Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Fajerwerki - justi5643


31 grudnia 2010

- Szybko, bo nie zdążymy przed północą! - Mój młodszy brat Max z całej siły ciągnie mnie za rękę, nie zważając na to, że ślizgam się na oblodzonym chodniku, jak na lodowisku.

- Jak puścimy fajerwerki kilka minut później, to nic się nie stanie. I tak powinieneś się cieszyć, że w ogóle pozwoliliśmy ci teraz wyjść. O tej porze dzieci w twoim wieku powinny już smacznie spać, a nie szlajać się po mieście - odburkuję, skupiona na tym, by się nie wywrócić.

- Mam już siedem lat, nie jestem dzieckiem! - oznajmia mój braciszek, święcie oburzony. - Poza tym, ty nic nie rozumiesz! Musimy puścić fajerwerki o północy!

Wzdycham ciężko, spoglądając na rozemocjonowanego chłopca. Rozumiem, że się cieszy, ale zwyczajnie za nim nie nadążam. A rodzice w ogóle zostali w tyle, mimo że prawie biegli za Maksem.

- Max, naprawdę musimy trochę zwolnić, bo rodzice nie nadążają, a bez nich z fajerwerków nici - mówię, a chłopiec momentalnie zatrzymuje się i spogląda na mnie zawiedziony.

- Ale zdążymy? - pyta z nadzieją w wielkich niebieskich oczach.

- Oczywiście. Ale błagam cię, zwolnij już.

- Paluszkowa obietnica?

Śmieję się. Mój brat jest niemożliwy pod tym względem. Zawsze każe mi składać paluszkową obietnicę. Zahaczam swój palec o jego.

- Paluszkowa obietnica.

~*~

O północy całe niebo rozbłyska tysiącami barw i choć huk jest nie do wytrzymania, to muszę przyznać, że widok niezły.

- Ale super... Zobacz, jakie tam mają fajne fajerwerki. - Max stoi tuż obok mnie z rozdziawioną buzią. Zawsze uwielbiał fajerwerki i w Sylwestra już o dziewiątej zasiadał przy oknie, by je obserwować. W tym roku po raz pierwszy pozwoliliśmy mu wyjść o północy.

- Niezłe - potwierdzam, choć nawet nie wiem, o które mu chodzi.

- Trzy... Dwa... Jeden... Szczęśliwego Nowego Roku! - Słyszę za nami głos znajomych naszych rodziców, którzy wyszli razem z nami.

- Szczęśliwego Nowego Roku, Ella - mówi Max, przytulając się do mnie.

- Szczęśliwego Nowego Roku, młody. Jakieś noworoczne postanowienia? Może „nie być takim wkurzającym", co? – pytam brata, szturchając go w żartach, a on nie odpowiada, udając obrażonego.

31 grudnia 2011

- Nie możemy wyjść chociaż na chwilę? Przecież już lepiej się czuję! – Max wygląda, jakby miał się zaraz rozpłakać. Rodzice jednak są nieprzejednani.

- Nie, Max. Jeszcze wczoraj miałeś gorączkę i zapomnij o wychodzeniu na to zimno – odpowiada mama stanowczo. Wiem, że martwi się o Maksa, gdyż ten ostatnio bardzo często choruje.

- Chodź, młody. Obejrzymy fajerwerki z twojego okna. Przecież kiedyś zawsze tak robiliśmy i było fajnie prawda? – proponuję, bo widzę, że brat jest bliski płaczu.

- Ale nie tak fajnie, jak w zeszłym roku – stwierdza, ale mimo to bierze mnie za rękę i idziemy razem do jego pokoju.

Siadamy na już posłanym łóżku, skąd możemy bez problemu wyglądać przez okno. Im bliżej północy, tym więcej fajerwerków rozświetla pochmurne niebo. Jak zwykle robimy konkurs na najładniejsze sztuczne ognie, a Max powoli się rozchmurza. Gdy już wydaje mi się, że przeszedł mu zły humor, ten pyta:

- Ale w przyszłym roku już na pewno wyjdziemy na dwór w Sylwestra?

- Oczywiście, młody – odpowiadam.

- Obiecujesz?

- Obiecuję.

31 grudnia 2012

- Wiesz co, Ella? Dobrze, że nie było tego końca świata – oznajmia nagle Max, gwałtownie wyrywając mnie z zamyślenia. Kiedy mały po raz pierwszy usłyszał o domniemanym końcu świata, bardzo się przestraszył, a tego dnia, kiedy miał on nastąpić, kazał mi cały dzień siedzieć z nim przy oknie. Twierdził, że jeśli świat ma się skończyć, to on przynajmniej chce to zobaczyć. Wtedy wydawało mi się dziwne, że przy tym wszystkim tak bardzo się przejmował rzekomą apokalipsą. Teraz myślę, ze może to dobrze. Przynajmniej mniej myślał o swojej chorobie.

Od początku tego roku Max miał problemy ze zdrowiem, jednak ani ja, ani rodzice nie spodziewaliśmy się diagnozy, która zabrzmiała jak wyrok. Białaczka.

Gdy teraz przytulam do siebie drobniutkie ciałko mojego brata i jego gołą, pozbawioną włosów głowę, myślę, że to strasznie niesprawiedliwe. Max ma dopiero dziewięć lat i nie znam drugiej równie dobrej osoby jak on. Wszystkim chciał pomagać, ciągle przyprowadzał do domu jakieś bezpańskie psy i prosił, byśmy je przygarnęli. Nie skrzywdziłby nawet muchy, więc dlatego został tak okrutnie skrzywdzony przez los?

Czasami myślę, że to powinnam być ja. To ja powinnam byłą zachorować, a nie Max. Ja byłam wiecznie niezadowolona, pyskata, ciągle się z kimś wykłócałam. W porównaniu z moim braciszkiem wypadałam naprawdę słabo. A jednak miałam lepiej niż on.

Przypomina mi się, jak jeszcze rok temu, gdy oglądaliśmy fajerwerki, nie potrafił usiedzieć w miejscu i skakał po łóżku. A teraz opiera się o mnie, a oczy same mu się zamykają.

- Może już pójdziemy spać? – proponuję, głaszcząc go po plecach.

- Nie, musimy poczekać na północ! – protestuje Max.

Kiwam głową, bo wiem, że go nie przekonam.

- Ella? – odzywa się po chwili milczenia.

- Tak, młody?

- Ale w przyszłym roku już na pewno wyjdziemy puszczać fajerwerki?

Zamieram, nie wiedząc, co mu odpowiedzieć. Nie mogłam mu tego obiecać.

- Zobaczymy Max – mówię w końcu, ale zdaję sobie sprawę, ze on już śpi.

31 grudnia 2015

Zaciskam powieki, starając się odgonić łzy, które zebrały się pod moimi powiekami. Huk fajerwerków niebywale mnie irytuje, tak samo jak radosne głosy ludzi, które je puszczają. Hałas w najmniejszym stopniu nie zagłusza myśli.

Po raz pierwszy od pięciu lat wyszłam w Sylwestra puszczać sztuczne ognie. Po raz pierwszy od śmierci Maksa znowu przywitam Nowy Rok wpatrując się w niebo.

Nigdy nie rozumiałam, czemu mój brat tak uwielbiał fajerwerki, ale wiem, że już zawsze będą mi się z nim kojarzyć. Teraz dostrzegam w nich coś smutnego. Gdy rozświetlają niebo feerią barw, cieszą nasze oczy, ale są nietrwałe i znikają zbyt szybko, a hałas temu towarzyszący sprawia, że bolą uszy. Zupełnie jak Max, który żył pięknie, ale zdecydowanie zbyt krótko. A jego odejście spowodowało ból, który towarzyszy mi do dziś.

Dopiero dobiegające do mnie odliczanie przywołuje mnie do rzeczywistości i nagle czuję jak bardzo jest zimno. Mimo to nie ruszam się z miejsca i nie dołączam do moich znajomych, z którymi tu przyszłam.

- JEDEN... ZERO! – krzyczy ktoś, a odpowiadają mu radosne okrzyki.

- Szczęśliwego Nowego Roku – mówię sama do siebie, ale przez jedną krótką chwilę mam wrażenie, że Max stoi tuż obok mnie i zaraz odpowie mi swoim dziecinnym głosem przytuli się do mnie. Tak jak zwykle.

Tyle, że tak się nie dzieje. Już nigdy więcej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro