Marethyux
Stoję tu, na środku pola bitwy moich braci. W powietrzu unosi się smród stęchlizny, który wypełnia moje płuca. Muszę tu być, chociaż oddałbym wszystko, aby już nigdy więcej tu nie wrócić. Jednak nieznana mi siła codziennie ciągnie mnie do tego okropnego miejsca. Demon, który chce się wyrwać.
Stąpam ostrożnie, aby nie nadepnąć min pozostałych po minionych starciach, a małe drobinki żwiru wbijają się w moją nagą skórę. Szukam. Cały czas szukam. Nieustannie kopiąc... Ale czego? Czy każdy czuł się w tym miejscu tak samo bezsilnie jak ja? Mogąc jedynie patrzeć w dół, próbując coś dostrzec, ale na to było zbyt ciemno. W tym miejscu ciemność zagnieździła się na wieki, a w górze nie ma żadnych gwiazd ani księżyca. W tym miejscu jestem tylko ja i szary żwir, teraz brudny i przesiąknięty wojną toczoną przez mych towarzyszy.
Nagły ból zmusza mnie do klęknięcia. Czuję go. Chce się wyzwolić z krat, być wolny. Nie mogę go powstrzymać, gdyż mam wrażenie, jakby rozrywał mnie od środka, więc pozostaje mi jedynie wytrzymać tę katorgę. Moje pięści zaciskają się automatycznie. Który raz już tu jestem? Ile bitew już stoczyłem? Dawno przestałem liczyć. Gdy małe kamyki przecinają mi gładką skórę, myślę o powrocie do niej. Tylko to mnie tu jeszcze trzyma i daje siłę do walki. Nie chcę, aby cierpiała przez moje Demony.
Czuję, jak zaczyna się wyłaniać, nie zważając, ile przynosi mi to cierpienia. Zamykam oczy, chcąc uciec myślami w inne miejsce. Wyobrażam sobie jej uśmiechniętą twarz i widzę, jak po wszystkim mnie przytula, mówiąc, że będzie dobrze.
Kolejny przeszywający ból sprawia, że całe moje ciało sztywnieje i coraz ciężej złapać mi oddech. W uszach słyszę głośne bicie swojego serca, które przyśpiesza z każdą sekundą. Napinam mięśnie, gotowy do ostatniego wysiłku. Jeszcze kilka chwil i będzie po wszystkim - powtarzam sobie.
Nieznośny smród unosi się w powietrzu, atakując moje nozdrza, Jednak nie irytuje mnie to, bo to znak, że dotrwałem do końca. Tym razem to była moja walka, a ja ją wygrałem!
Szrum... Szrum...
Zakopuję Demona pod szarym żwirem, po czym odchodzę, zadowolony machając ogonem. W końcu wolny.
Ciężkie jest życie kota...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro