"Poważna rozmowa" Rozdział IX
Z każdą chwilą narastała we mnie niekontrolowana złość. Jak Arisu mogła tak po prostu uciec?! Mogłam nie zostawiać jej samej. Zachowałam się niezwykle lekkomyślnie.
-Cholera.- pod napływem impulsu wyskoczyłam przez otwarte okno w pokoju fioletowowłosej próbując wypatrzyć chociażby najmniejszą poszlakę, która doprowadzi mnie do mojej niedoszłej współlokatorki.
Arisu
Gdy tylko ułożyłam się do snu zaczęłam nasłuchiwać poczynań zielonookiej w pokoju obok. Gdy przez pewien czas nie usłyszałam nic niepokojącego usiadłam na łóżku opierając się o drewniany zagłówek.
Nie potrafiłam wyrzucić z pamięci twarzy szarowłosego shinobi Konohy. Tej jego prześwietlającej, czarnej tęczówki, w której widziałam wyraźne, że patrząc na mnie przypomniał sobie o czymś ważnym. O czymś co nie dawało mu spokoju. Niestety dla mnie powód jego zachowania zostanie tajemnicą.
-Dlaczego ja go nie pamiętam? Kim on dla mnie był?- co chwila zadawałam sobie te pytania w myślach. Złapałam się zrezygnowana za głowę.- W mojej pamięci jest burdel jak w damskiej torebce.- też zebrało mi się na żarty. Uśmiechnęłam się delikatnie.
Nie byłoby w tym wszystkim nic dziwnego, gdybym nie usłyszała cichego chichotu zza okna. Momentalnie zamilkłam podrywając się z łóżka. Z każdym krokiem modliłam się, żeby stara podłoga nie wydała żadnego ostrzegawczego dźwięku. Byłam coraz bliżej źródła obcego śmiechu. Jedynie metr dzielił mnie od delikatnie uchylonego okna.
Ostatni krok.
I
Jednym, gwałtownym ruchem wyskoczyłam na zewnątrz upadając na lekko zaszroniony dach. Moje stopy nie mogły znaleźć stabilnego podparcia i zaczęły się ześlizgiwać. Z przerażeniem przeklinałem swoją własną głupotę. Nie pomyślałam, że takim nieprzemyślanym ruchem mogę łatwo dać osobie zza okna jak bardzo jestem nierozgarnięta.
Z szczelnie zamkniętymi oczami odczekałem na niefortunne spotkanie z glebą, które o dziwo nie nastąpiło. Otworzyłam szerzej oczy w szczerym zmieszaniu widząc nikogo innego jak Kakashiego.
-Wszystko dobrze?- zapytał nadal mocno przytrzymując mnie w talii i trzymając za rękę. Byłam zdecydowanie zbyt blisko starszego Hatake. Nie mogłam się powstrzymać i spojrzałam w jego przewiercającą mnie na wskroś kruczą tęczówkę.
-T-tak...- wydukałam próbując się oswobodzić i stanąć o własnych siłach. Niestety srebrnowłosy nie miał tego w planach. Jedynie wzmocnił uścisk powodując, że moje serce zaczęło bić nieco szybciej.
-Musimy chyba poważnie porozmawiać.- jego nieco wyniosły, niski ton głosu sprawił, że przeszedł mnie dziwny drzesz.
-O czym chcesz ze mną rozmawiać?- spytałam lekko oszołomiona.
-Nie tutaj.- wskazał na sąsiednie okno.- Twoja koleżanka może w każdej chwili wrócić. Widziałem jak wychodziła ze swojego pokoju, ale kiedy chce może w tu przyjść i nas zobaczyć.
-D-dobra.- spięłam się lekko czując jak przerzuca mnie przez ramie.- C-czekaj! Co ty robisz?!
-Nie będziesz za mną nadążać.- przymrużył oko, dając odczucie, że się uśmiecha. Nie uszło mojej uwadze, że i jego policzki pod maską zrobiły się czerwone.
-Potrafię chodzić o własnych siłach.- umierałam się, ale wiedziałam, że jak tylko mnie postawi nogi odmówią mi posłuszeństwa.
-Nie zaprzeczam.- odpowiedział zeskakując z dachu na miękką dróżkę. Delikatnie opuścił mnie na lekko wilgotną ziemię lustrując mnie spojrzeniem kruczej tęczówki.
-C-co się patrzysz jak wół na malowane wrota!- lekko się zająkałam, ale nie mogłam teraz tracić głowy. Zagarnęłam swoje fioletowe włosy odwracając się do szarowłosego plecami, ukrywając delikatny uśmiech i rumieniec. Wciąż czułam na sobie prześwietlający mnie na wskroś wzrok Kakashiego- Mam coś na twarzy?
-Nie, nic.- odparł zmieszany chowając ręce do kieszeni czarnych dresów.- Chodź za mną.
Nie słysząc mojego słowa sprzeciwu shinobi liścia ruszył leniwym krokiem w stronę bramy wyjściowej z Konohy. Przez całą drogę nie odezwałam się nawet słowem, co już zupełnie mnie zaskoczyło. Zwykle moje usta nigdy się nie zamykały, wypluwając raz śmieszne, raz zgryźliwe komentarze. Teraz nie mogłam z siebie nic wykrztusić. Jakby na moje usta była nalepiono taśma.
Minęliśmy dwóch, śpiących strażników przed głównym wyjściem. Co za niekompetencja, przeszło mi przez myśl. Zaśmiałam się bezgłośnie.
Zaprowadził mnie nieco głębiej w las. Przez chwilę miałam w głowę te wszystkie teksty, których zdążyłam się nasłuchać w kryjówce Orochimaru, między innymi, żeby nie iść z nikim do lasu... szczególnie pod pretekstem obejrzenia słodkich kotków, którego na moje szczęście w naszym spotkaniu zabrakło.
-No dobra.- zaczął przystając dobry kilometr od stolicy.- Wyjaśnij mi... dlaczego cię kojarzę.- odwrócił się twarzą do mnie posyłając zmartwione spojrzenie hebanowej tęczówki.- Dlaczego wydajesz mi się znajoma, ale moja podświadomość stałe ukrywa przede mną twoją prawdziwą tożsamość?
-Sama nie pamiętam nic więcej jak imienia.- odpowiedziałam smętnie spuszczając wzrok byleby nie spojrzeć mu w oko, w którym nie chciałam zobaczyć zawodu i rozczarowania związanego z moim brakiem większości, ba wszystkich, wspomnień.
-Więc jakie jest twoje imię?- spytał z nikłą nadzieją w głosie. Odważyłam się podnieść wzrok. W tym samy momencie odpowiedziałam na pytanie.
-Arisu. Nazwy klanu nie...- nie zdążyłam dokończyć, gdy poczułam szczelny uścisk szarowłosego.
-To ty.- wyszeptał mi do ucha mocniej przyduszając moje wątłe z zaskoczenia ciało do swojej klatki piersiowej.
-Ale ja cię nie pamiętam.- wyjąkałam próbując się oderwać od mężczyzny.- Puść.- zaczęłam się wyrywać. Gdy udało mi się w końcu oswobodzić wbiłam w niego wściekłe spojrzenie.
-Arisu...- zaczął łamiącym się głosem. Zobaczyłam, że jego prawe oko było lekko zaszklone. Płakał.
-C-czemu? Sprawiłam, że płaczesz?- w moim głosie słychać było niesamowity smutek. Nie chciałam tak zareagować, jednak instynkt wziął górę i czując obcego mężczyznę odruchowo go odepchnęłam.
-Usiądź.- poprosił samemu usadawiając się na wilgotnej trawie. Wskazał miejsce obok siebie.- Opowiem ci wszystko.
-Dobra.- zgodziłam się siadając w nieco dalszej odległości niż zakładał karooki.
-Przyjaźniliśmy się w dzieciństwie.- zaczął, a ja zdziwiona przerwałam mu.
-Przecież jesteś ode mnie o wiele starszy!- wypaliłam, ale widząc jego proszący wzrok zamilkłam i ruchem ręki pozwoliłam mu kontynuować.
-Szczerze, nie wiem dlaczego jesteś taka młoda. Może to ja się szybko zestarzałem?- wzruszył ramionami lekko się uśmiechając pod maską.- Wszystko zaczęło się trzynaście lat temu. Razem z moją drużyną mieliśmy pomóc w dywersji podczas Trzeciej Wojny Shinobi. Przydzielono nam jednego, utalentowanego świerzaka, który dopiero co skończyli akademię- ciebie. Uczęszczałaś do akademii rok dłużej niż ja, więc Hokage uznał, że twoja pomoc może się nam przydać, a że przyjaźniliśmy się już od dziecięcych lat z ochotą przyjąłem twoją pomoc.
-Byłam aż takim kozakiem?- poczułam jak mój humor powraca z wakacji. Z tego powodu zaszczyciłam mężczyznę siedzącego obok mnie szczerym uśmiechem. Odpowiedział mi tym samym i kontynuował.
-Naszym zadaniem było wysadzenie mostu, przez którego mogli się przeprawić ninja z Iwagakure. Niestety mieliśmy mały poślizg. Z zaskoczenia zaatakowali nad shinobi z Iwy i porwali Rin Nohara- jedną z członków mojej drużyny. Obito Uchiha- który również do niej należał upierał się, że trzeba ją ratować. Ty bez namysłu poparłaś go mówiąc, że nie możemy tak zostawić przyjaciółki. Byłem głupcem... nie posłuchałem was i pozwoliłem, abyście sami narażali życie walcząc o odzyskanie członka zespołu...
-Dlaczego nie chciałeś jej ratować?- spytałam lustrując go wzrokiem. Mój szeroki uśmiech przygasł nieco.
-Po śmierci ojca zasady stały się dla mnie święte. On złamał je dla przyjaciół, przez których skończył pod szubienicą popełniając samobójstwo. Misja była dla mnie wtedy najważniejsza. Byłem głupi...- Kakashi złapał się za głowę potrząsając ją.
-Każdy popełnia błędy- uśmiechnęłam się pocieszająco.- ale najważniejszym jest by je dostrzec, spróbować naprawić i nigdy nie powtarzać... tak myśle.- dopiero teraz spostrzegłam, że zaczęłam mówić jak Yumi. Zaśmiałam się na myśl o mojej współlokatorkę, która mogła już wrócić i spostrzec, że mnie nie ma w pokoju... a ja nie zostawiłam żadnej wiadomości! Teraz to się doigram!
-Nie dokończyłem historii.- szarowłosy podparł brodę prawą dłonią przymykając oko jakby się nad czymś zastanawiał.- Obito wyruszył razem z tobą na ratunek Rin. Postanowiłem jednak porzucić misję i spróbować was dogonić. Walczyliście z jednym z ninja z Iwy, ale wyraźnie nie dawaliście rady. Mimo tego, że byłaś niezwykle utalentowanym shinobi nawet ty miałaś z nim problem. W końcu nam się udało. Ruszyliśmy prosto na drugiego wroga. Udało nam się uratować Rin jednak... zapłaciłem wtedy życiem dwóch przyjaciół, a przynajmniej tak myślałem.
-Jak to?- spytałam po raz któryś przerywając mu.
-Jak będziesz się wcinać w moją opowieść nigdy się nie dowiesz.- przymrużył oko czekając na moją reakcje.
-Dobra, dobra. Mów dalej.- rozsiadłam się wygodniej wysłuchując jego dalszych słów.
-Niestety kryjówka shinobi Iwagakure zaczęła się walić. Moje ciało było pełne ran i siniaków, a pole widzenia ograniczone. Zanim się spostrzegłem zostałem powalony przez spadający głaz. Upadłem na ziemie czekając na zgniecenie, do którego, o dziwo, nie doszło. Obito udało się przerzucić moje wątłe ciało w miejsce, gdzie nie dosięgła nas kamienna lawina . Ty nie chciałaś podpuścić, aby to jego spotkała smierć i rzuciłaś się pod spadające głazy na ratunek. Połowa ciała Obito została przygnieciona wielkim kamieniem. Ty zupełnie zniknęłaś mi z pola widzenia. Straciłem wtedy was oboje. Pamiętam do dziś twój słaby uśmiech, gdy udało ci się złapać Uchihę za ramie, ale potem nie mogłem dostrzec twojej bladej twarzy wśród popiołu i głazów.- przerwał na chwilę swoją opowieść cicho wzdychając, ale po kilku sekundach kontynuował. - Myślałem, że zginęłaś. Że cię nie zobaczę.- jego oko znów zrobiło się lekko zaszklone.
-Coś mi się wydaje, że mogę siebie porównać do cebuli...- stwierdziła krzyżując ręce na piersiach.
-Skąd ten pomysł?- spytał wielce zdziwiony moim niecodziennym porównaniem.
-Sprawiam, że ludzie płaczą... i to wcale nie umyślnie.- zachichotałam cicho.
-Możliwe też, że jestem zombie, bo w końcu miałam być martwa... albo i nie. Raczej jestem tu cała i zdrowa. Chyba, że o czymś nie wiem...- zaśmiałam się podrywając się z pozycji siedzącej.- Będę musiała się zbierać.
-Ale czemu?- spytał wyraźnie zawiedziony srebrnowłosy.
-Widzisz to.- wskazałam na wschodzące akurat słońce, które rzucało na nas swoją gorącą, rażącą w oczy poświatę.- To oznacza, że moja współlokatorka najprawdopodobniej wróciła już do naszego mieszkanka i coś myśle, że zaraz historia się powtórzy. Yumi nie da mi żyć. ONA MNIE ZABIJE JEŚLI MNIE TAM NIE BĘDZIE!- oboje zaczęliśmy się głośno śmiać.
-Widząc jej podejście z wczoraj nie sądziłbym, że jest do tego zdolna.- stanął tuż obok mnie mrużąc krucze oko.
-Nie znasz jej.- odpowiedziałam ruszając w drogę powrotną.- Pokazała ci tą łagodniejszą wersje swojej osobowości. Strzeż się, bo możesz spotkać na drodze jej zupełne przeciwieństwo w tej samej skórze.
-Odprowadzę cię.- zaproponował Hatake.
-Nie sądzę, aby to był dobry pomysł.- sprzeciwiłam się, śle widząc jego ledwo widoczny grymas niezadowolenia pod maską dodałam.- Możemy się spotkać dzisiaj po południu. Kiedy rozpocznie się egzamin.
-Niech ci będzie.- odparł jakby od niechcenia, ale w jego oku widziałam, że jest z tej opcji równie zadowolony.
-Pa, Kakashi.- końcu powiedziałam do niego po imieniu. Byłam przez to lekko zmieszana, ale to uczucie nie trwało zbyt długo.
-Narazie Arisu.- gdy wypowiedział moje imię serce zabiło mi szybciej, a gdy zobaczyłam szeroki uśmiech pod maską zrobiło mi się cieplej w środku.
Wkraczając do wioski przez główną bramę spostrzegłam, że strażnicy nadal śpią i nawet nie zauważyli kiedy wkroczyłam do stolicy.
Stałam pod mieszkaniem lekko poddenerwowana. Przez chwile pomyślałam nawet, że nic się nie stanie...
Najdelikatniej jak tylko potrafiłam nacisnęłam klamkę drzwi frontowych. Powoli i ostrożnie wkroczyłam do pomieszczenia nasłuchując wszelakich dźwięków, które mogły towarzyszyć mojej współlokatorce.
Cisza. Gdy do moich uszu przez kilka dobrych minut nie docierał żaden podejrzany dźwięk zaniepokoiłam się jeszcze bardziej. To mogło oznaczać tylko jedno... albo Yumi nie ma w domu, albo czai się na mnie w najciemniejszych zakamarkach naszego tymczasowego domu w nadziei na to, że stracę czujność.
Wszystko mogło się zdarzyć, a mi nie pozostało noc innego jak czekać za ruchem zielonookiej.
Czekałam i czekałam. Przez dwie godziny nie działo się absolutnie nic. W końcu wykończona poszłam do mojego pokoju i padłam zmęczona na łóżko. Miękka pierzyna przypomniała mi jak bardzo jestem zmęczona. Zasnęłam zanim się spostrzegłam.
Mam nadzieję, że uznasz to za udany rozdział Doughter_of_sky 💖. Wiem, że na niego czekałaś i męczyłaś mnie wręcz, abym wstawił go dzisiaj z rana. Niestety nie wyrobiłem się i wstawiam go teraz.
Korektę zrobię jutro, więc mogą się pojawić błędy 😂.
Mam nadzieję, że podobał się ten rozdział i szybkie pytanko:
Wolicie kiedy rozdziały są takiej długości jak te poprzednie czy jak ten teraz?
Tak nie przedłużając: pozdrawiam wszystkich ciepło 💖💖
Anonimek
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro