Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dołek - _WhiteFenix_

Kim jestem, spytacie. Co tutaj robię? Dlaczego się tutaj znalazłem? Cóż...

Jestem ofiarą. Ofiarą losu, dokładniej. To znaczy, byłem, ale może zacznijmy od początku.

Mam na imię Doroteusz. Niech zgadnę – co to za imię?! Ono w ogóle istnieje?! Ależ oczywiście, moi drodzy. Sęk w tym, iż moi rodzice spodziewali się dziewczynki, a dostali chłopca.

Zawsze byłem słabszy, chorowity, chudy, nielubiany, za niski, płaczliwy, ślamazarny, płaczliwy, nieśmiały, strachliwy... Można by tak długo wymieniać. Nie tego chciałem, nie pragnąłem życia w ciągłym dołku. Od zawsze marzyłem o sławie, szacunku oraz miłości. Nie zaznałem jej ani w szkole, gdzie nikt mnie nie zauważał albo wyzywał, ani w domu, gdyż byłem najmłodszy z pięciu chłopców. Czy teraz rozumiecie, dlaczego rodzice pragnęli dziewczynki?

Jednym zdaniem: żyłem w dołku, na najniższym poziomie oceanu, w jakimś rowie mariańskim. Nienawidziłem tego z całego serca.

Kiedy skończyłem gimnazjum, poszedłem do pracy, chcąc uciec. Dobrze radziłem sobie w informatyce, pisaniu oraz bajerowaniu ludzi gadulstwem (za co dziękowałem w duchu starszym braciom, mającym przewagę siłową i „rodzicielską"). Przyjęli mnie do pracy w wydawnictwie, gdzie miałem robić korekty książek.

Z początku nie wiedziałem jak, co i gdzie, chociaż próbowałem ukryć nieśmiałość, nie zawsze mi się udawało. Ale co dziwne... Nikt mnie nie traktował jak gorszego. Ludzie byli dość mili, pisarze, których tam spotykałem, bardzo często udzielali mi rad pisarskich, a wręcz życiowych.

- Bo wiesz, Doroteuszku – powiedziała mi kiedyś pewna niska pisarka. Ignorowałem jej „pieszczotliwe" zdrabnianie. – Pisarstwo nie jest dla każdego. Trzeba obudzić w sobie drugą osobę, która będzie twoim pomocnikiem, będzie grała twoje postacie, zatrzyma na środku chodnika, jeśli zauważy coś ciekawego. Nazywa się wena.

- Inni mówią, że to kapryśna suka – odparłem zafascynowany.

Dziewczyna zaśmiała się. W rękach trzymała telefon i nieświadomie kręciła nim między palcami. Jak ona to robiła?

Pisarka ta była specyficzną kobietą. Lubiła nazywać siebie Białym Feniksem, gdyż uważała się za unikat, a jednocześnie nigdy nie chwaliła się swoimi umiejętnościami. Śmiała się, że ma niemiecko-azjatyckie korzenie przez te małe oczy i szeroki nos. Czasami nie potrafiła się skupić, zaczynała się jąkać albo twierdziła, iż nienawidzi ludzi. Innym razem otaczała się wianuszkiem początkujących pisarzy lub fanów i śmiała się razem z nimi.

- Och, bo to prawda, czasami ma mnie kompletnie w dupie – odpowiedziała. – Ale nie gniewaj się na nią. Nawet ona potrzebuje czasem odpoczynku. Wraca, kiedy kupi się jej coś słodkiego albo włączy dobrą muzykę.

Zainspirowała mnie, choć już wcześniej próbowałem pisać. Pierwsze me dzieło nikogo nie wprawiło w zachwyt. Miało ponad dwieście stron i poświęciłem mu dużo czasu, jednak nadal czułem, że jestem w dołku.

Kiedy z niego wyszedłem, spytacie. To Was interesuje, prawda?

Po studiach znalazłem pracę w dużym wydawnictwie. Studia oczywiście informatyczne, inne nie wchodziły w grę. Zajmowałem się korektą i oprawą graficzną książek. Pewnego dnia zostałem dłużej, wciąż męcząc się nad jedną okładką.

I właśnie wtedy poczułem w sobie wenę. Tak jak opowiadała tamta pisarka.

Nie muszę tłumaczyć, że pisanie było ciężkie, nikt we mnie nie wierzył, a niektórzy „starzy znajomi" mocno po mnie jeździli, słysząc o moich marzeniach? Najgorzej się rzeczy miały w rodzinie. Wszyscy poznajdywani sobie bliskich, zakładali rodziny, wspinali po tym drzewie, jakim jest życie, zdobywając kolejne gałęzie, coraz cieńsze oraz spróchniałe, a ja...

Ja nadal wracałem do korzeni. Szukałem swojej ścieżki. Nie umiałem się odnaleźć i uciekałem. Inni myśleli, że nie chcę mieć z nimi do czynienia. Ciskali we mnie kamieniami, gdyż byłem inny, chciałem wspiąć się na inne drzewo niż oni.

No dobrze, ale jak to się skończyło?! No już, już Wam mówię.

Teraz mnie znają. Chcą kłaść się u moich stóp, chcą autografów, pieniędzy, umów, „wtyk" i wielu innych przywilejów. Chociaż jestem niski, przy kości (a to już przez pracę!), chorowity, najmłodszy w rodzinie, niemodny i nieśmiały, ja mogłem tutaj rządzić.

Jednak, gdy mam dołek pisarski, wracam do swoich korzeni, widzę tą chudą, żałosną szkapę, jaką byłem, myślę, że nie mógłbym tak postąpić. Nie potrafiłabym poniżać innych, gdyż zbyt dobrze znam to uczucie, a jako pisarz potrafię wcielić się w ich skóry. Pomaga mi w tym wena oraz ta pisarka, która mimo iż jest nieznana i samotna, codziennie uśmiecha się do swojej redakcji, cicho rozmawiając z weną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro