Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Inna - SwojaWlasna


Nos postaci kryjącej się w wysokiej trawie wyczuł wyrazisty zapach świeżej zwierzyny, zaś bystry wzrok spomiędzy źdźbeł porastających całą prerię dostrzegł stado antylop. Kobieta cicho oraz niezauważalnie przemknęła się w ich stronę. Gdy już była już dość blisko, przepełniła ją pewność, że ofiara nie zdoła jej umknąć, więc zaczęła biec. Stado uciekało w popłochu przed zagrażającym im drapieżnikiem.

Antylopy nie miały z nią jednak żadnych szans i Anakhi znakomicie o tym wiedziała, mimo tego lubiła się bawić ze swoją ofiarą w kotka i myszkę.

W końcu po krótkim pościgu postać rzuciła się na jedno z uciekających zwierząt, przewracając je na bok całym swoim ciężarem.
Jednym sprawnym ruchem złamała kark swojej ofierze. Zwierzęcy instynkt kobiety nakazał, by rozszarpała gardło zdobyczy, a ona nie mogła tego dłużej powstrzymać. Wbiła swoje kły w świeżo zabite, jeszcze ciepłe cielsko.
Tak dawno nie polowała... Nie mogła dłużej się powstrzymywać, to była część jej natury.
Usta Anakhi wypełnił smak ciepłej, zwierzęcej krwi, a długi ogon zaczął wić się na prawo i lewo z zadowolenia.
Stworzenie najadło się do syta, rwąc kawałki świeżego mięsa.

Po posiłku Anakhi wyprostowała się i ruszyła w stronę lasu.
Szła spokojnie do swojej kryjówki. Przeskakiwała przewalone drzewa i przedzierała się przez wysokie paprocie, a liście delikatnie smagały ją po nagim ciele.
- Wreszcie w domu - szepnęła do siebie. 

Wędrówka przez las nie zajmowała dużo czasu, ale po takich polowaniach potrafiła być męcząca. Weszła do swojej jaskini i zmęczona wyciągnęła się na swoim łóżku, przymykając oczy. Zasnęła, zanim nawet zdążyła się wygodnie ułożyć.

Do jej uszu dobiegły dźwięki bębnów dochodzących z wioski, niedaleko jej legowiska. Wiedziała, że nie powinna się osiedlać tak blisko ludzi, lecz miała tu dach nad głową, schronienie przed wiatrem oraz źródło wody. Na dodatek, w każdej chwili mogła podkraść się do wioski i uszczknąć trochę zwierzęcej skóry bądź owoców. Kobiecie było tu po prostu wygodnie. Poza tym dobrze wiedziała, że tubylcy boją się tego lasu, więc nikt nie miał prawa jej tu znaleźć...
Podniosła się i z ciekawością podążyła w stronę wioski.
Wysoka trawa oraz otaczająca ją noc sprzyjały obserwacjom z ukrycia. Kobieta mogła podejść wystarczająco blisko, by się wszystkiemu dokładnie przyjrzeć.
Zza dość gęstych źdźbeł obserwowała zdarzenie niczym drapieżnik polujący na swoją ofiarę.

Oczom Anakhi ukazał się wielki plac, wokoło którego stały wysokie namioty - zaś po środku paliło się ognisko. Wymalowane kobiety, jak i mężczyźni, tańczyli wokół płonącego drewna. Z boku kilku mieszkańców wystukiwało na bębnach pewien rytm.
Całe to przedstawienie było dla obserwatorki fascynujące, kobieta znów myślami powróciła do swojego dzieciństwa. Do czasu gdy mieszkała w wiosce, gdy jej matka żyła, gdy wszystko było jak należy. Prawie wszystko...

Mimowolnie podeszła bliżej i zanim się zorientowała, wyszła ze swojej kryjówki.

Przed Anakhi stanął człowiek, a dokładniej - mężczyzna. Był od niej wyższy oraz lepiej zbudowany, jak przystało osobie pełniącej zadanie takie jak on. Osobie będącej tropicielem. Kobieta bez chwili namysłu zerwała się do biegu. Doskonale wiedziała, że jej nie dogoni. W końcu była pół-człowiekiem i pół-panterą. Nikt nie miał prawa jej dogonić...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro