Mam zasadnicze pytanie - JulitaKunegunda
- Mam zasadnicze pytanie.
- Jakie?
Stali w deszczu czekając na autobus. On i ona. Sami. Krople obmywały przystanek. Byli tylko oni i deszcz. Chodnik śmierdział jak powietrze - smogiem, a z asfaltu parowała woda. Było dość ciepło, ale nie za bardzo.
- Czy... - Chwila wahania. Jego głos zadrżał. Podkreślał każde słowo, sylabę, literę. - Jest ktoś jeszcze poza mną?
Dziewczyna uśmiechnęła się uwodzicielsko, kładąc mu rękę na policzku.
- Szczerze? - zapytała.
- Mhm.
- Tak - szepnęła, po czym weszła ponuro w ścianę deszczu i zniknęła za drzwiami autobusu.
A on stał. Oniemiały prostotą słowa "tak" stał dalej. Minął go autobus, którym miał jechać. Następny za godzinę.
~*~*~*~
Deszcz nadal lał się strumieniami na jej włosy, a ona stała, czekając. Na co? Może na przeziębienie? A może na tego blondyna o zielonych oczach? Albo na drugi autobus...?
Nagle czarny mercedes zatrzymał się na przystanku. Jechał z naprzeciwka.
- Hej, złotko. - Uśmiechnął się chłopak. Miał chyba dziewiętnaście lat i duże, zielone oczy, był bogaty i wysportowany.
- Hej - odpowiedziała.
- Czemu mokniesz?
- Bo lubię.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, otwierając drzwi czarnego pojazdu. Wsiadła, zamykając je. Chłopak nie ruszył. Siedział wpatrzony w szybę i spływające z niej kropelki deszczu.
- Mam zasadnicze pytanie. - Kierowca samochodu zamyślił się. - Bo widzisz, kotku. Chodzimy już kilka miesięcy. Jednak kumpel mi powiedział, że masz siedemnaście lat, nie osiemnaście.
- Tak. Mam siedemnaście lat. - To był ten moment.
Ona otworzyła drzwi. Wysiadła. Bez słowa. Na deszcz. Kierowcę samochodu zdziwiło jej zachowanie.
- No, to cześć - powiedział, wzruszając ramionami i ruszając przez ulewę.
Jej kasztanowe włosy opadały na ramiona. Niebieskie oczy lustrowały okolicę. Trampki przemokły. Bluzka na ramiączkach też. Tu jest chłodniej. Ona na pewno będzie chora, tak bez kurtki na deszcz...
Dziewczyna poszła do domu. Był niedaleko. Nagle zatrzymała się. Na drodze stanęła jej wesoła przyjaciółka, Weronika. Ruda z piegami na zadartym nosku.
- Hej, coś się stało? - zapytała koleżanka.
- Nic - odpowiedziała krótko dziewczyna.
- Mam zasadnicze pytanie... - zaczęła Wera. Kasztanowo-włosa uśmiechnęła się. - No, bo kojarzysz mojego chłopaka, tego blondyna, wiesz, tego co jeździ czarnym mercedesem. Opowiadałam ci o nim.
- Mhm.
- Podobno zdradza mnie z tobą - zniżyła głos przyjaciółka. Zdenerwowana czekała. Czekała na zaprzeczenie.
- Tak - odpowiedziała bez wahania dziewczyna.
Weronikę zamurowało. W jej oczach zaświeciły łzy.
Podobnie jak poprzednio, niebieskookiej to nie zasmuciło jakoś bardzo. Były przyjaciółkami. Jakim cudem? Odeszła znów ponura, ale nie smutna. A Weronika została. Załamana. Smutna. Sama.
~*~*~*~
- Wychodzimy! - krzyknęła jej mama. - Chodź na chwilę!
Dziewczyna o kasztanowych włosach zeszła po schodach. W korytarzu napotkała mamę.
Kobieta miała czterdzieści dwa lata, ciemne włosy i mocny makijaż. Podobnie jak córka, była trochę przy kości, ale tylko trochę.
- Córciu, zamkniesz za nami drzwi? Tata już wyszedł. Jeszcze zanim pojedziemy... - Dziewczyna wiedziała, o co chodzi, uśmiechnęła się do zmartwionego rodzica. - Mam zasadnicze pytanie. Co robi w piwnicy tamten chłopak i kim jest?
- Przyszedł na rower. To przyjaciel. Nikt, kogo chcesz znać. Kocham go jak tamtych dwóch. Od dziś jest już jedyny - stwierdziła bez cienia emocji kasztanowo-włosa.
Matka spojrzała na nią, marszcząc brwi. Przyłożyła rękę do czoła dziewczyny. Skrzywiła się. Chyba nie ma gorączki. A może trzeba psychologa?
- Idź już - powiedziała dziewczyna. - Kocham cię.
Kobieta otworzyła drzwi. Ostatni raz spojrzała zmartwiona na córkę. Tak bardzo ostatni. Kiedy przekroczyła próg, starała się zapomnieć o zmartwieniach i ze sztucznym uśmiechem odjechała.
Tymczasem jej córka udała się na dół. Wiedziała, kto na nią czeka. Alex zawsze uwielbiał rowery. Byli przyjaciółmi. Coś się zmieniło? Tak. A może nie...?
Dziewczyna otworzyła drzwi piwnicy. Zagracone ściany. Kurz. Pajęczyny. Otwarte tylne drzwi i rower za nim.
- Mam zasadnicze pytanie - powiedział rudzielec stojący na środku pomieszczenia.
- Jak każdy.
- Czy to ty? - podstępne zapytanie zawisło w powietrzu zmuszając do refleksji.
- Ja? - Oryginalność tego pytania powaliła ją.
Czy to ona? Tak, ale jaka? Taka.
- Nie - podjęła temat. - Nie jestem Julia. Nie mam 18 lat. Nie mam rodzeństwa. Mój pamiętnik leży na komodzie. To nie są moi rodzice. Moi zginęli. Żyłam nie swoim życiem. Skłamałam w żywe oczy wszystkim, łącznie z odbiciem, jakie widzę w lustrze. Dość sekretów.
- Ile możesz ich zatrzymać? - zapytał.
- Zero. Jestem Ashley, mam 17 lat, moi rodzice nie żyją, a w pamiętniku zapisałam poprzednie życie. Uciekam przed nim i niestety żyje.
- Mam zasadnicze pytanie - przerwał jej Alex. - Czy naprawdę chcesz teraz umrzeć?
- Skąd ty... - Rudzielec zaskakiwał ją tak niezrozumiałymi dla nikogo poza nimi pytaniami. Musiała rozważyć. Nie, musiała powiedzieć prawdę. Czy naprawdę chce skończyć być? Tak.
- Nigdy nie widziałem tej liny nad drabiną z idealną pętlą zawiązaną tak, aby się zacisnąć na gardle. Zawiśniesz? To będzie bardzo szybka śmierć - stwierdził.
- Tak - odparła jakby nigdy nic. Jakby to było pytanie, czy chce herbatę. Nie, czy chce umrzeć.
Kłamliwa wspięła się na drabinę.
Założyła pętlę na szyję.
Spojrzała na chłopaka dwa metry niżej. Ich piwnica jest wysoka.
Skoczyła.
Szybko, bez bólu. Zakończyła męczące życie oparte na sekretach i kłamstwie. Koniec. Nigdy nie myślała, co jest potem, teraz uznała to za błąd, ale i tak już umarła. Zaraz się dowie o tym, co jest po śmierci.
Tylko, że coś jest inaczej. Coś jest nie tak. Ona oddycha. Otworzyła oczy. Ona może otworzyć oczy!
Podczas skoku Alex złapał ją. Lina zerwała się, bo była nadcięta, pewnie przez niego. Teraz ona była w jego ramionach.
- Pozbyłam się sekretów. Czemu nie mogę umrzeć? - zapytała.
- Dobrze wiesz, że to już nie tylko przyjaźń. Nie pozwoliłbym na twój koniec.
Potem ją pocałował. Krótko. Pięknie. Przyjemnie.
- Rower? - zapytał.
- Tak - odpowiedziała, stając na ziemi i idąc w stronę sprzętu.
Pojechali.
I żyliby długo i szczęśliwie. Jednak ktoś musiał po pijanemu jechać ulicą. Wypadek. Krzyk. Wpadli do rowu. Ślisko. Mokro. Zapach trawy. Śmierć.
Sprawca wypadku nie poszedł do więzienia.
Ciekawe, prawda?
Kłamczucha i rowerzysta zginęli. Bez żadnych ceregieli odeszli. I potem, gdzieś w górze, dole, pomiędzy, albo na chmurach - potem byli szczęśliwi. Razem. Bez sekretów. Ashley i Alex.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro