"Misja na większą skalę" Rozdział V
Próbowałam choć odrobinę uchylić powieki, jednak moje starania były daremne. Ręce i nogi również pozostawały w bezruchu mimo starań o choćby najlżejszy skurcz mięśni. Tuż nad moim uchem rozległ ten sam wstrętny śmiech, który słyszałam przed omdleniem.
-Przecież widzę, że już się obudziłaś. Czyżbyś miała takie słabowite ciało, że najmniejsza dawka leku na uspokojenie ci szkodzi?- Oschły ton mężczyzny rozniósł się echem po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam.
-Wszystko z nią w porządku?- zapytał ktoś inny.
-Ma lekki wstrząs i jest wycieńczona po przemierzaniu pustyni bez jakiegokolwiek przygotowania na tamtejsze niemiłosierne upały, ale poza tym jest zdrowa.- do moich uszu doszedł dźwięk oblizywanych ust, na który w myślach lekko się skrzywiłam.
-Myślę, że możesz już otworzyć oczy.- łagodny męski głos zachęcał mnie, abyś mogła zobaczyć gdzie się obecnie znajduje. W końcu mi się udało. Przez kilka chwil oślepił mnie blask słońca przebijającego się przez szczeliny między sufitem.
-Gdzie ja jestem?- próbowałam z siebie wykształcić, ale z moich ust wydobywał się dziwny warkot.
-Masz wysuszone gardło.- obok mnie stał chłopak o srebrnych włosach i czarnych oczach. Na nosie miał duże, okrągłe okulary, w których wyglądał mądrze. Był nieco starszy ode mnie, ale głos po przejściu mutacji sprawił, że brzmiał dojrzałej.- Proszę.- podał mi szklankę wody, która z wdzięcznością wypisaną na twarzy przyjęłam.
-A więc, porozmawiajmy.- obróciłam się. Mój wzrok spoczął na straszne wybałuszonych gadzich tęczówkach. Mimo, iż sparaliżował mnie strach starałam się tego nie okazywać zakładając maskę obojętności.
-O czym chce Pan rozmawiać?- odpowiedziałam siadając na łóżku tuż obok wężopodobnego.
-Jak się nazywasz, skąd podchodzisz i dlaczego znaleźliśmy cię na pustyni?- zastanowiłam się przez chwilę, aby postanowić odpowiedzieć na zadane mi pytania.
-To straszne, że ściga cię sam Kazekage!- srebrnowłosy położył mi rękę na ramieniu.
-Mam dla ciebie pewną propozycję.- zagadał po chwili ciszy gadziooki.- Dam ci moc, aby móc postawić się Rasie i będę cię trenował, ale ty w zamian będziesz na każdy mój rozkaz. Będziesz dla mnie wykonywać misje?- zamarłam. Nie do końca byłam pewna co do mojej zemście na władcy Kraju Wiatru. Nie tylko dla tego, że jego synem był Gaara, ale i chociażby dla tego, że mój organizm nie zniósłby żadnego ciężkiego treningu.
-Mogę się zasta...?- zaczęłam, ale nie dokończyłam, gdyż w mojej szyi zatopiły się kły mężczyzny. Krzyknęłam z bólu, a przez mój kark przeszedł niemiły dreszcz. Kilka sekund później okularnik podał mi lustro. Zobaczyłam, że w miejscu ugryzienia pojawiły się trzy czarne świeżynki.
-Coś ty zrobił!?- krzyknęłam ostatkiem sił tracąc przytomność. Tuż przed upadkiem na ziemię złapał mnie czterooki.
* * *
Obudziłam się w ciemnym pokoju oświetlanym jedynie kilkoma świeczkami powieszonymi na ścianie obok, której znajdowały się drewniane wrota, za którymi słyszałam czyjąś rozmowę. Niepewnym krokiem zbliżyłam się do drzwi chcąc usłyszeć chociaż skrawek toczącego się tam dialogu.
-Obudziła się?- spytał najprawdopodobniej człowiek przypominający węża.
-Jeszcze nie, Orochimaru-sama. Nie wiadomo nawet czy przeżyje. Jest szansa jedna na dziesięć.- odparł, chyba, szarowłosy.
-Jak to "nie wiadomo nawet czy przeżyję"?! Nie mam co do tego wątpliwości- chodzi o mnie.- wyszeptałam wystraszona pod nosem. Czując szczypanie w miejscu ugryzienia stęknęłam i położyłam się na łóżku, na plecach. Słysząc zbliżające się w stronę drzwi kroki zamknęłam oczy udając, że nadal jestem nieprzytomna.
-Myślisz, że nie czuje twojego szybkiego oddechu?- tuż przy moim uchu ponownie rozległ się okropny szept.
-Więc na imię ci Orochimaru? Wiesz, że Orochi oznacza wielkiego węża?- próbowałam rozładować napięcie i nie wiedząc czemu po wypowiedzeniu tych słów poczułam się nieco swobodniej.
-Twoje imię oznacza piękno.- wtrącił się okularnik wchodząc do pomieszczenia.- Jak się czujesz?
-Trochę mnie boli kark, ale poza tym jest dobrze.- wyznałam szczerze.- Co mi zrobiliście?- spytałam piorunując "gada" spojrzeniem.
-Otrzymałaś ode mnie pieczęć, która daje niesamowitą moc.- wyjaśnił szeroko się uśmiechając.- Dzięki niej wzrośnie twoja siła, ilość czakry, i wytrzymałość, a to dopiero zaledwie część jej możliwości!
-Po co mi to?- zapytałam łapiąc się za znak na karku.
-Pomożesz mi.- odparł Orochimaru wstając z "mojego" łóżka.- Za to że uratowałem ci życie na pustyni. Jesteś mi to winna.
-Jakby tak na to spojrzeć...- On miał rację. Gdyby nie oni już dawno pożerałyby mnie owady, lub zostałabym żywcem pochowana pod toną piasku.
-Tak więc to pomieszczenie będzie twoim lokum, a Kabuto pomoże ci w razie potrzeby.- Obaj mężczyźni opuścili mój pokój. Na co ja się właśnie zgodziłam? Złapałam się za głowę zaciskając powieki. Rozpoczyna się nowe piekło. Już nie wiedziałam, czy lepiej by było służyć Kazekage jako jego nowa Wyrocznia, czy trafić na wężo-podobnego faceta i okularnika, u których teraz mam "dług"! Jednak sądziłam, że praca u nich nie będzie taka zła jak podlizywanie się władcy Kraju Wiatru. Wybrałam, jak myślałam, mniejsze zło.
* * *
Minęło kilka lat. Ciężkie treningi pozytywnie wpłynęły na moje niegdyś dosyć chorowite i delikatne ciało. Stałam się silniejsza. Czułam, że nie ma dla mnie przeszkody nie do pokonania.
-Orochimaru-sensei.- zagadałam do czarnowłosego.- Dostanę jakieś zadanie?
-Oczywiście.- łapczywie oblizał wargi swoim obślizłym, długim językiem.- Jednak tym razem wybieramy się większą grupą.
-Ilu nas idzie?- spytałam nieco zdziwiona. Zwykle wystarczało, że mistrz wysyłał mnie i radziłam sobie ze wszystkim. Tym razem musiała to być akcja na większą skalę, skoro idzie ktoś jeszcze.
-Idziemy wszyscy.- obleśny uśmiech gadziookiego mówił, że potwierdziły się moje przypuszczenia.
-A mogę wiedzieć, gdzie idziemy i jaki jest nasz cel?- spytałam zachowując stojaki spokój.
-Wyruszamy z rana, a naszym celem jest stolica. Dobrze myślisz, mam zamiar doszczętnie zniszczyć Konohagakure, a tym samym zachęcić Sasuke Uchihe do przyjścia do mnie po siłę.- jego zlowieszczy śmiech niósł się echem po ścianach kryjówki.
-No nie powiem, masz dosyć ambitne plany.- podsumowałam wyciągając z kieszeni paczkę kolorowych misiów żelków, które szczerze uwielbiałam.
-Widać, że jesteś bardzo zainteresowana, Yumi.- skomentował przechodzący akurat korytarzem Kabuto.
-Ty też idziesz Yakushi?- spytałam spoglądając na okularnika. Czterooki najwyraźniej chciał popełnić największy błąd w swoim życiu - podkraść mi jednego z misiów. Nie dałam mu tej satysfakcji i schowałam paczkę z powrotem do kieszeni.
-Jasne, że idę. Jak wszyscy to wszyscy.- odparł sarkastycznie idąc w stronę swojego prywatnego laboratorium. Jestem ciekawa co on tam porabia całymi dniami...
-Idź potrenować. Jutro masz zapisać się na egzamin na chūnina jako ninja z Otogakure. Kabuto będzie tam jako ninja Konoha. Masz się zachowywać jakbyś go nie znała.- zaczął tłumaczyć człowiek wąż.- Będę tak jako twój "sensei", oczywiście w przebraniu. Mam nadzieję, że uda ci się przeżyć wszystkie etapy.- zaśmiał się.
-Czy ty we mnie wątpisz, sensei?- spytałam zdziwiona.- Zawsze wypełniam misje do końca.
-To dobrze. Mam pewność, że się wywiążesz.- podał mi klucz do pokoju z bronią.- Wybierz sobie coś i, radzę ci, dobrze się przygotuj. Podobno nie tylko będą sprawdzali wasze umiejętności w walce, ale i wiedzę.
-Na prawdę?- udałam zdziwioną. Nie wspomniałam, że rozwinęłam moją umiejętność przepowiadania. Teraz mogę przenieść swój umysł w czasie o kilka dobrych minut, a nawet godzinę. Nie jest to zbyt dużo, ale jak na ten wiek wystarczy. Oczywiście nic nie mówiłam o moich zdolnościach Orochimaru, gdyż wiem jakby zareagował.
-Idź się lepiej pouczyć.- odparł były sannin oddalając się i znikając w ciemnościach panujących na korytarzach. Z poważnym wyrazem twarzy ruszyłam w kierunku pokoju z ekwipunkiem ninja. Zapowiada się dłuuuugie rozkoszowanie się wybieraniem i testowaniem broni białej.
Koniec rozdziału piątego. Jak się podobał?
Mam dla was złą wiadomość. Już od jutra rozpoczyna się rok szkolny... Nie wiem czy rozdziały, jak i one-shoty będą robione na bieżąco więc może być tak, że przez dłuższy czas nie będzie nie na wattpadzie. Wincie za to szkołę! Jakby pojawiły się błędy lub niedociągnięcia, można mi je wytykać w komach lub na pv.
Dobra, ja już się żegnam!
Papa
pozdrawiam i życzę powodzenia w nowym roku szkolnym!
Anonimek
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro