Holding hands
John uśmiechnął się do Sherlocka, który odwzajemnił jego gest. Siedzieli razem w restauracji u Angelo, jedząc kolację. Nawet Holmes postanowił coś zjeść, a było to naprawdę czymś rzadkim. W końcu w środy nic nie jadał.
- Sherlocku, już od dawna się zbieram do powiedzenia ci tego. To dla mnie bardzo trudne i przez pewien czas bałem się, że nie będziemy się przez to już nawet przyjaźnić. Tak właściwie, to nadal się boję, jednak nie mogę dalej tak żyć.
Brunet spojrzał na niego ciekawie, odkładając widelec. Starał się zachęcić go uśmiechem.
Watson zaśmiał się nerwowo. Spojrzał na wyciągniętą dłoń przyjaciela i przez chwilę się wahał, ale kiedy przemyślał to dokładnie, złączył ich ręce. Holmes nadal patrzył na niego zaintrygowany.
- Zależy mi na tobie. Dopiero kilka tygodni temu to sobie uświadomiłem i chciałbym ci teraz powiedzieć, że... - urwał na chwilę, patrząc mu prosto w oczy. Wziął głęboki wdech i powiedział - Zakochałem się w tobie. Nie potrafię powstrzymać tego uczucia, po prostu oszalałem na twoim punkcie.
Serce wyższego mężczyzny zaczęło szybciej bić, gdy to usłyszał. Po wysłuchaniu jego wyznania, nadal się uśmiechał, a w jego oczach blondyn zobaczył przyjemne, małe iskierki.
I wtedy John się obudził.
- Cholera jasna - mruknął mężczyzna, otwierając gwałtownie oczy. Spojrzał na zegarek, który znajdował się na komodzie. - Chyba muszę mu to w końcu powiedzieć.
Sherlock Holmes uniósł jedną brew do góry, oglądając telewizję. Zupełnie nie rozumiał, co go pchnęło do tak absurdalnego czynu, ale to pewnie przez brak zajęcia. John od kilku godzin był w pracy, a Lestrade nie dzwonił do niego już od tygodnia. Jego przyjaciel chodził cały czas do przychodni, kiedy on musiał siedzieć w domu. Kilka razy wpadła do niego pani Hudson na herbatkę, jednak to było równie nudne zajęcie, co siedzenie na kanapie, oglądając durny film.
- Bzdury! - krzyknął Holmes, rozkładając ręce. - Przecież magia nie istnieje!
Szybko wyłączył telewizję, nie dając rady już oglądać tego całego Pottera. Nie mieściło mu się w głowie, jak za coś takiego można się aż tak wzbogacić. W ogóle nie miał pojęcia, jak ten cały film zyskał taką popularność. Magia nigdy nie istniała i nigdy istnieć nie będzie.
Westchnął cicho, wstając ze swojego fotela. Wszedł do kuchni, następnie włączył szybko wodę na herbatę, opierając się o blat stołu. Potwornie mu się nudziło i zrobiłby wszystko, żeby Lestrade teraz do niego zadzwonił i powiedział mu, że znaleźli jakieś ciało. Niestety, ostatnio dobrze sobie radzili, chociaż musiały to być łatwe sprawy, skoro nie dzwonili po genialnego Holmesa.
Sherlock włożył torebkę do kubka, zalewając wodę na gorący napój. Chwilę odczekał aż się zaparzy, a kiedy herbata była prawie gotowa, usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości.
- Wreszcie! - krzyknął, upuszczając czajnik i rozlewając przy okazji gorącą wodę z kubka. Z prędkością światła pobiegł do salonu, niemalże rzucając się na telefon. Odblokował go i od razu na jego twarzy pojawiło się zawiedzenie. Była ona nie od Grega, tylko od jego przyjaciela, Johna, który poprosił go o szybkie przyjście do pracy.
Musisz szybko przyjechać. Proszę, tylko się pośpiesz.
Sherlock stanął na środku pokoju, biorąc głęboki wdech, a następnie wypuszczając go powoli z płuc. Jeszcze chwilę tak stał, starając się uspokoić, ponieważ coś czuł, że zaraz wrzaśnie ze zdenerwowania. Nuda strasznie dawała mu się we znaki, co bardzo mu się nie podobało.
Stwierdzając, że i tak nie ma nic do roboty, wziął telefon do ręki i ściągną z wieszaka swój płaszcz. Założył go, a później zszedł na dół.
- Wychodzę! - krzyknął do pani Hudson, swojej nie gosposi i zrobił to, co powiedział.
Holmes zapukał do gabinetu swojego przyjaciela, a kiedy nie otrzymał odpowiedzi, pchnął drzwi, które były zamknięte. Bez słowa wyciągnął z kieszeni pęk kluczy, od razu odnajdując właściwy. Gdy udało mu się wejść, rozejrzał się szybko po pomieszczeniu, nigdzie nie widząc Watsona.
- Tutaj, Sherlocku! - usłyszał głośny szept blondyna, wychodzącego spod biurka. Detektyw spojrzał na niego zdziwiony.
- Co robiłeś pod stołem, John? - zapytał. Już chciał do niego podejść, kiedy Watson powstrzymał go pokręceniem głową.
- Zamknij drzwi i chodź tu szybko! - Rozkazał przejętym szeptem. Sherlock wzruszył ramionami, nie bardzo wiedząc, o co mu chodziło i zrobił to, co kazał zrobić Watson.
John stał przez chwilę bez ruchu, wpatrując się w drzwi.
- Morderca jest gdzieś na górze - mruknął, nie spoglądając na przyjaciela.
Holmes uniósł jedną brew do góry.
- Nikogo tutaj nie ma - powiedział. - Nawet recepcjonistka gdzieś wyszła.
- Recepcjonistka została zamordowana! - krzyknął cicho i oderwał w końcu wzrok od białych drzwi. Spojrzał na Sherlocka odrobinę przerażony. - Widziałem, jak ją zabijał jakiś facet w masce. Byliśmy tutaj sami, miałem wychodzić do domu, kiedy zobaczyłem całe to zdarzenie!
Po usłyszeniu wyjaśnień Johna, Holmes od razu ruszył w stronę wyjścia z pomieszczenia.
- Co robisz? On gdzieś tam jest!
- Damy radę, chodź.
Watson odrobinę zirytowany niewysłuchaniem go ruszył za nim, spodziewając się tego, co Holmes chciał zrobić. Blondyn nie był tchórzem, po prostu wiedział, że sam nie za bardzo wiedziałby, co robić, ani jak się zachować. Nie ufał aż tak policji, by po nich zadzwonić, a że miał Sherlocka, zadzwonił po niego.
Powoli i cicho wyszli z gabinetu, cały czas uważnie się rozglądając dookoła. Idąc w stronę schodów na drugie piętro, brunet wysyłał esemesa do Grega, by szybko przyjechał do przychodni po ciało.
Kiedy wchodzili na górę, John wziął do ręki stojący na parapecie wazon.
- Po co ci to? - zapytał Sherlock, widząc przedmiot w dłoniach jedynego przyjaciela. - Na dziewięćdziesiąt dziewięć i dziewięć dziesiątych procenta mordercy tutaj nie ma, więc jest ci to zupełnie niepotrzebne.
Watson zatrzymał się zdziwiony.
- Jak to go nie ma? - Spojrzał prosto w oczy swojego towarzysza.
- Poszedł sobie - odpowiedział, patrząc na niego jak na kosmitę. - Oj, John, przecież to oczywiste! Jaki morderca zostałby na miejscu zbrodni?
John wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć.
- To dlaczego się tak skradamy? - zapytał.
- Tak sobie - rzekł, wzruszając ramionami.
Blondyn odłożył wazon z oburzeniem.
- Ja tutaj schodziłem na zawał! Jak mogłeś?! - krzyknął wściekły. Faktycznie, przez ten cały czas, gdy siedział pod stołem w swoim gabinecie, umierał ze zdenerwowania. Niecodziennie widzi się morderstwo swojej recepcjonistki.
- Nuda, John! Nuda! Od tygodnia siedzę bezczynnie w domu, chciałem sobie zająć trochę czas i odrobinę się zabawić!
Mężczyzna spojrzał na niego zły, jednak po chwili zaczął się z siebie śmiać, co zrobił również Holmes. Faktycznie, było to tak oczywiste, że aż bolało. W końcu jaki morderca zostałby na miejscu zbrodni?
Kiedy się już uspokoili, zaczęli iść na drugie piętro. Gdy nie znaleźli ciała w miejscu wskazanym przez Johna, przeszukali wszystkie sale, jednak nigdzie go nie było.
- Przysięgam, dopiero co leżała tutaj Jane, dokładnie w tym samym miejscu! - powiedział, pokazując na ogromną plamę krwi na podłodze. Przez okno zauważył już dwa radiowozy i Lestrade'a, który wchodził do przychodni.
- Wierzę ci - mruknął, rozglądając się dookoła. - Morderca zabrał stąd ciało, by nam utrudnić śledztwo. Świetnie! Wyśmienicie! - krzyknął rozradowany.
Watson spojrzał na niego z wyrzutem. Chciał skomentować jego zachowanie i powiedzieć mu, że to niestosowne cieszyć się tak z czyjejś śmierci, jednak do pomieszczenia wpadł Greg ze swoimi pracownikami. Rozejrzał się dookoła, najwyraźniej szukając wzrokiem ciała, którego niestety nie było.
- Gdzie ciało? - zapytał, rozkładając ręce.
- Gavin, niestety się spóźniliśmy - powiedział uśmiechnięty Sherlock. - Ale możecie spisać zeznania Johna, widział morderstwo.
Sherlock i John weszli do domu godzinę później. Policja już szukała ciała recepcjonistki, jednak Holmes wątpił, że szybko je znajdą. Morderca nie był głupi. Jeśli by chciał, żeby mieli możliwość sprawdzenia go, na pewno by je zostawili.
Przynajmniej zajmę sobie czymś czas, powiedział do siebie w duchu Holmes. Jeszcze nie wiedział, o co chodzi, ale bardzo go to cieszyło. Wreszcie się skończyła ta potworna nuda.
- Jutro idziemy przeszukać jej mieszkanie- oznajmił, wieszając płaszcz na wieszaku. Szybko usiadł na kanapie, otwierając jakiegoś laptopa i kładąc brązową torebkę obok siebie.
- Skąd masz laptopa i torebkę Jane? - zapytał Watson po zauważeniu przedmiotów. Nie miał pojęcia, kiedy przyjaciel go gwizdną, ani gdzie je do tej pory miał schowane.
- Znalazłem w jej rzeczach. Mam też komórkę - powiedział, nie patrząc na niego. Wpisał jako hasło byle jaki wyraz i gdy zobaczył podpowiedź, od razu wpisał prawidłowy kod. - Podpowiedź to jej hasło - mruknął, widząc, że John mu się przygląda. Pootwierał wszystkie foldery, zauważając jeden na hasło.
- Powiesz Gregowi? - zapytał blondyn, idąc do kuchni. Westchnął cicho, widząc rozlaną herbatę i leżący na podłodze cudem niezniszczony czajnik. Podniósł go, wlał do niego wodę, a następnie wziął się za sprzątanie po Holmesie.
Już dawno temu zauważył, że nie przeszkadzało mu sprzątanie po Holmesie. Może była to kwestia tego, że zaczął czuć do niego coś więcej niż tylko przyjaźń i chciał mu jakoś przez to dać do zrozumienia, że mu się podoba. W końcu nigdy wcześniej tego nie robił. Chociaż, Sherlock nie zwracał uwagi na takie szczegóły. Miał tendencje do zauważania wszystkiego, oprócz oczywistych znaków miłości Watsona.
- Nie ma takiej potrzeby - odpowiedział Sherlock, próbując wpisać hasło do folderu. Zacmokał cicho, kiedy mu się to nie udało.
John wyciągnął czysty kubek z szafki i herbatę herbaty.
- Chciałbyś wyjść jutro na kolację? - zaproponował wlewając wrzątek do naczynia. Podrapał się po głowie, nie otrzymując odpowiedzi. Uznał to za zgodę. Jutro zrobi to samo, co we śnie. - Dostałem wolne na cały weekend.
Sherlock mruknął coś pod nosem, a następnie kiwnął głową, wpatrując się w ekran laptopa Jane. Nie zwracał uwagi na Watsona, zbyt pochłonięty odgadnięciem hasła.
John usiadł na fotelu Sherlocka, z którego lepiej widać było telewizor. Postawił gorący napój na małym stoliczku obok niego, włączając odbiornik.
- Oglądałeś coś? - zapytał cicho, nawet nie spodziewając się odpowiedzi.
- Harry'ego Pottera - mruknął brunet, mocno waląc w klawiaturę. Watson uniósł brew do góry, odrobinę zdziwiony tym, że jego przyjaciel robił coś takiego. Był ogromnym przeciwnikiem marnowania w ten sposób czasu, zwłaszcza, że w tym filmie była magia.
Na tym ich rozmowa się skończyła. John oglądał jakiś serial, a Sherlock nadal pracował. Tak siedzieli do dwudziestej trzeciej, aż blondyn oznajmił, że się umyje i pójdzie spać. Holmes tylko kiwnął głową, nadal starając się rozpracować hasło i przeglądając cały laptop. Zaczynały mu się już kończyć pomysły. Sprawdził całą historię przeglądarki oraz zawartość torebki i dalej nie miał pomysłu. Jednak według niego było to lepsze, niż oglądanie jakiegoś Pottera.
- John! - mruknął Sherlock o trzeciej nad ranem podekscytowany. Zaświecił światło w pokoju blondyna, podchodząc do niego. Położył dłoń na jego ramieniu, potrząsając nim lekko. - John!
Watson jęknął cicho, otwierając oczy.
- Co chcesz? - zapytał nieprzytomnie. Przetarł zmęczoną twarz dłonią.
- Musisz gdzieś ze mną iść - powiedział, wyciągając go z łóżka, zanim John mógł w ogóle zareagować. - Ubieraj się szybko i chodź.
Lekarz przewrócił oczami, kiedy mężczyzna szybko wyszedł. Sam nie bardzo wiedział, dlaczego to robił. W końcu mógł dalej spać i go zignorować, co byłoby odrobinę trudne, ponieważ Holmes był wyjątkowo uparty. Jednak nie zmieniało to faktu, że nie był jego pieskiem. Ostatnio się nad tym zastanawiał i doszedł do wniosku, że po prostu to bardzo lubił. Uwielbiał biegać ze swoim przyjacielem za mordercami lub złodziejami.
Kiedy John się ubrał, poszedł do salonu, w którym siedział już odziany w płaszcz Holmes.
- Odgadłem hasło - rzucił, pokazując ręką na leżący laptop na stoliku. - Jane szantażowała swojego byłego przyznaniem się w wiadomości do morderstwa w Chicago. Był jej winien pieniądze, więc chciała się zemścić.
John spojrzał na niego nieprzytomnie.
- To gdzie idziemy o tej porze? - zapytał. - Przecież nawet nie wiemy gdzie jest ciało.
- Idziemy na spotkanie z mordercą. Umówiłem się z nim w hotelu w Bedford.
Sherlock ściągnął kurtkę Johna z wieszaka i pomógł mu ją założyć.
Watson westchnął cicho.
- A nie lepiej zadzwonić po policję? Nie chce mi się.
- Eh, chodź - powiedział zniecierpliwiony, biorąc jego dłoń i ciągnąc go w stronę wyjścia.
Przyjaciele stanęli przed hotelem. Blondyn nie miał ochoty stać tutaj w tym momencie i łapać jakiegoś morderce. Był zmęczony i odrobinę denerwował się przed wieczorem. W końcu niecodziennie wyznaje się miłość współlokatorowi.
Holmes delikatnie pociągnął go w stronę wejścia do noclegu. Kiedy byli już w środku, ruszyli w stronę recepcji.
- Witam - przywitał się Sherlock, opierając nonszalancko o blat stołu. - Poproszę dwa klucze do pokoju numer dwanaście i dwadzieścia dziewięć.
Recepcjonista spojrzał na nich, a następnie po uważnym przyjrzeniu się im, podał mały klucz.
Obydwoje bez słów ruszyli do pokoju. Co jakiś czas spoglądali na siebie, nie bardzo wiedząc czego się spodziewać.
- Ty pójdziesz do pokoju dwa piętra wyżej, a ja zostanę tutaj. Przyjdzie do mnie.
Watson spojrzał na niego zdziwiony.
- Co będę robić na górze? Nie czujesz, że może to być jakiś podstęp? Poza tym nie zostawię cię sam na sam z mordercą.
Sherlock uśmiechnął się do niego lekko.
- Poczekaj tam na mnie - mruknął, odwracając się do drzwi. - I nie musisz się martwić, jestem przygotowany, a ty będziesz tam bezpieczniejszy.
Watson westchnął cicho, a następnie odwzajemnił jego gest, czując przyjemne ciepło w sercu. Bez pożegnania i słowa ruszył na górę, cały czas z bananem na twarzy.
- Sherlock się mną przejmuje - szepnął do siebie ucieszony.
Dwa piętra wyżej, szybko odnalazł właściwe drzwi. Wyciągnął z kieszeni mały kluczyk i chwilę później znalazł się w pokoju.
Mężczyzna stanął na środku pomieszczenia. Niewiele myśląc, ani się rozglądając, ruszył w stronę kuchni, zapominając, dlaczego tak w ogóle tutaj był. Radość chyba za bardzo przejęła kontrolę nad jego czynami i dopiero w kuchni, przypomniał sobie, że umówił się z Sherlockiem z mordercą.
- Cholera jasna - powiedział nagle, czując, jak jakiś mężczyzna przyłożył mu nóż do gardła.
Usłyszał głośny śmiech za sobą.
- Poczekajmy na twojego chłopaka - powiedział rozbawiony naiwnością obydwu.
- Nie musicie.
Watson odetchnął z ulgą, teraz nie zapominając, że nadal ma nóż przy gardle. Wiedział, że Holmes nie da się tak łatwo nabrać.
- Sprawa była naprawdę prosta, ale dzięki za zajęcie mi czasu - powiedział Sherlock, który celował w bandytę trzymającego Johna pistoletem. - Teraz grzecznie proszę o wypuszczenie mojego przyjaciela.
Jednak nic się nie stało. Mężczyzna nawet delikatnie uderzył nożem w gardło blondyna, który nieświadomie wstrzymywał oddech. Wypuścił go bardzo powoli i ostrożnie.
- Poza tym, nie myśl sobie, że udało ci się mnie wykiwać. Przewidziałem to.
Morderca zacmokał, kiwając głową na dwie strony.
- Tylko ci się wydaje, że ta sprawa jest prosta. To wszystko zostało ukartowane. Jane była nam niepotrzebna, więc podrzuciliśmy jej ten laptop, by cię czymś zająć i po części uszczęśliwić szefa.
Sherlock nie dał po sobie poznać, że jest zdziwiony słowami bandziora.
- Jakiego szefa? - zapytał, chociaż wiedział, że nie dostanie odpowiedzi na to pytanie.
- Na dzień dzisiejszy mogę ci powiedzieć, że nie chce cię zabić. Chce zostać twoim przyjacielem.
I w tym samym momencie, wypuścił Johna.
- Ciało Jane leży na łóżku. Weźcie sobie ją, a ja tymczasem muszę was przeprosić - powiedział, starając się wyminąć Sherlocka, który przyłożył pistolet do jego czoła.
- Nigdzie stąd nie wyjdziesz. Zaczekasz na policję.
- Nie masz z nami szans. Możesz mnie nawet zabić, ale wiedz, że są nas tysiące. Szef się przygotował. Poza tym i tak niedługo zginę dla dobra sprawy.
Jednak nie minęła chwila, a do pomieszczenia wpadł Lestrade, krzycząc
- Nie ruszać się!
Morderca uśmiechnął się do siebie i podniósł nóż trzymany w dłoni. Zanim ktokolwiek mógł zareagować, mężczyzna wbił sobie go w okolice serca.
- Jak się czujesz? - zapytał Sherlock, patrząc odrobinę zaniepokojony na przyjaciela, który nie odzywał się przez dłuższy czas.
- Tak - odpowiedział, nie patrząc na niego.
Holmes westchnął cicho.
- Ale coś cię jednak martwi - rzekł, przyglądając mu się uważnie.
John westchnął cicho, zastanawiając się, czy powiedzieć mu prawdę.
- Nie martwią cię jego słowa? I jakiś szef?
Sherlock uśmiechnął się delikatnie do niego.
- Myślałem już, że chodzi ci o coś poważnego - zaśmiał się. - Wymyślił sobie wszystko. Myślał, że się jakoś usprawiedliwi i tyle. Słyszałem już coś takiego z milion razy.
Watson odetchnął z ulgą, również posyłając mu uśmiech.
I właśnie w tym samym momencie poczuł nagły przypływ odwagi. Zapragnął pocałować Sherlocka, który stał tam, patrząc na niego z czułością w oczach.
Wiedząc, że może się zaraz rozmyślić, a podczas kolacji stchórzyć, stanął na palcach i położył dłoń na jego ramionach. Delikatnie przybliżył się do detektywa i złożył słodki pocałunek na jego wąskich ustach.
- Chciałem ci to już dawno powiedzieć. Bałem się, że zakończymy przyjaźń i cię stracę, a nie chciałbym tego - zrobił tutaj krótką przerwę na oddech. - Zakochałem się w tobie. Nie potrafię powstrzymać tego uczucia, po prostu oszalałem na twoim punkcie.
Odrobinę się obawiając, spojrzał prosto w ciepłe oczy Holmesa, który wyglądał odrobinę na przerażonego.
- Nie umiem kochać. Nie wiem, czy dam radę być w związku z tobą.
John westchnął cicho i położył dłoń na jego policzku.
- Mogę cię tego nauczyć.
Sherlock uśmiechnął się lekko, spoglądając z czułością na już swojego chłopaka.
- Zaproszenie na kolacje aktualne? - zapytał brunet.
- Pewnie. Jak najbardziej.
- A chciałbyś może wybrać się teraz na mały spacer do Angelo? Wiesz, na śniadanie. Złożyliśmy już zeznania, więc wydaje mi się, że jesteśmy już wolni.
Serce blondyna zabiło odrobinę szybciej. Byłby głupkiem, gdyby się nie zgodził.
John wyciągnął rękę w stronę Holmesa, uśmiechając się szeroko. Sherlock ujął delikatnie jego dłoń, następnie zaplatając swoje palce z jego. I nie zwracając uwagi na Grega, który coś tam jeszcze za nimi wołał, ruszyli w stronę ich ulubionej restauracji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro