Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20.A wy tak razem?

Moja mama widząc w jakim byłam stanie bez większych wątpliwości usprawiedliła mojemu wychowawcy cały tydzień moich nieobecności wmawiając mu, że dopadła mnie bardzo ciężka grypa. W realu całymi dniami leżałam i płakałam, ewentualnie objadałam się lodami i oglądałam filmy romantyczne, w których życie było takie piękne. Nikt mnie nigdy tak nie zranił, a przecież miałam w swoim życiu tylu facetów. Moja rodzicielka próbowała podpytać mnie co się stało, lecz rezygnowała jak tylko po zaczęciu rozmowy wybuchałam płaczem wiedząc, że nie mogę jej powiedzieć. Dopiero tydzień po całym zajściu zdecydowałam się na pójście do szkoły. Zrobiłam mocny makijaż mający ukryć moją średnio ładną, spuchniętą twarz i rozczesałam włosy. Następnie się ubrałam zakłdając czarne jeansy oraz białą bluzkę z wiązaniem na dekolcie. Mimo iż moja psychika płakała czułam się piękna i miałam zamiar nie pokazywać wychowawcy jak bardzo przez niego cierpię. Spakowałam torbę po czym zbiegłam po schodach zakładając kurtkę. Wsunęłam na stopy adidasy i krzyknęłam, że wychodzę.

- Trzymaj się, córeczko. - mama pocałował mnie w czoło, zaś ja się do niej uśmiechnęłam po czym opuściłam dom

Szłam powoli chodnikiem pierwszy raz od tygodnia wchodząc na Instagrama, a widząc liczbę powiadomień automatycznie wyłączyłam aplikację chowając telefon do kieszeni kurtki. Odwróciłam się słysząc swoje imię i przeklnęłam pod nosem widząc zmierzającego w moją stronę Adriana. Nawet nie pomyślałam co powiem jemu, a zostaje jeszcze Dominik...

- Hej, wszystko już dobrze? Jak się czujesz? - spytał obejmując mnie ramieniem

- Lepiej, dzięki. - uśmiechnęłam się blado - Skąd wiesz, że byłam chora?

- Przypadkiem usłyszałem jak Maciek z twojej klasy gadał z twoim wychowawcą. - nogi mi ścierpły

- Aha. - przytaknęłam spuszczając głowę

- Powiedziałem coś nie tak? - zatrzymał się robiąc to również ze mną

- Nie, to nie twoja wina. Po prostu jestem jeszcze trochę nieogarnięta po tej chorobie. - westchnęłam

Od kiedy ja umiem tak kłamać?

- Rozumiem. - skinął głową - W takim razie stawiam ci herbatę w Starbucksie i nie chcę słyszeć sprzeciwów.

- Niech będzie. - uśmiechnęłam się

Nie było tajemnicą, że rodzice chłopaka byli dosyć dziani, w sumie tak jak moi i właśnie ze względu na firmę ojca przeprowadził się do Wrocławia. Tym właśnie sposobem wylądowaliśmy w kawiarni gdzie wzięliśmy napoje na wynos i z plastikowymi pojemnikami w dłoniach skierowaliśmy się w stronę szkoły. W szatni zapanowało nie małe zamieszanie spowodowane naszym wspólnym wejściem, jednak olewając to buziakiem w policzek się pożegnaliśmy i rozeszliśmy do odpowiednich szatni. Zaraz po wejściu do pomieszczenia zostałam zaatakowana przez nadmiernie ciekawskie dziewczyny, które nie mogły znieść faktu, że to właśnie ja przychodzę do szkoły z najprzystojniejszych chłopakiem w tym budynku, lecz mi było to absolutnie obojętne, gdyż za chwilę miałam lekcję z NIM. Zdjęłam kurtkę wieszając ją na wieszak, a Wika uratowała mnie przed koleżankami ciągnąc w stronę toalet.

- Jak się trzymasz? - spojrzała mi w oczy, zaś ja zasznurowałam usta nie odzywając się, żeby nie wybuchnąć płaczem

Dziewczyna bez słowa mnie do siebie przytuliła, a ja zaczęłam cicho szlochać. Po chwili złapała mnie za ramiona znowu patrząc mi głęboko w oczy.

- Nie możesz dać mu satysfakcji. - stwierdziła - Daj szansę Adrianowi. W szkole będzie o was na maksa głośno, a Łukasza będzie zżerać zazdrość. W dodatku wy tak cudowanie razem wyglądacie!

- Naprawdę myślisz, że mszczenie się na nim to dobry pomysł? - spytałam błagalnie podchodząc do lustra i ogarniając swój makijaż

- A widzisz jakiś inny sposób? - spytała opierając się o umywalkę obok - Zobacz jak bardzo go kochasz. Płakałaś za nim przez tydzień, więc teraz to on trochę pocierpi. W prawdzie widać, że cierpi, bo od tygodnia wygląda... o matko, ale to nic w powrównaniu do tego co czujesz ty. Musisz mu pokazać jak to jest.

- I tylko dlatego mam wykorzystywać Adriana? - spojrzałam na nią - Wika, on jest naprawdę fajny.

- Wiem. - przytaknęła - I pasujecie do siebie. Na jakiś czas zapomnij o tym, że z Karaszewskim łączyło cię coś więcej i żyj tak jak żyłaś do tej pory. Imprezy, faceci i te sprawy. Przecież wiesz o czym mówię.

- Dobra, chodźmy. - westchnęłamw wychodząc z łazienki

Podeszłam do mojej klasy gdzie Maciek od razu zamknął mnie w swoim żelaznym uścisku. Rozmowę ze znajomymi przerwał mi dzwonek. Wzięłam głęboki wdech po czym wypuściłam powietrze i jako jedna z ostatnich weszłam do sali nie patrząc na nauczyciela. Czułam na sobie jego wzrok, lecz nie miałam odwagi odwrócić głowy. Zajęłam swoje miejsce szybko wyciągając książki i pogrążając się w rozmowie z przyjacielem.

- Karolina, zostań po lekcji. - powiedział mężczyzna rozpoczynając lekcję

Spojrzałam na niego przerażona, a moje serce pękło. Wyglądał podobnie do mnie, tyle, że nie był spuchnięty, bo zakładam, że nie płakał. Pod oczami miał cienie i wyglądał na wyraźnie zmęczonego. W żadnym stopniu mnie to jednak nie ruszało i nie miałam zamiaru zostawać z nim sam na sam. Czterdzieści pięć minut skończyło się zdecydowanie szybciej niż bym tego chciała, a wszyscy uczniowie szybko wyszli z klasy nim zdążyłam nawet się obejrzeć.

- Musimy porozmawiać. - oznajmił

- Nie mam czasu. - odwróciłam się na pięcie pragnąć jak najszybciej wyjść

- Karolina... - złapał mnie za nadgarstek, a ja wzdrygnęłam się pod wpływem jego dotyku

- Nie będę z tobą rozmawiać, Łukasz. - wyrwałam się i wyszłam zamykając za sobą drzwi

Zamrugałam kilka razy oczami chcąc cofnąć zbierające się łzy co na szczęście mi się udało. Szybkim krokiem skierowałam się w stronę sali geograficznej gdzie miała odbyć się kolejna lekcja. Nawet nie wiem kiedy minęło pięć godzin co oznaczało nic innego jak długą przerwę. Stanęłam w potężnej kolejce na stołówce, lecz wybawił mnie nikt inny jak Adrian będący na samym początku. Wpuścił mnie przed siebie osłaniając przed pełniącym tutaj dyżur nauczycielem, który jakby nie zauważył całej sytuacji.

- Dzięki. - uśmiechnęłam się do chłopaka

- Nie ma za co. - zaśmiał się

- No pocałujcie się już! - oboje spuściliśmy głowy, żeby spojrzeć na grupę dzieciaków wyglądających mi na jakąś piątą klasę

- A wy czasem nie jedliście godzinę temu? - uniosłam brew

- Nie jedliśmy. Nikt tego nie pilnuje. - jeden z nich wzruszył ramionami, zaś ja przechyliłam głowę, żeby spojrzeć na mojego towarzysza

- Dziaciaki, zostawcie dorosłych w spokoju. - jak z nieba obok nas pojawiła się wfistka

Dzieci jęknęły, a poganiane przez kobietę opuściły pomieszczenie.

- A wy tak razem? - podeszła do nas przybierając ciekawski wyraz twarz

Spojrzeliśmy na siebie znacząco.

- Nie! - powiedzieliśmy jednocześnie po czym się zaśmialiśmy

- Dobra, dobra. Ja swoje wiem. - uśmiechnęła się po czym poszła po swój obiad

Odwróciłam się gwałtownie kiedy zobaczyłam wchodzącego do pomieszczenia Łukasza. Przywitał się z pozostałymi nauczycielami, a historyk widząc jego stan zaproponował przyniesienie mu obiadu. Gdyby tylko wiedział dlaczego jest w takim stanie. Zaraz po obiedzie weszłam na górę dosłownie uciekając przed Adrianem. W dodatku jutro czekał mnie konkurs wiedzy o Ameryce Łacińskiej do, którego byłam tak perfekcyjnie przygotowana dzięki książce od Łukasza. Usiadłam na parapecie powstrzymując się przed płaczem, a kiedy byłam na skraju wytrzymałości obok mnie pojawił się nauczycielka hiszpańskiego.

- Ej, wszystko okej? - uśmiechnęła się

- Tak, dziękuję. - uśmiechnęłam się blado

- Jak coś się będzie działo wiesz, że możesz zawsze do mnie przyjść?

- Wiem. - zaśmiałam się - Coś się stało?

- No właśnie, kochana moja jest sprawa. - westchnęła - Nie mogę jutro jechać z wami na konkurs. Mam uczniów w drugiej szkole, którzy potrzebują po prostu prowadzania za rączkę.

- Jasne. - ponownie się uśmiechnęłam - Mamy sami dojechać?

- Nie. - pokręciła głową - Pojedziecie z panem Karaszewskim. Ma mało lekcji i zgodził się bez większych oporów, więc myślę, że będziecie zadowoleni.

Nie mogąc wydusić z siebie ani słowa skinęłam głową po czym chwilę porozmawiałam z kobietą, która musiała iść spiesząc się na autobus. Jeszcze tydzień temu skakałabym ze szczęścia, a teraz? Spojrzałam za okno zastanawiając się jak mam spędzić z nim pół dnia. Jak ja to zrobię? Chyba uciekanie przed nim będzie najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji. Dobrze, że jedzie jeszcze dwójka uczniów, bo gdybym miała być z nim sam na sam chyba bym nawet nie przyszła olewając kilka miesięcy przygotowań. Zamknęłam oczy opierając się tyłem głowy o znajdującą się za mną ścianę przy czym głośno westchnęłam. Dasz radę, Karolina! Dasz radę! Słysząc dzwonek zeskoczyłam z parapetu kierując się w stronę odpowiedniej sali. Chcąc nie chcąc musiałam przejść obok sali przed, którą stał Adrian wraz ze swoją klasą.

- Hej, wszystko dobrze? - spytał zatrzymując mnie przez rękę na moim brzuchu

- Tak. - skinęłam głową - Mogę iść, bo się spieszę?

- Karolina, co się stało? - dopytał

- Adrian, nic się nie stało! Daj mi przejść. - ostatecznie uległ zabierając rękę

Dołączyłam do lekcji angielskiego myśląc tylko o jednym.

- Przynajmniej jutro będziesz miała od niego spokój. - uśmiechnęła się do mnie Wika

- No właśnie średnio. - westchnęłam sprawiając, że skrzywiła brwi

- Jak to?

- Michalska nie może, więc Karaszewski z nami jedzie. - powiedziałam zdesperowanym głosem - Jak ja mam wytrzymać z nim cały dzień, Wika?

- Spokojnie. - przytuliła mnie do siebie zwracając uwagę nauczyciela

- Coś się stało, dziewczyny? - już nawet nie wiem, który raz tego dnia usłyszałam to pytanie

- Nie, panie profesorze. Karolina ma dzisiaj ciężki dzień. - przyjaciółka mnie wyprzedziła, zaś mężczyzna kiwnął ze zrozumieniem głową po czym wrócił do prowadzenia lekcji

Do domu wróciłam jakoś po szesnastej od razu zmywając męczący makijaż. Zeszłam do kuchni siadając przy stole i przyciągając nogę do klatki piersiowej, zaś mama stanęła za mną mocno mnie przytulając oraz całując w czubek głowy.

- Jak przed konkursem? - do pomieszczeni wszedł ojciec, który przyjechał wczoraj w nocy - Karolinka...

- Ma złamane serce. - szepnęła moja rodzicielka nie poluzowując uścisku

- Ten, który był tutaj ostatnio? - spojrzałam na niego przerażona ze łzami w oczach

- Jaki? - kobieta uniosła brew

- Wysoki brunet, kilka lat starszy od Karoliny, kaloryfer na brzuchu. - mój tatuś wykonał idelaną charakterystykę

- Nie ten. - oznajmiłam wstając

- To ilu ich było? - zaśmiał się

- W ostatnim czasie kilku. - skłamałam chcąc uwolnić się od dlaszych pytań - Co na obiad?

Odwróciłam się w stronę kuchenki podnosząc pokrywkę z garnka. Do dwudziestej pierwszej powtarzałam cały materiał, a kiedy uznałam, że jestem przygotowana szybko się wykąpałam i wylądowałam na łóżku przy zgaszonym świetle. Dasz radę, Karolina. Co ci straszny jakiś tam nauczyciel? Z takimi myślami zasnęłam....



*********************************

Jest i kolejny rozdział. Uważacie, że Łukasz specjalnie zgodził się jechać na ten konkurs? Znowu dziękuję wam za tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem, bo to motywuje mnie do pisania ich w takim tępie. Mam nadzieję, że ta część również wam się podoba i też zostawicie komentarz.

Do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro