
Część 9
Za niecałe 5 minut byłam już w gabinecie.
[Ja] - Wołał mnie pan operatorze.
[Slenderman] - Tak, chciałem Ci powiedzieć, że jutro idziesz na pierwszą misję jako moja proxy.
[Ja] - Naprawdę? Dziękuję Operatorze.
[Slenderman] - Jutro powiem Tobie i reszcie proxy o szczegółach kogo trzeba zabić i z kim będziesz w parze. A narazie idź lepiej już się położyć jutro czeka Cię wielki dzień i jeszcze jedno Red w tym czasie pozostaje w domu.
[Ja] - Dobrze i dziękuję Operatorze.
Podziękowałam i wyszłam. Tak jak powiedział Slendy tak zrobiłam. Poszłam jeszcze szybko ogarnąć siebie i Red i poszłam spać. Następnego dnia obudziła mnie Redi. Szybko wstałam, wykonałam poranną toaletę i się szybko ubrałam w czarny T-shirt ze wzorem yin - yang, czarne spodnie i zielone trampki i zieloną rozpinaną bluzę. Po zjedzeniu śniadania operator wezwał nas do siebie. Po około 5 minutach byłam wraz z resztą proxy w gabinecie.
[Slenderman] - Drogie dzieci dzisiaj musicie "unieszkodliwić" grupę osób będących na biwaku niebezpiecznie blisko naszej rezydencji. Dzisiaj Luna idzie na swoją pierwszą misję jako jedna z Was. Więc tak Masky i Hoodie idą w jednej parze, a Toby i Luna idą w drugiej. Macie się stawić o 22 przed rezydencją. To już wszystko możecie iść
Pokiwaliśmy głowami na znak, że rozumiemy i wyszliśmy.
[Masky] - Dzisiaj twoje pierwsze morderstwo.
[Ja] - Ta... Nie wiem czemu ale trochę się stresuje i boję jak to wszystko się potoczy.
[Hoodie] - N-nie ma s-się cz-czym s-stresować, pr-przywykniesz za p-pierwszym r-razem k-każdy z nas s-się d-denerwował.
[Toby] - Nie masz się też czego bać wrazie czego będziemy obok Ciebie.
[Ja] - W sumie macie racje dziękuję. Jesteście kochani.
[Masky] - Bez przesady, w końcu jesteśmy zespołem.
[Hoodie] - T-trzeba s-się w-wspierać.
[Toby] - Od tego jest zespół jak i rodzina. Prawda ?
[Ja] - Masz całkowitą rację, wszyscy macie rację.
Kiedy zeszliśmy do salonu, w którym zastaliśmy śmieszną sytuację, a mianowicie gotującego się ze wściekłości Jeff'a co nie było nowością tylko to, że miał na twarzy makijaż, a na dodatek jeszcze Sally czesała go w warkocz. Najdziwniejsze było to jak do tego doszło. Nie myśleliśmy teraz o tym, gdyż tarzaliśmy się po podłodze ze śmiechu tak jak wszyscy inni w salonie. Jeff mordował tylko wszystkich wzrokiem, gdyby mógł pozabijałby teraz wszystkich jak stoją, a bardziej leżą. Kiedy trochę się opanowałam podeszłam do Sally i Jeff'a
[Ja] - Sally pójdziesz teraz do swojego pokoju, a ja później przyjdę się z Tobą pobawić, dobrze ?
[Sally] - Obiecujesz?
[Ja] - Obiecuję
Kiedy Sally pognała do swojego pokoju podeszłam do Jeff'a
[Ja] - Dobra księciuniu chodź na górę to pomogę Ci to zmyć bo coś mi się zdaję, że nie masz w tym doświadczenia i pomogę Ci jeszcze z ogarnięciem włosów.
[Jeff] - Dobra.
Jeff wstał z kanapy i poszedł ze mną na górę jeszcze zdenerwowany, a w salonie nadal wszyscy pękali ze śmiechu. Wepchnęłam go do swojego pokoju i powiedziałam, żeby usiadł na krześle. Ja w tym czasie poszłam do swojej łazienki po potrzebe rzeczy. Kiedy przyszłam księciunio się lekko uspokoił. Wzięłam drugie krzesło i usiadłam naprzeciwko niego.
[Ja] - Jeff jak to się stało, że Sally Cię dorwała?
Zapytałam się wyciągając przy tym potrzebne przedmioty.
Polsat >:) Jak to się stało tego dowiecie się w następnej części i tą część jak i następną pisałem mając głupawkę. Nie mogę wtedy pisać, ale i tak pewnie będę to robić :-}
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro