5.To w ogóle nie powinno się wydarzyć.
2 miesiące później...
Biologia odkąd pamiętam była moją mocną stroną. Nigdy nie miałam z nią problemów. Wręcz przeciwnie. Moja średnia zawsze była powyżej pięciu. Miałam jakiś wrodzony dar do tego przedmiotu, gdyż nawet jak kompletnie olałam sprawdzian i nie zajrzałam chociażby do książki i tak dostawałam piątkę, albo szóstkę. Szła mi prawie tak dobrze jak języki, w których mogę śmiało powiedzieć, że jestem mistrzem. Ach ta skromność. Mimo to dzisiejszy temat strasznie mnie nudził przez co myślałam, że zasnę na szkolnej ławce.
- Karolina, mogłabyś pójść do sali informatycznej i przynieść głośniki? Tam jest chyba pan Karaszewski, więc poproś i przynieś, bo są nam potrzebne? - głos nauczycielki sprawił, że się ocknęłam
Przytaknęłam pewnie wstając z krzesła po czym ruszyłam w stronę drzwi. Kilka sekund później szłam korytarzem zmierzając w stronę odpowiedniej sali. Zapukałam i weszłam do środka skupiając na sobie wzrok wszystkich obecnych w niej osób.
- W czym mogę ci pomóc, Karolino? - uśmiechnął się nauczyciel
- Potrzebuję głośników, panie profesorze. - odwzajemniłam gest
- Głośników powiadasz? - wstał odwracając się w stronę stojącej za nim komody
Wziął leżące na niej głośniki ogarniając tym samym poplątane kable.
- Proszę bardzo. - wręczył mi urządzenia
- Dziękuję bardzo. - powiedziałam - Do widzenia.
- Do zobaczenia. - wyszłam wypuszczając głośno powietrze
Szybkim krokiem wróciłam do sali kontynuując tym samym moje sięgające zenitu znudzenie. Zaraz po biologii miała odbyć się matematyka, lecz wcześniej musiałam odnieść głośniki do pracowni informatycznej. Weszłam do sali ponownie spotykając się ze wzrokiem nauczyciela.
- Oddaję. - uśmiechnęłam się kładąc głośniki na komodę za nim
- Dziękuję. - znowu na mnie spojrzał - Nie powinienem tego mówić, ale ładnie wyglądasz.
- Dziękuję. - założę się, że trochę się zarumieniłam
Od zawsze dziękowałam Bogu, że nie mam tendencji do ogromnych rumieńców jak większość moich koleżanek. Po chwili wyszłam z klasy zmierzając w stronę sali matematycznej gdzie miałam mieć lekcje. Nie uważacie, że to trochę dziwne, że nauczyciel mówi uczennicy, że ładnie wygląda? Kilka minut po dzwonku mężczyzna się pojawił wpuszczając nas do sali. Zajęliśmy swoje miejsca, zaś jego mina oznaczała, że nie czeka nas nic dobrego.
- Chowamy wszystko. - oznajmił, a w klasie zapanował jeden wielki jęk
Chwilę później przeżywałam depresję widząc widniejące na kartce przykłady. Niech diabli go zabiorą za tą kartkówkę z, której wszyscy dostaną jedynki. Czy on potrzebuje satysfakcji z tego, że nas udupi i będzie mógł poskarżyć się na zebarniu jak bardzo się nie uczymy, czy o co mu chodzi, bo ja już nie wiem?
- Pamiętacie, że dzisiaj o 19:00 jest w szkole dyskoteka? - odezwał się pedagog zwracając naszą uwagę
Szkolne dyskoteki. Jak dla mnie zdecydowana strata czasu, który mogłabym spędzić w domu, najlepiej pod kołdrą oglądając którąkolwiek część Greya i obżerając się lodami. To by mi w pełni wystarczyło do szczęścia. Nie potrzebowałam przepełnionej ludźmi sali gimnastycznej oraz piszczących dzieci, gdyż pewnie ktoś genialny wpadł na pomysł zrobienia jednej imprezy. Jedynym plusem była pizza, która pojawiała się zawsze, żeby w jakiś sposób zrekompensować nam te godziny męki.
- A pan będzie? - spytała Marta przygryzając wargę na co wywróciłam oczami
- Niestety. - westchnął
- Dlaczego niestety?! - oburzyła się Klaudia od razu się prostując - Przecież będziemy tańczyć!
O matko...
- W moim przypadku to nie wygląda tak kolorowo. Nie ma waszego wychowawcy, więc będę musiał was pilnować i odebrać waszą pizzę.
- W zamian zostawimy panu kawałek. - zapewnił Mateusz
- Trzymam za słowo. - zaśmiał się Łukasz
- Obecność obowiązkowa? - wtrąciłam się do rozmowy
- W twoim przypadku tak. - odpowiedział patrząc na mnie - Piszcie, piszcie.
Ponownie wydaliśmy z siebie jęk. Po kilku godzinach wyszłam wreszcie ze szkoły ciesząc się, że to już koniec. Niestety dopiero po chwili przypomniało mi się o zapomnianej dyskotece, która miała mieć dzisiaj miejsce. Weszłam zrezygnowana do domu gdzie biegała moja siostra z ekscytacją machając rękami i przykładając do siebie kolejne sukienki.
- Dlaczego ty się nie cieszysz?! - zwróciła się do mnie
- A czym mam się cieszyć? Trzema godzinami w zatłoczonej sali pełnej piszczących dzieci. W dodatku z Karaszewskim jako opiekunem... - wytrzeszczyła wzrok
- Karaszewskim?!
- Nie ma naszego wychowawcy, więc odbierze naszą pizzę i nas przypilnuje. Wielka rzecz. - zdjęłam kurtkę
- No wielka! - znowu pisnęła sprawiając, że zacisnęłam powieki
- Lepiej powiedz dla kogo ty się tak stroisz? - opadłam na kanapę
- Jak to dla kogo?! - spojrzała na mnie błagalnie - Dla mojego ulubionego nauczyciela. Mówię ci, że jak mnie zobaczy to padnie na podłogę.
- Mam nadzieję. - mruknąłam
Dostałam jakieś dwie godziny spokoju zanim siostra dosłownie zrzuciła mnie z łóżka karząc iść się ogarnąć. Czy to nie powinno działać w drugą stronę? Z niechęcią wzięłam prysznic po czym wysuszyłam włosy zakręcając je na końcach. Zrobiłam mocny makijaż chcąc ukryć moje zdesperowanie po czym założyłam bieliznę i wcisnęłam się w sukienkę.
Jeżeli już musiałam tam iść to najchętniej poszłabym w piżamie, jednak drąca się nade mną siostra chyba wbiłaby mi nóż w plecy przebijając go na drugą stronę gdybym nie założyła tego co mi proponowała. Wsunęłam na stopy szpilki oraz założyłam płaszcz wychodząc z domu w towarzystwie Kasi. Wyjątkowo nie padał śnieg za co dziękowałam temu na górze. Jako, że nie miałam najmniejszej ochoty tam iść doszłyśmy wyjątkowo szybko. Zostawiłam płaszcz w szatni po czym ruszyłam na poszukiwania mojej klasy. Znalazłam ich dopiero w zatłoczonej sali gimnastycznej. Siedzieli wszyscy na parapecie z załamaniem patrząc na podekscytowane zabawą dzieci. Przywitałam się ze wszystkimi i zajęłam miejsce obok Maćka opierając głowę na jego ramieniu. Ożywiła nas dopiero inormacja, że dotarła pizza przez co dosłownie wbiegliśmy na górę wpadając do sali niczym stado bydła. Wszyscy rzucili się na jedzenie walcząc o jak największy kawałek, zaś ja nie miałam zamiaru jeść. Nawet nie wyobrażacie sobie jaką minę miał Karaszewski kiedy ich zobaczył. Wyjął z szafki plastikowe kubki po czym rzucił je chłopakom. Usiadłam na jednej z ławek, zaś Wika obok mnie.
- To jest boskie! - niemalże krzyknęła odgryzając kolejnego kęsa swojego kawałka
- Wyglądasz jakby cię starzy nie karmili. - stwierdziłam
- Gdybyś spróbowała też byś tak wyglądała. - powiedziała i uśmiechnęła się do jedzenie kontynuując pochłanianie go
- A ty co? - usłyszałam męski głos za plecami przez co się odwróciłam - Dlaczego nie jesz?
- A czy wyglądam na zagłodzoną, że muszę jeść? - nauczyciel wywrócił oczami - Nie chcę i niech mnie pan nawet nie próbuje przekonywać.
- Jak sobie życzysz. - uniósł ręce w geście oborny po czym odszedł z uśmiechem
- On też jest boski. - odezwała się moja przyjaciółka - Wygląda jak grecki bóg.
- Chyba dodali coś do tej pizzy. - wywnioskowałam powodując jej oburzenie
Naprawdę zachowywała się jak naćpana. Po piętnastu minutach wszyscy z pełnymi brzuchami wrócili na dół, ale ja jako, że nie miałam ochoty znowu pakować się w ten tłum postanowiłam zostać w sali i posprzątać pozostawione przez klasę talerzyki.
- Możemy pogadać? - odwróciłam się gwałtownie
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się siadając na ławce - A o czym?
- Nie powinienem ci tego mówić... Co ja gadam?! To w ogóle nie powinno się wydarzyć... - zaczął Łukasz z trudem wymawiając kolejne słowa
- Zaczynam się bać. - zaśmiałam się
- Kocham cię, Karolina. - powiedział w końcu
Skamieniałam wpatrując się w niego. On zaś oczekiwał mojej reakcji. Czy najprzystojniejszy facet jakiego w życiu widziałam, w dodatku mój nauczyciel właśnie wyznał mi miłość? Nie, to nie możliwe... nie, nie, nie! To nie może być prawda.
- Zaintrygowałaś mnie jak pierwszy raz cię zobaczyłem i od tamtego czasu nie mogę przestać o tobie myśleć. - zbliżył się niebiezpiecznie blisko
- Ja... - zaczęłam - Ja nie wiem co powiedzieć.
- Wiem. To dla ciebie szok, rozumiem, ale pomyśl nad tym. Uszanuję każdą twoją decyzję, ale szaleję za tobą. - włożył mi kosmyk włosów za ucho - Jesteś najpiękniejszą kobietą jaką widziałem w życiu, pierwszą jaką szczerze pokochałem. W dzień wyglądałaś ślicznie, teraz wyglądasz jeszcze lepiej.
Czy to ten moment kiedy powinnam dać mu z liścia i uciec? To byłoby najwłaściwsze rozwiązanie, ale jakaś cholerna siła mnie tutaj trzymała przez co wciąż siedziałam na tej ławce. Czułam się jak sparaliżowana nastolatka podczas oglądania Greya. Zupełnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić i ogólnie co zrobić. Nie docierało do mnie to co usłyszałam i miałam wrażenie, że zaraz się obudzę w domu Maćka po jakiejś grubej imprezie, bo tylko wtedy miewam takie porypane sny. Spojrzałam w jego ciemne oczy, które wciąż oczekiwały mojej reakcji. W końcu nie wytrzymał i przywarł swoimi wargami do moich. Nie panując nad emocjami odwzajemniłam pocałunek. Wstałam, a on od razu mocniej mnie do siebie przyciągnął.
- Ja już pójdę. - odsunęłam się od niego i szybkim krokiem skierowałam się w stronę drzwi
- Karolina! - usłyszałam jeszcze, jednak pobiegłam w stronę schodów nie chcąc, żeby mnie dogonił
Wzięłam swoje rzeczy z szatni i nie informując o tym nikogo opuściłam szkolny budynek jak najszybciej kierując się do domu...
*********************************
Jeżeli tylko macie ochotę możecie zostawić komentarz, bo to dla mnie ogromna motywacja.
Do następnego :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro