Rozdział 6 - Róg Jufeng
Od powrotu do kwatery przywództwa Zakonu aż do momentu, w którym ją opuścili, Zuza obserwowała uważnie wujka i widziała, że wcale nie jest zadowolony z obrotu sytuacji. Zaczęła się zastanawiać, czy na pewno dobrze robiła, upierając się przy swoim, ale jedno spojrzenie na przywódcę Zakonu wystarczyło, żeby się utwierdzić w przekonaniu, że nie powinna teraz zmienić zdania. Zresztą, nie tylko on był niepokojący. Ta wymalowana blondyna o piskliwym głosie też się jej nie podobała specjalnie. Jeśli miałaby komuś zaufać, to jedynie tej drugiej kobiecie, rudowłosej. Nie odzywała się dużo, ale jeśli już zabierała głos, wydawała się kimś, komu można bezpiecznie wyjawić sekret.
Po krótkiej rozmowie Zuza i wujek ostatecznie opuścili siedzibę przywództwa. Idąc w stronę wyjścia, wujek odezwał się po chwili ciszy.
— Nie wydaje mi się, bym ich przekonał, że ta druga sprawa to rzeczywiście to, że tak szybko się uczysz i jestem z ciebie dumny — powiedział. — Zapewne domyślają się, że coś przed nimi ukryliśmy. Mam nadzieję, że nie okaże się, że na marne...
— Ale ja naprawdę nie zmyślam! — zawołała Zuza. — Gdybym nie czuła, że nie można im ufać, to bym przecież nie protestowała... Znaczy, może ta ruda nie jest zła, jej bym mogła go dać, ale ci pozostali...
— Wiem — stwierdził wujek. — Jesteś bardzo podobna do swojego ojca. On też kierował się intuicją i szczerze mówiąc, rzadko się na tym parzył. Dlatego zgodziłem się, żebyśmy odłożyli sprawę Rogu Jufeng do jutra.
— To co teraz zrobimy? — zaciekawiła się Zuza. — Gdzieś chyba musimy przenocować.
Na te słowa wujek ku jej lekkiemu zdziwieniu uśmiechnął się.
— Tak się składa, że mój dawny znajomy nadal tu mieszka. Tak czułem, że przyda nam się jego pomoc, więc kiedy byłaś w łazience, porozmawiałem sobie z nim i na szczęście ma miejsce, żeby nas przenocować.
To oznaczało, że gdy wyszli z siedziby Zakonu, poszli do samochodu, ale zanim wyjechali, Zuzie przypomniało się jeszcze o czymś.
— W sumie to skoro już mamy chwilę, to moglibyśmy zjeść coś porządniejszego? To znaczy wiesz, hot dogi były dobre, ale jednak zjadłabym coś jeszcze... Tak już w ramach kolacji czy tam obiadokolacji.
W ten sposób właśnie skierowali się jeszcze do pobliskiego McDonalda, gdzie wreszcie najedli się do syta. Zuza zauważyła, że wujek cały czas nerwowo spoglądał na swój plecak, zapewne obawiając się, że ktoś wkrótce postanowi ich zaatakować i spróbować odebrać im Róg Jufeng. Na szczęście nikt ich nie zaczepiał, więc spokojnie opuścili restaurację i wreszcie pojechali tam, gdzie chcieli, czyli do domu znajomego wujka.
Właściwie nie do końca można było mówić o domu, a raczej o mieszkaniu, bo zaparkowali przed wieżowcem, jakich wiele. Weszli do środka, po czym wjechali windą, a jakże, na samą górę. Wujek podszedł do mieszkania, którego drzwi znajdowały się na wprost wyjścia z windy, a Zuza podreptała za nim. Mężczyzna zapukał do drzwi. Nie czekali długo na reakcję, już po chwili otworzył im zapewne ów znajomy, u którego mieli przenocować.
Był to dość osobliwy człowiek. Pierwszą rzeczą, na którą Zuza zwróciła uwagę, były jego dość jasne, związane w kucyk włosy, sięgające aż do pasa. To, w połączeniu z zarostem na połowie twarzy, potężną budową ciała i dość surową miną, sprawiło, że skojarzył się jej z wikingiem — do dopełnienia tego obrazu brakowało mu tylko tarczy, topora i rogatego hełmu.
Nie minęło dużo czasu, aż jego mina zmieniła się: na jego usta wpłynął szeroki uśmiech.
— Michał! — zawołał. — Kopę lat, chłopie!
— Też się cieszę, że cię widzę — odpowiedział wujek.
— Wchodź! — zaprosił go tamten. — Ty i ta czarująca młoda dama, która ci towarzyszy.
Wujek skorzystał z zaproszenia, a Zuza weszła za nim. Zdjęli tylko buty, po czym gospodarz poprowadził ich do pokoju, w którym panował lekki bałagan. Zuza przyjrzała się mu i stwierdziła, że wygląda jak połączenie salonu i sypialni.
— Wybaczcie, nie zdążyłem jeszcze do końca posprzątać — przeprosił ich gospodarz. — Ale zaraz tu oporządzę do końca, a wy wygodnie się rozsiądźcie na kanapie.
Tak zrobili, a gdy gospodarz w miarę ogarnął największy chaos, usiadł na fotelu stojącym obok kanapy. Spojrzał na swoich gości wyczekująco.
— A więc... Chyba powinieneś mi wyjaśnić, o co tu chodzi.
— Wypadałoby — westchnął wujek. — To może zacznę od początku, od przedstawienia was sobie. Zuza, to jest Radek Górecki, mój znajomy, który również należy do Zakonu. Radek, to jest Zuza, moja bratanica.
Radek Górecki obdarzył Zuzę badawczym spojrzeniem.
— Jesteś córką Krystiana? — zapytał. — W ogóle nie jesteś do niego podobna! Powiedzcie, co tam słychać u niego? Nie widziałem go już szmat czasu!
— Ach, no tak, ty jeszcze nie wiesz... Nie wiem, czy pamiętasz, że na krótko przed naszą ostatnią wizytą w Warszawie u Krystiana zdiagnozowano raka. Niestety rak wygrał... Od tamtego momentu minął już niestety prawie rok.
Na te wieści pan Górecki wyraźnie posmutniał.
— Szkoda chłopa — powiedział po chwili. — Jego choroba obiła mi się o uszy, ale liczyłem na to, że wyzdrowieje i znowu do mnie wpadnie. Ale dobrze, że chociaż ty sobie o mnie przypomniałeś! Ha, tak dawno cię nie widziałem, co tam słychać?
Zdaje się, że już kompletnie zapomniał o tym, że chciał usłyszeć jakiekolwiek wyjaśnienia, a także o tym, że Zuza cały czas siedziała na kanapie. Już po chwili bowiem pogrążył się w długiej rozmowie z wujkiem o dawnych czasach i co chwilę obaj mężczyźni przypominali sobie coś nowego. Zuza początkowo nawet chętnie się temu przysłuchiwała, ale wkrótce zaczęło ją to nużyć. Odpłynęła myślami gdzieś daleko, nawet nie bardzo wiedziała, gdzie. W pewnym momencie poczuła pod głową poduszkę. Jaka ona była mięciutka...
Wtem zorientowała się, że ktoś potrząsa jej ramieniem. Otworzyła oczy, po czym przetarła je dłońmi.
— Co się dzieje? — wymamrotała i ziewnęła szeroko. — Zasnęłam?
— Na chwilę się zdrzemnęłaś — wyjaśnił wujek, który właśnie był tym, który ją obudził. — Zaraz pójdziemy spać, tylko akurat zaczęliśmy mówić o tym, co wydarzyło się rano i chciałem, żebyś to usłyszała. Mówiłem właśnie Radkowi, że znaleźli nas Odnowiciele.
— Ale czego oni właściwie chcieli? — interesował się pan Górecki. — To znaczy wiem, że lubią rekrutować młodych — tu spojrzał na Zuzę — ale nie wydaje mi się, żeby byli aż tak zdesperowani...
— Bo im wcale nie zależało na Zuzie, tylko na tym, co miała. Chcieli dostać Róg Jufeng.
— Zuza miała Róg Jufeng? Ale jak to, skąd się u niej wziął?
— Zapytaj Jufeng, czemu jej go dała, bo ja sam nie wiem... W każdym razie udało się jej powstrzymać tego Odnowiciela, chociaż była to zasługa przede wszystkim ogromnego szczęścia, a zaraz po tym przyjechaliśmy tutaj.
— I daliście róg Zakonowi, co?
— No właściwie nie do końca... Zuza stwierdziła, że coś się jej nie podoba w Zakonie i uparła się, żeby im rogu nie dawać, wyobraź to sobie!
Ku zaskoczeniu Zuzy w tym momencie Radek Górecki roześmiał się głośno.
— A to uparta mała! — zawołał. — Naprawdę, Michał, jesteś tak samo miękki, jak dawniej.
— Chciałem dać im ten róg, ale Zuza nie dałaby mi żyć...
— No bo oni są jacyś źli, mówię ci! — wtrąciła się Zuza. — Nie podoba mi się ten lider. A ta blondyna to już w ogóle...
Pan Górecki przeniósł spojrzenie na Zuzę.
— Źli, powiadasz? A czemu tak sądzisz?
— Nie wiem, w zasadzie nie umiem tego wyjaśnić — przyznała. — Ale coś mi się w nich nie podoba... Wolałabym, żeby Róg Jufeng został u mnie, tak szczerze mówiąc.
— Róg nie może u ciebie zostać, już ci to przecież mówiłem. — Wujek wydawał się znudzony ciągłym powtarzaniem tego. — Jego magia jest zbyt silna i przyciąga różne złe moce. A nawet jeśli mielibyśmy pojemnik do blokowania magii, to Odnowiciele tak czy siak nas znajdą, bo wiedzą, że róg u nas był i nie zawahają się zaatakować nas znowu!
— Twój wujek ma rację — zwrócił się Radek do Zuzy. — Róg Jufeng jest na tyle potężnym artefaktem, że strzeżenie go w swoim własnym domu jest co najmniej ryzykowne. Oddaj go Zakonowi, to na pewno będzie bezpieczny.
— Ale ten przywódca... — mruknęła Zuza.
— Właśnie, kim on jest? — zapytał wujek. — Nie kojarzę go w ogóle... Co stało się ze starym Nowakiem?
— Niestety poległ w starciu z Odnowicielami... Udał się na misję, szczegółów niestety nie znam, ale jego drużyna natknęła się na sporą grupę Odnowicieli i cóż... Tamci mieli zbytnią przewagę, kilka osób, w tym stary Nowak, zginęli. Ale resztę uratował młody Wójcik. Misję musieli co prawda spisać na straty, ale dzięki niemu chociaż kilkoro z nas przeżyło. Po tym wydarzeniu został obwołany przywódcą Zakonu, praktycznie nikt nie protestował. Choć trochę dziwne jest to, że to nie Ochocką powołali, w końcu długo była w przywództwie. Ale przyznam szczerze, że akurat wtedy nie było mnie w okolicy, wszystko wiem jedynie z relacji innych. Może mieli jakieś lepsze powody, a może Ochocka nie chce rządzić...
— Aha! — zawołała Zuza triumfalnie. — To skoro nie wiadomo, skąd się wziął, to niby czemu mamy mu ufać?
— Zakon nie wybrałby nowego przywódcy, gdyby nie był człowiekiem godnym zaufania — stwierdził Radek. — Nawet jeśli nie wszyscy go lubią, to z pewnością można mu zaufać. Więc możecie mu oddać Róg Jufeng, z pewnością trafi w dobre ręce.
Zuza wcale nie była do tego przekonana. Czuła, że nawet jeśli usłyszy nie wiadomo jak wiele argumentów za tym, że Zakonowi można ufać, ona i tak nie zmieni zdania. Ale może powinna przestać zwracać uwagę na to, co czuła i choć raz posłuchać rozumu? W końcu rozsądnie było oddać im róg, pozostawić im to zmartwienie...
— No dobra, damy im już jutro ten róg — zgodziła się. — A jeśli wtedy będę protestować, nie zważajcie na to.
Ta decyzja wyraźnie usatysfakcjonowała obu mężczyzn. Ustalili jeszcze, że wręczą Zakonowi Róg Jufeng jutro z samego rana, tak, żeby Odnowiciele nie zdążyli go wykryć, a wybiorą się całą trójką, tak na wszelki wypadek. Po tym, jako że było już dość późno, wkrótce zebrali się do snu. Zuza ucieszyła się, że wreszcie może zaznać chwili samotności pod prysznicem, więc trochę przeciągnęła ten moment. Nie mogła jednak przedłużać w nieskończoność, więc wreszcie wyszła z łazienki i wróciła do pokoju. Zobaczyła, że kanapa, na której uprzednio siedziała, została rozłożona, a na ziemi pojawiły się dwa materace nakryte pościelą.
— Wybaczcie, że nie mogę was lepiej ugościć — odezwał się Radek — ale przynajmniej wiem, że te materace są wygodne, bo sam na nich spałem kiedyś.
— Nie szkodzi — odpowiedziała Zuza. — Teraz to mogłabym spać i na gołej podłodze, tak szczerze.
Podeszła do jednego z materacy, tego, którego nie zajął już jej wujek, po czym położyła się i otuliła kołdrą. Chociaż było dość ciepło, bardzo nie lubiła zasypiać, gdy nie była czymś okryta.
— Dobranoc — powiedziała jeszcze.
Nie minęło dużo czasu, aż zasnęła. Zaraz, gdy następnego dnia wstała, wydawało się, że coś się jej śniło, ale gdy tylko próbowała sobie przypomnieć jakiekolwiek szczegóły, te ulatywały coraz szybciej i szybciej, aż wreszcie nie pamiętała kompletnie nic. Uznała więc, że już nic z tego nie będzie, więc podniosła się z materaca, żeby przypomnieć sobie z pełną mocą, co wydarzyło się wczoraj. Ciekawa, jaki obrót wydarzeń przyniesie nowy dzień, spojrzała na wujka i gospodarza — obaj cały czas spali. I po chwili wiedziała już, dlaczego tak było. Spojrzawszy na zegar wiszący na przeciwległej ścianie, zorientowała się, że jest dopiero piąta rano.
Zastanawiała się, czy nie pójść jeszcze spać, ale pęcherz powiedział jej, że powinna odwiedzić toaletę. To sprawiło, że rozbudziła się już zupełnie i nie wyobrażała sobie, że mogłaby się jeszcze położyć. Nie chciała jednak budzić nikogo, więc postanowiła zająć się swoim telefonem. Zauważyła kilka nowych wiadomości od Julianny, na które nie zdążyła już wczoraj odpowiedzieć, więc na nie odpisała, po czym zaczęła przeglądać internet. Zaczęło się niewinnie, od memów, ale już wkrótce pochłonęła ją bez reszty kłótnia dwóch zupełnie nieznanych jej osób w komentarzach pod jakimś postem. Po pewnym czasie już nawet zapomniała, czego dotyczyła pierwotnie, bo stała się wzajemnym wyzywaniem obu stron we wszystkich kwestiach.
Być może siedziałaby tak aż do końca swojego życia, ale w końcu minęły jakieś dwie godziny i jej wujek również wstał. Nie minęło dużo czasu, aż gospodarz także się zbudził, a w mieszkaniu zapanowała typowa poranna krzątanina. Wkrótce wszyscy troje zjedli śniadanie (parówki z keczupem, bo w lodówce pana Góreckiego nie było zbytnio nic innego, no może z wyjątkiem salcesonu, którego Zuza szczerze nie cierpiała), po czym jeszcze zrobili kilka potrzebnych rzeczy, aż wreszcie, koło dziewiątej, byli gotowi do wyjścia. Wujek upewnił się, że w jego plecaku bezpiecznie spoczywa Róg Jufeng, po czym zszedł na dół jako pierwszy. Zuza i Radek Górecki podążyli za nim.
Uwadze Zuzy nie uszło, że pan Górecki cały czas rozglądał się wokół, zapewne sprawdzając, czy nigdzie nie czyha na nich żadne niebezpieczeństwo. Mogłaby się założyć, że nawet gdy usiadł na tylnym siedzeniu samochodu wujka, to nadal obserwował otoczenie. Chociaż znowu mieli pecha i trafili w sam środek korków, to ostatecznie dotarli do siedziby cali i zdrowi. Nikt ich nie zaatakował ani nie zdawało się, żeby ktokolwiek ich śledził, co, Zuza musiała przyznać, nawet ją nieco dziwiło. Przecież wujek bez przerwy mówił o tym, że Odnowiciele czyhają na Róg Jufeng! Czemu więc nie robili nic, żeby go przechwycić? Czyżby jeszcze nie wiedzieli, że znalazł się w Warszawie? Ale nawet jeśli nie, wydawało się jej, że tutaj jest dużo większe prawdopodobieństwo natknięcia się na nich niż w jej rodzinnym mieście, nawet jeśli o rogu nic by nie wiedzieli. Coś jej tu poważnie nie grało.
Tak jak wczoraj, wkroczyli do siedziby Zakonu dzięki dziwnemu kryształowi posiadanemu przez wujka i tak jak wczoraj Zuzę dziwiło, jak nie gubi się pośród tych wszystkich korytarzy. Tym razem jednak nawet nie musieli dotrzeć do siedziby przywództwa. Gdy znaleźli się w pobliżu drzwi do niej, na swojej drodze napotkali kobietę o rudych kręconych włosach, tę samą, która siedziała po prawej stronie przywódcy.
— Dzień dobry — odezwała się do nich, uśmiechając się lekko. — Czy przyszliście, żeby dziewczyna mogła dziś złożyć przysięgę wierności Zakonowi?
— Nie tylko — odparł wujek. — Po prawdzie jest coś, czego wczoraj nie powiedzieliśmy, a to bardzo ważne.
— Rozumiem, w takim razie może porozmawiamy w siedzibie przywództwa?
— Tak, proszę.
Poszli za nią i znaleźli się w siedzibie przywództwa. Młody mężczyzna jak zwykle tam siedział, nie było jednak tej wymalowanej blondyny. Ciekawe, gdzie się podziewała...
Gdy rudowłosa kobieta usiadła, mężczyzna uniósł na nich wzrok.
— No proszę, widzę, że państwo nadal mają do mnie jakąś sprawę... — Uniósł znacząco brew.
— Tak, jest coś, co musimy jeszcze powiedzieć — odezwał się wujek. — Otóż chodzi o powód, dla którego w ogóle przyjechaliśmy. Oczywiście również chodzi o dziedzictwo Zuzy, ale nie tylko. Chociaż... Może właśnie o nie.
— Do rzeczy, panie Jurczyk, proszę.
— Ach, tak... A więc, wiedzą państwo zapewne o tym, że to właśnie u nas był Róg Jufeng, odkąd sama bogini powietrza zdecydowała się powierzyć go swojej córce.
— Tak, rzeczywiście, pamiętam, jak pan przyszedł tu i nas o tym informował — powiedziała rudowłosa kobieta. — A więc to coś związanego z Rogiem Jufeng?
— Odnowiciele już o nim wiedzą. Znaleźli nas.
— Przejęli róg?
— Na szczęście nie, Zuza miała sporo szczęścia i go obroniła. Ale róg nie jest już u nas bezpieczny, więc chcieliśmy prosić was o to, byście go przechowali bezpiecznie. Odnowiciele nie mogą go zdobyć.
— To prawda — zgodziła się kobieta. — Z taką potęgą Odnowiciele staliby się jeszcze większym zagrożeniem, niż już są. Przechowamy Róg Jufeng.
— Dziękuję. — Wujek skłonił się lekko.
Sięgnął do plecaka, pogrzebał w nim chwilę i wyjął z niego szkatułę, w której znajdował się Róg Jufeng. Postawił ją na stole, po czym ostrożnie otworzył. Przywódcy przyjrzeli się artefaktowi. Kobieta zdawała się zainteresowana każdym detalem rogu, ale to nie ją obserwowała Zuza, tylko mężczyznę. Nie wiedziała, czy to prawda, czy tylko złudzenie, ale wydało się jej, że na jego twarzy ujrzała cień triumfalnego uśmiechu. Poczuła nagłą ochotę, by zabrać róg i z nim uciec, ale powstrzymała się. To już musiała być wyobraźnia!
Po oględzinach oboje unieśli głowy i spojrzeli na zebranych.
— To rzeczywiście jest prawdziwy Róg Jufeng — odezwał się przywódca. — Dobrze, że nam go przynieśliście. Macie wielkie szczęście, że Odnowiciele was nie śledzili i nie zdobyli go, naprawdę wielkie...
Rudowłosa kobieta otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale ostatecznie chyba się rozmyśliła, bo się nie odezwała. Na chwilę zapanowała cisza, którą wreszcie przerwał mężczyzna.
— No dobrze... W takim razie pozostaje jeszcze kwestia zaprzysiężenia dziewczyny do Zakonu, tak?
Wujek skinął głową.
— W takim razie zajmę się ukryciem artefaktu, a pani Ochocka niech zajmie się przysięgą. Mogę na panią liczyć? — zwrócił się do rudowłosej kobiety, która to musiała być Ochocką. Zuza przypomniała sobie to nazwisko i stwierdziła, że to o niej musiał mówić wczoraj pan Górecki.
Ochocka skinęła głową i wkrótce cała piątka opuściła pokój. Przywódca udał się w głąb siedziby, tymczasem Ochocka poprowadziła Zuzę i jej wujka oraz Radka Góreckiego jednym z bocznych korytarzy.
Cała uroczystość składania przysięgi wydała się Zuzie okropnie nudna, chociaż nie wiedziała, czy to z powodu formalności, czy tego, że poza nią, wujkiem i panem Góreckim była tam tylko Ochocka. Mimo wszystko w duchu cieszyła się, że nie ma tu przywódcy, ale jednocześnie zastanawiała się, co też robił z Rogiem Jufeng... Czy rzeczywiście go gdzieś ukrywał, czy może jednak robił z nim coś innego? Och, czemu zgodziła się, żeby go oddać? Czuła, że nie powinna była tego robić. To jeszcze skończy się źle...
— Co skończy się źle? — spytała Ochocka.
Zuza drgnęła.
— O co chodzi?
— Coś zaczęłaś mówić, że skończy się źle. Co miałaś na myśli?
— Ach, nic takiego. Takie tam nieistotne sprawy...
A może jednak powinna podzielić się z nią swoimi obawami? Powiedzieć, że w dziwny sposób nie ufa przywódcy? Nie... Lepiej chyba odpuścić. Nic nie mówić. Zapewne tylko sobie to wszystko wymyśliła. Nie miała przecież realnego powodu, żeby mieć wątpliwości, prawda?
— Dziękujemy za wszystko — usłyszała w pewnym momencie głos wujka. — Że zgodziliście się przechować róg i przyjęliście Zuzę do Zakonu.
— To nasz obowiązek — odpowiedziała mu Ochocka. — Stoimy na straży prawa i umożliwiamy pomoc każdemu, kto również chce przysłużyć się dla sprawy.
— I tak dziękuję. Chciałbym jeszcze zapytać o jedno, bo widzi pani, my mamy do Warszawy trochę daleko, więc regularne trenowanie Zuzy w siedzibie Zakonu nie wchodzi za bardzo w grę... Mogę jej co nieco nauczyć, ale nie dam rady zbyt wiele, czy wie pani, czy mogę znaleźć w pobliżu naszego miasta jakichś członków Zakonu?
Ochocka nagle uśmiechnęła się szeroko.
— Tak się składa, że znam pewną osobę, która powinna być w sam raz. Państwo mieszkają niedaleko Rybnika, prawda?
Wujek potwierdził.
— Akurat w Rybniku mieszka moja siostra, załatwię to u niej. Myślę, że to będzie państwu odpowiadać?
— Oczywiście! — zapewnił ją wujek. — Zuza, czy to nie wspaniale? Będziesz mieć nauczycielkę, która pomoże ci opanować twoje moce!
— Tak, to rzeczywiście będzie fajnie — odpowiedziała Zuza, odwzajemniając uśmiech.
W tej chwili co prawda nieszczególnie ją to interesowało, ale coś jej mówiło, że udoskonalenie mocy może się jej przydać i to wkrótce. Zwłaszcza jeśli jej podejrzenia co do przywódcy Zakonu były uzasadnione...
Dopełnili jeszcze formalności, po czym opuścili siedzibę Zakonu. Ostatecznie zdecydowali, że skoro już znaleźli się w Warszawie, to jeszcze coś pozwiedzają, także właśnie to zrobili. Dzięki uprzejmości Radka Góreckiego, który zgodził się ich ugościć na jeszcze jedną noc, wyjechali dopiero następnego dnia rano.
Opuszczając miasto, Zuza żałowała nieco, że ta przerwa od codzienności trwała tak krótko. Wolałaby jeszcze jakieś wakacje... Ale może jeszcze coś się przytrafi? W końcu najciekawsze rzeczy przydarzały się nieoczekiwanie, o czym właśnie się przekonała.
~~~~
I oto koniec pierwszego arcu z Zuzą! W następnym rozdziale wracamy do bohaterów już nam znanych, a tam będą pewne ciekawe sceny, huehuehue.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro