Część 14
Nagle obok mnie usiadł Toby. Byłam szczęśliwa, że to właśnie on się do mnie dosiadł. Zawsze umiał mnie rozśmieszyć. Obróciłam głowę w jego stronę i posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił. Później znów wlepiłam swój wzrok w drzewa, które otaczały jeziorko. Siedziałam tak z Toby'm w milczeniu, ale nie przeszkadzało mi to.
[Toby] - Co się dzieje ?
[Ja] - Ale co ?
Spytałam się chociaż dobrze wiedziałam o co mu chodzi.
[Toby] - Czemu jesteś smutna ?
[Ja] - Poporostu miałam dzisiaj koszmary.
[Toby] - I dlatego masz od samego rana taki zły chumor?
[Ja] - Tak. Pewnie dlatego.
Kiedy to powiedziałam Toby wyglądał jakby nad czymś myślał, ale zaraz powróciłam do moich myśli. Im bardziej się w nie zagłębiałam tym bardziej nie zwracałam uwagi co się dzieje wokół mnie. Niezauważyłam nawet tego kiedy Toby wziął mnie na ręce i wrzucił do wody. Dopiero kiedy byłam pod jej taflą otrząsnełam się z moich myśli i wypłynęłam na powierzchnię wody. Kiedy wypłynęłam zobaczyłam Toby'ego który się śmiał, ale stał niebezpiecznie blisko krawędzi pomostu. Skorzystałam z jego chwili nieuwagi. Szybko podpłynęłam do krawędzi pomostu, złapałam go za nogę i pociągnęłam go do wody. Za niecałe 5 sekund był już w jeziorze. Teraz ja zaczęłam się śmiać, ale Toby zaraz dołączył do mnie, kiedy zrozumiał co się właśnie stało. Śmialiśmy się tak jeszcze z jakieś 5 minut, a następnie wygramoliliśmy się z wody.
[Ja] - Trzeba powoli wracać.
[Toby] - Dobra to idziemy.
Kiedy się odwrociłam do niego plecami, żeby wykręcić włosy spięte w kitkę, Toby musiał do mnie szybko podbiec, gdyż wziął mnie na barana.
[Ja] - Hej! Toby umiem jeszcze chodzić, więc możesz mnie odstawić.
Powiedziałam śmiejąc się.
[Toby] - A co jeśli Cię nie odstawie?
[Ja] - To...Naślę na Ciebie Masky'iego.
[Toby] - Jakoś przeżyje.
Zaczęliśmy się śmiać. Cała droga minęła nam na rozmowach i śmiechach. Kiedy dotarliśmy przed rezydencję Toby odstawił mnie na ziemię. Kiedy weszliśmy do rezydencji dalej byliśmy mokrzy, a wszystkie pary oczu skierowały się na nas.
[Jason] - A Wam co się znowu stało?
[Toby] - Jesteśmy mokrzy, a co nie widać?
[Masky] - Widać, ale nie oto mu chodziło gofrolubie. I gdzie wy byliście?
[Toby] - A wiesz tu i tam.
[Ja] - Wszędzie i nigdzie.
Kiedy to powiedzieliśmy spojrzeliśmy ma siebie z Toby'm i zaczęliśmy się śmiać, a reszta patrzyła na nas pytająco. Kiedy przestałam się śmiać poszłam się przebrać w suche ciuchy i wysuszyć włosy. Kiedy się ogarnęłam zeszłam na obiad. Po obiedzie była moja kolej na posprzątanie, więc wzięłam się do roboty. Kiedy zmywałam naczynia ktoś zakrył mi oczy rękami.
[Toby] - Zgaduj kto to ?
[Ja] - Napewno nie Jeff, ani Ben, ani nikt inny, więc może ty Toby.
[Toby] - Zgadłaś.
Powiedziawszy to zabrał ręce z moich oczu.
[Toby] - Mogę Ci pomóc?
[Ja] - Jeśli chcesz to pewnie.
Posprzątałam wszystko z pomocą Toby'ego, a następnie mu podziękowałam za pomoc i poszłam do siebie wziąść kosę, żeby trochę poćwiczyć za rezydencją. Kiedy już miałam wychodzić w ostatnim momencie zauważył mnie Jeff, że też musiał on jakby nie mógł ktoś inny.
[Jeff] - A księżniczka dokąd się wybiera hmm?
[Ja] - Ja idę...yy
I w tym momencie podbiegła do mnie Red.
[Ja] - Idę z Redi na spacer.
Nie czekałam na jego odpowiedź tylko wyszłam z Red na zewnątrz i kierowałam się za rezydencję.
[Ja] - Dzięki Redi uratowałaś mi skórę.
[Red] - Woof !
Kiedy dotarłam na miejsce zaczęłam się uczyć od podstaw. Zeszło mi tak do wieczora, ale umiał już walczyć i nią władać. Zdziwiłam się, że tak szybko mi to poszło, a władałam nią tak jak łukiem. Kiedy skończyłam wróciłam do rezydencji. Kiedy weszłam do środka szybko poleciałam do siebie odnieść kosę. Podczas schodzenia ze schodów potknęłam się i bym z nich spadła gdyby nie złapał mnie...
Polsat >:) Kto złapał Lunę tego dowiecie się w następnej części.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro