Rozdział 30 - Naprawić ten świat
Posiadacze artefaktów bogów żywiołów nie zamierzali dać się zatrzymać. Gdy tylko Aurélie zdecydowała się spróbować ponownie sztuczki z przenoszeniem gruzów, ten, który trzymał w rękach Róg Jufeng, zorientował się, co chciała zrobić i wystrzelił w nią strumieniem powietrza. Aurélie odleciała na jakieś kilkadziesiąt metrów i nie upadła boleśnie tylko dzięki mocy Latania, którą teraz błogosławiła jak mało co.
— Co mam zrobić? — zapytała w myślach Flyy. — Jeśli będą mnie odpychać...
— Może spróbuj zabierać miracula z dala od ich zasięgu? — zasugerowała Flyy. — Tak jak wcześniej.
— Nie... Utrudnię wtedy Shouyi zadanie! Ale może... Może uda mi się ich samych przesunąć?
Flyy przystała na ten pomysł, więc Aurélie wróciła na pole walki. Zdawało się, że Pierre daje sobie całkiem nieźle radę sam — chociaż cała czwórka uparcie próbowała się przedostać, on skutecznie zajmował ich uwagę. Ale powoli dostrzegała jego zmęczenie, choć możliwe, że po prostu zorientowała się, że magia wokół niego staje się bardziej chaotyczna, nieregularna. W takim razie musiała mu pomóc.
Skupiła się za wszelką cenę na tym, by zatrzymać w miejscu dwóch znajdujących się najdalej od Pierre'a Odnowicieli — jednego z ognistym mieczem, drugiego z czarą wypełnioną wodą. Wycelowała w nich ręce i skupiła całą siłę, jaką miała, by ich przytrzymać. I chyba się udało! Wyglądali, jakby próbowali pobiec, ale nie mogli. I zanim zdążyli się zorientować, że powróciła, pomyślała, żeby zrobić coś jeszcze: uniosła ich do góry i posłała dość daleko od Pierre'a, ale jednocześnie starała się nie wyrzucić ich zbyt blisko Mistrza ani pod zbyt dalekim kątem, który pozwoliłby im ominąć ją i Pierre'a i dotrzeć do miraculów.
Oczywiście dość szybko wstali i ruszyli znowu, ale zdaje się, że wpadli na to, że muszą tym razem Pierre'a ominąć. Aurélie nie zamierzała im jednak na to pozwolić i powtórzyła swój popis. Doszła do wniosku, że będzie się z nimi bawić tak długo, aż Shouyi się nie uda rozbroić bomby, a w tym czasie Pierre będzie mógł zająć się dwoma pozostałymi.
W pewnym momencie zauważyła w oddali ścianę ognia, nie miała jednak czasu zastanawiać się, skąd się tam wzięła. Sprawdzi to później. Kiedy to wszystko się skończy. Nawiasem mówiąc, dziwiło ją to, że ci Odnowiciele, którzy, jak się jej wydawało, z artefaktami powinni być dużo silniejsi, nie umieli przezwyciężyć jej telekinezy. I wtedy pomyślała, że być może po prostu oszczędzają energię... Ale na co?
Wtem wszystko pod nią się zatrzęsło, a ona sama poczuła silny podmuch wiatru, który strącił ją na ziemię. Zaskoczona nie zdążyła się ponownie poderwać do lotu i wylądowała na ziemi. Przeturlała się jeszcze kilka metrów, ale na szczęście nie uderzyła się w głowę i nie straciła przytomności. W takiej chwili jak ta nie byłoby to wskazane. Wstała i pobiegła do miejsca, gdzie spodziewała się ujrzeć przeciwników, ale musieli polecieć dalej. Tam zastała tylko wyraźnie zaskoczonego Pierre'a, który właśnie podnosił się z klęczek. Aurélie podbiegła do niego.
— Co się stało? — zapytała go.
— Coś jakby... wybuchło — odpowiedział. — Przypominało to ten wybuch z wcześniej, więc to pewnie znowu te miracula.
— Sprawdzę, co się stało — oznajmiła Aurélie.
Ruszyła ku bombie rozbrajanej przez Shouyi. Tylko że Shouyi nie było... Aurélie widziała przed sobą tylko przewrócony pojemnik — miracula były wewnątrz niego rozsypane, ale nie zmniejszyło to mocy ich energii — wręcz przeciwnie, z każdą sekundą poruszała się coraz szybciej i w większym bezładzie.
— Shouyi? Shouyi! Jesteś tu?!
Nie otrzymała odpowiedzi. Skupiła się i spróbowała wyczuć jej aurę. Nic z tego. Nie umiała nic wyczuć, a obezwładniająca moc klejnotów wcale nie pomagała.
— Flyy, wyczuwasz gdzieś tu Shouyi?
— Nie... Chyba zniknęła.
— Mogę się odmienić? To znaczy, czy będę musiała cię karmić, przemieniając się znowu? Bo nie mam nic, co mogłabym ci dać...
— Jakoś sobie poradzę.
— Flyy, przestań bzyczeć.
Aurélie wiedziała, że detransformacją na środku pola bitwy dużo ryzykuje, ale musiała coś sprawdzić. Dotknęła medalionu Shouyi i spróbowała ją wezwać. I nic. Czy to znaczyło, że Shouyi nie mogła jej odpowiedzieć? Bo chyba nie postanowiła sobie nagle odejść i nie odpowiadać? Nie... To nie w jej stylu. Shouyi kochała być w centrum uwagi i takiej okazji by nie przepuściła. To chyba znaczyło, że naprawdę była niedostępna. Bo zginąć nie mogła, przecież była nieśmiertelna.
— Nie rozumiem... Co mogło się stać?
— Mnie pytasz? — Flyy wzruszyła ramionami. — Nie mam pojęcia! Może to ten wybuch spowodował zniknięcie Shouyi? Wiesz, mówiła w końcu, że ta moc przerasta nawet ją...
Aurélie, nie bardzo wiedząc, co robi, podeszła do kuli energii i przysunęła do niej rękę. W kontakcie z jej dłonią kula roziskrzyła się.
— Aua! — Aurélie instynktownie odsunęła rękę. — Parzy!
— Czego się spodziewałaś? — Flyy spojrzała na nią zdziwiona. — Po co w ogóle to zrobiłaś?
— Nie wiem... Jakoś tak... Chyba miałam nadzieję, że magia tej kuli coś mi powie, ale jednak nie. Nieważne. Trzeba wrócić do Pierre'a i zobaczyć, co się stało z tymi Odnowicielami. Flyy, bzycz nad uchem!
Tym razem użyła od razu Latania. Teraz docierały do niej kolejne szczegóły. Ściany ognia, którą ujrzała wcześniej, już nie było, a widok, który odsłoniła, stawał się coraz bardziej niepokojący w miarę, gdy się zbliżała. Pierre'a najwyraźniej również zaciekawiło, co tam się działo, bo szedł parę metrów przed nią. Wkrótce się z nim zrównała.
— Shouyi zniknęła — poinformowała go.
— Co? Jak to zniknęła?
— Nie ma jej, a gdy próbowałam się skontaktować z nią przez jej medalion, to nie odpowiadała... Trochę mnie to niepokoi...
Wreszcie znaleźli się na tyle blisko, że Aurélie mogła się bardziej zorientować w tym, co się działo przed nią. Najbliżej od siebie zauważyła klęczącego człowieka w pelerynie Odnowicieli z twarzą ukrytą w dłoniach. Miał jasne włosy, ale w tej pozycji nie dostrzegła nic innego. A w oddali...
— Nie... — wymamrotał Pierre, jakby nie do końca świadom, że wypowiedział to na głos. — Nie, nie, nie, nie, nie!
Podbiegł do miejsca, gdzie leżały dwie postacie. Do Aurélie po chwili zaczęło docierać to, kim mogły być. Zawahała się. Czy naprawdę chciała to sprawdzać? Chociaż... To wcale nie tak... To wszystko może być zupełnie nie tak...
Przemogła się wreszcie i zbliżyła się do nich. Zrozumiała, że jej przeczucie było słuszne. Starając się nie patrzeć na jedną z postaci, skupiła się na drugiej. To był Łowca, ale już się nie świecił tak jak wcześniej. Prawdę mówiąc, już zupełnie nic nie robił... Czy to znaczyło, że był martwy? Ale tak raz na zawsze? A co za tym szło...
Aurélie przełknęła ślinę i zmusiła się do spojrzenia na drugą postać. Ale nie zniosła tego; gdy tylko ujrzała twarz Brigitte, natychmiast odwróciła wzrok i cofnęła się.
— To wszystko moja wina...
Zorientowała się, że te słowa wypowiedział ten Odnowiciel. Podeszła do niego i przykucnęła przed nim. Czuła, że nic jej nie zrobi. A on, jakby zorientowawszy się, że ktoś na niego patrzy i odsłonił twarz, odwzajemniając spojrzenie. Aurélie z zaskoczeniem rozpoznała w nim Rousseau.
— Co się stało? — zapytała, starając się odgonić z pamięci obraz, który dopiero co zobaczyła.
— Znowu to samo... Po raz kolejny doprowadziłem do nieszczęścia...
Zamilkł na dłużej, niż Aurélie się spodziewała, więc chyba nie zamierzał powiedzieć nic więcej.
— Co to znaczy?
Nie odpowiedział.
— Rousseau, proszę, odpowiedz mi.
Dźwięk własnego nazwiska podziałał na niego trzeźwiąco.
— Ja... — Wskazał coś, co leżało na ziemi pomiędzy jego nogami. Były to kolczyki i pierścień. — Wziąłem miracula... Otworzyłem przejście do krainy zmarłych... I... i...
— Oboje przez nie przeszli, prawda?
— To nie miało tak być! Chciałem odesłać Mistrza do wszystkich diabłów, ale zabrał dziewczynę ze sobą! Próbowałem go powstrzymać... ale nie zdążyłem... Gdybym nie otworzył przejścia, to wszystko byłoby inaczej!
— To nie twoja wina — oświadczyła Aurélie. — Nie chciałeś jej skrzywdzić i nie wrzuciłeś jej tam przecież. To wszystko sprawka Mistrza... Ale jego już nie ma, a to dzięki tobie!
Nigdy nie sądziła, że będzie pocieszała akurat Rousseau. I akurat w tej sprawie. Chociaż na samym początku wydało się jej to jakieś nierealne, coraz bardziej docierała do niej prawda. Mistrz Odnowicieli został pokonany, a Brigitte poświęciła samą siebie, żeby tego dokonać. To nie był zły sen, żadne wyobrażenie. To była prawda.
Aurélie sama nie wiedziała, co teraz właściwie czuje. Z jednej strony spodziewała się, że bez ofiar się nie obejdzie, a z drugiej gdzieś tam jednak żywiła nadzieję, że przynajmniej cała ich trójka wyjdzie z tego bez szwanku. A to, że akurat padło na Brigitte, a nie na nią samą... Nie wiedziała, czy ma się z tego cieszyć, czy wręcz przeciwnie. Czy nie łatwiej byłoby teraz podróżować po krainie umarłych?
A poza tym do jej serca wkradła się również ulga. Mistrza też już nie było na tym świecie... Udało się go powstrzymać... A więc innych Odnowicieli też będą mogli pokonać! Jeszcze tylko odebrać im artefakty żywiołów...
Kątem oka zarejestrowała, że walczący Strażnicy i Odnowiciele zbliżali się do nich. Czyżby dostrzegli drugi wybuch? A może ci drudzy jakoś wyczuli śmierć swego zwierzchnika? A zresztą... Teraz to nie było istotne. Ważne było to, żeby powstrzymać wroga przed sianiem chaosu. A do tego potrzebowała Pierre'a.
Właśnie... Pierre! Aurélie w tym wszystkim zupełnie zapomniała o Pierze! Co z nim? Jak zareaguje, widząc to wszystko? Choć nie zdążyła go dobrze poznać, szybko zorientowała się, że Brigitte była mu droższa niż wszystko inne, włącznie z jego własnym życiem. A teraz...
Spojrzała w jego stronę. Trzymał w ramionach ciało Brigitte, chociaż musiał wiedzieć, że to już mu nic nie da. Nie przywróci jej życia... Aurélie chciała do niego podejść, powtórzyć mu słowa Rousseau, lecz nagle poczuła, że włosy się jej jeżą na głowie. W tym samym momencie peleryna Tigili uniosła się, a wokół Pierre'a pojawiła się fioletowa poświata. Aurélie zrozumiała, że to nie wróży nic dobrego.
— Uciekajmy stąd! — krzyknęła.
Pochwyciła zaskoczonego Rousseau i wzniosła się wysoko w powietrze. Idealnie w momencie, gdy usłyszała przeraźliwy wrzask i już po raz któryś dzisiaj poczuła, że powietrze przeszywa silna energia.
— Co mu się dzieje? — Rousseau wskazał Pierre'a.
Aurélie również tam zerknęła. Fioletowa energia stała się bardziej widoczna niż wcześniej i otoczyła Pierre'a w całości. Wstał i nawet z tej odległości dziewczyna dostrzegła w jego oczach czystą furię.
Akurat w tym momencie posiadacze artefaktów żywiołów opamiętali się i popędzili, nieświadomi porażki swego pana, aby kontynuować ceremonię. Pierre zastąpił im drogę i ponownie przywołał miecz. Zamachnął się nim, a cała czwórka przezornie się cofnęła. To jednak nie powstrzymało Pierre'a; natarł ponownie, a atakował dużo szybciej i bardziej zaciekle niż wcześniej. Kopniakiem odepchnął posiadacza Czary Shuihai, a następnie zdzielił w głowę tego z Rogiem Jufeng. Unikając ataków Laski Cao, skrzyżował swoją broń z Mieczem Yana. I, co najbardziej zaskoczyło Aurélie, po chwili artefakt ognia wzbił się wysoko w powietrze, wytrącony z ręki Odnowiciela. Pierre podskoczył i złapał go swoją lewą ręką.
Teraz zaatakował wrogów dwoma mieczami, z którymi radził sobie równie dobrze co z jednym. Uwadze Aurélie nie uszło, że Odnowiciele wyraźnie bali się Miecza Yana. Ale nie zamierzali się poddać. Nadal atakowali. Pierre'a, ogarniętego amokiem, niespecjalnie to interesowało. Choć tamtych było czterech i nadal mieli przewagę trzech artefaktów nad dwoma...
Wtem Pierre wbił w ziemię Miecz Yana. Broń wypuściła energię, która odepchnęła trzech z Odnowicieli. Został jeden — w jego pustych rękach zapłonęły dwa ognie. Zaatakował, ale Pierre był szybszy. Aurélie zrozumiała szybko, że Odnowiciel nie ma szans. Wkrótce upadł na kolana. Ale wcale nie wyglądało na to, że to koniec. Pierre uniósł miecz, a Aurélie zrozumiała, że zamierza zadać śmiertelny cios.
Nie wiedziała, co robi. Upuściła Rousseau na ziemię i sama pomknęła przed siebie. W ostatniej chwili stanęła między Pierre'em a Odnowicielem.
— Nie rób tego! — krzyknęła.
Pierre, wyraźnie zaskoczony, choć nie bardziej niż ona sama, ledwo zdołał powstrzymać miecz przed przecięciem jej na pół.
— Cofnij się! — warknął na nią. — Nie przeszkadzaj mi!
— Nie ma mowy.
— Co?!
— Nie ma mowy! Nie przepuszczę cię. Nie pozwolę ci ich zabić!
— A niby dlaczego?! To ich wina, tych wszystkich drani! Zabili Brigitte, zapłacą za to!
Spróbował odepchnąć Aurélie, ale ona się nie dała. Co jak co, ale na to nie mogła pozwolić!
— Nic nie rozumiesz! To był wypadek! Brigitte wepchnęła Mistrza do zaświatów, ale on ją złapał i przeszła tam razem z nim! To nie oni są winni jej śmierci, a Mistrza już nie ma...
Zastanawiała się, jak jej słowa podziałają na Pierre'a. Przez chwilę nic nie zrobił, jakby rozważając, co zrobić. Aż wreszcie spróbował ją wyminąć, ale znowu stanęła mu na drodze.
— Och, czemu jesteś taka uparta?! Zasłużyli na to! Każdy z nich, co do jednego! Te wszystkie zbrodnie to ich wina! Mój ojciec, Brigitte, Prisca... Oni wszyscy chcieli żyć! A przez Odnowicieli... Postąpię z nimi dokładnie tak samo!
Aurélie w akcie desperacji rozłożyła szeroko ręce, starając się nie przepuścić Pierre'a. A jednocześnie chciała pokazać mu, że jest bezbronna.
— Jeśli naprawdę tego pragniesz, zrób to! Ale najpierw musisz zabić mnie.
Natychmiast pożałowała tego, co powiedziała. Wszystko od momentu upuszczenia Rousseau zrobiła instynktownie, również to, ale dopiero teraz zrozumiała, jak wielkie głupstwo zrobiła. Pierre był w szale i cokolwiek, co mu powie, w ogóle do niego nie dotrze. A jeśli tak bardzo pragnął zemsty na Odnowicielach, to ostatecznie usunie ze swojej drogi wszelkie przeszkody... Aurélie pomyślała, że zaraz dołączy do Brigitte w zaświatach. Pierre uniósł miecz... No dalej, niech już będzie po wszystkim...
I wtedy zauważyła, że jego ręce drżały. Aha, czyli może coś jednak udało się jej wskórać? Może jednak coś zaczynało do niego docierać? Ale miecza nie opuścił. Czyżby potrzebował jeszcze dodatkowego impulsu?
Do Aurélie powróciło nagle bardzo odległe wspomnienie. Przypomniała sobie Luciena stojącego naprzeciwko Mechaniczki... I już wiedziała, co trzeba zrobić.
Nie bacząc na nic, przybliżyła się do Pierre'a i przytuliła go. Gdzieś z tyłu jej głowy nadal kołatało się przeczucie, że podpisuje na siebie wyrok śmierci, ale zignorowała je. Druga myśl, znacznie głośniejsza, podpowiadała jej, że nie chodziło o to, żeby Pierre'a powstrzymać, a zrozumieć.
Parę sekund to trwało, aż wreszcie usłyszała brzęk stali. Pierre wypuścił miecz z ręki. A po chwili Aurélie poczuła, że odwzajemnił uścisk. Odetchnęła z ulgą. Dopiero teraz zorientowała się, jak bardzo się bała. Najbardziej tego, że Pierre jej nie posłucha i że zacznie mordować wszystkich wokół.
— Przepraszam — odezwał się. — Ja... Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło. Nagle... Nagle po prostu przestałem myśleć. Poczułem żądzę mordu, marzyłem tylko o tym, żeby ich wybić co do nogi. Gdyby nie ty, to bym to zrobił...
— Spokojnie... Nie zrobiłeś, a to się liczy. Powstrzymałeś instynkt...
— Dziękuję.
Pierre odsunął się i Aurélie spojrzała mu w oczy. Ten wyraz ślepej furii z wcześniej rzeczywiście zniknął. Czyli chyba wszystko było już w porządku... Tylko że musieli jeszcze powstrzymać Odnowicieli i rozbroić bombę. Pierre sięgnął po Miecz Yana.
— Nie zamierzam już nikogo zabijać — zwrócił się uspokajająco do Aurélie — ale to cacko może nam pomóc.
Złapał miecz w porę, bo Odnowiciele już się do nich zbliżali.
— Poddajcie się! — zawołał ten z Laską Cao. — Nie macie z nami szans! Pokonamy was i dopełnimy dzieła!
— Dla kogo niby? — odparła Aurélie. — Mistrza już nie ma! Został pokonany, raz na zawsze! A tej mocy nie da się użyć. Odpycha tych, którzy próbują się do niej zbliżyć. Naprawdę myślicie, że warto?
— Dla Mistrza wszystko!
Pozostali go poparli. I nagle rzucili się do biegu, czym zaskoczyli Pierre'a i Aurélie tak, że tamci dopiero po chwili ruszyli w pogoń. I wreszcie dotarli do miraculów... Ale nie byli tam sami. Przy klejnotach stała samotna postać i przyglądała się im, kręcąc z niedowierzaniem głową.
— Za późno, wszystko za późno!
Pierre po chwili zrozumiał, kim była.
— Kate Ferrer?
Ferrer uniosła głowę i zauważyła przybyłych.
— To wy... Syn Tigili i potomkini Shouyi... Dobrze was widzieć.
Aurélie to wyraźnie zaskoczyło, a Pierre'a zirytowało.
— A mnie niedobrze cię widzieć, ty wariatko! Co tu robisz? I dlaczego chciałaś porwać moją córkę?!
— Spokojnie, po co te nerwy? Gdybym nie musiała, nigdy bym nie spróbowała nawet!
— To o co ci chodzi?!
— Zrozum, że szukałam sposobu, żeby rozbroić tę bombę! — Ferrer wskazała miracula.
— Shouyi próbowała i się jej nie udało — wtrąciła się Aurélie. — Jak niby małe dziecko miałoby pomóc?
— No właśnie! — poparł ją Pierre. — To nie ma sensu!
— Zabawne, że sam o to pytasz, synu Tigili. Tak wiele nie wiesz o swojej własnej mocy... Moc Tigili bazuje na konflikcie. Sama obecność twojej matki podsyca w ludziach ich sprzeczności, zaognia konflikty z powodu swojej natury. Ale magia ta, dobrze użyta, posiada również moc godzenia ich. Moc Tigili jest w stanie ustabilizować magię z miraculów!
— To niby czemu nie wykorzystałaś do tego Richarda? Macie w Odnowicielach nawet jej syna!
— Bo widzisz, potrzeba dużo mocy... Potrzebna ilość mogłaby pozbawić życia nawet półboga.
— Czyli uznałaś, że to świetny pomysł pozbawić Malou energii i ją zabić?
— No... tak — przyznała Ferrer. — Ale twoje przybycie wiele zmienia. Masz pelerynę Tigili.
— I co w związku z tym?
— Peleryna powinna posiadać moc wystarczająco dużą, by wykorzystać ją do pogodzenia skłóconej magii, a jednocześnie nikogo nie zabić. Wystarczy tylko, że mi ją oddasz...
— Nie ma mowy — zaoponował Pierre. — Myślisz, że po tym wszystkim mógłbym ci zaufać?
Zanim Kate zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Odnowiciele zdążyli przypomnieć sobie o ich istnieniu. Głos zabrał ten z Czarą Shuihai.
— Ferrer, co ty odwalasz? — zapytał. — Chcesz spacyfikować tę moc? Ale po co?
— Och, z kim ja muszę pracować! — westchnęła Ferrer. — Zostaliście oszukani. To jest moc Ziran! Nikt nie jest w stanie jej kontrolować! Musimy pogodzić skonfliktowaną magię i rozproszyć ją, bo inaczej zniszczy świat!
— A co z obietnicą? Że dzięki temu stworzymy nowy świat? Nie możemy tego tak zaprzepaścić.
— A co jeśli żaden nowy świat nie jest potrzebny? — zapytała Aurélie. — Możecie jeszcze wszystko zmienić! Ten świat wcale... wcale nie jest taki zły, jak się wydaje. Zrozumiałam to dzięki wam. Zawsze myślałam, że coś jest z nim nie tak, ale przez ostatnie pół roku, tęskniąc do wolności, zorientowałam się, że w tym świecie jest wszystko to, co kocham. Przyjaciele, rodzina... Naprawdę chcecie go zniszczyć?
— Nie zaznałaś prawdziwego cierpienia! Nie musiałaś patrzeć, jak cała twoja rodzina ginie, nie musiałaś się ukrywać, gnębiona za to, kim jesteś!
— Dzisiaj zobaczyłam śmierć niewinnych ludzi, a poza tym byłam gnębiona, przez was i Władcę Ciem! Nie mogłam zaznać spokoju... Ale możecie to zmienić, pomóc ludziom takim jak wy, żeby nie musieli cierpieć! Porzućcie drogę rozboju, wykorzystajcie swoje niezwykłe moce do czynienia dobra! Naprawdę, możecie jeszcze naprawić ten świat!
— W nowym świecie będzie łatwiej...
— Nie, wcale nie będzie. W nowym świecie zapanują te same problemy... A poza tym wierzycie, że ktokolwiek posiadający tak wielką moc — pokazała na miracula — byłby w stanie rządzić godziwie, nie wprowadzić terroru? Niemal każdy, w kogo ręce trafia potęga, zostaje przez nią zgubiony.
— Nie pozwól na to, by twoja moc przejęła kontrolę nad twoim sercem — powiedział nieoczekiwanie Pierre. Wszyscy na niego spojrzeli. — Tylko ono zaprowadzi cię do celu. To słowa Tigili. Miała rację... Ta wojna nie ma sensu. Zakończmy ją, proszę.
Odnowiciel bił się z myślami, aż wreszcie opuścił broń.
— Jeśli osiągnięcie nowego świata jest niemożliwe...
— Zdecydowanie niemożliwe — potwierdziła Ferrer.
— W takim razie działajcie. Będziemy was osłaniać.
Trzech Odnowicieli stanęło wokół miraculów, ale tym razem zwróceni na zewnątrz. Potomek Yana podszedł do Pierre'a, a ten zrozumiał, że chce on miecza. Pierre zawahał się, ale ostatecznie mu go podał. Ten na szczęście nie chciał atakować, tylko powielił zachowanie swoich kompanów. Tymczasem Ferrer zbliżyła się do masy i zachęciła Pierre'a, by też tam podszedł.
— Czy ja tu będę jeszcze potrzebna? — zapytała Aurélie. — Jeśli nie... To zacznę szukać rannych.
— Możesz iść — odpowiedziała Ferrer.
Aurélie ruszyła szybko przed siebie, myśląc tylko o jednej rzeczy. Pierre natomiast znalazł się obok Kate i spojrzał na nią pytająco.
— Nie musisz oddawać peleryny — powiedziała. — Rzeczywiście, to mógłby być zły pomysł. Ale przekaż mi jej moc. Użyję jej do spacyfikowania mocy miraculów, a potem rozproszę ją tak, by już nikomu nie zagroziła. — Na wciąż zdziwiony wzrok Pierre'a dodała: — Bez obaw, jestem wnuczką bóstwa magii. Tej neutralnej. Dam sobie radę.
Pierre kiwnął głową. Położył dłoń na ramieniu Kate — choć mógł przekazać moc na odległość, wolał mieć pewność, że do niej dotrze. Mimo wyczerpania zebrał się jeszcze na ten ostatni wysiłek i pobrał z peleryny moc, która trafiła do Ferrer. Ona tymczasem wycelowała ręce w stronę masy, a z nich wystrzeliły strumienie energii, srebrno-fioletowe.
Masa w kontakcie z magią zareagowała gwałtowniej, a Pierre bał się, że to nie zadziała, ale już po chwili zwolniła. Wtem zabłysła wszystkimi kolorami, jakie był sobie w stanie wyobrazić, a ze środka kuli do góry wystrzelił cienki strumień białej energii.
— Udało się. — Ferrer się uśmiechnęła. — Magia się rozprasza.
Pierre nagle wpadł na pewien pomysł.
— A czy... Czy tej magii da się użyć do naprawienia zniszczeń?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro