Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To nie sprawi różnicy - blanccca


Siedziałam na krześle w miętowym korytarzu i od czasu do czasu postukiwałam butem o podłogę. Starsza kobieta naprzeciwko zgromiła mnie wzrokiem, gdy obcas po raz kolejny zastukał o płytki, które były w tym samym obrzydliwym kolorze co ściany. Kto w ogóle był odpowiedzialny za wybór tej paskudnej farby? Zielony uspokajał, ale tylko gdy była to zieleń młodych listków, pełna życia, a nie szara, jakby obumarła.

But znowu zakołysał się na mojej nodze, a ja zignorowałam mordercze spojrzenie staruszki. Co mi mogła zrobić? Zabić wzrokiem? Uśmiechnęłam się dyskretnie.

- Pani Iwaniak?

Na dźwięk mojego nazwiska spięłam się lekko i szybko wstałam z krzesła. Stopa z plaskiem wylądowała w obcasie, a ja skierowałam się do gabinetu. Zrobiło mi się bardzo gorąco, a przecież nie boję się lekarzy, prawda? Mam trzydzieści siedem lat, a to stanowczo za dużo na takie lęki. Mimo to ręce mi drżały, gdy opierałam je o biurko. Spokojnie, oddychaj... Siląc się na spokój, patrzyłam jak lekarz wyszukuje z kilku leżących na biurku kart moją i otwiera ją. Z jego ust wydobyło się westchnięcie, a po chwili spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Wiedziałam, co to oznacza. Wcześniej zaprzeczałam, ale chyba podświadomie wiedziałam to już odkąd po raz pierwszy poszłam na badania.

- Przykro mi, ale nie ma zbyt dobrych rokowań. Za późno się pani do nas zgłosiła, a nowotwór dosłownie przeżarł pani organizm. Jeśli rozpocznie pani leczenie teraz...

- To co? – przerywam mu. – Umrę pół roku później, a dzieci zapamiętają mnie jako bladą, wyczerpaną kobietę ze szpitalnego łóżka.

- Proszę nie tracić nadziei, przecież ma pani dla kogo żyć.

Westchnęłam ciężko, jednak nie przerwałam mu. Lekarz był znajomym jeszcze ze szkoły średniej i właśnie dlatego go wybrałam – mogłam mieć do niego zaufanie i wiedzieć, że mnie nie okłamie; on nigdy nie kłamał.

- Masz dwunastoletniego syna i ośmioletnią córkę. Dla nich to pół roku będzie bardzo cenne, muszą się przygotować na pożegnanie pani.

- Nie musisz mnie tak tytułować – uśmiechnęłam się lekko, celowo ignorując to, co powiedział.

Lekarz pochylił się nad biurkiem, a jego plakietka uderzyła o blat.

- Alicja, nie rób głupot. A co powie twój mąż?

Wzruszyłam ramionami i nagle bez ostrzeżenia z oczu zaczęły mi lecieć łzy. Lekarz wstał zza biurka i po prostu mnie objął. Zrobił to, bo jestem jego dawną znajomą, czy bo każdego tak traktuje w takiej chwili?

- Ile mi zostało?

- Parę miesięcy.

Pociągnęłam nosem i starałam się otrzeć ciągle napływające łzy.

- To wystarczy. Chcę, żeby dzieci i mąż zapamiętali mnie jako szczęśliwą osobę, która ma uśmiech na twarzy bez względu na wszystko. Nie chcę, by patrzyli na mnie z żalem – wyznałam. – To byłoby straszne, gdyby jeszcze za życia traktowali mnie jak umarłą. Dlatego nic im nie powiem, to będzie nasz sekret. – Spojrzałam na niego spod wytuszowanych rzęs, na których już niewiele tuszu zostało. Większość pewnie znajdowała się pod oczami.

Odetchnęłam głębiej. Nie mogę mieć na twarzy śladów płaczu – w końcu oficjalnie jestem na herbacie u koleżanki, więc jaki mogłabym mieć powód do płaczu?

- Nie dasz rady tego trzymać w sekrecie. Prędzej czy później zauważą, że coś jest nie tak.

- Później. Zauważą to później, postaram się o to. – Bez pytania sięgnęłam po chusteczkę z pudełka na biurku i wyjęłam z torebki puderniczkę z lusterkiem, po czym zaczęłam usuwać ślady złych wieści. – Przez całe życie miałam wiele sekretów i każdego dotrzymałam. Jedna tajemnica więcej nie sprawi mi różnicy. – Zatrzasnęłam lusterko i wstałam z krzesła. – Dziękuję, że byłeś ze mną szczery.

Pewnie gdy wychodziłam nogi mi się trzęsły, nie mogąc złapać równowagi na śmiesznych, kaczeńcowych szpilkach, a spódnica w maki plątała się między nogami, jednak nie przejmowałam się tym. Dlaczego niewygodne buty i falbaniasta spódnica miałyby mnie irytować, skoro zostało mi tylko parę miesięcy życia? Po co tracić czas na złość, skoro jest go tak mało?

- Do widzenia – powiedziałam serdecznie do kobiety, którą wcześniej tak irytował mój obcas.

Również się do mnie uśmiechnęła, jednak uśmiech nie objął oczu. W oczach był smutek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro