Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Była to godzina piąta rano. Dzień po pogrzebie zmarłej babci dla naszych bohaterów. Deszcz padał jak opętany uderzając z siłą o asfalt. W sumie jedyny który znajdował się przed rezydencją. Prowadził on proto i dalego w drogę. Nie było sąsiadów a za budynkiem rozciągał się dziki las. Końcem zaś jego aromatu sosen, był zapach słonego morza. Aby dotrzeć do rezydencji potrzeba było przejechać w prawo na rondzie. W tamtą stronę nikt nie przejeżdżał. Tylko ród od pokoleń pewnej rodziny. Rodzina ta skrywa wiele tajemnic ale nikt kto tu się znalazł o 5 rano nie znał ani jednej. Mężczyzna wchodząc opuścił czarny parasol składając go; powiesił na wieszaku wraz z płaszczem. Poprawił prostokątne zielone okulary po czym się rozejrzał po salonie rezydencji. Stał chwilę jakby się nad czymś zastanawiał. Głaskając przy tym lewą dłonią swoją krótko ścięta brodę.
- Hallo? Zastałem kogoś?- krzyczy i zamiast postawić krok w przód, wychyla głowę w stronę drzwi.
- Zamknij się, bo bębenki mi strzelą. - wzdycha niezadowolony wchodząc z przeciwnej strony. Na sobie ma czarną koszulę i dżinsowe spodnie. Jego stopy natomiast były usadowione w granatowych tenisówkach. Zakrywając kostkę u nogi. Jego wzrok wydawał się dość nieprzyjemny. Ciemne oczy w końcu zrezygnowały z gapienia się na przybysza. Skupił natomiast swój wzrok na ganek; opierając się plecami na przeciwnej ścianie.
- Przepraszam, nie chciałem. To kim jesteś?- spytał poprawiając brązową marynarkę.
- Alan a ty krzykaczu?- spytał wciąż nie odwracając wzroku, wręcz zamknął jak do snu powieki.
-Cyprian. Brat twój na pewno. Nasz ród zazwyczaj rodzi się z pokolenia na pokolenie z rudymi włosami i zielonymi oczami. Musisz być wyjątkiem. - skrzywił się pod koniec jakby obrzydzony. Jednak chwilę później uśmiechnął się serdecznie jakby kto inny tu jeszcze był.
-A ty cuchnącym staruchem, który nie wziął pod uwagę by zachować ciszy ton choćby ze względu na szacunek do domu zmarłej. - Już bardziej jego mowa przypominała znudzenie jakby setny raz powtarzał do sprawdzianu.
- Przepraszam, jeśli Cię fakty uraziły bracie. - powiedział z pokorą, kiwając głową jakby sylabował. Nagle usłyszeli pukanie.
-Chyba nie myślisz, że otworzę jeśli ty jesteś bliżej drzwi. - zaśmiał się z arogancją.
- Przepraszam. Już to robię.- uśmiechnął się niepewnie i pociągnął za klamkę.
- Co tam ludziska? Siemka. Jestem Maks. - pokazał w górę dłoń jakby chciał przybić piątkę. W tym samym czasie Cyprian podał dłoń. Przez to z niezręcznością się przytulili.
- Wybacz. Wiem że cała rodzinka się tu zbierze ale miałem ostatnio wypadek. - złapał się za kark czując się cały czas niekomfortowo.
- Amnezji wsteczna. Przez wypadek. Rozumiem. Maksymilianie; przypomne Ci więc. Choć widzieliśmy się trzy dni temu. Jestem Cyprian. - ostatecznie się przytulili jak bracia. Krótko jakby czas ich naglił. Być może przez niezręczność. Cyprian stanął na przeciwko drzwi wejściowych. Gdy Maks spojrzał na Alana; ten tylko spokojnie rzekł "Nie muszę się przedstawiać". Nie ruszył się z miejsca ani nie spojrzał na nikogo. Jakby w myślach odliczał sekundy do wyjścia. Na lewo od wejściowych drzwi znajdowało się okno. Na szybach spływały struny wody. Zaczynało dopiero świtać rozpoczynając dzień. Wszyscy byli w tamtym momencie pewni że już rozpoczyna się dzień.
- Na jakiego durnia musimy jeszcze czekać?- rzekł Alan patrząc na drzwi prowadzące na korytarz.
- Proszę wybaczyć ale musimy poczekać na wszystkich. Mimo spóźnienia; przy czytaniu testamentu obowiązkowo musi być obecną całą rodzina. - poinformował Pan Gregor którego akurat wszyscy znali. To on przynosił listy im wszystkim. Z stąd nie było poczty ani listonosza w szerokości 15 km. Robił za listonosza i był lokajem ich babci. Każdy wiedział że w testamencie musi być ponad fortuna. Babka bogata z taką wielka rezydencja nie musi być biedna. Gdyby ich wszystkich rodzice żyli też by nie pytali. Sami nie wiedzieli i uznali uszanować sekret babci i dziadka. Teraz ta zmarła, a każdy liczy na uczciwe rozdzielenie majątkowe.
Powolne otworzenie drzwi spowodowało dźwięk którego nikt nie lubi słyszeć. Podczas gdy Cyprain zamknął oczy zamiast uszu, to Alan zatkał uszy patrząc na wchodzącego złowrogo.
- Em..Elo. Artur. Nie lubię gadać. - powiedział jakby niewyspany. Nie lepiej wyglądał. Brązowe włosy całkowicie roztrzepane. Jaby dopiero wstał. Na sobie miał sweter z jakiegoś bardzo lekkiego materiału. Był on ciemnozielony i przedstawiał żółtą kaczkę na fali. Do tego dresy i jakby brał pierwsze lepsze obuwie. Były to croctsy w tym samym kolorze co sweter. Chłopak usiadł w rogu i pospiesznie wyciągnął z kieszeni jakieś karteczki. Jakby z nerwów ale bardzo skupiony układał origami.
- O. Ale zaskoczenie. Miło was widzieć kochani! Nie mogę się doczekać aż wszyscy będą. Tak dawno nie widzieliśmy się że wszystkimi...Jestem Mariolka...- zaczęła radosnym krzykiem a skończyła ściszoną melancholią. Miała na sobie zieloną sukienkę że złotym kołnierzem. Pomalowane na malinowo usta I również ruda jak Cyprian z zielonymi oczami.
-Sami irytujący ludzie. -westchnął cicho, jednak każdy obecny nie umiałby zignorować głosu ciemnowłosego. Z trzaskiem otworzyły się drzwi. Trzymajac nadal za klamkę nowy przybyły. Był to bardzo umięśniony mężczyzna. Cały mokry, zlał go deszcz. Milcząco stał trzymajac prawą ręką ciągle drzwi. Dopiero je zamknął gdy na każdego spojrzał z osobna jakby z ciekawością i niezdecydowaniem. Niepewnie zamknął za sobą drzwi. I stanął po ich irawej stronie. Alan się uśmiechnął kpiąco, Mariola tylko podniosła brew. Artur bacznie obserwował co jakiś czas wracając wzrokiem do swojej czynności. Cyprian grzecznie przywitał się i wrócił na miejsce.
- To już wszyscy?- spytał teatralnie jakby miał powiedzieć " na jaką ciapę jeszcze mam czekać". Jednak tym razem się powstrzymał id sprośnych uwag.
- Najstarszy z nas jeszcze nie przyszedł. Nie ma tu Antoniego. - odpowiada, mając oczy na prawym górnym rogu. Zastanawiał się albo może liczył.
-On na pewno się spóźni. -powiedział pobłażliwie, wchodząc lokaj z powrotem do zebranych.
- Za ten czas zapraszam was na herbatę. Poczekamy tam na resztę. Chodźcie za mną!- krzyknął ostatnie z wielką radością i przyjemnością. Nikt jednak nic nue powiedział. Każdy tu z zgromadzonych szanował go też że względu na wiek. Miał on dziewiedziesiat dziewięć lat a trzymał się bardzo dobrze. Nie chorował, jedynie trochę się garbił i podtrzymywał łaską. Wszyscy przeszli do kuchnio-jadalni. Usiedli przy długim stole gdzie było dwadzieścia moejsc jakby babka po śmierci spodziewała się większego grona zwiedzającego jej stary dom. Po chwili każdy słyszał Szury butów i krzyki dzieci. Każdy już wiedział, że nadeszło młodsze rodzeństwo. Nikt z starszych nie chciał się opiekować młodszymi. Pozostawili ich w domu dziecka a teraz przyjechali autobusem i harem weszli. Gdy już każdy zajął swoje miejsce; z tradycji każdy przedstawił się i mówił jak minęła podróż.
- Letycja. Wspaniały las widziałam!- krzyknęła radośnie dziewięciolatka. Miała równie rude włosy ale w przeciwieństwie do Cypriana, Leona, i Marioli posiadała proste włosy naturalnie.
-Gratuluje. Musiały być piękne.- mówi miło Mariola. Alan prycha reszta tylko klaszcze.
- Emma. Szesnaście lat.- im starsze tym krócej mówiły. Dziewczyna w przeciwenstwie do reszty posiadała blond proste i długie włosy oraz zielone oczy. Umiała dopasować ubranie. Miała krótkie dżinsowe spodenki i z tego samego materiału narzutkę. Biała typowa bluzka jak na wf i błękitne bareliny. Każdy gdy się przedstawiał wstawał że swojego miejsca. Następnie wstała dziewczyna z dwoma kucykami na głowie. Tylko końcówki posiadała rude a tak była brunetką. Brązowe oczy z radością i ciekawością obserwowały wszystko do okoła.
- Alina. Lubię oglądać filmy. Aktorstwo moim marzeniem. Siemka. - wysłała każdemu pocałunek dłonią.
-E-eunika. 12. - następnie wstała trzęsąc się Eunika. Miała lekko pochyloną w dół głowę, ręce skrzyżowane. Głaskając sie jakby było jej zimno. Miała na sobie niebieskie dzwonu z jeansu i siwą zapinana bluzę bawełnianą. Posiadała rumieńce i bladą twarz. Jej faliste brązowe włosy uciekały na boki nieposłuszne. Jej niebieskie oczy ostatecznie wylądowały na Alanie. Natychmiast usiadła przestraszona na krzesło z hukiem. Zamknęła oczy gdy inni się uśmiechali pod nosem czy nawet na głos życzliwie śmiali. Jedynie Alan całkowicie zignorował wydarzenie. Spod długich dzwonów nie było widać żadnego obuwia.
- Aria. 17 lat. Gra na pianinie. - powiedziała zmęczonym głosem dziewczyna o czarnych gruzińskich włosach. Właśnie Gruzini posiadali prawdziwe czarne włosy poswitajace błękitem. Niemal granatowe; jej oczy były natomiast ciemne i okazywały melancholie. Bezwiednie wisiały jej ręce. Miała na sobie granatowe tenisówki, jeansy I dość gruby fioletowy golf.
- Jestem duża! I jestem Angella. Andżelika, mówicie mi Andzi! Kocham zabawę w chowanego! Mam sześć lat!- z podniesioną głową i tonem głosu przedstawia się rude dziecko z pewnymi siebie fioletowymi oczami i długimi rzęsami jak Ari. Jednak pewnie założyła jak "dorosła" ręce na biodra z dumą wyciągając głowę.
- Enzo. 13 lat. Lubię wspinać się wszędzie. Nienawidzę nudy. - uciekał wzrokiem od wszystkich ale był spokojny. Pewny siebie i z delikatnym uśmiechem. Dopiero gdy usiadł jego zielone oczy popatrzyły na każdego nie odwracając nawet głowy. Na sobie miał bordową i zapinaną bluzę. Jeansy I czerwone tenisówki. Nie miał ani rudych ani granatowych włosów. Nawet niezbyt brązowe by nazwać kolor. Bardziej przypominały ciemny beżowy. Były falowane i krótko ścięte. Wystawały jedynie ciut pod uszy. Kciuki trzymał w kieszeni gdy się przedstawiał.
-To tylko najstarszy się opieprza. - westchnął znów przypominając o swojej obecności szatyn.
- Przybyłem! Piękny dzień, piękny dom, pieny strój i piękne twarze wiedzę! Wybaczcie moi drodzy spóźnienie! Aczkolwiek zajęło mi trochę szukanie wyrafinowanego stroju. Trzeba też jakoś dbać o mój wizerunek. - uśmiechnął się szczęśliwy z gracją i pewnością siadając ostatni. Także był rudy i miał zielone oczy. Obuwiem jego były czarne derby. Posiadal białą koszulę I równie śnieżnobiałe spodnie. Skrótem założył komplet.
-Niezła piżama Antoni. - uśmiechnął się kpiąco Alan.
-Nieźle gówno na głowie. - rośnie złośliwie się uśmiechnął wskazując na jego mały kitek.
-Zatem możemy zaczynać Panowie. - powiedział posiadajac się jak pięciolatek z radości, Cyprian.
-Owszem! Zatem, zaczynamy grę!- stryknął karkiem i skrzepnąć kręgosłupem. Wyprostowal się jak młody lew Pan Gregory.
-Hę?- reaguje na to Antoni ściągając nogi że stołu.
-Słucham? Chyba nie zrozumiałem. -niepewnie zgłasza się jak w szkole Cyprian.
-Nie rozumiem. -szepnęła Eunika.
-Super! W co gramy? - spokojnie spytała Alina. Reszta natomiast w milczeniu i niepewności spojrzała na staruszka który się promiennie teraz uśmiechał.
- W podchody. Babka przed śmiercią zapewniła wam rozrywkę. Zaczynając od jadalni; szukajcie wskazówek i niepasujących rzeczy. Szukacie babci testamentu. - ułożył niepewnie ręce na krzyż, poprawiając przy tym swoje białe rękawice.
- To co babcia brała?-spytal retorycznie Alan.
Od tamtej pory miała zacząć się zabawa. W której wygrany pierwszy przeczyta testament.
-Co to da jak ktoś pierwszy znajdzie testament? -spytał po chwili Antoni poprawiając swój kołnierz.
- Możecie wprowadzić w nim zmiany i przywłaszczyć więcej. Tak kazała mi przed śmiercią przekazać wasza babcia. - z twarzy nie spadł mu dziwny uśmiech.
-Gdzie haczyk?- pyta Aria.
- Zaczynacie od jadalni. Zdążyłem już ponumerowac każde drzwi w rezydencji. Grupa po kolei zwiedzacie i znajdujecie wskazówki. Przy ostatnim pokoju, wygrany decyduje o testamencie. Haczyk w tym, że....Tylko 5 osób coś dostanie. Reszta zostanie z niczym. Sześć osób musi odpaść. Które to osoby zdecydują nie tyle wyniki zabawy. Liczy się tu gra zespołowa. Wśród was, jest jeszcze dłużnik. To bedzie ostatnim pokój. Będziecie musieli wskazać kto z was zadłużył się u Pani Klementyny, waszej babci. - skinął głową tajemniczo.
-Ile mamy czasu?- Zadała nastepne pytanie Emma.
-Tyle aż w końcu rozwiążecie wszystko. - odpowiedział.
-Mam to w głębokim poważaniu. Chcę to szybciej załatwić. Jest inny sposób?- dodaje Alan prychając z niezadowoleniem.
-Znajdźcie dłużnika. Wtedy od razu przeczytam testament. - podnosi tace z filiżankami.
-A co z wygraną!?- z żalem w głosie pyta Antoni, który dłuższy czas milczał.
-Właśnie!- zawtórowała mu Andżelika.
- Nie będzie jej wtedy. Sam zdecyduje, ja będę wygranym. - patrzy pobłażliwie na zgromadzoną młodzież.
- W takim razie gramy! - staje na nogi najstarszy z braci.
- Tak!- zawtórowali wszyscy. Właśnie miała zacząć się gra od której zależy życie wszystkich. Szczególnie tych co nie mają nic prócz domu dziecka. Jak to się potoczy? Kto wygra? Które 5 osób zostanie bez dachu nad głową? Kto okaże się dłużnikiem? Wkrótce się tego dowiemy...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro