Iskra - Monk22
Nie mogłem znaleźć sobie miejsca, pomimo wszystkich ławek wolnych. Wszystkie wydawały się zajęte. Każdy najmniejszy kamyk znajdujący się na mojej drodze kopałem, a moje nogi napinały się razem z ramionami. Głowa pękała. Musiałem coś zrobić. Usiadłem przed ławką. Nie na niej, nie obok, ale przed i oparłem się o jej siedzenie.
Tutaj jest mniej tłocznie - pomyślałem. Kątem oka dostrzegłem mężczyznę siadającego na skraju ławki po przeciwnej stronie. Założył przeciwsłoneczne okulary, twarz skierował do góry i z uśmiechem wyciągnął ręce i nogi.
Muszę zapalić. Szybko przesunąłem dłońmi po tylnych kieszeniach spodni i znalazłem to, na co miałem ochotę. Już włożyłem papierosa do ust, a lewą ręką wykonałem gest przytrzymania kciukiem zapalniczki, ale czegoś mi zabrakło. Tak, tej cholernej zapalary! Musiała mi wypaść gdzieś pomiędzy... A, nieważne. Pragnienie uczucia dymu w płucach było silniejsze niż myślenie, co się z nią stało. Szybko przekalkulowałem moje położenie. Siedziałem za zimnym chodniku, przede mną obrzydliwie kolorowe kwiatki, jak to w parku bywa, głosy ptaków powodowały większy ból głowy, a do kiosku za daleko. Wszystko jest za daleko.
Na szczęście mój umysł radzi sobie bardzo dobrze w sytuacjach takich jak ta i zdecydowanie wstałem i ruszyłem w stronę człowieka, który miał dobry dzień. Niedługo już nie będzie taki dobry. Lekko się uśmiechnąłem.
- Masz fajkę? - zapytałem zachrypnięty.
Mężczyzna ani drgnął, dalej uparcie patrzył w rażące po oczach słońce.
- Masz czy nie? Na razie pytam się grzecznie, potem inaczej pogadamy! - Mocno mrużyłem oczy, aby mieć tego typa na oku. Chciałem załatwić sprawę szybko i dalej zanurzyć się w moim beznadziejnym położeniu.
- Zobacz w swojej kieszeni, tam na pewno znajdziesz - uśmiechnął się szyderczo.
- Myślę, że mnie nie zrozumiałeś. - Wyciągnąłem ręce z kieszeni i już miałem przyłożyć mu pięścią w twarz, kiedy wkurzający mnie typek uniósł ramie, zdjął okulary i moim oczom ukazał się ogromny tatuaż na przedramieniu. Przez chwilę mnie zamurowało. Dlaczego nie chce mi dać głupiej fajki?
- Co jest z tobą nie tak? - zapytałem. Nie byłem sobą. Nigdy w życiu nie zadawałem tylu pytań jednej osobie.
- Zobacz, co z tobą robi głupie pragnienie. Nawet nie wiesz, czego chcesz. Spójrz do swojej kieszeni, młody!
Nareszcie udało mi się go sprowokować. Niechętnie z powrotem włożyłem dłonie do kieszeni. Co to za idiota - pomyślałem, jakiś wszechwiedzący i mający popsutego rentgena w oczach. Zobaczymy, co powie, jak zaraz nic nie znajdę. Jego pewność spadnie, a ja bardzo chętnie zobaczę, jak jego uśmieszek zamienia się w wielkie "o" na ustach.
Ku mojemu zdziwieniu z tyłu spodni znalazłem podłużną rzecz. I już wiedziałem dokładnie, co to jest. Jednak skubany miał rację. Ale jak to się stało?
- Widzę, iż się nie myliłem. Tak naprawdę przyszedłeś do mnie po coś innego. - Spojrzał prosto w moje oczy. Nie wytrzymałem tego wzroku i po sekundzie oglądałem chodnik pod moimi stopami.
- Urwałeś się z księżyca czy co? - Typ wydawał się podejrzany, a ja nie chciałem się wdawać w następną bójkę wartą grosze.
- Wiem, jaki masz problem. - Wskazał na swoje nadgarstki. - Myślę, że mogę ci pomóc. - Momentalnie przypomniałem sobie wydarzenie sprzed piętnastu minut. Odważyłem spojrzeć się na niego. Nie zmienił pozycji, dalej był skupiony tylko na mnie. Zmieniłem zdanie. Ten dzień nie będzie dobry dla nas obu.
Słońce dalej prażyło, żadnego wiatru, który przyniósłby ulgę, zwłaszcza teraz, gdy jest mi potrzebny kubeł zimnej wody.
- Nic ci do tego - odparłem stanowczo. Wtedy dostrzegłem pod jego brązowymi oczami lekkie zmarszczki. Twarz była pogodna, symetryczna, chciałem lepiej z niej odczytać, co się kryje w środku, ale mężczyzna się odezwał.
- Gdyby mogła mnie teraz widzieć. Wiesz, zmieniłem się. Jestem zupełnie innym człowiekiem. Byłem takim idiotą, popaprańcem. Wyciągała mnie z mojego rodzinnego bagna. Szukałem skutecznej pomocy wśród ludzi, którzy mieli jak ja, ale to mało pomogło. Wszyscy się przekrzykiwali, kto ma gorzej i nie chcieli zmian. Ta sytuacja staje się normalnością, jakby to, że śmierdzisz, stało się normalne i już nic nie możesz z tym zrobić. Jeden bardziej pokrzywdzony, pobity, poraniony od drugiego.
- Nie wiem, o czym mówisz - skłamałem.
Usiadłem obok niego, bo poczułem, że chyba się zrozumiemy. Mój rozmówca zdał się nie usłyszeć mojego komentarza i dalej kontynuował:
- Każdy zna osobę, która potrafi go wyciągnąć, nie jesteś sam na tym świecie. Na twoje bagna lekarstwem jest drugi człowiek. Jeden cię skrzywdził, tak, to smutne, ale paranoją tego świata jest to, że drugi cię uratuje. Nazywają się iskrami. Dziękuję Bogu, że mogłem ją poznać. Mogłem patrzeć na nią i cieszyć się wspólnym czasem. Doceniłem życie, kiedyś chciałem się zabić. Nigdy nie powiedziała konkretnie, co mam robić, ale swoim życiem zachęciła mnie do dobrego. Dzieliła się każda swoją cząstką. Żyjąc w takim środowisku, akceptujesz przeszłość, bo jest częścią ciebie i nigdy się jej nie pozbędziesz. A bez niej nie dotarłbyś dokładnie tutaj. I dochodzisz do ważnej decyzji.
- Jakiej? - Poczułem się lekko skołowany. Obrazy z przeszłości przeszyły mój umysł: pijący ojciec bijący matkę, samotność w szkole, bójki, leki, krzyki, krew.
- Człowiek krzywdzi tak, jak sam został skrzywdzony. Dlatego pozbyłem się nienawiści do mojej rodziny. Rozumiem przyczynę ich zachowania, przebaczyłem. Teraz wiem, dlaczego to robili. Nie dlatego, że ja im coś zrobiłem, ale dlatego, że nie wiedzieli, jak mogą kochać.
- Ale dlaczego akurat mi o tym mówisz? - Wycierałem mokre ręce w dresy.
- Widzę twoją sylwetkę, chodzisz zgarbiony, patrzysz w chodnik, zasłaniasz oczy. Ktoś obojętny, przejęty sobą powiedziałby, że razi cię słońce, ja natomiast odwdzięczam się Bogu za to, że postawił Marię na mojej drodze i chcę się odwdzięczyć.
- A co najciekawsze, ona pewne o tym nie wie? - zapytałem. Towarzysz odwrócił wzrok, głęboko westchnął.
- Nie - odpowiedział szeptem.
- Tak myślałem. Ale była iskrą, a więc i musiał pojawić się płomień - życie.
- Stary, ja chyba potrzebuję ogniska.
- No, bystry jesteś młody. - Poklepał mnie po ramieniu. Czuły gest nie zraził mnie do niego. Nawet pięści trzymałem przy sobie.
Po chwili usilnie zaczął szukać czegoś w swojej kieszeni.
- Zgubiłeś coś. - Pokazał mi wyciągniętą dłoń, a na niej mały, prostokątny przedmiot zakończony korpusem.
- Moja zapalniczka. Skąd ją masz? - W tym momencie zrozumiałem. Ten człowiek wszystko słyszał, był tam, nie skopał mi tyłka, tylko w sposób delikatny chciał uświadomić, że to, co robię, jest złe. Nagle musiałem poznać jego imię. Musiało być szczególne. A może jednak znam imię tego człowieka... Iskra - początek nowego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro