemność. Po chwili wróciłam już do rzeczywistości. Obok siebie zobaczyłam Emily i tego blondyna.

-C-co... Co się stało? Czy wy też to widzieliście? Co to było?- wyjąkałam, cała się trzęsąc.

-Wspomnienia- powiedział ten piegowaty chłopak.- Emily i wasze wspólne- pokręcił głową.- Emily, trzeba będzie ją jak najszybciej zabrać do Obozu. Tam zajmie się nią Chejron.

-Co? Jakiego Obozu? Kto to ten Chejron?- wykrztusiłam z siebie po chwili ciszy.- Nigdzie mnie nie zabierajcie, proszę, mojej madre, złamie to serce.

-Olivio... ty... ty nie masz mamy...- powiedział blondyn- Umarła, kiedy ty zniknęłaś. Ty pewnie tego na razie nie pamiętasz, magia Hery. Ale jestem w stu procentach pewien, że niedługo sobie przypomnisz.

Chwila. Nie mam mamy? Przecież ona właśnie czekała na mnie w domu!

-Co ty bredzisz? Moja mama jest ciągle żywa!- zaprotestowałam.

-Och, Olivio... przekonasz się niedługo- powiedział, po czym wstał od stołu i razem z Emily wyszli z lokalu.

-Co on, do jasnej cholery, pieprzy?- cicho zapytałam samą siebie.

Szybko wstałam od stołu i wybiegłam za nimi na ulicę. Myślałam, że jeszcze ich tam znajdę, jednak... ani śladu po chłopaku i Emily.

Odetchnęłam głośno i wróciłam do środka kafejki. Zespół grał, kelnerzy przyjmowali zamówienia, kucharze gotowali, a klienci rozkoszowali się chwilą. Zupełnie normalny dzień. No, nie do końca dla mnie.

Usiadłam przy stoliku, a tuż przy pudełeczku z rachunkiem dostrzegłam złoty widelec i jakąś nieco większą od euro monetę położone na niebieskiej karteczce z napisem ,,Przypomnij sobie" i podpisano ,,Will".

To imię coś mi mówiło. Tylko nie wiem co.

Zawinęłam widelec w chusteczkę, zabrałam ze sobą kartkę i zapłaciłam za czekoladę. Ten chłopak chyba miał mi ją postawić, prawda? Ehh, w tych czasach nie można na innych polegać. Mówię tak, jak gdybym wiedziała, jak było na przykład sto lat temu. To aż śmieszne.

Wyszłam z lokalu i udałam się w inne miejsce. Tym razem padło na restaurację Sevillana, gdzie pracował mój jedyny znajomy- Raúl. Był stu procentowym gejem- to trzeba przyznać. Jednak naprawdę świetnie grał na gitarze w stylu flamenco- jak przystało na rodowitego Hiszpana, pochodzącego z Sevilli.

Weszłam do lokalu. Panował gwar i lekki przepych. Jednak od razu zauważyłam mojego znajomego. Stał właśnie przy jakimś przystojnym chłopaku i o czymś z nim rozmawiał. Po chwili jednak przystojniak wpił się Raúlowi w usta. Całowali się przez dobrą minutę. Wytrzeszczyłam oczy na tak niecodzienne zjawisko.

No proszę. Nie spotkaliśmy się od dwóch dni, a on już kogoś wyrywa- pomyślałam.- No nic, najwyżej mnie zabije za to, co zaraz zrobię.

I ruszyłam w ich kierunku. Kiedy już udało mi się przedrzeć przez tłum, stanęłam naprzeciwko nich. Ponieważ nadal się całowali, nie zwrócili na mnie uwagi. Dopiero, gdy szturchnęłam Raúla w ramię, ten odskoczył jak poparzony i spojrzał na mnie jak na wariatkę. Dziś chyba wszyscy tak na mnie patrzą...

-Olivia? C-co ty tu...?- wyjąkał zdziwiony Raúl.

-Przyszłam się z tobą spotkać, ale skoro ty i on- wskazałam na oszołomionego przystojniaka stojącego obok mojego przyjaciela- całujecie się, to zaczekam chwilę, aż zupełnie się obściskacie- przewróciłam oczami.

-Ha. Ha. Zabawne. Widzę, że masz dziś dobry humor, co?- Raúl odsunął się trochę od chłopaka- Sory, kochany, dziś to ona mnie potrzebuje- puścił mu oczko.

Przystojniak był wyraźnie oburzony decyzją Raúla, bo posłał mi mordercze spojrzenie i poszedł do wyjścia z lokalu.

-No no, nie powiem, całkiem niezłe to twoje ciasteczko- zachichotałam- Czy on jest bi?

-Nie, cwaniaro. Jest gejem. Jak ja- zaśmiał się.

-A już miałam nadzieję... Chociaż sądząc po jego morderczym wzroku, to chyba raczej i tak nie miałabym żadnych szans.

-Raczej nie miałabyś- poszedł za ladę barową- Antonio jest już mój, promyczku- uśmiechnął się triumfalnie.

-Ehh... czy tylko ja mam taki problem z chłopakami?

-Nie, ja na początku też tak miałem. A to było, kiedy miałem jakieś... szesnaście lat?- zaczął się śmiać.

-Naprawdę zabawne- udałam obrażoną- ale nie po to tu przyszłam.

-Nie? Czyli nie chciałaś porozmawiać o chłopakach z moją jakże cudowną osobą?- złapał się teatralnie za serce.

-Nie- zaśmiałam się- Chodzi o to, że dziś spotkałam dwójkę ludzi i wydawali mi się bardzo znajomi, pomimo tego, że ich na oczy nigdy nie widziałam.

-Co? To przecież absurd. Jak osoba, której nie znasz może wydawać ci się znajoma?

-No nie wiem, ale- pokazałam mu zawinięty w chusteczkę złoty widelec i wiadomość z karteczki- po tym, jak wyszli z Tropmety, znalazłam na stoliku, przy którym siedzieliśmy, ten widelec i karteczkę. Imię mi coś mówi, a widelec... nigdy go nie widziałam, ale mam wrażenie, jakby należał do mnie i oddziaływał na mnie jakąś mocą- nerwowo przeczesałam ręką włosy.- Czy ja już zupełnie zgłupiałam?

Raúl chwilę zastanawiał się, co odpowiedzieć. Minę miał naprawdę zdziwioną. W sumie, to wcale mu się nie dziwię. Gdyby on do mnie przyszedł, jak ja do niego teraz, to chyba powiedziałabym mu, że zwariował.

-Wiesz...- powiedział po chwili.- Nie mam pojęcia co o tym myśleć. Ale biorąc pod uwagę to, że spotkaliśmy się w Sevilli jakiś rok temu, to może twoje życie przed naszym poznaniem ma coś wspólnego. Może ty wcześniej nie mieszkałaś w Sevilli, tylko gdzieś indziej. Na przykład tam, gdzie mieszkają ci ludzie, których spotkałaś.

Patrzyłam na niego, jakby mi przed chwilą pocisnął jakąś chińską ripostą, której i tak pewnie za cholerę bym nie zrozumiała. Chociaż nie wiem sama, może on ma rację, a tylko ja wariuję. Coś się dzieje, a ja muszę się dowiedzieć, co dokładnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro