Monolog Ciemności z dziewczyną - Diana-Iosifowna
Patrzysz przez okno? Spokojnie, słońce zaraz zajdzie. Cienie dnia przegrają walkę z promieniami nocy o władzę nad twoim światem - nad niebem, nad trawą, nad tym nudnym, szarym osiedlem na peryferiach.
Nad tobą.
Nie masz już siły, by trwać dla światła, prawda?
Ciemność jest prostsza.
Ciemność nie wymaga poświęceń.
Ciemność pozwala odejść. Zniknąć.
A ty właśnie tego teraz pragniesz, prawda?
Rozmazany tusz na twoich policzkach przypomina mroczne macki nocy.
Zasłaniasz żaluzje. Nie chcesz patrzeć już na to okropne słońce, które każe ci walczyć.
Odwracasz się tyłem do okna i widzę, że twój wzrok pada na elektroniczny zegarek.
Jest dwudziesta czterdzieści.
Zaraz przyjdzie noc.
Twój wzrok waha się między łóżkiem a drzwiami.
Ta druga opcja prowadzi do dwóch kolejnych - możesz ruszyć schodami na strych. A tam wciąż wisi przymocowana do krokwi gruba lina z pętlą na końcu.
Możesz też iść do kuchni. W twoich szufladach jest tak wiele noży, prawda? Ostrych, bo On naostrzył je na twoją prośbę tydzień temu.
W sumie wyjdzie na to samo, jeżeli nie ruszysz się z tego pokoju - w schowku za obrazem jest pistolet. Naładowany.
Nie leży tam długo, prawda? Na pewno nie tyle czasu, ile pętla na strychu złowróżbnie się kołysze, czekając na kolejne ciało.
Bo tej pętli już ktoś kiedyś użył, prawda?
Zapewne broń nie leży tam nawet tyle, ile ostre noże, ułożone w przegródkach w szufladzie.
Te naboje nie czekają i nie będą czekać długo.
Myślisz, że nie wiem, po co go przyniosłaś?
Ja to wiem. To i dużo więcej. Na temat ciebie, tych, którzy cię skrzywdzili i pętli na strychu.
Widzisz? Już druga dwadzieścia.
Nie bój się. To niepotrzebne. Jeżeli oddasz się ciemności, nigdy już nie poczujesz strachu ani zwątpienia.
Już nigdy nie usłyszysz skrzypienia tej liny.
Tak, weź broń do ręki. Jest taka piękna, prawda? I zadziwiająca, bo produkowana przez światło, służy tylko i wyłącznie ciemności.
Czwarta.
Pora to kończyć, prawda? Wiem, że jesteś gotowa, tak jak sznur tam wyżej, na krokwi, wciąż jest gotowy na przyjęcie ciała.
Ale pistolet zrobi to szybciej, prawda?
Cóż, pętla widocznie jest przeznaczona komuś innemu...
Strzelaj! Czas się kończy, a ty musisz to dzisiaj zrobić.
Już późno, piąta pięć, a ty musisz dołączyć do mnie już teraz.
Musisz!
Strzelaj!
STRZELAJ!
Strzeliła. W stronę ciemności. I wróciła do słońca, by trwać w świetle.
Ale pętla na strychu nadal się kołysze...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro