40.Dobra idź, bo mnie rozpraszasz
Tydzień później...
Jak się okazało na powrót do szkoły potrzebowałam prawie dwóch tygodni, ale kiedy już to uczyniłam zdałam sobie sprawę, że ostatnia prosta roku szkolnego ciągnie za sobą mnóstwo sprawdzianów, kartkówek i poprawek, a wszystko tylko dlatego, żeby zagrożeni uczniowie mogli ratować swój honor. Co z tego, że ponad połowa z nich miała to zupełnie gdzieś, a najwięcej zagrożeń w tej szkole było z plastyki albo religii? No i jeszcze informatyki oczywiście. Chociaż z tego ostatniego przedmiotu raczej z powodu braku ocen niż braku talentu informatycznego. Apropo informatyki... siedzę sobie właśnie na lekcji, nie robię zupełnie nic, zaś nauczyciel tak jak zapowiedział ma nas daleko gdzieś i siedzi na Instagramie kompletnie się nami nie interesując. Cóż za pedagogiczne podejście, panie profesorze!
- Jakby co to tydzień temu u ciebie spałam. - zwróciłam się do Wiki
- Ile trazy w miesiącu muszę ściemniać matce, że muszę cię kryć, bo masz trochę starszego chłopaka, który nie podoba się twoim rodzicom, więc się z nim ukrywasz i mówisz, że idziesz spać do mnie?! Pamiętaj, że moja matka nie wsypała cię jeszcze tylko dlatego, że cię uwielbia.
- W sumie jakaś prawda w tym twoim pomyśle jest...
- Obawiam się, że jakby się dowiedzieli, że jest twoim nauczycielem zamknęli by cię w domu i nie byłoby opcji na spanie u Wiki. - prychnęłam - Ma jakiś przystojnych znajomych poza Kamilem?
Szturchnęłam ją kiedy wpatrzyła się z nauczyciela.
- Nie wiem. Znam tylko Kamila. - wzruszyłam ramionami
Jęknęła niezadowolona przez co tylko pokręciłam głową. Osiem godzin lekcji ciągnęło się niemiłosiernie, lecz najgorsyz był momet kiedy przez okno zobaczyliśmy, że nasz wychowawca wyszedł już ze szkoły, a my dalej musieliśmy tam siedzieć i słuchać nudnych nauczycieli. Ostatecznie jednak udało nam się wyjść ze szkoły. Poszłam z Wiką na lody po czym skierowałam się w stronę domu marząc tylko o kąpieli. Po ostatnich wydarzeniach zrezygnowałam nawet z krótkich spodenek, które normalnie zapewne bym dzisiaj założyła. Nie czułam się bezpiecznie i było to widać gołym okiem. Moi rodzice trochę się uspokoili dlatego też pojechali w delegację każąc babci wpadać do mnie co jakiś czas. Nasłali na mnie nawet sąsiada, który zamiast kulturalnie zapukać do drzwi zagląda mi w okna i sprawdza czy żyję. Osiedle wariatów po prostu. Inaczej się nie da tego określić. Uśmiechnęłam się pod nosem kiedy przez okno w kuchni zauważyłam czarne Audi parkujące przed domem. Ciekawe czy sąsiad już zadzwonił do rodziców...
- Co ty tu robisz? - oparłam się o framugę drzwi wejściowych nim zdążył zadzwonić dzwonkiem
- Szybka jesteś. - stwierdził całując mnie w policzek
Wszedł do domu zamykając za sobą drzwi oraz przeczesał palcami swoje gęste włosy.
- Ubieraj się. - powiedział sprawiając, że uniosłam brew
- Co? - zaśmiałam się
- Mam dla ciebie niespodziankę. Ubieraj się.
Teraz to dopiero byłam w szoku. Zamiast biec z piskiem na górę patrzyłam na niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Jak sama nie pójdziesz to cię zaniosę...
O tym właśnie sposobem już sekundę później znalazłam się na rękach mojego chłopaka, który wniósł mnie po schodach.
- Co ty wymyśliłeś? - spytałam wyciągając z szafy spodnie
- Tajemnica. - wzruszył ramionami siedząc na łóżku - A jeżeli myślisz, że ci ją zdradzę to nawet nie próbuj mnie przekonywać.
- Niecierpię cię. - powiedziałam
- Co ty powiedziałaś?! - zerwał się łapiąc mnie w talii przez co chwilę później wiłam się na łóżku cierpiąc z powodu łaskotek
- Prze... stań! Prosze... - wyspałam, zaś on dalej na mnie siedział i chyba nie miał zamiaru zejść
- Najpierw powtarzaj. - powiedział trzymając mnie za nadgarstki - Ja Karolina Koszarek oficjalnie oznajmiam...
- Ja Karolina Kosz... arek oficjalnie oznajmiam... - zaczęłam cały czas będąc torturowana
- Że mój chłopak, a jednocześnie wychowawca oraz nauczyciel informatyki i matematyki- Łukasz Karaszewski jest najlepszym mężczyzną na ziemi i kocham go nad życie.
- Mama nie uczyła cię, że nieładnie kłamać? - prychnął na moje słowa wznawiając swoją czynność
- Że mój chłopak... - jęknęłam nie mając już siły - Wiesz, że będę teraz przez ciebie spać całą drogę?
- Powtarzaj! - powiedział zamykajać oczy, żeby lepiej wsłuchać się w moje słowa
Prychnęłam.
- A jednocześnie wychowawca oraz nauczyciel informatyki i matematyki- Łukasz Karaszewski jest najlepszym mężczyzną na ziemi i kocham go nad życie.
- Nie można było tak od razu? - zaśmiał się schodząc ze mnie, lecz nim się obejrzał to ja siedziałam na nim
Pocałował mnie przyciągając mnie do siebie.
- No ubieraj się! - wstał sprawiając tym samym, że wylądowałam na materacu
- Nie chce mi się... - jęknęłam głośno
- Może mam cię jeszcze ubrać? - prychnął
- Dobra idź, bo mnie rozpraszasz. - wygoniłam go z pokoju
Szybko się ubrałam i wzięłam jakieś podstawowe rzeczy po czym zbiegłam po schodach wymijając go w przedpokoju. Rzuciłam mu klucze do domu dzięki czemu pierwsza wsiadłam do auta.
- Widzę, że coraz bardziej rozgaszczasz się w moich własnościach życiowych? - zaśmiał się zajmując miejsce kierowcy
- Dalej nie wiem skąd wziąłeś tyle hajsu, żeby kupić ten samochód, ale wolę nie wiedzieć.
- Jakby nie patrzeć nauczyciele wcale nie zarabiając tak mało. - odpalił silnik
- Gdzie jedziemy? -poprawiłam się na fotelu, żeby na niego spojrzeć
- Nie zaczynaj. - powiedział nie dorywając wzroku od drogi - Idź lepiej spać.
Zgodnie z moimi przeiwdywaniami spałam całą drogę, a obudził mnie dopiero Łukasz kiedy byliśmy dwadzieścia kilometrów od miejsca docelowego. Spojrzałam na krajobraz za oknem, a moje oczy się zaświeciły.
- Żartujesz?! - spojrzałam na mężczyznę, który tylko się zaśmiał - Kocham cię, kocham cię, kcoham cię...
- Dobra, dobra. Wystarczy. - pocałowałam go w policzek
Kiedy dojechaliśmy wyskoczyłam z samochodu pierwsza od razu czując klimat jeziora i lasu.
- Dlaczego tutaj przyjechaliśmy? - spytałam patrząc na nauczyciela, który był w trakcie wyciągania torby z bagażnika
- Masz teraz ciężki czas, więc stwierdziłem, że wizyta tutaj dobrze ci zrobi.
- Ale jutro mam szkołę...
- Ja wziąłem urlop do końca tygodnia, a tobie osobiście usprawiedliwię nieobecności. Jakby co to wpiszę, że miałaś dołek emocjonalny.
- Co za profesjonalne określenie. - zaśmiałam się
- Przestań gadać. Idziemy! - złapał mnie za rękę ciegnąc w stronę domku
Nim się obejrzałam to ja ciągnęłam jego sprawnie przekręcając kluczyk w drzwiach. Weszliśmy do środka, a ja poczułam ten sam przypływ endorfin co ostatnim razem.
- Boże, jak ja za tym tęskniłam. - westchnęłam przejeżdżając czubkami palców po drewnianym stole
- Ja też. - powiedział mężczyzna rzucając kluczyki od auta na komodę
- Chodźmy gdzieś! - powiedziałam energicznie
Tym razem to ja złapałam go za rękę ciągnąc w stronę drzwi. Ostatecznie do domu wróciliśmy przed dwudziestą pierwszą i o dziwo zaczęliśmy gotować o mało nie spalając przy tym kuchni.
Było kilka minut przed północą, a ja wciąż nie mogłam spać. Ciepło ciała Łukasza sprawiało, że było mi wręcz gorąco, jednak ze wszelką cenę nie chciałam, żeby się odsuwał, a jego oddech przy moim uchu dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Za oknem była burza w skutek czego gałęzie się trzęsły i rzucały swój cień na pochłonięty w mroku pokój. Moja głowa jak zawsze produkowała za dużo myśli na raz przez co nie mogłam nawet zamknąć oczu i spróbować zasnąć. Wszyscy wywierali na mnie coraz większą presję dotyczącą wyjazdu do Argentyny, zaś ja postanowiłam, że podejmę decyzję chwilę przed ostatecznym terminem. Nie wyobrażałam sobie czterech miesięcy bez Łukasza. Nasza relacja z każdym dniem się pogłębiała i było mi coraz ciężej wytrzymać bez niego dwa dni, a co dopiero cztery miesiące... Przekręciłam się na drugi bok sprawiając, że mężczyzna mruknął i położył się na plecach. Oparłam głowę o jego ramię po czym podjęłam ponowną próbę zaśnięcia. Na szczęście mi się to udało i wreszcie mogłam w spokoju odpłynąć...
Maciek
W klasie panował jeden wielki gwar. Papierowe samoloty latały po całym pomieszczeniu, niektóre wręcz z niego wylatywały przez otwarte okna, a wszystko działo się z powodu nieobecności wychowawcy. Nie miałem pojęcia co stało się z Karaszewskim i Karoliną, ale oboje przepadli co mogło znaczyć tylko tyle, że są gdzieś razem. Pytanie tylko gdzie? Czy z tego będą dzieci? Do pomieszczenia wkroczyła osoba, o kórej nieobecność się modliliśmy. Profesor Dąbrowska położyła swoje rzeczy na biurku po czym wydarła się swoim piskliwym głosem sprawiając, że wszyscy odruchowo zakryli uszy chcąc uniknąć pęknięcia błony bębenkowej.
- Gdzie jest pan Karaszewski? - spytał Dawid rozsiadając się wygodnie na krześle
- Profesor Kraszewski z nieznanych mi powodów prywatnych wziął kilka dni urlopu, więc do końca tygodnia będziecie mieć lekcje za mną. Cieszycie się, bo ja bardzo? Wyciągnijcie kartki.
Dzięki, Karolina... Dzięki...
- Co z Karoliną? - WIktoria dosiadła się do mojej ławki przepisując polecenie z tablicy
Rozejrzałem się dookoła dochodząc do wniosku, że dookoła nas nikt nie siedzi i przybliżyłem się do niej nie przerywając pisania.
- Nie mam pojęcia. - wzruszyłem ramionami - Pewnie pojechała gdzieś z Karaszewskim, albo leżą w łóżku i nie chce im się wstać... a może nie leżą?
- Stary, naprawdę myślisz, że Karaszewski jest takim idiotą, żeby... Ona dopiero co prawie została zgwałcona! Proszę cię.
- No dobra, sorry. - uniosłem ręce w geście obrony
- Zadzwonię do niej dzisiaj. Może cudem odbierze.
- Chyba, że są na jakimś zadupiu gdzie nie ma zasięgu. - prychnęła'
*********************
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
Nie wierzę, że to już 40 rozdziałów. Co ja będę robić jak skończę tą książkę? Jak myślicie? Może mnie poratujecie, bo ja już się nad tym zastanawiam.
Buziaki :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro