Czymkolwiek by to nie było - Citheronia
Są takie miejsca, gdzie, jak śpiewał pewien zespół, nie wypada „znajdywać" sobie żon. Mężów też nie.
Namówienie Mojego Najlepszego Człowieka na kolejny dzień alkoholizacji nie należy do najtrudniejszych. Po przekrzyczanym, czwartkowym karaoke trzeba poprawić sporą dawką.
Jak to się ma do miłości?
Gdy siedzisz, całkowicie bez życia, wpatrując się to w dno kufla, to w telefon, a każda następna minuta zamienia Twój błogi uśmiech w grymas rozpaczy – ma wiele.
Jestem wyjątkowo inteligentnym przypadkiem, który nie potrafi pogodzić się z porażką. Ty też, prawda? Taki z nas parszywy, troszkę zbyt dumny gatunek... Pan X wymienił mnie na gorszy model. Ciebie też? I przyznaj mi rację, iż to boli. Miesza w głowie.
Mój Najlepszy Człowiek – Panna J. – ma więcej oleju w głowie niż ja, dlatego była słowna w kwestii odgrażania się, że zabierze mi to urządzenie służące masochistycznemu opłakiwaniu i użalaniu się.
- Zapomnij o Panie X. Jasne? – Stanowcza. I dobrze.
Lecz zanim się to stało, zdążyłam otrzeć się o niebezpieczny aspekt kobiecego życia jakim jest rozmazanie płaczem idealnie przygotowanego pod piątkowy wieczór makijażu. Piwo za piwem wlewało się we mnie bez najmniejszego oporu. Staczam się przez tych facetów...
Ludzi coraz więcej. Jam session przyciąga uwagę znudzonych szarością i rutyną. Wolnych krzeseł i stolików coraz mniej. Sardynki w zadymionej puszce piwnicy klubu.
- Zawalę się w trupa – krzyczę do Panny J. – Tylko obiecaj mi, że nie puścisz mnie w takim stanie do domu. Przygarnij.
- Njama problem – odpowiada mi z bułgarska. Odpuszczę Ci czytanie cyrylicy.
Barman, kursujący po sali, rzuca mi co rusz znaczące spojrzenia. On wie, doskonale wie, jak skończy się mój „tydzień pracujący".
- Co, ruda? – zaczepia, szturchając w bok. – Nie śpij!
Znikam. Pan X wiruje mi przed oczami, między kuflem a telefonem. Za co?
Wchodzą dwa przypadki. Jeden taki... O, jak kiedyś widziałaś („łeś" – w domyśle też i „łeś") typowego brudasa z nadwagą to coś w ten deseń. Ni to blond, ni to wiewióra. Włosy długie, broda, szatańskie koszulki, łańcuch przy spodniach – powiedzmy sobie, że nie rozróżniłabyś w tłumie. Obok jawi się o niebo lepsza sztuka i aż Ci się te przysłowiowe motylki tłuką po kiszkach, pijane w sztok.
- Śmiało. Miejsca wystarczy. – Macham w ich kierunku, po czym wskazuje puste miejsca naprzeciwko nas.
Wyrazy wdzięczności, pełna kultura. Po kilku minutach rozmowy przyłapujesz się na tym, że gapisz się cały czas na niego? Właśnie tak się czułam. Elektryzujące, jasnobłękitne tęczówki łącza się idealnie z ciemnym brązem włosów. Rysy twarzy elfa, głos niski, mrukliwy. W głębi mózgoczaszki stawiasz sobie krzyżyk na nim i wyzwanie dla siebie samej: albo mój, albo nie wiem.
Jako wyjątkowo inteligentny osoba, po krążeniu wraz z nimi między poszczególnymi salami, korzystam z okazji i robię mały rekonesans u kolegi, który wytacza mi jako główną broń dość prostą, skuteczną, a zarazem absurdalną radę:
- Porusz jego rozporek a będzie twój.
Tutaj taka mała rada, a propos doradztwa, do męskiej części, która być może trafi na te moje wypociny... Jeśli jesteś kumplem, dobrym kumplem i dobro Twojego kumpla jest dla Ciebie ważne... (te wielokropki to jak ciężkie westchnięcia) Nie rób mu tego! Ej, serio! Nie rób z niego takiego idioty!
Tak, nie posłuchałam złotej myśli i postanowiłam działać z głową czyli cywilizowaną rozmową. Cywilizowana rozmowa po którymś piwie okazuje się być najbardziej bezpośrednią.
- Mogę ci zadać pytanie? – Zatrzymuję się w połowie schodów, mając pewność, że Panna J. oraz kolega nas nie słyszą. Niebieskooki przypadek skinął głową. – Masz dziewczynę?
- W sensie?
Poważnie...?
- No... Masz dziewczynę?
- Czyli?
- Czyli pytam się o twój stan. Masz dziewczynę czy nie masz dziewczyny? – Łopatologiczniej się nie da.
- Teoretycznie tak, praktycznie nie.
- To teoretycznie do dupy, a praktycznie – wspaniale.
Wiesz, to już jest mój pech. Może też tak masz. Interesują się Tobą same obojętne Ci osobniki, całkowicie nie w Twoim guście. Nagle, zbawieniem i manną z nieba, pojawia się ktoś, na kogo widok świat wywraca Ci się na lewą stronę, a on jest zajęty. Albo zostajesz sfriendzonowana.
Magia piąteczkowych wieczorów.
Ale nie poddawaj się! Nie bądź frajerką, bo później będziesz żałować całe życie. Jeżeli jest Ci wszystko jedno, procenty mieszają zdrowy rozsądek z sercem i dowiadujesz się od kolegi, że ów przypadek jest na granicy zerwania ze swoją dziewczyną – śmiało. Mogę teraz brzmieć jak skończona (tu wstaw dowolne, zabarwione pejoratywnie określenie), jednakże najważniejsze to uświadomić sobie możliwość uszczęśliwienia drugiej osoby.
Jak?
Oferujesz komuś swoje wsparcie, towarzystwo, rozmowę na poziomie. Dzieli się z Tobą swoimi pasjami, zainteresowaniami, a Ty to szanujesz, ponieważ cenisz ludzi, którzy coś tworzą, robią ze swoim życiem. Może Ci się wypłakać, wygadać, wynarzekać i nazywasz po imieniu pewne zjawiska, których ten ktoś boi się nazwać przed samym sobą.
Czas. Twój czas. Twój cenny czas zostaje zagospodarowany w jeden z piękniejszych sposobów – na udowadnianiu komuś, kto wątpi w szczęście, że jeszcze można się z czegoś śmiać, że jeszcze nie wszystko stracone. Oglądacie razem wschód słońca i słyszysz spokojne bicie serca. Czyjegoś serca.
Zaborczość, zazdrość, paranoje, lęk o własną samotność, egoizm – to zabija Ciebie i zabija Twoje drugie pół. Ono odejdzie. Samo, za kimś.
Nie naciskam na tego człowieka. Zrobi tak, jak będzie chciał zrobić. Chociażbym miała istnieć jako kompan do piwa i kumpela do wygadania.
I może to żadne opowiadanie. Może to raczej spowiedź, połączona z refleksjami, ale nie są to bezsensowne, bezpodstawne refleksje. Żyjemy w dobie ekranów dotykowych, świecących błękitem fejsbukowego logo i innych cudaków.
Obok jest człowiek. Człowiek zagubiony w wydarzeniach niezależnych od niego. Podaj komuś dłoń i poprowadź. Niech uśmiechnie się przy półce z płytami w antykwariacie, znajdując swoje ulubione zespoły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro