Część 5
Po tym jednym dniu wiedziałam, że na pewno zostaję. Czułam się tutaj jak w domu, prawdziwym domu. Rano obudziła mnie Red, zawsze to robi kiedy sama wstanie. Można powiedzieć że jest moim takim "naturalnym budzikiem." Kiedy się ogarnęłam była godzina 7:30. Postanowiłam zejść z Red na dół. Ku mojemu zaskoczeniu nikogo jeszcze nie było, więc zaczęłam robić śniadanie. Kiedy byłam w trakcie robienia jedzenie do kuchni wszedł Ben.
[Ja] - Cześć Ben.W końcu ktoś przyszedł.
[Ben] - Cześć Luna i sam się dziwie, że jeszcze nie śpię.
Zaczęliśmy się śmiać. Po około 30 minutach wszyscy zaczęli się schodzić do kuchni na śniadanie.
[Toby] - Kto robił to śniadanie bo jest pyszne ?
[Ben] - Luna.
[Jeff] - Powinnaś częściej szybciej wstawać księżniczko.
[Slenderman] - Miło z twojej strony, że zrobiłaś śniadanie.
[Ja] - Drobiazg
Po skończonym posiłku nakarmiłam Redi i poszłam do gabinetu operatora, a Red oczywiście szła u mego boku. Zapukałam w drzwi, a w mojej głowie rozbrzmiał głos abym weszła, tak więc zrobiłam.
[Slenderman] - Widzę, że podjęłaś już decyzję.
[Ja] - Tak podjęłam już decyzję i chcę zostać twoim proxy
[Slenderman] - Dobrze więc od jutra zaczynasz trening, a czym chciałabyś walczyć?
[Ja] - Łukiem i czy to oznacza, że jeżeli ja zostaję to Redi też?
[Slenderman] - Tak Red zostaje z Tobą i poczekaj chwilę.
Kiedy to powiedział przeteleportował się gdzieś, a za chwilę znów się pojawił tym razem z łukiem.
[Slenderman] - Proszę to dla Ciebie.
Mówiąc to wręczył mi łuk. Był on lekki. Kolory były dopasowane do moich włosów. Miał on również na sobie różne wzory, a konkretniej wilka wyjącego do księżyca tak jak na moim ramieniu.
[Ja] - Dziękuję Operatorze
[Slenderman] - Później odwiedzi Cię jeszce Jane, gdyż będziesz musiała wyglądać jak jedna z nas. Narazie to wszystko możesz już iść.
Ja tylko kiwnęłam głową, że wszystko rozumiem i wyszłam wraz z Redi z gabinetu. Kiedy wyszłam przed gabinetem czekała na mnie Jane.
[Jane] - Chodź trzeba Cię przebrać żebyś wyglądała jak morderczyni i jedna z nas. A wogule masz fajnego wilka.
[Ja] - Dzięki. No to idziemy.
Jane złapał mnie za nadgarstek i zaciągnęła do swojego pokoju, a Red podążała naszym śladem. Na jej łóżku zauważyłam kilka zestawów ubrań.
[Jane] - Wybierz, który Ci się podoba.
[Ja] - Ten mi się podoba.
Wskazałam na zestaw w którym znajdowała się czarna bluzka z napisem "Die", ciemne leginsy z motywem galaxy, zielone trampki i czarno - zielona rozpinana bluza z kapturem. Wygladałam w Nim cudnie.
[Jane] - Masz dobry gust i ładnie w tym wyglądasz. Prawda Red ?
[Red] - Woof
[Ja] - Dzięki, też mi się podoba.
[Jane] - Włosy zostawimy takie jakie są, a wogule kucyk do Ciebie pasuje. I Jeszcze jedno pytanie, chcesz soczewki ?
[Ja] - Nie, dzięki zostanę przy swoim naturalnym kolorze.
[Jane] - Teraz atrybuty morderczyni. Bierzesz maske, chuste i gogle czy ani to ani to.
[Ja] - Chusta i gogle
[Jane] - Toby nie będzie sam.
Jane podała mi chustę w kolorze czarnym z wzorem wilczych zębów i gogle ze szkiełkami koloru zielonego.
[Jane] - To już wszystko i powiem Ci że wyglądasz cudnie prawda Redi.
[Red] - Woof !!
[Ja] - Dzięki. Jane pójdę odnieść do swojego pokoju łuk, chustę, gogle i pójdziemy zobaczyć co się dzieje w salonie. Co ty na to ?
[Jane] - Ja na to jak na lato
Zaczęłyśmy się śmiać. Odniosłam wszystko do swojego pokoju i szliśmy w kierunku salonu. Kiedy schodziliśmy usłyszeliśmy odgłosy kłótni tym razem nie Tobi'ego i Masky'iego tylko...
Polsat >:) Zła ja. Kto się kłócił? Tego dowiecie się w następnej części.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro