Mordercza rozgrywka - literatka_
Jamie docisnął pedał gazu i rozluźnił dłonie na kierownicy swojego Land Rovera. Poprawka. Nie swojego, lecz kradzionego. Podobnie jak wypchana pieniędzmi torba na tylnym siedzeniu, markowy zegarek i szara marynarka, w którą był ubrany. Każdą z rzeczy zabrał swojemu pracodawcy, którego wczoraj zabił ze szczególnym okrucieństwem.
Dlaczego? Chyba nikt nie znał głównego powodu. Może to popełnione samobójstwo żony, które przelało czarę goryczy mężczyzny.
Sally nie mogła znieść straty ich siedemnastoletniego syna i wolała umrzeć niż dalej żyć u boku męża hazardzisty, który coraz bardziej pogrążał się w nałogu. Jamie wiedział, że w kartach nie można było się cofnąć przed niczym. Wygrywasz wszystko albo przegrywasz, zależy jaki zestaw kart się trafi - szczęśliwy czy pechowy. Jamie nie wierzył w potęgę koła Fortuny, lecz w swoje umiejętności. Uważał, że każdy miał szansę wygrać, o ile miał znajomości i karcianą smykałkę, niektórzy nazywają to biznesowym geniuszem. Te dwie rzeczy powodują, że możesz zdobyć swój cel, odnieść każde zwycięstwo. Po prostu dobry gracz wie, kiedy się wycofać. Tym razem było podobnie. Jamie postawił na szali swoją wolność, życie w zamian za poniesione ryzyko, czyli zamordowanie byłego pracodawcy, prezesa Winforda. Do tego przygotował się bardzo skrupulatnie, wszystko było dokładnie wyliczone co do sekundy.
Dokładnie pół roku temu Samuel Winford prowadził samochód pod wpływem alkoholu. W południe pijany mężczyzna śmiertelnie potrącił siedemnastoletniego Willa, syna Jamie'go. Rozprawy sądowe toczyły się tygodniami, lecz bez efektów. Samuel miał zbyt wiele przyjaznych mu kontaktów wśród wymiaru sprawiedliwości, a kilka dodatkowych łapówek sprawiły, że serca sędziów stały się nieczułe jak głaz na błagania zrozpaczonych rodziców chłopaka.
Jamie stracił syna, pracę i kochającą go żonę, która nie wytrzymała psychicznie. Nie pozostało mu nic, co kochał. Oprócz hazardu. Postanowił stoczyć swoją ostatnią karcianą rozgrywkę i sam wymierzył sprawiedliwość Winfordowi. Nie czuł z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia wręcz przeciwnie. Pozbył się tego ciężaru, który leżał na jego sercu od dnia, kiedy jego życie zaczęło się sypać jak spróchniały budynek. Nareszcie czuł się lekki. Jednak, czy popełnione morderstwo może być usprawiedliwione? Czy miał prawo zrealizować tą chorą myśl w jego głowie? Część ludzi powiedziałaby, że nie, a reszta?
Prędkościomierz wskazywał sto dwadzieścia kilometrów na godzinę. Brakowało mu trzystu kilometrów do meksykańskiej granicy, gdzie będzie już wolny i bogaty. Liczyła się każda sekunda. Pościg od dawna był zagubiony, lecz pewności nie miał. Jednak uśmiech zadowolenia rozkwitł na tej suchej, kamienistej pustyni. Ogromne kłęby kurzu unosiły się za tylnymi kołami wozu, tworząc za nim wzburzone wiry powietrza wymieszanego z piaskiem. Jamie w skupieniu patrzył na jednopasmową, wąską drogę. Był pewien swojego zwycięstwa. Złoty ząb błysnął w przednim lusterku, kurzawa nie pozwalała dojrzeć, czy ktoś jechał jego śladem. Dlatego też nie zamierzał ani trochę zwolnić, nie mógł sobie na to pozwolić. Jego karciana rozgrywka nadal trwała, mimo że karty dotychczas sprzyjały Jamie'mu, to jak w każdej grze chwila nieuwagi mogła skończyć się jego porażką...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro