Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie zdradzę niczego... - Adiutrix


- Tylko nikomu, ale to nikomu nie możesz o tym powiedzieć. Rozumiemy się?

Liviana pokiwała głową, patrząc w szare oczy okolone zmarszczkami. Białe, rozczochrane włosy otaczały twarz staruszki. Dziewczyna próbowała być silna, w końcu to ona dostała tak ważne zadanie. Jeśli okaże słabość, szamanka przydzieli je komu innemu. A ją prawdopodobnie czeka śmierć. Poznała zbyt wiele sekretów, aby mogła dalej żyć bezużyteczna. Posiadła o wiele większą wiedzę niż inne adeptki. Jednak nikt nie wiedział o tych dodatkowych zajęciach. Przecież przygotowywała się właśnie do tej misji. To ona musiała uratować plemię i jego magię. W jej sercu jednak pojawiły się wątpliwości.

- A... moja rodzina? - zapytała niepewnie. - Mogę im chociaż powiedzieć, żeby się nie martwili, że wrócę?

- A skąd masz pewność, że wrócisz? - Z ust kobiety wydobył się skrzeczący, nieprzyjemny dla ucha odgłos przypominający śmiech. - Myślisz, że to będzie takie łatwe? Że zwyczajnie powiesz ludziom, że idziesz na terytorium Madarena, a oni uśmiechną się, pobłogosławią i wypuszczą cię w Przeklęty Las? Może jeszcze potem spokojnie przejdziesz całą tę drogę, zabierzesz Pieczęć i wrócisz równiutkim traktem, wesoło podskakując? Głupia! Madaren ma szpiegów wszędzie! Każdy kamień, który mijasz, może dla niego szpiegować, nie mówiąc już o ludziach! Tak, nawet ktoś z twojej rodziny - dodała, widząc, że dziewczyna chce się wtrącić.

- Rozumiem - powiedziała Liviana oschle, odsuwając opadające jej na twarz miękkie włosy, których kolor wachał się między liliowym, a platynowym blondem. Nie po to trenowała przez tyle lat i poznawała największe sekrety ostatniego plemienia władającego magią natury, żeby teraz się poddać. Będzie silna.

Wróciła do domu tak jak zwykle. W swoim namiocie zastała leżącą na posłaniu z suchych traw Adrinę. Rude, starannie wyczesane loki rozsypały się dookoła głowy. Przyjaciółka głośno westchnęła.

- Liv, nawet sobie tego nie wyobrażasz! - powiedziała rozmarzonym głosem. - To prawdziwa miłość!

Jasnowłosa dalej stała przy wejściu, nie rozumiejąc.

- O czym ty mówisz? - spytała.

- Raczej o kim. O Dirunie! Zakochałam się!

Dla Liviany świat nagle stanął w miejscu. Zakręciło jej się w głowie. Adrina, jej najlepsza przyjaciółka od dziecka... zakochana w jej narzeczonym... Właściwie miała takie prawo, przecież o ich związku nikt nie wiedział. To był sekret. Syn wodza nie powinien zadawać się ze zwyczajną adeptką. Adrina, jako córka prawie najważniejszego mężczyzny z całego plemienia, miałaby spore szanse na małżeństwo z Dirunem. A Liviana nie mogła nic z tym zrobić! W końcu przyrzekła, że nikomu o tym nie powie. Wysiliła się jedynie na lekki uśmiech i pokiwała głową.

- To wspaniale. Ale wiesz, jestem bardzo zmęczona, chciałabym już się położyć.

- Rozumiem, pewnie te wasze nauki są bardzo męczące - powiedziała ruda, krzywiąc się nieznacznie przy słowie ,,nauki". Adrina, jako jedna z nielicznych kobiet z plemienia, nie musiała zgłębiać tajników magii natury. Była swego rodzaju księżniczką. Pożegnała się czule z przyjaciółką i wyszła, wcześniej dodając jeszcze: - Tylko nie mów nikomu.

Liv rzuciła się na posłanie. Musi wyruszyć dzisiaj. Jeśli spotka się z rodziną, może zmienić zdanie. To samo dotyczyło Darina. Nie może mu też powiedzieć o Adrinie, bo obiecała milczenie. Cóż, teraz na pewno nic nie zdziała w tej sprawie. Ułożyła się wygodniej i po chwili zapadła w lekki sen.

Obudziła się około północy. Polanę, na której rozłożyli swoje namioty, oblewało srebrzyste światło księżyca. Niedobrze. Ciężko będzie jej się wymknąć. Na szczęście wiedziała, gdzie stoją strażnicy. Ominęła ich szerokim łukiem i podeszła do starego drzewa na granicy lasu. Tutaj, w dziupli wcześniej ukryła torbę z rzeczami potrzebnymi na wyprawę. Zabrała ją i skierowała się na północ, w stronę terytorium Madarena, okrutnego władcy ludu Mirolta i największego wroga jej plemienia. Zagłębiła się między drzewa Przeklętego Lasu. Nie było tutaj żadnej ścieżki - bo i po co? Nikt tędy nie chodził, jeśli chciał zachować swoje życie. Miała przed sobą dwa dni pieszej wędrówki. Każdy odgłos napawał ją strachem, w końcu nie wiadomo, jakie stworzenia kryją się w ciemności.

Szła coraz dalej, co jakiś czas tylko robiła przerwy na odpoczynek, podczas których jadła chleb i solone mięso zabrane z wioski. W końcu, drugiego dnia stwierdziła, że osada, w której władał Madaren, jego stolica, musiała być już blisko. Zwiększyła ostrożność.

Niestety, nic to nie dało. W pewnym momencie gdzieś z góry spadła na nią sieć, a tył jej głowy przeszył ostry ból...

***

Bolały ją wszystkie mięśnie. Czuła jakąś lepką ciecz na swoim ramieniu. Liviana z trudem otworzyła oczy, a to co zobaczyła nie napawało optymizmem. Jakaś ciemna nora, do której, przez otwór w dachu, wpadały nieliczne promienie słońca. Próbowała się poruszyć, ale całkiem opadła z sił. Jej kończyny wydawały się takie ciężkie... zaraz, one były ciężkie! Ktoś założył jej kajdany z łańcuchami zarówno na ręce, jak i na nogi. Ogarnęła ją panika. Spróbowała usiąść.

Nagle w kącie pomieszczenia rozległ się szelest. Przerażona spojrzała w tamtą stronę, a to co zobaczyła zmroziło jej krew w żyłach. W jej stronę szedł umięśniony mężczyzna w brudnym ubraniu poplamionym krwią.

- Nasza księżniczka się w końcu obudziła! - zaśmiał się pogardliwie. - A teraz nam grzecznie wyśpiewa wszystkie informacje o swojej magii, prawda?

Dreszcz przebiegł po plecach Liviany. Nie może... nie... to by oznaczało zagładę dla nich wszystkich. Tajemnice Magii Natury w rękach Madarena i jego ludzi mogłyby zniszczyć cały znany jej świat... Nie może do tego dopuścić!

- Nic ci nie powiem, rozumiesz?! - krzyknęła. Pomyślała o wszystkich, których zostawiła w domu. O rodzicach, młodszym bracie, o Adrinie, Dirunie. O starej szamance, która nauczyła ją wszystkiego... nie mogła ich zawieść. - Nic... nie zdradzę niczego... - dodała lekko płaczliwym głosem.

Mężczyzna ukazał krzywe zęby w przerażającym uśmiechu. Podszedł do niej bardzo blisko... za blisko. Pochylił się nad siedzącą dziewczyną i zza pasa wyciągnął nóż.

- Doprawdy? - zapytał kpiąco, po czym delikatnie przejechał końcem ostrza po przedramieniu dziewczyny. Błysnęły pojedyncze kropelki krwi. - Ciekawe, ile sekretów uda ci się zatrzymać...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro