Rozdział XXIV
W piątek wieczór rozmawiałem z Sebastianem o tym, czym mógłbym przyjść do niego jutro. Zgodził się, pod warunkiem, że zapytam o pozwolenie osoby za mnie odpowiedzialnej. Długo zastanawiałem się, czy porozmawiać o tym z Edwardem czy z jego matką. Obie opcje wydawały się porównywalnie złe. Ciotka Francis pewnie dopytywałaby się, dokąd zamierzam iść i do kogo, a ponzawszy prawdę, raczej nie byłaby zadowolona. Z kolei z kuzynem nadal się nie pogodziłem, więc mógł mi nie pozwolić po prostu wyjść. Stwierdziłem jednak, że z nim sprawa może wyglądać prościej niż z surową ciotką. Odwiedziła nas w tygodniu, żeby sprawdzić, czy na pewno się nie pozabijaliśmy, nawiasem mówiąc.
Postanowiłem, że mogę zaoferować mu coś w zamian, ale nie miałem specjalnie sensownych pomysłów.
Rozłożyłem się na łóżku.
Nie chciałem wychodzić bez słowa, skoro Sebastian powiedział mi, żebym tego nie robił. Normalnie nie pytałbym o pozwolenie, tylko zameldował, że wychodzę i tyle, ale wydawało mi się, że blondyn mnie uziemi. W moim domu mnie uziemi... gdyby jeszcze miał u mnie autorytet, to bym to przebolał, ale go nie miał...
Brunet był czymś zajęty w ciągu tygodnia, dlatego nie chciałem mu przeszkadzać. Planował odmalować jakąś halę sportową, tak mi powiedział. Stwierdził, że kolory ścian wewnątrz, na zewnątrz zresztą również, wyblakły, więc przydałoby się tchnąć w nie trochę świeżości. Wydawało mi się, że całkiem dobrze odnalazł się w roli zarządcy, jak to siebie określił, chociaż w jego opinii nie była to praca dla niego.
Poprosiłem go, żeby pokazał mi, co udało mu się odmalować, kiedy już skończy. Wydawało mi się, że nie było to całkiem łatwe, bo hale sportowe są zwykle duże, a londyńskie najczęściej otwarte przez cały tydzień, dlatego mogłoby być ciężko wygospodarować czas na taki remont i nie być przy okazji stratnym. Nie znałem się na tym za dobrze, ale tak sobie to wyobrażałem.
Nadal miałem wrażenie, że spędzaliśmy ze sobą zbyt mało czasu, ale nie mogłem nic na to poradzić. Szkoła zostawiała mi czas praktycznie wyłącznie na sen, a nie chciałem jej zacząć olewać, bo robiłem to już chyba dostatecznie długo. Lepiej było się zrehabilitować. Może w przerwę wiosenną Sebastian będzie miał wszystko pod kontrolą w pracy i będziemy mogli coś wspólnie porobić.
Westchnąłem.
Powiem Edwardowi, że jutro wychodzę, a on w zamian za to będzie mógł sobie przyprowadzić swoich koleżków. Powinien pójść na taki układ. Mogę też dorzucić do puli przygotowywanie posiłków przez tydzień i sprzątanie, co ostatecznie dobiłoby mój konający czas wolny, ale jeżeli chciałem się wyrwać z domu, musiałem się trochę wysilić. W ostateczności pocierpieć.
Chciałbym móc spędzać popołudnia u Sebastiana, gdyby nie miał nic przeciwko temu. Mógłbym odrabiać u niego część zadań domowych i się trochę uczyć, chociaż nie wiem, czy byłbym w stanie się skupić. Przynajmniej mam pewność, że czułbym się u niego lepiej niż w tutaj.
-------------------------------------------------
Wróciłem do domu w okolicach południa. Odwiedziłem większość budynków, które teraz do mnie należały. Poznałem pracowników, co mnie strasznie zmęczyło. Nie chodzi o to, że byli niemili, wręcz przeciwnie, aczkolwiek przebywanie w towarzystwie wielu ludzi pozbawiało mnie całych pokładów energii. Potrzebowałem swojej ciszy i spokoju swojego zakątka.
Zrobiłem zakupy na mieście. Kupiłem sobie dwie paczki fajek, dzisiaj jedna mi się skończyła. Przywiozłem też neutralizator zwierzęcych zapachów wkładany do kontaktu. Miałem wrażenie, że dom przesiąknął mi psim zapachem.
Od progu zaczęły mnie śledzić wszystkie trzy pary brązowych oczu. Absurd czekał na mnie na parapecie w kuchni. Wpatrywał się w niewielkiego ptaszka, siedzącego na płocie za oknem. Dzisiejszy dzień był całkiem ładny. Od rana świeciło słońce i nawet w londyńskim gwarze dało się gdzieniegdzie usłyszeć ptasie trele. Wiosna zapowiadała się wyjątkowo pogodnie, co wydawało się całkiem dobrze na mnie wpływać. Najwyraźniej potrzebowałem poczuć ciepłe promienie na swojej skórze.
Cieszyłem się, że jutro nie musiałem się już nigdzie ruszać z domu, nie licząc wyprowadzania psów. Nie musiałem się też spotykać z ludźmi. Ciel prawdopodobnie wpadnie, ale on mnie nie męczył.
Myślenie o nim męczyło...
Przebywanie w jego obecność zwykle mnie relaksowało, chociaż musiałem do niej przywyknąć. Wydawało mi się, że wyczekiwałem jego odwiedzin od poniedziałku, jednak wolałem się do tego nie przyznawać przed samym sobą. Z tym było mi bezpieczniej.
Czego on mógł ode mnie oczekiwać? Próbowałem myśleć, paląc papierosa. Naprawdę zastanawiało mnie, co takiego we mnie widział. Nie byłem może najgorszą partią, ale nastolatka nie powinienem interesować, tak mi się wydawało. Czasem Rafael mówił mi, żebym zrobił coś ze swoją twarzą, ewentualnie ogółem, bo uczennice się we mnie wgapiają. Uważałem, że przesadzał, ale według niego nigdy nie znałem się na kobietach i nigdy nie dostrzegałem takich niuansów, toteż się nie spierałem. Żadna z nich na szczęście nie wpadła na taki pomysł jak Ciel, rozbrajajac mnie przy tym właściwie kompletnie. Jaka była szansa na to, że udałoby się komukolwiek innemu przypaść do mojego gustu? Bo chyba mogłem powiedzieć, że chłopakowi się to udało. Nie do końca wiedziałem dlaczego i jak, ale...
... ciężka sprawa...
Czy gdyby nie krępujące konwenanse, Ciel by mnie zwyczajnie pociągał? Miałem wrażenie, że nie powinienem się zastanawiać nad takimi rzeczami w tej chwili, co mogłoby sugerować, że właśnie tak by było. Nie zastanawiałem się nigdy, z jaką osobą powinienem się wiązać, bo zwyczajnie nie zamierzałem tego robić. Poza tym takie rozmyślania mogłyby mnie tylko przygnębiać. Przemyślenia raczej nie doprowadzały mnie do przyjemnego stanu. W każdym razie zdążyłem się już kiedyś zastanawiać nad atutami nastolatka. Zauważyłem też parę jego wad, ale mnie nie raziły. W moim mniemaniu przejawiałem o wiele gorsze cechy, z którymi na szczęście jeszcze się nie zetknął i gdyby do tego nie doszło, byłoby cudnie. Powinienem zająć jakieś stanowcze stanowisko w związku z nim, ale moja racjonalna i stroniąca od głębszych relacji strona nie chciała się w to angażować. Bałem się ją uciszyć, chociaż z drugiej strony bez niej czasami bywałoby łatwiej.
Chyliłem się ku zwykłemu rzuceniu monetą, jeżeli miałoby to rozwiązać ten problem.
Zgasiłem niedopałek w popielniczce. Dostałem wiadomość od Ciela potwierdzającą jego jutrzejsze spotkanie.
Może też powinienem go odwiedzać? Nie, nie mieszka sam, nie mógłbym.
Po fajce poczułem się trochę lepiej. Pewniej emocjonalnie. Mogłem zabrać się do prac domowych. Ostatnio je zaniedbałem, w ciągu ostatnich kilku dni nie miałem na nie siły, kiedy wracałem do domu, jednak teraz były całkiem miłą odmianą, musiałem przyznać.
Zerknąłem na dorodną dynię, która stała na kredensie. Zamierzałem zrobić sobie z niej krem, na którego miałem chrapkę od jakiegoś czasu. Zjedzenie smacznego posiłku wziąłem za dobry początek popołudnia, potem mogłem się oddać odkurzaniu i innym podobnym pracom domowym. Jeszcze nie wiedziałem jak ruda, psia brać zareaguje na odkurzacz, ale przynajmniej mogłem mieć niezłą zabawę.
Wydawało mi się, że wszystko zaczyna się powoli ładnie układać. Na tyle ładnie, żeby zaraz się popsuć.
--------------------------------------------------------
Przy pierwszej lepszej okazji pozbędę się kretyna z domu.
Ostatecznie zgodził się na mój wypad z wielką łaską oczywiście. Nie spodziewałem się niczego innego. Tego, że jego koledzy zjawią się tutaj jeszcze dzisiaj, również nie oczekiwałem. Zabawnie by było, gdyby osiągnęli taki poziom hałasu, że ktoś z sąsiedztwa zadzwoniłby ze skargą na komisariat. Nie zdziwiłbym się, gdyby od tego doszło, ale wolałbym wtedy przebywać poza domem.
Cieszyłem się, że jutro wyrwę się na cały dzień. Spodziewałem się, że mój poranek będzie wyglądał tak, że wstanę bardzo wcześnie i będę z niecierpliwością wyczekiwał godziny, w której spokojnie zastanę Sebastiana na nogach.
Próbowałem czytać komiks pożyczoną od Marthy, ale nie wychodziło mi to najlepiej, bo ta gromada idiotów darła pysk za ścianą. Wyginali się dzisiaj nad jakąś grą na konsolę. Na pierwszy rzut oka wydała mi się całkiem do rzeczy, ale myśl, że ekscytują się nią niedojrzałe i głośne patałachy zniechęcała mnie do niej. Swoją drogą zastanawiałem się, ile Martha musiała mieć nietypowo romantycznej literatury i innych wytworów kultury, bo kiedy jej zapytałem, powiedziała, że nie zetknąłem się chociażby z połową jej zbiorów. Może ciekawym doświadczeniem byłoby odwiedzenie jej.
Ostatnio nie dogadywaliśmy się zbytnio. Wiedziałem, że to po części moja wina, jednak bałem się dodatkowo drażnić dziewczynę. Chyba pokłóciła się o coś z Katt, bo ostatnio nie rozmawiały ze sobą. Nie znałem Katt, więc czułem, że nie powinienem mieszać się między nie dwie. Może podpytam Marhę, jeżeli sprawy nie rozwiążą się w najbliższym czasie, ale na razie wolałem od tego stronić. Miałem swoje problemy wymagające uwagi, a nie umiejąc rozwiązać niektórych z nich, nie powinienem mieszać się dodatkowo do cudzych.
Nie spodziewałem się, że prędko zasnę w takich warunkach, o ile w ogóle. Może jak się porządnie schleją, to zasną przed konsolą. Tak byłoby wygodnie. Tymczasem, skoro mózg odmawiał pracy w hałasie, postanowiłem się wykąpać. Wziąłem komórkę, piżamy i opuściłem pokój. Zastanawiałem się przez moment, czy nie zamknąć go na klucz na wszelki wypadek, ale nie wiedziałem, czy to już przypadkiem nie przesada. Stwierdziłem ostatecznie, że takiej konieczności nie ma i nie powinienem się przejmować. Gdyby towarzystwo chciało tam wejść, pewnie nie przejmowało by się, czy akurat byłem w środku czy też nie.
Nawet jeżeli uszy zakorkowane miałem słuchawkami, słyszałem co głośniejsze krzyki zgromadzonych studentów. Nie przepadałem za nimi nie tylko dlatego, że byli głośni. Musiałem wejść z nimi w niedługą konfrontację, ponieważ nie zdążyłem zaszyć się w pokoju, nie spodziewawszy się ich. Patrzyli na mnie dziwnie, co trochę mnie niepokoiło. Dwójka z nich przywitała się ze mną. Uznałem to za szukanie zaczepki i nie odpowiedziałem, zabierając z lodówki jogurt pitny i chowając się w nim u siebie. Edward pewnie nagadał im o mnie dziwnych rzeczy, tak sobie to wytłumaczyłem. Nie chciałem, żeby coś głupiego przyszło im do głowy, więc starałem się nie rzucać im w oczy.
Sporo czasu moczyłem się po prostu w gorącej wodzie. Pachniała intensywnie magnolią. Lubiłem zapachy kwiatów, odprężały mnie. Czasami zapalałem sobie zapachowe świece w pokoju, ale ostatnio nie było ku temu okazji. Może sprezetnowałbym takie Sebastianowi? Nie widziałem u niego żadnych, możliwe, że ich nie lubił. Wybranie odpowiedniego zapachu również mogłoby nie być łatwe, ale chciałbym mu coś sprezentować. Coś niezbyt drogiego, żeby nie wprawić go w zakłopotanie, ale trafnego, żeby był zadowolony. Wiedziałem, że okażę się to dość trudne i że nie wykombinuje niczego do jutra, ale musiałem nad tym pomyśleć. Drobnymi krokami zbliżała się Wielkanoc, wtedy mógłbym mu coś wręczyć. Spodziewałem się, że ciocia Frances zaciągnie mnie do domu na święta, nawet jeżeli właściwie niezbyt je obchodziliśmy.
Musiałbym się też zapytać, kiedy Sebastian ma urodziny. Powinienem to wiedzieć.
----------------------------------------------------------
Pokłady dobrego humoru chyba wyczerpały się przez noc. Obudziłem się wcześnie, zanim jeszcze wzeszło słońce. Nie wiedziałem nawet, co właściwie wyrwało mnie ze snu, wiedziałem za to, że zupełnie nie miałem ochoty, by zwlec się z łóżka. Leżałem godzinę, nie robiąc właściwie nic poza mruganiem i oddychaniem. W głowie miałem kompletną pustkę. Wydawało mi się, że śniło mi się coś ważnego albo przyjemnego, jednak desperackie próby przypomnienia sobie, co to było, spełzłyby na niczym.
Usłyszałem ciche pukanie kropel o okno. Musiało się rozpadać.
Stwierdziłem, że dłuższe bezproduktywne leżenie nie poprawi mi nastroju, dlatego wstałem chociaż bez większego entuzjazmu. Zacząłem swoją poranną rutynę. Najpierw okulary na nos, kawa i papieros, potem można było jakoś rozplanować nadchodzący dzień.
Chciałem móc wrócić spać i liczyć na to, że obudzę się w lepszym nastroju. Nie lubiłem, kiedy miałem takie wahania. Wczoraj przecież wszystko jeszcze było w porządku. Miałem nadzieję, że zdążę się jeszcze choć trochę rozbujać, zanim Ciel przyjdzie. Trochę nie wierzyłem w to, że apatia wskoczyła mi na plecy akurat dzisiaj. Jakby głupia nie miała mi kiedy włazić na głowę...
Absurd przyszedł za mna do kuchni. Musiałem go przypadkiem obudzić, bo właściwie całą noc spał obok mnie. Korzystając z okazji, że siedziałem niemalże w bezruchu, wskoczył mi na kolana. Jęknąłem. Przypadkiem, wolałem myśleć, że zrobił to niespecjalnie, wbił mi pazurki w skórę na udzie, żeby się nie zsunąć.
– Ała...? – Spojrzałem na niego z wyrzutem, ale nie mogłem się gniewać zbyt długo. Zwinął się w kulkę na moich nogach. Był przyjemnie ciepły. – Nie ma spania, ja zaraz wstaję. – Pstryknąłem go palcem w ucho.
Cieszyłem się, że nie obległa mnie jeszcze gromadka głodnych jamników, domagających się jedzenia. Nie podobało im się, że nigdy niczego im nie rzucam z talerza. Dziadek tak robił właściwie notorycznie, dlatego psy miały teraz problemy z nadwagą. Umówiłem się z weterynarzem, bo stwierdziłem, że dobrze by było je przebadać. Mogłem się sugerować poradami z internetu, ale wolałem skonsultować się ze specjalistą w ich sprawie. Absurda też zamierzałem zabrać, chociaż wyglądał zdrowo.
Zaczął mruczeć cicho, co mnie odprężyło. Delikatne futerko pod palcami oraz rozgrzewająca mnie od środka kawa poprawiły mi humor, chociaż jeszcze dużo brakowało mi do stanu, w którym zachowywałbym się znośnie w towarzystwie.
Odstawiłem do zlewu opróżniony kubek. Rozbudziłem się, co stanowiło całkiem dobry start do poprawiania sobie humoru. Wyjrzałem przez okno na przymocowany do niego termometr. Temperatura nie powalała na kolana, ale z tego co widziałem nie wiało. Mógłbym urządzić psiej zgrai wcześniejszą pobudkę i wyciągnąć ich już na spacer, ale stwierdziłem, że im dłużej śpią, tym lepiej dla mnie.
Zaszedłem do swojej sypialni, żeby zgarnąć z niej komórkę. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy była wyjątkowo późno wysłana wiadomość od Ciela. Przeczytałem ją i mimowolnie westchnąłem. Kuzyn i jego znajomymi podobno nie dawali mu spać, bo zachowywali się strasznie głośno. Zastanowiłem się przez moment, czy mu opisać. Dźwięk powiadomienia mógłby go obudzić. Chociaż może w ogóle nie udało mu się zasnąć, co nie zrobi mu różnicy. Ostatecznie napisałem, że mi przykro z tego powodu. Dodałem, że również nie mogłem spać i może przyjść wcześniej niż planował, bo prawdopodobnie i tak będę na nogach.
Nie odkładając komórki, poszedłem do łazienki. Potrzebowałem chłodnego prysznica. Poprawiał mi samopoczucie porówywalnie z gorąca kąpielą, przy okazji dając niezłego kopa na dzień dobry. Zdjąłem z siebie piżamy, które od razu wylądowały w pralce. Przeczesałem włosy palcami. Ta noc musiała się na nich odbić, bo były strasznie tłuste. Przejrzałem się w lustrze. Osądziłem, że zdecydowanie musiałem odwiedzić fryzjera na dniach i zrobić coś z tymi sińcami pod oczami.
Położyłem okulary na umywalce, a potem schowałem się szybko w prysznicowej kabinie. Wzdrygnąłem się, kiedy opadł na mnie strumień lodowatej wody. Zadrżałem, kiedy spłynął mi po plecach. Przynajmniej miałem pewność, że nie zasnę na stojąco. Zimna woda spłynęła, a jej miejsce zastąpiła cieplejsza.
Odszukałem szampon na ślepo. Wtarłem biało-różową ciecz we włosy. Nie spieszyło mi się, w końcu dzisiejszy dzień mogłem zaplanować sobie jak chcę. Już dawno nie byłem tak zadowolony z faktu, że miałem wolne i nie musiałem wyjść do pracy.
Zdziwiłem się, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. W pierwszej chwili miałem wrażenie, że tylko mi się to zdawało. Szum wody zakłócał takie dźwięki. Zakręciłem kurek, kiedy ponownie usłyszałem stukanie. Czekałem.
Faktycznie, ktoś musi się dobijać do drzwi. Podejrzane. O tej porze?
Prawie poślizgnąłem się na kafelkach. Włożyłem okulary na nos i od razu poczułem, że podłoga mi niegroźna. Zarzuciłem na siebie szlafrok, bo czułem, że nie ma czasu się wycierać i ubierać. Na mokre włosy narzuciłem kaptur, szlafrok z kapturem to błogosławieństwo po prostu, więc przynajmniej kapiące z nich krople nie spadały na podłogę w większej części. Zostawiając za sobą mokre ślady stóp i wiążąc pośpiesznie pasek od szlafroka, doczłapałem do drzwi.
Otworzyłem je trochę niepewnie. Pod puchaty materiał od razu brutalnie wślizgnął się chłód, który przemknął się przez drzwi.
– Hej. To ja. – Usłyszałem.
Okulary mi trochę zaparowały. Właściwie nie mogłem uwierzyć, że Ciel stoi pod moimi drzwiami w wyjątkowo mglisty, szary i deszczowy bardzo wczasny poranek.
– Znów się ubrałeś byle jak – powiedziałem, wciągając go dosłownie do środka. – Nie do pogody.
– Też za tobą tęskniłem.
Oko, które mogłem dostrzec, miał lekko opuchnięte i zaczerwienione. Płakał? Możliwe. Z pewnością nie spał.
Przyciagnąłem go do siebie. Nie byłem ani odrobinę ciepły w tamtym momencie, ale chciałem dodać mu otuchy.
– Wybacz. Coś złego się stało?
Minęła chwila, zanim mi odpowiedział.
– Po prostu się zdenerwowałem, to wszystko. Nie mogłem nic poradzić na to, że są głośno i nie dają mi spać. Nie chciałem nachodzić cię tak wcześnie, ale nie mogłem ich znieść. Przepraszam.
– Nic się nie stało – odpowiedziałem. Zamierzałem coś jeszcze dopowiedzieć, kiedy chłopak zajrzał sobie za połę mojego szlafroka, korzystając z okazji. Zdzieliłem go lekko płaską ręką w skroń, więc się odsunął. Poprawiłem zdecydowanie zbyt rozchełstany szlafrok. Chciałem zgromić nastolatka wzrokiem, ale widząc w jego oczach coś na kształt zadowolenia. Westchnąłem.
– Rozgość się, a ja się pójdę ubrać.
Zostawiłem go w przedpokoju, żeby pójść poszukać sobie jakiś ubrań na dzisiaj. Większość bardziej eleganckich rzeczy wylądowała wczoraj w praniu, więc musiałem rozejrzeć się za czymś innym, bardziej codziennym.
Wyciągnąłem stare jeansy. Liczyłem, że nadal zmieszczę się w nich bez większych problemów. Złapałem jeden z wielu jednokolorowych t-shitów i świeżą bieliznę. Tak uzbrojony wróciłem z powrotem do łazienki, żeby się wytrzeć. Nie suszyłem już włosów. Odsączyłem z ich część wody w ręcznik. Zamierzałem dać im swobodnie wyschnąć, chociaż trochę obawiałem się, że będą przez to skołtunione albo dziwnie pofalowane.
---------------------------------------------------------------
Głowę miałem zupełnie pustą, kiedy przyrządzałem omlety na słodko w nieswojej kuchni. Na szczęście nie musiałem myśleć, żeby pamiętać, jak się je robiło. Zasugerowałem, że przygotuję śniadanie, skoro żaden z nas go jeszcze nie zjadł. Sebastian co prawda nie przepadał za słodkim jedzeniem, ale zgodził się na mój pomysł. Obserwował mnie teraz uważnie, paląc drugiego papierosa.
Przeprosiłem go chwilę temu za mój wybryk, ale stał przede mną w samym szlafroku i miał tak cudownie odsłonięte żebra i kawałek brzucha, że nie mogłem powstrzymać się przez zerknięciem na nie. Teraz był już kompletnie ubrany. Nawet skrawka obojczyka nie miał odsłoniętgo. Tylko hidżabu mu brakowało, dosłownie. Jednakże nie śmiałem narzekać. W wyciągniętej, szarej bluzie też wyglądał do rzeczy.
– Coś nie dawało ci spać? – zapytałem, wykładając na talerz kolejny gotowy placek.
– Obudziłem się po prostu i nie mogłem zasnąć. A ty nie chciałbyś się zdrzemnąć?
– To by było trochę nie na miejscu. Jak już do kogoś przychodzisz, to raczej nie zasypiasz w progu.
– Niby nie, ale przypomnę ci, że kilka razy już zająłeś moje łóżko. – Uśmiechnąłem się.
– Nie mógłbym o tym zapomnieć.
Wyłączyłem płytę grzewczą i postawiłem talerz ze stosikiem omletów na stole. Wyglądały tak apetycznie i estetycznie, że nie mogłem nie być z siebie niezadowolony w tamtym momencie. Wydawało mi się, że Sebastian również uważał je za całkiem udane. Wspólnie zjedliśmy wspólne śniadanie. Nie spieszyło nam się. Ciepły posiłek co prawda podsycił moje pragnienie zwyczajnego położenia się spać, ale starałem się trzymać na nogach za wszelką cenę. Równie mocno próbowałem oddalić od siebie myśl o tym, że na noc musiałem wrócić do domu. Liczyłem się z tym, że mogłem zastać tam jeszcze okropnie głośnych i wulgarnych, jak się okazało, kolegów Edwarda. Co go skłoniło do popadnięcia w takie towarzystwo? Nie podobała mi się myśl, że są sami w moim domu. Nie ufałem im specjalnie i prawdę mówiąc, nie zdziwiłbym się, gdybym zastał zalaną kuchnię albo łazienkę, powywracane meble czy coś w tym stylu.
– Ciel, nie wyglądasz najlepiej. Myślę, że powinieneś się położyć na chwilę.
Westchnąłem. Nie mogłem nie przyznać mężczyźnie racji. Z braku snu zaczynałem dostawać dreszczy.
– Zdrzemnę się, jeżeli dotrzymasz mi w tym towarzystwa.
Uniósł brwi, jakby nie wiedział, o czym właściwie mu opowiadam.
– Lubię z tobą spać. Połóż się ze mną. Proszę.
Ostatecznie się zgodził, chociaż wiedziałem, że nie był do tego przekonany. W całkiem dobrym nastroju ułożyłem się w jego łóżku. Ściągnąłem sweter, który miałem na sobie i spodnie, bo w nich nie spałoby mi się dobrze. Poczekałem cierpliwie, aż brunet do mnie dołączy. Nie zamierzałem go do tego zmuszać, ale skoro mi nie odmówił, myślałem, że uznał to za coś do zniesienia.
Przytuliłem się do jednej z poduszek w ciemnobrązowej poszewce. Przesiąknęła zapachem Sebastiana, pewnie to na niej zwykle się kładł. Przewróciłem się na plecy, nadal trzymając poduszkę. Łóżko bruneta było bardzo duże. Podejrzewałem, że spokojnie mogły się na nim zmieścić ze trzy osoby. Czułem się w nim cudownie bezpiecznie. Przez częściowo zasłonięte zasłony nie wpadało zbyt wiele światła. Dzisiejszy dzień zapowiadał się dżdżyście, pogoda raczej nie zachęcała mnie do prędkiego wyłonienia się z odmętów kołdry.
Pogładziłem palcami delikatny materiał, który pod nimi miałem. Przymknąłem oczy, starając się nie zasnąć natychmiastowo. Włosy pewnie miałem w okropnym nieładzie, ale nie przejmowałem się tym szczególnie. Nie w tej chwili. Cieszyłem się cudownym wrażeniem odprężenia, które nieśpiesznie mnie ogarniało. Utonąłem w nim na tyle, że prawie nie zauważyłem, jak brunet kładzie się obok mnie ostrożnie. Może myślał, że już zasnąłem, więc nie chciał mnie przypadkiem, obudzić, ale postanowił dotrzymać obietnicy.
Przysunąłem się do niego, nie kwapiąc się do otworzenia oczu. Nie wiedziałem, na ile blisko mnie jest, dlatego trochę zdziwiłem się, kiedy czubkiem nosa musnąłem jego podbródek. Nieznacznie zsunąłem się z poduszki, tak by mieć twarz na wysokości zagłębienia jego smukłej szyi. Nie pytałem, czemu zwlekał z przyjściem do mnie tak długo, cieszyłem się jego obecnością.
– Dziękuję – szepnąłem. Nie zastanawiałem się właściwie, za co mu dziękowałem, ale powodów znalazłaby się cała masa, gdyby się nad tym zastanowić.
Nie odpowiedział mi. Nie miałem zbyt wiele siły na wciąganie go w rozmowę, a on wydawał się nie mieć na to zbyt dużej ochoty. Nie powstrzymałem uśmiechu, kiedy poczułem jego dużą, dość ciepłą dłoń na swoich plecach. Było mi tak dobrze, że mógłbym trwać z nim zastygnięty w takiej pozie całą wieczność.
– Dziwnie jest bez ciebie w szkole – powiedziałem. – Trochę nudno, ale nadal równie głośno.
– Nie lubiłem tego hałasu – odpowiedział, chyba ziewając przy okazji.
– Wiem, dało się to po tobie poznać. Profesor Rafael przedwczoraj urządził na długiej przerwie maraton techno. W całym głównym budynku huczało, kiedy uruchomił głośniki w swojej klasie. Chyba nawet w jednej z klas odpadł tynk, za co mu się oberwało. Chociaż może to tylko taka plotka.
– Pewnie czekał z tym na dzień, w którym nie będzie mnie w szkole.
– Tak, to całkiem możliwe – przytaknąłem. – Pamiętasz swój pierwszy dzień w pracy? – zapytałem, skoro udało mi się jednak nawiązać jakąś mało zobowiązującą rozmowę z brunetem. Byłem niemal pewny, że nie miałby mi za złe, gdybym podczas niej zasnął.
– Coś tam pamiętam.
– A pierwszą lekcję ze mną? – dopytywałem.
– Nieszczególnie.
– Zrugałeś mnie, bo nie pamiętałem głównych prawd wiary – przypomniałem mu.
– Naprawdę? Nic takiego nie utkwiło mi w pamięci. – Uszczypnął mnie odrobinę.
– Byłeś dla mnie bardzo niemiły. Oczekuję rekompensaty w późniejszym terminie. – Ziewnąłem. Czułem przyjemne, nienachalne ciepło jego ciała. Specyficzny zapach, który na sobie nosił, a który wydawał mi się całkiem męski i pociągający.
– To ci nie wystarcza? – zapytał. Wydawało mi się, że miał lekką chrypkę, ale jego odrobinę szorstki, mrukliwy ton bardzo mi się podobał. Zaprzeczyłem, pozwalając porwać się spokojnemu snu.
-------------------------------------------------------
Chłopak zasnął przy mnie przerażająco wręcz łatwo. Nie zamierzałem właściwie do niego dołączać, jednak nie mogłem też odejść, bo trzymał mnie za koszulkę. Poddałem się. I sobie, i jemu. Wiedziałem, że tak naprawdę nie zamierzałem się stąd ruszać ani teraz, ani później. Gdyby mnie nie trzymał, pewnie też bym tego nie zrobił.
Wydawało mi się, że właściwie wszystko było na właściwym miejscu. Dziwne uczucie. Czułem się zadowolony, chociaż nie miałem ku temu żadnych szczególnych powodów. Zakorzeniło się we mnie nie do końca zrozumiałe przekonanie, że powinienem zapewniać chłopakowi bezpieczeństwo. Przeraziłem się myśli, że mógłbym nie chcieć puścić go do domu wieczorem, skoro nie wiedziałem, kogo tam zastanie. Odgoniłem je, wmawiając sobie, że to przesada.
Wsłuchiwałem się w jego spokojny, miarowy oddech przez jakiś czas. Kilkakrotnie odniosłem wrażenie, że na chwile przestaje oddychać, ale gdy znów czułem, że jego klatka piersiowa unosi się do góry, stwierdzałem, że tylko mi się tak wydaje i wszystko jest w porządku. Pozwoliłem sobie zasnąć obok niego. Nadal było wcześnie, a ja właściwie nie miałem zaplanowanych żadnych działań na dzisiaj i na upartego mógłbym przeleżeć cały dzień. Nie przejmowałem się póki co tym, że należało wyprowadzić psiarnie.
W czymś na kształt półsnu ściskałem coś przyjemnie miękkiego. Zdziwiłem się na tyle, na ile pozwalało mi zaspanie. Przesunąłem swoją dłoń wyżej, natrafiając na coś bardziej kościstego. Hmmm...
Usłyszałem niegłośne westchnięcie. Ciepły oddech musnął mnie w grdykę, co wydało mi się całkiem miłym doznaniem. Porównywalne do muskania czyjejś skóry palcami. Mruknąłem niezadwolony, gdy delikatne ciało zniknęło spod moich dłoni. Uniosłem się odrobinę by wyciągniętą na ślepo ręką przyciągnąć je z powrotem do siebie.
Ciel pisnął zupełnie tak, jakby się czegoś przestraszył. Otworzyłem oczy, co nie dawało mi zbyt wiele, dopóki nie miałem założonych okularów. Wyciągnąłem po nie niemrawo rękę i wsunąłem oprawki na nos.
– Coś się stało? – zapytałem sennie, układając chłopaka na powrót wzdłuż własnego ciała.
– Nie, nie – odpowiedział od razu, drżąc odrobinę.
Oplotłem go ramieniem, jakbym się bał, że mi ucieknie. Bezwiednie schowałem twarz w jego włosy. Zamknąłem oczy, wodząc dłonią po jego brzuchu, który był akurat odkryty. Myślałem, że to go uspokoi, ale się chyba pomyliłem.
– Sebastianie... – Odsunął się ode mnie, co uznałem za trochę dziwnie. – Muszę...
Nie zważając na to, co mówił, sięgnąłem po niego z powrotem. Złapałem go mniej więcej na wysokości biodra. W reakcji na to otrzymałem stłumione jęknięcie.
– Puść. Muszę do łazienki – powiedział. Nie zamierzałem od razu spełnić jego prośby.
Wsłuchiwałem się chwilę w jego spanikowany oddech. Znów otworzyłem oczy, ale jedynie po to, żeby sprawiać wrażenie faktycznie rozbudzonego i całkiem świadomego sytuacji. Tym razem ja przysunąłem się do niego, żeby już nie telepać nim jak szmacianą lalką. Chłopak zastygł w niemalże całkowitym bezruchu, kiedy znowu znalazłem się blisko niego.
– Puść, proszę – stęknął. Szarpnął się lekko, a moja dłoń zsunęła się z jego biodra. Musnęła o zauważalną wypukłość. Ciel jęknął, co ostatecznie rozwiało moje wątpliwości w stosunku do jego zachowania.
– Przepraszam! Tak strasznie mi głupio! – Chciał znów ode mnie uciec, ale i tym razem nie pozwoliłem mu na to. – Puść mnie, proszę. Chcę iść do...
Co ty w ogóle robisz, kretynie...? Trzeba było udawać, że nic się nie zauważyło i pozwolić mu wyjść. Przestań natychmiast...!
Pocałowałem go delikatnie w kark. Z nie do końca znanych mi przyczyn jego reakcja wydała mi się całkiem urocza. Młodzieńcza po prostu.
– Mógłbym ci ulżyć – stwierdziłem spokojnie, starając się jednocześnie nie zabrzmieć oschle.
– Nie, nie musisz. Zajmę się tym sam, tylko mnie puść. Proszę. To żenujące.
Przestał się wyrywać, za to skulił się na łóżku.
– Nie chcę cię wypuczać - mruknąłem, składając pocałunek na jego szyi. – Zaspokoję cię, jeżeli tego potrzebujesz. – Czekałem spokojnie, aż mi odpowie. Nie zamierzałem go do niczego zmuszać, chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, że tak mogło to wyglądać. Póki mój zdrowy rozsądek się nie obudził, zamierzałem pokazać mu, że jego cielesność mi nie przeszkadza. W innych okolicznościach pewnie nie przyszłoby mi to tak łatwo. – Oczywiście, jeśli tego nie chcesz, nie będę napierał.
– Nie chcę, żebyś potem się czuł podle ze sobą – odpowiedział poważnie.
– Postaram się, by tak nie było.
Nie mogłem zapewnić go, że wszystko potem będzie dobrze. Czasami ciężko było mi przewidzieć, jak zachowam się w jakiejś konkretnej sytuacji. Często zależało to od zwykłego przypadku. Niektóre rzeczy w normalne dni zupełnie mnie nie wzruszały, a kiedy miałem zły humor, wywoływały napady paniki czy męczącego płaczu. Stwierdziłem jednak, że sobie z tym poradzę. Skoro zobowiązałem się w jakiś sposób przed samym sobą, że będę pielęgnował tę pokręconą relację, zamierzałem się tego trzymać. Nie wiedziałem, dlaczego czułem, że będzie z tego więcej pożytku niż szkody.
Pocałowałem jego kark ponownie. Czułem skryte pod skórą drobne kostki. Wydawało mi się, że nie ma sensu zachęcać go do odpowiedzi bardziej odważnymi pieszczotami. Naprawdę nie chciałem, by poczuł się osaczony. Rozluźniłem uścisk, w którym go trzymałem.
– Naprawdę nie zrobię niczego wbrew tobie. Nie wiem, jak było ostatnim razem, jednak chciałbym ci sprawić przyjemność, skoro mam ku temu okazję – powiedziałem, kiedy upewniłem się, że nastolatek nie zdecydował się na prędką ucieczkę z łóżka.
– W porządku. Przepraszam, że tak to komplikuję. To chyba z... ekscytacji.
Mruknąłem, trawiąc jego słowa. Uniosłem delikatnie jego koszulkę. Obaj byliśmy przykryci kołdrą, więc wszystko robiłem na ślepo. Wydawało mi się jednak, że to dodawało chłopakowi odrobinę więcej pewności. Nie śpieszyłem się. Wolno błądziłem po trochę zapadniętym brzuchu, zanim choćby zahaczyłem o bieliznę.
– Ekscytacji? Co przez to rozumiesz?
– Nie mogę przecież powiedzieć, że nie cieszy mnie spanie przy tobie. Poza tym jesteś tak... – urwał, kiedy poczuł moje palce, które właśnie napotkały jego kość biodrową. – ... cholernie pociągający, że... – Rozciągnąłem materiał bokserek i pociągnąłem go w dół, co było niełatwe, kiedy do dyspozycji miało się jedynie jedną rękę. Nie chciałem przypadkiem zawadzić o jego erekcję. Z doświadczenia wiedziałem, że coś takiego mogło być zwyczajnie bardzo niekomfortowe. – ... nie wiem, jakim cudem nie przydarzyło mi się to wcześniej. Naprawdę mi głuhmnn...!
Nawet nie zacisnąłem jeszcze palców na jego przyrodzeniu. Wydawał mi się strasznie czuły, co odebrałem jako całkiem urocze. Zdało mi się, że czułem jego niedoświadczenie. Oceniłem tylko, chociaż nie uważałem tego za coś jakkolwiek taktownego, jego rozmiar, muskając go delikatnie. Za znawcę rzeczy się nie uznawałem, jednak uznałem, że plasował się w średniej klasie pod tym względem. Ciężko było się zorientować pod wszystkimi pieleszami, ale spodziewałem się, że będę miał jeszcze ku temu okazję.
– Hmmm... schlebiasz mi, tak to odbieram – mruknąłem mu do ucha. Myśl, że nadal mogłem faktycznie kogoś podniecić, w dziwny sposób połechtała moje ego i skrzywioną samoocenę. – Cieszy mnie to.
Wsłuchiwałem się w jego nieporadnie tłumione jęki. Jego reakcja nie była niczym dziwnym. Zapewniłem go, że nie musi na siłę próbować być cicho, jednak obstawał przy swoim. Obcałowywałem leniwie jego kark i odsłonięty fragment ramienia. Uważałem, by nie zostawić po sobie żadnych widocznych śladów, chociaż nie było to łatwe.
Nie chciałem się podniecić, co właściwie mi się udało. Cielowi było chyba wystarczająco wrażeń na dzisiejszy poranek, dlatego próbowałem się wstrzymać z własnymi potrzebami, które właściwie nadal udawały, że nie istniały. Tym razem było mi to wyjątkowo na rękę, przynajmniej nie speszyłbym go jeszcze bardziej.
Po jego przyśpieszonym oddechu wnosiłem, że sprawiłem mu nie najgorszą przyjemność. Miałem wrażenie, że będę musiał porozmawiać z nim o pewnych sprawach, jednak nie bałem się tej rozmowy, co właściwie mnie szczerze zdziwiło.
– Przepraszam! – zaskomlał niemalże. – Nie chciałem.
– W porządku, nie musisz się przejmować – uspokoiłem go. Odwrócił twarz w moją stronę i zerknął na mnie lekko nieobecnym spojrzeniem. Źrenice miał rozszerzone na tyle, że jego cudnej modrej tęczówki widać było tylko skrawek. Policzki miał uroczo zaczerwienione, a ustka rozchylone. – Czasami coś się brudzi przy takiej zabawie. Uniosłem się, cofając od niego lepką dłoń. Nie przeszkadzało mi jakoś szczególnie to, że doszedł wprost w nią, byłem na to przygotowany. Poza tym wydzieliny ciała raczej mnie nie obrzydzały. O ile nie lądowały one na moich okularach, tego nie lubiłem wybitnie.
Sięgnąłem ręką po chusteczki, które trzymałem w szafce nocnej i wytarłem swoje palce. Stwierdziłem, że chłopak nie chciałby, żebym uważniej przyglądał się jemu nasieniu. Nie chciałem go dodatkowo krępować.
Czekałem, aż uspokoi swój oddech i resztę rozpalonego ciała. Męczyło mnie dziwne uczucie. Chciałem móc jeszcze podotykać jego miłego brzucha, wystających żeber, obojczyków, ramion, karku, szyi, wszystkiego dosłownie. To było aż dziwne, dlatego upewniłem się, że na pewno utrzymam ręce przy sobie.
– Bielizna ci się nie upaćkała? Jeśli tak, moglibyśmy ją zaraz wyprać.
Spojrzał na mnie odrobinę przerażajacym spojrzeniem. Błyskawicznie straciłem ochotę na jakiekolwiek dalsze przekomarzanki z nim, przynajmniej na ten moment.
– Ta twoja praktyczność popsuła nastrój – stwierdził. Westchnął tylko na pokaz, ale wiedziałem, że nie był niezadowolony.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro