Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVIII

Naprawiłem komputer i przeżyłem swój pierwszy rok w liceum. Przypadłyby się gratulacje, kondolencje czy coś ;-;

------------------------------------------------------------------

Podejrzewam, że nie tak powinien zachować się odpowiedzialny dorosły, stwierdziłem, zastanawiając się propozycją Ciela. Niedawno zasugerował mi, że byłoby miło spotkać się ponownie w jakimś ustronnym miejscu. Od początku tygodnia zaczęliśmy ponownie wymieniać się wiadomościami. Musieliśmy jednak zrezygnować z smsów. Byliśmy niemożliwie zaabsorbowani sobą, jakkolwiek niewłaściwie by to nie brzmiało, dlatego najzwyczajniej w świecie nam się to nie opłacało. Przerzuciliśmy się na jakiś mało popularny chat, gdzie żadnej z naszych znajomych by nas nie szukał.

Taka forma komunikacji wyjątkowo odpowiadała kalece interpersonalnej mojego pokroju. Znów mogliśmy rozmawiać ze sobą w stosunkowo bezpieczny sposób, który dodatkowo nie krępował mnie tak jak bezpośredni kontakt. Nie potrzebowałem też pomocy żadnych wspomagaczy, mogących przy okazji przyćmić mój zdrowy rozsądek.

Pewne kwestie nie zostały jeszcze poruszone i nic nie wskazywało na to, by coś miało się pod tym względem zmienić. Całun milczenia, którym zostały okryte pewne tematy, prawdę mówiąc, całkiem mi odpowiadał. Nie chciałem roztrząsać sprawy dotyczącej wydarzeń z ostatniego weekendu, co było okropnie dziecinne i niedojrzałe. Skoro jednak...

– Nie no, powinienem coś z tym zrobić. Interweniować jako pedagog, główny sprawca zajścia, dorosły... – Myślałem na głos, licząc, że chociaż w niewielkim stopniu pomoże mi to podjąć decyzję.

Wmawianie sobie, że jeżeli Ciel uważał, że mieściło się to w granicach normalności, znaczyło, że taki był faktyczny stan rzeczy, wydawało mi się okropne i nieodpowiedzialne. Zacząłbym się nawet bać, że pójdę do Piekła, gdyby całe moje życie nim nie było. Sumienie odrobinę mnie gryzło, chociaż przecież od cudownej soboty, która była jakimś błędem w systemie, nie zrobiłem nic jednoznacznie niewłaściwego. Dorośli po prostu siłą rzeczy wchodzą w relacje z osobami niepełnoletnimi... co prawda nie do końca tak powinno to wyglądać...

... im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym zaczynałem czuć się coraz podlej.

Zacisnąłem zęby.

Chciałem utrzymywać kontakt z Cielem, do takiego wniosku doszedłem w ciągu minionego tygodnia. Podobało mi się rozmawianie z nim, wymiana poglądów, dzielenie się przemyśleniami. Nie chciałem właściwie nic więcej. Próbowałem uświadomić sobie, że skoro nie miałem w stosunku do niego żadnych złych zamiarów, to nie robiłem nic złego (z wykluczeniem soboty). Obawiałem się zrobienia mu krzywdy, jednak samolubnie potrzebowałem zatrzymać go przy sobie. Nawet nie wiedziałem, kim miałby dla mnie właściwie być, chciałem po prostu mieć go dla siebie w jakiejś stosownej części.

Ciel powiedział, że zawsze mogę odwołać naszą "schadzkę", gdybym się rozmyślił. Wydawało mi się, że chłopak naprawdę przejmował się moim zdaniem. Uważał, by się nie narzucać, ani nie zachowywać nachalnie. Składał decyzje w moje ręce. Powiedział, że powinny należeć do mnie, ponieważ wszystkie ewentualne konsekwencje naszej relacji spadłyby na mnie. Zamierzałem trzymać je jak najdalej. Plan miałem taki, żeby nie nawiązywać z nim zbyt zobowiązującego kontaktu fizycznego. Podejrzewałem, że właśnie to mnie ostatnio zgubiło.

Jeszcze nie wiedziałem, co powinienem przygotować na nasze spotkanie. Zupełnie nie miałem pojęcia. Postanowiłem zapytać Ciela o zdanie, gdy już wróci do domu. Dziś miał wizytę u pani doktor Lacroix, dlatego nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt wiele. Najwyraźniej co jakiś czas będzie się z nią konsultował. Wydawało mi się dobrym to, że do niej trafił. Ona z pewnością była w stanie mu pomóc.

Powinienem chyba przestać tyle o tym myśleć. Nie dochodzę do żadnych sensownych wniosków, tylko truję sobie łeb.

------------------------------------------------------------------


Po wizycie u doktor Lacroix oraz dużych zakupach wróciłem do domu. Był już późny wieczór i zdążyło się ściemnić. Wydawało mi się, że poza rzeczami niezbędnymi do przeżycia, które starczyć miały na jakieś dwa tygodnie, przywiozłem też ze sobą z Londynu okropne zmęczenie. Nie zażyłem piątkowej popołudniowej drzemki, dlatego wyglądałem, jakbym miał zaraz umrzeć, a ponadto byłem niewyobrażalnie rozdrażniony. Co swoją drogą nie umknęło uwadze doktor Lacroix...

Przynajmniej udało się nam zjeść jakiś normalny obiad na mieście, pomyślałem, zabierając się bez większego entuzjazmu do rozpakowywania zakupów. Nie mogłem powiedzieć, że ostatnio jadałem szczególnie dobrze, dlatego cieszyłem się z rodzinnego wypadu do włoskiej restauracji.

Obecnie miałem dom tylko dla siebie. Do poniedziałku wieczór będę w nim samotnie królować. Ciocia Francis odstawiła mnie do domu, a potem razem z Edwardem wróciła do siebie. Miał tylko zabrać jakieś swoje graty i tutaj wrócić niestety. Zamierzałem w miarę rozsądnie wykorzystać weekend, skoro mogłem działać według własnego widzimisię. Planowałem nauczyć się jakiegoś nowego przepisu. Ostatnio postanowiłem, że nauczę się gotować. Zważywszy na to, że miałem dwie lewe ręce, jeśli chodziło o takie rzeczy, a do kuchenki się zwykle nie zbliżałem, spodziewałem się długich męczarni. Miałem zacząć praktykować w tygodniu, jednak nadrabianie zaległości w nauce zabrało mi praktycznie cały czas.

W domu było odrobinę nieprzyjemnie cicho. Włączyłem telewizor, żeby rozgonić przytłaczającą ciszę. Nie było nic lepszego od akompaniamentu lektora z Discovery podczas układania jedzenia w szafkach. Hmmm...mam makaron, świeże warzywa, jajka, mleko, kilka opakowań przypraw, orzechy, masło... hmmm... okay, na razie nie mam zielonego pojęcia, co mógłbym sklecić z tego, co jest pod ręką. Potrzebowałem prostego, niewymagającego wypracowanych zdolności kulinarnych przepisu. Nie zamierzałem spalić kuchni. Na razie jednak powinienem pomyśleć o jakiejś kolacji... ale najpierw wiadomość do Sebastiana...

Wydawało mi się, że z wolna się do mnie przekonywał, co bardzo mnie cieszyło. Pozwolił mi nawet siebie odwiedzić, czego się szczerze nie spodziewałem. Podejrzewałem, że dystans, który nas dzieli, nadal będzie dość duży, ale postaram się go zmniejszyć w miarę możliwości. Małymi krokami może udałoby się zbudować między nami jakąś stabilną relację. Na obecną chwilę właśnie taki miałem cel.

Sebastian odpisał mi w chwili, w której wkładałem detergenty do szafki obok zmywaka. Pytał, jakie miałem samopoczucie, a przy okazji też o to, czy oczekiwałem czegoś konkretnego, jeśli chodziło o jutrzejszy dzień. Stwierdził, że nie wpadł jeszcze na pomysł, co takiego moglibyśmy razem jutro porobić.

Nie zastanawiałem się nad tym wcześniej. Prawdę mówiąc, mnie w pełni satysfakcjonowała zwyczajna konwersacja ze swoim katechetą. Nie myślałem, że moglibyśmy zrobić coś poza tym.

"Mógłbyś mnie nauczyć przyrządzać jakieś danie, proszę?"

Swój pomysł uznałem za połączenie przyjemnego z pożytecznym. Sebastian mieszkał sam, dlatego wydawało mi się, że musi co nieco znać się na gotowaniu. Mogłem podzielić się składnikami, które miałem w domu, jeśli by tego potrzebował.

"W porządku. Postaram się coś wymyślić." Ucieszyłem się, czytając tę zdawkową odpowiedź.

Nie mieliśmy zbyt wielu rzeczy do omówienia poza tym szczegółem. Przesunęliśmy tylko godzinę spotkania na wcześniejszą, tak, żebyśmy zdążyli wyrobić się z obiadem w porę. Poza tym wszystko pozostawało bez zmian.

Stwierdziłem, że na zakończenie tygodnia zasługiwałem na porządną kąpiel - długą i odprężającą. Kiedy przebywałem z Edwardem pod jednym dachem, nie byłem w stanie sobie na nią pozwolić. Nie rozumiałem dokładnie, dlaczego działaliśmy na siebie tak drażniąco, ale po prostu nie mogliśmy ze sobą wytrzymać, a aura płynącej z nas irytacji przesiąkała nawet przez ściany. Nie było możliwym zrelaksowanie się w takich warunkach, dlatego nikt nie powinien się dziwić, że gdy tego wieczora trafiła mi się ku temu okazja, nie zamierzałem z niej nie skorzystać.

Nie rozstałem się z komórką i wziąłem ją ze sobą do łazienki. Jeszcze nigdy nie wpadła mi do wody, liczyłem na to, że tym razem nie będzie inaczej. Już po chwili kafelki, którymi wyłożono ściany niewielkiego pomieszczenia, pokryły się kropelkami wody. Powietrze wypełnił zapach fiołków, gdy wlałem do napełniającej się wrzątkiem wanny odrobinę (no dobra, może jednak trochę więcej) płynu do kąpieli. Tak, dokładnie o tym marzyłem przez cały tydzień...

Ściągnąłem z siebie ubrania. Praktycznie rzuciłem je byle gdzie, żeby móc jak najprędzej zanurzyć się w utęsknionej, pachnącej wodzie. Była na tyle ciepła, że prawie się poparzyłem. Ułożyłem się wygodnie w wannie i odgarnąłem z czoła zwilgotniałą grzywkę.

Odetchnąłem. Zamierzałem korzystać z tej chwili z pozoru pozbawionej zmartwień, ile tylko będę mógł. Nie mogłem narzekać na życie w stresie czy coś podobnego, jednak nie czułem się dobrze. Momentami życie rzucało mi jakieś ochłapy szczęścia, tylko że przestało mi to wystarczać. Dotychczas nie przeszkadzało mi towarzyszące niespełnienie, przywykłem już do niego. Zawsze mówiłem mu, że przecież mam jeszcze czas i wszystko może się zmienić. Chciałem myśleć, że ten czas nadszedł właśnie teraz - w końcu wszedłem w relację z Sebastianem, a tego właśnie pragnąłem, prawda? Nie odważyłem się na myśl, że od tej chwili wszystko ulegnie zmianie, ale taką żywiłem nadzieję.

Zapytam się go, co robi...

-------------------------------------------------------------------

Wylegiwałem się na kanapie, sącząc leniwie białą herbatę. Ogarniało mnie zmęczenie, ale cieszyłem się z tego. Przynajmniej nie miałem siły panikować podczas odpisywania Cielowi. Dobrze, że słownik w telefonie prawidłowo rozpoznawał wyrazy, które miałem na myśli, bo z lekko drżącymi dłońmi ciężko przychodziło napisanie choćby jednego wyrazu w całości poprawnie.

Udało mi się wpaść na pomysł, co moglibyśmy jutro wspólnie przygotować. Miałem większość składników do paelli, a w razie czego można coś zaimprowizować. Nie wydawało mi się, żeby kuchnia hiszpańska była w Anglii jakoś szczególnie popularna, dlatego uznałem, że byłoby fajnie zaserwować chłopakowi coś, czego prawdopodobnie nigdy nie jadł.

Stwierdziłem, że już za późno na odwołanie naszego spotkania, dlatego dzielnie brnąłem w to dalej. Postanowiłem się psychicznie przygotować na jego obecność w moim domu. Wydawało mi się, że jest w nim czysto i schludnie, chociaż do garażu nie wchodziłbym na jego miejscu. Czy były jakieś nieprzewidziane okoliczności, na które powinienem być przygotowany? Zapewne uzbierałaby się cała ich długa lista, ale z racji tego, że zapewne nie miałem większych możliwości, by im zapobiegać, nie zastanawiałem się nad nimi specjalnie. Po prostu będę uważał na to, co mówię i robię. I przede wszystkim postaram się nie zbliżać za bardzo.

Kiedy widziałem Ciela w szkole, nie wydawało mi się, żeby cokolwiek mnie do niego ciągnęło. Dosłownie nic. Ani ciekawość, ani troska, ani poczucie obowiązku. Nie czułem też niczego podobnego do kogokolwiek w tym przybytku, no może poza Rafaelem, ale z nim była kompletnie inna historia. W każdym razie nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego, kiedy tylko rozmawialiśmy ze sobą sam na sam lub też ułomnie sam na sam, traciłem rozsądek.

"Właśnie biorę kąpiel", przeczytałem wiadomość od chłopaka. "Od dawna nie czułem się tak zrelaksowany, dlatego prędko nie wyjdę z wody. Za dobrze mi"

Trawiłem tę wiadomość przez dłuższą chwilę.

Sam kilka razy odpisywałem mu z wanny czy też w negliżu, ale nigdy nie pomyślałbym, żeby o tym napomykać. Poczułem się odrobinę niezręcznie. W sumie należało to do rzeczy niewłaściwych, w końcu każdy czasem bierze kąpiel. Nie było nic zdrożnego w tym, że to wyartykułował, a przynajmniej nie powinno być.

Kiedy jednak przez myśl przemknął mi obraz zanurzonego w ciepłej wodzie, znajomego już poniekąd ciała, poczułem się jeszcze bardziej niezręcznie. Lekko zaróżowione, rozchylone ustka oraz przymknięte oczy okolone długimi rzęsami wydawały się zostawić trwały ślad w mojej wyobraźni.

Zacisnąłem zęby. Liczyłem na to, że uda mi się odgonić od siebie tę myśl, jednak nawet argument "nie mogę być jak Wakefield" nie pomógł. Gdybym nie zajmował się desperackimi próbami pozbycia się obecnego natręctwa, porównałbym Ciela ze sobą w jego wieku. Też w końcu nie miałem wtedy praktycznie nikogo, dlatego starałem się znaleźć oparcie w swoim profesorze. Przebiegało to odrobinę inaczej, ale efekt był taki sam. Skończyło się to tragiczne dla obu stron... przynajmniej na mnie się to dość odbiło. Nie życzyłbym Cielowi tego samego. Nie zamierzałem stać się nagle dupkiem pokroju swojego nauczyciela od gry na pianinie, jednak ryzyko, że go skrzywdzę, wydawało mi się zbyt wysokie. Zabrzmiało to zapewne tak, jakbym zamierzał wchodzić z nim w związek, ale nie o to mi chodziło.

Nie okazywałem uczuć. Pod względem utrzymywania relacji należałem do grupy największych kalek. Od ludzi wolałem swojego kota. Często zachowywałem się jak gbur. Nie lubiłem wychodzić z domu. Nie było szans, żeby wszystko idealnie się ułożyło, o ile w ogóle. Jak ktoś młodszy o dziesięć lat mógłby stwierdzić, że próba spoufalenia się ze mną to dobry pomysł?

Zmartwienia przynajmniej przytłumiły wyobraźnie, którą zdecydowanie poniosło. Powiedziałem Cielowi, że poczułem się słabo i zamierzałem iść spać. Przeprosiłem też, że tak nagle go zostawiam.

"Wybacz, jeśli zrobiłem coś nie tak. Nie chciałem", zapewnił mnie. Nie czułem się na siłach, żeby mu cokolwiek odpisać.

Usiadłem na kanapie. Nastawiłem jeszcze tylko budzik na jutrzejszy dzień. Zgarnąłem kota z fotela, a następnie pogasiłem światła w całym domu. Absurd majtał bezwładnie łapkami, kiedy kładłem go na łóżko w sypialni. Ściągnąłem z siebie tylko spodnie, które bez ogródek wrzuciłem po prostu byle jak do szafy.

Naprawdę straciłem chęci do wszystkiego.

Zamierzałem wziąć prysznic rano, więc mogłem się bez wyrzutów sumienia położyć. Nie spodziewałem się, że sen nawiedzi mnie błyskawicznie. Byłem przyszykowany na to, że będę musiał przynajmniej dwie bądź trzy godziny bić się z toksycznymi myślami, zanim uda mi się zasnąć. Ewentualnie zdecyduję, że pora już wstać.

Położyłem się na plecach. Czułem jak małe, kocie łapki przemaszerowują po mnie, zanim drobne stworzonko ułożyło się na pościeli. Na zewnątrz padał deszcz, a jego szum zalewał ciemne pomieszczenie.

Przez krótką chwilę rozświetliła je mdła poświata.

Ekran komórki za moment się wyłączył.

-----------------------------------------------------------------


Wstałem wyjątkowo wcześnie jak na dzień wolny. Chciałem należycie przygotować się do swojego wyjścia. Musiałem upewnić się, że będę ubrany odpowiednio. Zależało mi, żeby wywrzeć na Sebastianie jak najlepsze wrażenie, dlatego nie mogłem opuszczać domu w pośpiechu. Nigdy mi takie sztuczki nie wychodziły. Zawsze wyglądałem jak niechluj, gdy ubierałem się "na szybko". Jeżeli dodatkowo nie zdążyłem się uczesać... strach się bać.

Nie wiedziałem właściwie, czy powinienem dzisiaj odwiedzać swojego nauczyciela. Wczoraj nie pożegnaliśmy się w najlepszy możliwy sposób. Wysłałem mu jeszcze wiadomość na dobranoc, ale mi nie odpisał. Nie chciałem zakłócać jego spokoju, ani wchodzić mu w drogę, jeżeli się na mnie gniewał. Nie pisaliśmy od rana. Planowałem zapytać się jeszcze, czy na pewno mogę przyjść, zanim przyjdzie pora na wyjście, ale tymczasem zajmowałem się prasowaniem.

Zdziwiłem się odrobinę, jak bardzo prasowanie przypadło mi do gustu. Odkurzanie też było w porządku. Nie należałoby się spodziewać, że wyrośnie ze mnie jakiś maniak sprzątania, aczkolwiek lepiej znosić obowiązki, które się lubi, skoro już i tak musiałem zajmować się pracami domowymi, niż negatywnie się do nich nastawiać. Nie lubiłem zmywać, ale na szczęście życie obdarzyło mnie zmywarką, yay...

Nie zastanawiałem się nad kreacją na dzisiejsze wyjście zbyt długo. Postanowiłem, że najlepiej będzie ubrać się tak jak zwykle, dlatego ostatecznie zdecydowałem się na granatową koszulkę (właściwie większość koszulek jakie miałem pozbawiona była jakichkolwiek ozdób, nadruków czy innych dodatków... hmmm... piękno kryje się w prostocie i te sprawy?), bluzę w niebiesko-szare paski i czarne spodnie. Dodatkowo miałem jeszcze wziąć ze sobą fartuch, tak na wszelki wypadek.

Ciekawiło mnie, co takie Sebastian wymyślił na dzisiaj. Chętnie przygotowałbym z nim jakieś ciasto, ale, jeśli dobrze pamiętałem, on nie lubił słodkości, dlatego musiałem obejść się smakiem. Poza tym obojętnym mi było, co właściwie przyjdzie nam jeść wspólnie. Chyba że będzie tak pikantne, że sparzę sobie język, albo będzie zawierało anchois. Nadal wydawały mi się obrzydliwe.

Kiedy skończyłem się przebierać, miałem jeszcze dużo czasu dla siebie. Zdecydowanie zbyt dużo czasu. Żeby go nie zmarnować, zająłem się odrabianiem zadań domowych na następny tydzień. W końcu nie miałem pewności co do tego, o której wrócę do domu. Prawdę mówiąc, chciałem jak najwięcej czasu spędzić z Sebastianem, więc, gdybym mógł, najchętniej bym się do niego wprowadził. Taka możliwość oczywiście nie wchodziła w grę, ale miło było pomarzyć. To nie grzech, prawda?

Mimo że próbowałem skupić się nad zadaniami matematyki, myślami błądziłem po mieszkaniu Sebastiana. Nie spodziewałem się tego, że trafię do jego sypialni jeszcze raz, nie zmieniało to faktu, że wspominałem ją... no cóż... miło. Nie wracałem często do tego zdarzenia. Udało mi się z nim przejść do porządku dziennego. Nie wiedziałem, czy to dobrze, czy to źle. Może dokonana inicjacja seksualna powinna bardziej wpływać na życie? W sumie nie do końca wiedziałem, jak powinienem traktować ten aspekt życia intymnego. Większość chłopaków w moim wieku zachowywała się niczym koty w marcu, dlatego zastanawiałem się, czy moja reakcja na swój pierwszy (niepełny, ale zawsze) stosunek nie jest jakaś wypaczona. Seks wydawał mi się po prostu częścią ludzkiej egzystencji, czymś zgoła naturalnym, więc w sumie nad czym miałoby się tutaj rozwodzić? Miło byłoby oczekiwać powtórki, ale jeśli się nie zdarzy, nie będzie to dla mnie wielką tragedią.

No... no nie wiem... może powinienem o tym z kimś porozmawiać? Ale z kim?

Czułem, że nie powinienem mówić o tym doktor Lacroix, bo mogłoby się to skończyć niefajnie. Na rodzinę też nie miałem co liczyć, więc zostawał...

...nie, chyba nie chcę rozmawiać o tym z Sebastianem...

--------------------------------------------------------

Nie planowałem nigdzie wychodzić z domu, ale zmusiła mnie do tego siła wyższa. Papierosy mi się skończyły. Tabletki przeciwbólowe też przepadły. Reguła była taka, że im mniejsze stężenie nikotyny i paracetamolu w organizmie, tym bardziej nerwowy się robiłem. Nie mogłem pozwolić sobie na bycie drażliwym, nie dzisiaj. Musiałem zachować spokój, bo inaczej ten dzień będzie... w najlepszym wypadku nie najlepszy.

Kompletnie nie widziało mi się dzisiejsze gotowanie... Nie chodziło o to, że mi się odwidziało. Obudziłem się z bólem trzewi. Myślałem, że to z głodu. Potem zwróciłem śniadanie, dlatego stwierdziłem, że chyba jednak to nie jego sprawka. W drodze do sklepu cały czas sprawdzałem swój oddech. Umyłem zęby kilka razy, w tej chwili przeżuwałem gumę, ale nadal miałem wrażenie, że emanuję nieprzyjemnym zapachem. Koszmar.

W każdym razie udało mi się dorwać to, co chciałem. Dlatego zanim zacząłem się zastanawiać nad swoim nadwątlonym zdrowiem, zapaliłem przed sklepem. Przynajmniej nie padało mi na łeb. Chociaż nie zdziwiłbym się, gdyby zaraz zaczęło znów kropić. Deszczowe chmury jeszcze się nie przerzedziły.

Włożyłem paczkę fajek do kieszeni płaszcza i powoli poczłapałem do domu. Kałuże wypełniały nierówności chodnika, po którym szedłem. Powietrze nadal było okropnie wilgotne. Na tyle, że włosy zaczęły mi się odrobinę skręcać.

Może to z powodu pogody czuję się tak koszmarnie?

Zdążę sobie jeszcze zrobić jedną kawę, kiedy wrócę do domu. Może by mi to pomogło. Chyba jeszcze mam colę, też mogłaby trochę podnieść ciśnienie. Przy okazji ma w cholerę cukru...

Muszę jeszcze wyprowadzić kota na dwór. "Wyprowadzić kota" brzmi dziwnie, jednak nadal lepiej niż "wyrzucić kota za drzwi balkonowe".

Rano sprawdzałem, czy aby na pewno mam wszystkie potrzebne na dzisiaj składniki. Robiłem to również wczoraj, ale znając zamiłowanie mojego życia do robienia mi, łagodnie rzecz ujmując, psikusów, wolałem się upewnić.

Nic nie powinno pójść nie po mojej myśli. Będę się bardzo starał niczego nie spieprzyć. Najgorsze, co mogłoby się w tej sytuacji przytrafić, to brak aprobaty Ciela w stosunku do przepisu. Nie podobała mi się wizja wspólnego gotowania głównie dlatego, że nie czułem się w roli... przewodnika? Wiedziałem, że nie spodoba mi się wizja wydawania chłopakowi poleceń. Nie powinienem tak tego odbierać, w końcu "pokrój to, wrzuć do garnka tamto" na nikim nie wywarłoby presji, aczkolwiek miałem pewność, że będę się czuł niezręcznie. W szkole jeszcze jakoś mi to szło, ale również nie było jakoś specjalnie przyjemne. Szło mi łatwiej, bo nie przepadałem za uczniami jak za grupą. Z Cielem... będzie po prostu trudniej.

Czy właśnie przyznałem, że go lubię? Okay, pośrednio przyznałem.

Zamierzałem spokojnie czekać, aż przyjdzie do mnie. Przynajmniej na tyle spokojnie, na ile byłem w stanie. Skończyło się na tym, że miziałem i miętosiłem kota przez jakąś godzinę. Absurd nie wydawał się być z tego niezadowolony. Jego mruczenie od razu wprawiło mnie w stabilniejszy nastrój. Chociaż równie dobrze mogła być to zasługa nikotyny i paracetamolu, ale nie ujmowałem zasług małemu zwierzęciu.

Kiedy znacznie się rozluźniłem, otrzymałem wiadomość od Ciela. Pytał, czy na pewno może przyjść. Po dłuższej chwili odpisałem, że tak. Wydawało mi się logicznym, że zawahałem się nad odpowiedzią. Nadal nie czułem się w jego obecności zupełnie dobrze czy swobodnie, cud musiałby się stać, żeby do tego doszło. Cud albo alkohol, ale oba nie wchodziły w grę.

"Czujesz się już lepiej?"

"Tak, wydaje mi się, że tak" napisałem na dotykowej klawiaturze. Po momencie zastanowienia dopisałem - "Czekam na ciebie".

Dobrze, jak tylko wyprowadzę kota, będę mógł zacząć w spokoju panikować. Nie chcę, żeby Absurd patrzył się na mnie, jak na kretyna częściej niż dotychczas, a kiedy zaczynałem... nawet nie umiem nazwać dźwięków, które z siebie wydaje, kiedy się denerwuje... dobra, nieważne. Po prostu jestem idiotą.

Dopiłem przygotowaną wcześniej kawę. Nie ma to jak fusy w gardle...

Nie spodziewałem się, że Ciel zjawi się u mnie tak szybko. Zupełnie jakby biegł. Wzdrygnąłem się na dźwięk pukania do drzwi tak silnie, że niemalże upuściłem filiżankę. Spodobał mi się taki sposób na picie kawy. Zasługa Ciela, heh...

Otworzyłem chłopakowi drzwi, chociaż nie były zamknięte na klucz. Odsunąłem się, żeby mógł swobodnie wejść.

– Dzień dobry – przywitał się, uśmiechając delikatnie. Ledwo uchwyciłem wzrokiem ten uśmiech, był taki nikły.

– Hej – mruknąłem cicho.

Mózg zwiesił mi się, dlatego stałem sztywno, opierając się ramieniem o ścianę i jedynym co robiłem było wgapianie się w chłopaka odwieszajacego zwiewny płaszczyk na haczyk.

– Wszystko w porządku? – Skinąłem z wolna głową, chociaż nie byłem nawet pewny treści zadanego mi pytania.

Ciel stanął przede mną. Pewnie nie wiedział, co do końca powinien teraz zrobić. Oczekiwał zapewne, że to ja przejmę jakąś inicjatywę, w końcu byliśmy w moim domu. Gdybym w tej chwili mógł myśleć, pewnie bym do tego doszedł. Rozejrzał się niepewnie dookoła, po czym w końcu spuścił wzrok na podłogę.

Wystawił powoli i nieśmiało ramiona przed siebie. W pierwszej chwili nie dotarło do mnie znaczenie tego gestu.

Chce się... przytulić...?

Nie wiedziałem, czy był to najlepszy z możliwych pomysłów, dlatego zamiast objąć go, zmierzwiłem delikatnie jego włosy. Nie tego się spodziewał, ale w spojrzeniu, które mi posłał, nie dostrzegłem niczego przypominającego niezadowolenie.

------------------------------------------------------

Dziwnie było patrzeć, jak Sebastian coś je. Nie przypominałem sobie, bym miał ku temu wcześniej okazję, dlatego bardziej niż swoją porcją nasycałem się jego widokiem. Oczywiście robiłem to najbardziej dyskretnie, jak tylko mogłem.

Siedzieliśmy po przeciwnych stronach stołu. Uważałem, by przez przypadek nie trącić jednej z jego długich nóg, jednak co jakiś czas, oczywiście przypadkiem, haczułem o nie.

Pierwszy raz zdarzyło mi się myśleć o jedzeniu jako o czymś niesłychanie... zmysłowym? Wydawało mi się to trochę dziwne, ale obserwowanie spokojnych i dość rytmicznych ruchów warg i dłoni Sebastiana wydawało mi się krępująco satysfakcjonujące.

– Nie smakuje ci?

Speszyłem się lekko na to pytanie, ale szybko zacząłem się usprawiedliwiać tym, że po prostu wolno jem.

– Bardzo dobrze nam to wyszło. Tak mi się wydaje.

Nigdy nie próbowałem hiszpańskiej kuchni, ale danie, które wspólnie przygotowaliśmy, przypadło mi do gustu. Nie spodziewałem się tego, ponieważ z reguły nie jadałem tak mocno przyprawionych potraw. Z gotowania wyszedłem prawie bez szwanku (gotować i nie zaciąć się nożem, to jak nie gotować wcale).

Sebastian wydał mi się bardziej spięty niż ostatnim razem. Wydawało mi się to całkiem zrozumiałe, dlatego starałem się nie frustrować go bardziej. Niewiele rozmawialiśmy, a akurat miałem krocie pytań, które chciałbym mu zadać. Żadne z nich nie wydawało mi się do końca na miejscu, ale potrzebowałem znać na nie odpowiedź. Mogły poczekać, ale były ważne.

– Dziękuję za wspólny posiłek.

Mężczyzna skończył jeść. Złapał za praktycznie opróżnioną już szklankę z colą. Chyba po to, żeby zająć czymś ręce.

Cóż, skoro już nie ma nic w ustach, raczej się nie zakrztusi, gdy usłyszy niewygodne pytanie, pomyślałem.

– Sebastianie... – zacząłem. Może tego nie pamiętał, ale pozwolił mi zwracać się do siebie po imieniu. Poczekałem chwilę, zanim skupił na mnie uwagę. Był uroczo roztrzepany. Dobieranie w głowie odpowiednich słów nie wychodziło mi najlepiej, dlatego po prostu to, co chciałem, bez owijania w bawełnę. – ...czy my właściwie jesteśmy razem?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro