Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.Do zobaczenia.

Dzień zaczęłam standardowo od kłótni z mamą przy próbie obudzenia mnie. Zerwałam się z łóżka dopiero jak sobie przypomniałam o nowym nauczycielu i tym co czeka mnie w szkole. Pobiegłam w stronę łazienki wiedząc, że jak się nie pospieszę znowu się spóźnię, a tego bym nie chciała. Sprawnie umyłam zęby i zrobiłam jak zawsze lekki makijaż tylko podkreślający moją urodę. Rozczesałam włosy i weszłam do swojego pokoju otwierając szafę. Wyjęłam z niej czarne rurki z wysokim stanem oraz biały t-shirt z dekoltem w serek. Ubrałam się i spakowałam torbę. W przedpokoju założyłam białe adidasy... idealne na zimę, trzeba dodać, a także kurtkę i szalik. Mama skarciła mnie wzrokiem widząc moje buty, ale tylko się z nią pożegnałam i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Do szkoły dotarłam po jakiś piętnastu minutach, a twarze moich znajomych były niezastąpione kiedy zobaczyli mnie w szkole przed dzwonkiem na lekcję.

- Ktoś umarł? - spytał z kompletną powagą w głosie Dominik - A może ty jesteś chora? - przyłożył mi dłoń do czoła

- Nikt nie umarł i nie jestem chora. - wywróciłam teatralnie oczami zdejmując szalik

- Coś musi być na rzeczy skoro jesteś w budzie tak wcześnie. - stwierdził Kacper. Bez słowa zdjęłam kurtkę i powiesiłam ją na moim wieszaku. Kilka minut później weszliśmy na odpowiednie piętro czekając na dzwonek, ale kiedy rozbrzmiał nauczyciela cały czas nie było.

- Pewnie jakaś seksowna laska go zatrzymała. - powiedział Bartek specjalnie tak, żebyśmy wszystkie to słyszały

- A może jakiś seksowny facet. - spojrzałam na niego, a źrenice Maćka się powiększyły. Prychnęłam wracając do rozmowy z dziewczynami, aż ujrzałam idącego w naszą stronę nauczyciela. Miał jeszcze na sobie czarną, sportową kurtkę i wyglądał jakby pędził do nas z drugiego końca miasta.

- Spóźnił się pan. - zauważyłam kiedy wyjął z kieszeni kluczyk od sali

- Ja? - prychnął - Skąd. - zaczął się śmiać po czym otworzył pomieszczenie i wpuścił nas do środka. Ten jeden raz ja się nie spóźniłam i on się spóźnił. Mogłam pospać dziesięć minut dłużej. Zdjął kurtkę zostając w czarnym t-shirtecie, a moje serce zabiło mocniej widząc jego ręce. Ile on siedział na siłowni? Odpaliłam swojego laptopa starając się nad sobą zapanować, ale średnio mi to wychodziło. Zresztą stan innych dziewczyn nie był lepszy, bo naprzykład Jagoda trzęsła się jak galareta kiedy obok niej przechodził. Zadał nam jakieś zadania po czym stanął przy biurku zacięcie nad czymś myśląc. W pewnym momencie potrząsnął głową i usiadł odpalając swoje urządzenie. Po dwudziestu minutach chłopacy skończyli swoje zadania tymczasem ja ich jeszcze nawet nie zaczęłam i doskonale wiedziałam, że nie byłam jedyną taką osobą w tej sali. Sprawdził ich pracę po czym przeszedł obok siedzących za mną dziewczyn i zatrzymał się obok mnie patrząc na mój monitor.

- Do roboty. - spojrzałam na niego

- Nie umiem. - jęknęłam

- Ja ci zaraz wszystko wytłumaczę. - powiedział z uśmiechem po czym oparł się jedną ręką o moje krzesło, a drugą dotknął touchpada 

- Aaaa... - przeciągnęłam - Chyba kumam.

- Bardzo się cieszę. - wyprostował się - W takim razie rób zadania, ile zdążysz.

Odszedł, a ja doskonale widziałam, że dziewczyny miały nadzieję, że do nich podejdzie, ale on wrócił na swoje miejsce. Może uznał mnie za takiego bezmózga, że musiał tylko mi to tłumaczyć, bo we wszystkich innych osobach widział cień nadziei?

- Szymon, masz zagrożenie z matmy? - podniósł wzrok i spojrzał na chłopaka, który tylko wzruszył ramionami - Mam dzisiaj okienko o 13:00. Może przyjdziesz? Nie chcę ci wystawiać jedynki na start. - jaki zaangażowany nauczyciel

- Przykro mi, panie profesorze, ale muszę zająć się bratem. - westchnął tym razem już na niego patrząc. Mówił prawdę. Szymon miał chorego brata i często chodziłam do niego, żeby pomóc jemu i jego matce przy nim. Jego ojciec umarł jak mój kolega miał osiem lat i zostawił kobietę samą z dwójką dzieci.

- Ja chętnie przyjdę. - odezwałam się - Nie rozumiem tego materiału.

- Bardzo się cieszę. - kolejny raz tego dnia się do mnie uśmiechnął - Przyjdź do tej sali.

- Oczywiście. - odwzajemniłam uśmiech po czym wróciłam do swojej pracy

- Skończyłam. - oznajmił po kilku minutach, a mężczyzna wstał i do mnie podszedł. Chwilę sprawdzał zadanie po czym przytaknął.

- Świetnie. Karolina, tak? - spojrzałam na niego zaskoczona, że zna moje imię

- Tak. - skinęłam głową, a on odszedł i wpisał coś do dziennika

Kiedy rozbrzmiał dzwonek wszyscy wyszliśmy z sali. Dziewczyny zacięcie rozmawiały o nauczycielu, zaś ja czekałam na Szymona, żeby spytać się o stan jego brata. Razem skierowaliśmy się w stronę sali polonistycznej, jednak cały czas czułam na sobie wzrok zamykajacego salę matematyka. Uśmiechnęłam się pod nosem na tą świadomość i upiłam z butelki łyk wody chowając ją z powortem do czarnej torby. Przez całą lekcję głowę zakrzątała mi tylko jedna osoba. Jednym uchem słuchałam nauczycielki, ale drugim byłam w odległym świecie. Po polskim mieliśmy religię, ale ja już nie mogłam się doczekać będącej po niej matematyki. Kiedy wreszcie wyszliśmy z pomieszczenia szybkim krokiem poszłam pod salę matematyczną. Nauczyciel przyszedł równo z dzwonkiem i wpuścił nas do środka z uśmiechem na twarzy. Zajęliśmy swoje miejsca, ale mężczyzna zamiast usiąść stanął tyłem do tablicy patrząc na nas. Gestem głowy kiwnął w stronę drzwi, a do środka wszedł dyrektor wraz z naszym wychowawcą. SIedzieliśmy na swoich miejscach nie mając zamiaru się podnieść, a nauczyciel wywrócił oczami.

- Dzień... - zaczął niczym w pierwszej klasie podstawówki

- Dzień dobry. - powiedzieliśmy hurem z taka sztucznością, że aż uszy bolały. Mimo to byłam ciekawa czego oni mogą od nas chcieć. Rozjerzałam się po klasie zastanawiając się czy nikt niczego nie przeskrobał w ostatnim czasie.

- Droga, drugo B. - zaczął dyrektor szkoły, a my na niego spojrzeliśmy. Mężczyzna był po pięćdziesiątce, miał siwe włosy i spory brzuch. - Chcielibyśmy was powiadomić, że na ostatniej radzie pedagogicznej podjeliśmy decyzję, że każda druga i trzecia klasa dostanie drugiego wychowawcę, ponieważ cała naprzykład wasza klasa na barkach jednego człowieka jest niemalże nie do ogarnięcia. - sporo osób prychnęła - Dlatego też od dzisiaj waszym durgim wychowawcą będzie pan Łukasz. Będzie jeździł z wami na wycieczki jako dodatkowy opiekun, a także pomagał panu Adamowi, jeżeli nabroicie tak, że sam sobie z tym nie poradzi. - powiedział - Mam nadzieję, że się cieszycie, ale teraz muszę was przeprosić, gdyż spieszę się na bardzo ważne spotkanie.

Z naszych ust znowu wydało się sztuczne "do widzenia", a dyrek opuścił salę zamykajac za sobą dzrzwi. Historyk z matematykiem dalej stali w tym samym miejscu i w sumie nie wiedziałam na co oni czekali. Że zacznimy klaskać? A może piszczeć lub mdleć z radości? Nie w tym świecie. Mamy się cieszyć na kolejnego wychowawcę, który będzie nam mówić co jest złe, a co dobre? 

- A propo wycieczek... - zaczął nasz pierwszy wychowawca, a wszyscy spojrzeli na niego z zainteresowaniem - Pamiętacie jak jakiś czas temu rozmawialiśmy o wycieczce w góry? - przytaknęliśmy równo - Udało mi się wszystko załatwić, ale wyjeżdżamy już za tydzień. Wycieczka będzie trwała trzy dni, a resztę informacji przekażę wam w poniedziałek na godzinie wychowawczej. Teraz was opuszczę i pozwolę cieszyć się matematyką.

Zaśmialiśmy się z ironią, a on wyszedł zostawiając nas z młodszym nauczycielem. Chwilę pogadał po czym zaczął lekcję nie chcąc tracić więcej czasu. Lekcje zleciały mi wyjątkowo szybko za co dziękowałam, gdyż szybko mogłam znaleźć się pod salę informatyczną. 

- Już myślałem, że nie przyjdziesz. - zaśmiał się nauczyciel otwierając salę

- Ja bym nie przyszła? - położyłam dłoń na piersi. Zaśmiał się i przepuścił mnie w drzwiach. Usaidłam w drugiej ławce, zaś on na przeciwko mnie zaczynajac tłumaczyć mi te kompletnie powalone rzeczy. Nasze kolana co chwilę się stykały i na początku się przepraszaliśmy, ale po pewnym czasie przestaliśmy zwracać na to uwagę. Siedzieliśmy w tej sali dobre dwie godziny, aż rozwiązywałam kolejne przykłady bez największego zamachnięcia. Czułam wzrok pedagoga na swojej twarzy zamiast na zeszycie, ale nie przerywałam swojego zajęcia.

- Czyli x będzie 20. - powiedziałam - Tak? - spojrzałam na niego, a on spojrzał na kartkę i przytaknął

- Powiem ci, że jestem pozytywnie zaskoczony. - wstał co również uczyniłam . Spakowałam rzeczy do torby i podziękowałam za "korepetycje".

- Może cię podwiozę? - zaproponował nauczyciel, a ja zatrzymałam się w drzwiach odwracając się na pięcie

- Nie, dziękuję. Nie chcę zabierać panu więcej czasi. Zresztą mam coś jeszcze do załatwienia. - powiedziałam z uśmiechem

- Okej. - przytaknął - W takim razie do zobaczenia w poniedziałek.

- Do zobaczenia. - wyszłam z sali i zbiegłam po schodach wchodząc do szatni. Opuściłam budynek, a jako, że moi rodzice pojechali w delegację, a siostra poszła spać do koleżanki wracając ze szkoły zrobiłam przystanek w sklepie z alkoholami kupując butelkę wina. Skierowałam się w stronę domu do, którego po chwili dotarłam. Otworzyłam drzwi i rzuciłam klucze na komodę dzwoniąc po Wikę. Miałam ochotę się dzisiaj upić bez powodu i zapomnieć o całym bożym świecie, a jako, że jutro sobota mogłam sobie na to pozwolić. Moja przyjaciółka była u mnie przed 20:00 stwierdzając, że mamy za mało alkoholu, a co najważniejsze nie mamy słodyczy. Wyszłyśmy z domu z zamiarem pójście do sklepu. Już nie wiem, który raz w swoim życiu byłam wdzięczna, że spożywczak jest zaledwie kilka minut od mojego domu. Weszłyśmy do środka, a Wika złapała koszyk biegnąc na regał ze słodyczami. Pokręciłam ze śmiechem głową i skierowałam się w stronę działu z alkoholami.

- Karolina? - usłyszałam za plecami. O fuck! Odwróciłam się, a za mną stał nikt inny jak nauczyciel matematyki - Z tego co mi się wydaje nie masz jeszcze osiemnastki. - zaśmiał się

- Oj, panie profesorze. - machnęłam ręką, a on się zaśmiał

- Karo, mam tego whiskacza! - zza regału wyskoczyła Wiktoria i stanęła ja wryta widząc mężczyznę - Dobry wieczór.

- Dobry wieczór. - pokręcił ze śmiechem głową - Załużymy, że tego nie widziałem. - pożegnał się i odszedł - Nie pijcie za dużo! - powiedział jeszcze, a my się zaśmiałyśmy wciąż trzymając w rękach butelki a z alkoholem....


***************************

Przybywam z drugim rozdziałem Mam nadzieję, że to opowiadanie z czasem się rozkręci i ktoś zacznie je czytać. Tak czy siak pisze dalej i mam nadzieję, że rozdział wam się podoba.

Do następnego :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro