Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29 - Mistrz

Po fioletowych błyskach dochodzących z oddali Brigitte wiedziała już, gdzie szukać Pierre'a.

— Tam jest. — Z uśmiechem wskazała docelowe miejsce.

Aurélie i Shouyi spojrzały w tamtą stronę i zgodnie uznały, że czas ruszać. Wędrówka zajęła im trochę czasu — Brigitte zaczęła się zastanawiać, jak wielka musiała być siedziba Odnowicieli? Z tego, co przeczytała i usłyszała, zorientowała się, że w przeciwieństwie do Zakonu Strażników, Odnowiciele mają, a raczej mieli, jedną bazę, stanowiącą również miejsce zamieszkania dla tych, którzy nie mieli się gdzie podziać. A skoro korytarze Zakonu były tak rozległe, to ile miejsca potrzebowali Odnowiciele? Chyba jeszcze więcej...

Tak się złożyło, że miejsce, gdzie Aurélie, Brigitte i Shouyi spodziewały się zastać Pierre'a, znalazło się na drodze do niszczonych miraculów. W miarę jak się zbliżały do celu, Brigitte czuła magię w powietrzu. Choć z początku było to nawet przyjemne, wkrótce poczuła się przytłoczona.

— Czujecie tę moc? — odezwała się Aurélie. — Jest bardzo silna... Mam nadzieję, że zdążymy na czas.

— Przyspieszmy — poleciła Shouyi.

Poszły więc szybciej. Wreszcie, po paru kolejnych minutach dotarły. I w tym samym momencie fioletowe światło znikło. I Brigitte zrozumiała, dlaczego. Oto przed nią, tyłem do niej, stał Pierre, był sam. Nachylał się nad nieruchomą postacią. Brigitte nagle ogarnęło bardzo nieprzyjemne przeczucie. Puściła się biegiem i zobaczyła całą sytuację dokładnie. Leżącym okazał się Richard — gdzieniegdzie posiniaczony, miał również rany cięte, z czego najwięcej na nogach.

— Czy on... nie żyje? — zapytała ostrożnie.

Pierre nagle odwrócił się w jej stronę i o mało nie trafił jej mieczem. Kiedy zorientował się, kto przed nim stoi, opuścił broń, a na jego twarzy odmalował się wyraz najwyższego zaskoczenia.

— Brigitte? — zapytał. — Co ty tu robisz? Nie powinnaś być w domu? I gdzie Malou?

— To długa historia — odparła Brigitte. — Ale w skrócie, w domu nie mogłam być bezpieczna. Ta wariatka Ferrer do mnie przyszła! Nie mam pojęcia, skąd w ogóle miała adres... No i chciała porwać Malou!

— Chyba się jej nie udało? — Pierre wydawał się przerażony na samą myśl o tym.

— Na szczęście nie... Udało mi się uciec. Dotarłam do siedziby Zakonu, a potem był ten wybuch... No i Shouyi — wskazała boginię stojącą za sobą — powiedziała, że trzeba rozbroić tę tykającą bombę z miraculów. Ja i Aurélie zgodziłyśmy się pomóc. I spokojnie, Malou jest bezpieczna. Zostawiłam ją z mistrzem Fu. — Wtem przypomniała sobie o leżącym Richardzie. — A co z nim?

— Żyje, spokojnie — zapewnił ją Pierre. — Nie wybaczyłbym sobie, gdybym znowu...

— Rozumiem — przerwała mu Brigitte.

— Udało mi się go pokonać... Jest nieprzytomny i ranny w nogi. Nie ucieknie stąd. A gdy wszystko się skończy, Zakon go osądzi.

— A skoro mowa o końcu, to żeby to się skończyło, musisz nam pomóc. — Brigitte wreszcie przeszła do sedna. Wyjaśniła mu plan Shouyi.

— Nie mogę zostawić innych bez słowa — zaoponował Pierre. — Walczyliśmy w szyku, a przynajmniej w miarę... A poza tym liczą na mnie. Tigili dała mi swoją pelerynę...

Brigitte tego wcześniej nie zauważyła, ale teraz uświadomiła sobie, że rzeczywiście był ubrany jakoś inaczej. Miał na sobie czarny mundur, a na szyi zapiętą czarną pelerynę z fioletową spinką. Ale niezupełnie rozumiała, o co chodzi.

— I co ta peleryna zmienia? — zapytała.

— To artefakt Tigili, działa jak artefakty bóstw żywiołów. Dzięki niemu łączę się z jej mocą. Tigili wyraźnie zaznaczała mi, że mam używać jej przede wszystkim do wzmocnienia towarzyszy... Nie wiem, czy mogę ich tu zostawić.

— Bez rozbrojenia tej bomby cała bitwa nie ma sensu — oświadczyła Shouyi. Brigitte spostrzegła, że obie z Aurélie podeszły bliżej i przysłuchiwały się rozmowie. — Wcześniej nie miałam pojęcia, że Odnowiciele już zechcą wyciągać moc z miraculów, ale teraz wszystko stało się jasne. Nie mogą sobie pozwolić na to, żeby Zakon ich pokonał. Są zdesperowani i gotowi na użycie niestabilnej energii!

— Właściwie co się stanie, jeśli jej użyją? — zapytała Aurélie.

— Świat zostanie zmieciony z powierzchni ziemi, to pewne — odparła Shouyi. — Ale może nawet nie przez same wybuchy. Takie skumulowanie energii wszystkich aspektów na pewno przyciągnie uwagę Ziran i jeśli nie przejmie jej na własność, to już nie nazywajcie mnie bóstwem! W każdym razie taka dawka mocy na pewno będzie mieć znaczny wpływ na Ziran... A dodając do tego jej wściekłość... Gdy zobaczy, jak świat pozmieniał się w czasie jej niemocy, nie daruje nikomu. Żadnemu bóstwu czy człowiekowi. Musimy rozbroić bombę, koniecznie!

Pierre milczał. Bił się z myślami. Z jednej strony uważał, że Shouyi ma rację. Skoro inaczej nie mogą liczyć na zwycięstwo... Z drugiej strony obawiał się, że Strażnicy nie zrozumieją jego intencji i będą na niego źli. Chociaż... Czemu się tak przejmował tym, co pomyślą o nim Strażnicy? Do diabła z nimi! To nie miało znaczenia. Jeśli nie pomoże rozbroić bomby, to wtedy co mu po zadowoleniu Zakonu, skoro wszyscy przegrają? Lepiej zebrać baty po uratowaniu świata.

— Chodźmy — powiedział.

***

Rousseau, wygrzebawszy się spod gruzów, niespecjalnie umiał zrozumieć, co się stało. Dopiero rozejrzawszy się po całej okolicy, tak jak wielu przed i po nim, zorientował się, że musiało dojść do jakiegoś wybuchu. I to całkiem sporego, skoro zdołał rozwalić miejsce tak duże jak siedzibę Odnowicieli. Nie był tu jednak po to, żeby szukać rozwiązania tej zagadki, miał ważniejsze rzeczy na głowie. A mianowicie, co teraz powinien zrobić?

Na początku planował zrobić dokładnie to samo co Jaqueline (a przynajmniej tak mówiła) — wziąć miracula, ubić Mistrza i mieć wreszcie z tym wszystkim spokój. Ale ostatecznie dał się jej przekonać, żeby ona to zrobiła... Ech, powinien się uprzeć i samemu tam pójść! A teraz jeszcze ten wybuch... Rousseau nie był na tyle głupi, żeby się nie zorientować, że mógł zmienić wiele, jak nie wszystko. Jaqueline mogła nie odnaleźć miraculów albo je stracić. Co wtedy?

Nie, nie mogę tak stać bezczynnie — pomyślał. — Muszę coś zrobić.

Postanowił na własne oczy się przekonać, jak Jaqueline poszła jej misja. Jeśli go pamięć nie myliła, to zanim z siedziby pozostały same ruiny, nie zdążył odejść zbyt daleko od kwatery Mistrza. Więc, zgodnie ze wszelkim prawdopodobieństwem jej gruzy też nie powinny być jakoś specjalnie daleko. Ruszył w stronę, w którą, jak mu się wydawało, powinien pójść. Oczywiście mógł się kompletnie pomylić i znaleźć się zupełnie gdzieś indziej... Ale czy to miało jakieś znaczenie? Nie mógł zrobić nic innego. Walka nie wchodziła w grę. Nie mógł walczyć po żadnej ze stron... Od obu się odwrócił. Więc jeśli nie znajdzie miraculów, równie dobrze może stąd odejść. A jeśli ktoś mu to uniemożliwi i go zabije... Cóż, może śmierć była tym, na co zasługiwał?

Oświetlając sobie płomieniem drogę, nagle wśród gruzów zauważył coś, co się wyróżniało. Światło jego ognia odbijało się na bogatych, złotych zdobieniach brązowego pudełka. Przeczucie podpowiedziało mu, że to ważne, więc podniósł je z ziemi. Nie było zbyt duże i dostępu do jego zawartości nie blokował żaden zamek. Uchylił je i zaskoczony niemal krzyknął. Oto właśnie to, czego szukał, samo wpadło mu w ręce! Kolczyki Biedronki i pierścień Czarnego Kota. Biżuteria, której tak pragnął Władca Ciem, którą Rousseau pod jego kontrolą nawet próbował zdobyć, a którą ostatecznie przejęli Odnowiciele. Oto moc zdolna władać życiem i śmiercią znalazła się w jego rękach.

Przez głowę natychmiast przeszło mu, że z taką mocą nikt nie byłby zdolny mu się przeciwstawić. Stałby się niepokonany, mógłby zdobyć wśród ludzi posłuch... Osiągnąłby to, czego pragnął, wstępując do szeregów Odnowicieli. Obiecali mu potęgę, ale jej nie otrzymał... Mógłby ją mieć i jednocześnie zemścić się na nich wszystkich! Już miał wziąć do rąk Miraculum Biedronki, ale coś go zatrzymało.

Czy naprawdę miał gwarancję, że moc da mu to, czego pragnął? Nauczył się władać ogniem, ale Odnowiciele nadal mieli go za nic. A moc miraculów? Może i mógł ich użyć, aby ludzie się mu kłaniali... Ale robiliby to ze strachu, nie z szacunku. Czy naprawdę chciał, żeby wszyscy się go bali, a w tym wszystkim stracić jakąkolwiek szansę na to, by ktoś go wreszcie pokochał? Nie... Tak to nie mogło wyglądać. Nie tędy droga.

A poza tym ludzie, nawet spokrewnieni z bogami, nie powinni mieć władzy nad śmiercią. Wystarczy spojrzeć na Mistrza... Był duchem, wyraźnie nienależącym do tego świata. Nie pasował tutaj... I aby zdobyć ciało i potęgę, posunął się do tylu okropieństw. A skoro jego życie się już zakończyło, to nie powinien był tu wracać. Rousseau podjął decyzję. Pomoże Mistrzowi przedostać się z powrotem na tamten świat. A potem zniszczy miracula raz na zawsze.

Wyciągnął z pudełka miracula. Pod wpływem jego uścisku zaświeciły się i już po chwili zmieniły. Pierścień stał się jednolicie pomarańczowy, ale obok niego leżały nie kolczyki, a klipsy na uszy. Rousseau uśmiechnął się blado — magia wiedziała nawet to, że nie miał dziurek na kolczyki. Założył na siebie miracula i dopiero potem zwrócił uwagę na dwa małe stworzonka, które się przed nim pojawiły. Studiował magię na tyle, by wiedzieć, iż były to kwami, stworzenia połączone z miraculami.

— Jak mam otworzyć przejście do zaświatów? — zwrócił się Rousseau do kwami.

— Przejście do zaświatów? — powtórzyło czerwone stworzenie. — Tego nie powinno się robić! Manipulowanie mocą życia i śmierci...

— Jest niebezpieczne, wiem — przerwał jej Rousseau. — Nie chcę nikogo sprowadzać na ten świat. Chcę kogoś umieścić tam. Ducha, który się wyrwał z zaświatów i teraz sieje zniszczenie. Patrzcie... — Pokazał kwami gruzy. — To wszystko jego sprawka, jestem pewien. Trzeba go powstrzymać, nim będzie za późno.

Kwami spojrzały po sobie i kiwnęły głowami.

— Niech będzie. A więc...

***

Choć Odnowicieli przy miraculach i zgromadzonej z nich energii nie było wielu, to Pierre zrozumiał od razu, że łatwo się nie poddadzą. A poza tym mieli artefakty żywiołów... Będą trudnymi przeciwnikami. Był z nimi również Łowca, ale wyglądał jakoś inaczej niż zwykle. Mienił się lekko, jakby wykąpał się w energii miraculów. Shouyi utkwiła w nim wzrok.

— Oto i Mistrz we własnej osobie.

— Że niby Łowca? — zdziwiła się Brigitte. — Chyba nie chcesz powiedzieć, że to on przez cały czas był Mistrzem?

— Nie, Mistrz jest w jego ciele — wyjaśniła bogini. — Są teraz połączeni. Tak czy siak, nam to ułatwia sprawę. Kogoś z ciałem jest łatwiej zabić.

Pierre spojrzał na nią, mając nadzieję, że nie mówiła tego na poważnie.

— Oczywiście bez stresu — dodała. — Już raz go zabiłam, więc w zasadzie jak go zabijecie drugi raz, to to nie będzie zabójstwo! Zaufajcie mi!

Teraz cała trójka patrzyła na nią powątpiewająco.

— Wynajmę wam dobrych prawników!

Pierre przewrócił oczami. To chyba nie był najlepszy czas na rozmowy o prawnikach. Ale chyba zrozumiał, co Shouyi chciała im przekazać... Mistrz nie powinien już żyć, więc mogą go bezpiecznie umieścić w zaświatach... I nie będzie tak samo jak wtedy...

— Dobra, załatwmy to szybko — powiedział. — Ustalmy jakąś strategię...

— Przede wszystkim trzeba rozbroić tę bombę. — Shouyi wskazała miracula. — Musimy się nią zająć.

— Czyli co, wszyscy idziemy powstrzymać bombę?

— Mistrz na pewno będzie próbował nam przeszkodzić. To dzieło jego życia, nawet dwóch... Ktoś musi się nim zająć.

— Ja mogę — zadeklarował się Pierre.

— Mistrz jest silny, to fakt... Ale jego moc nie może się równać sile czterech boskich artefaktów. A tylko my mamy z nimi realne szanse.

— A więc... Aurélie...

— Ja zajmę się Mistrzem — wtrąciła się Brigitte. — Odwrócę jego uwagę... Użyję mojej Dezorientacji. A wy w tym czasie zajmijcie się tamtymi!

— Sama? — zdziwił się Pierre. — Nie ma opcji! Nie zostawię cię samej z nim! Aurélie może iść z tobą!

— Nie — zaprotestowała Brigitte. — Aurélie bardziej się przyda wam. Zresztą, jeśli się wam uda, to potem zajmiemy się Mistrzem wspólnie.

Pierre'owi nie spodobało się słowo „jeśli", ale zrozumiał, że nie ma czasu się dłużej kłócić. Jakiś plan musieli mieć. I ktoś z nich tak czy siak będzie musiał zaryzykować starcie z Mistrzem, a to, co mówiła Brigitte, brzmiało rozsądnie. Z mocą Dezorientacji miała największe szanse.

— Zgoda — odparł w końcu. I nie umiejąc się powstrzymać, uścisnął ją mocno. — Tylko błagam, uważaj na siebie!

— Za kogo mnie masz? — Brigitte uśmiechnęła się. — Nic mi nie będzie.

I pobiegła przed siebie, w stronę Mistrza. Pierre przez chwilę śledził ją wzrokiem, po czym westchnął. Nie podobał mu się ten jej entuzjazm, czuł, że stanie się coś złego. Ale czy mógł postąpić inaczej? Skoro Brigitte zgodziła się dać im czas, to nie mogli tego zmarnować. Wraz z Aurélie i Shouyi ruszył w stronę właścicieli artefaktów żywiołów. Aurélie patrzyła uważnie w ich stronę, jakby nad czymś rozmyślając.

— Flyy mówiła coś o mocy telekinezy — powiedziała. — Myślicie, że mogę spróbować im po prostu wyrwać te ich artefakty z rąk?

— To raczej nie zadziała — odpowiedział Pierre. — W Belgii próbowałem tak zrobić z Mieczem Yana. Ale... możesz spróbować.

Aurélie wyciągnęła przed siebie rękę i skierowała w stronę jednego z półbogów. Rzeczywiście nic się nie wydarzyło.

— Czy ja to robię dobrze?

— Spróbuj podnieść któryś z tych kamieni z ziemi.

Po chwili jeden z kamieni uniósł się na wysokość metra.

— Chyba jednak dobrze — stwierdziła Aurélie. — Miałeś rację.

Kamień spadł na ziemię i choć uderzenie nie było specjalnie głośne, do cichych też nie należało. Pierre odruchowo przymknął oczy, ale jednego był pewien: teraz wrogowie już na pewno zwrócą na nich uwagę. I nici z elementu zaskoczenia. Chociaż to może lepiej... Inaczej zbyt długo by się zastanawiał, jak rozpocząć atak. Czyżby się bał?

No tak... Jeśli jego matematyka była słuszna, wrogowie dysponowali mocą przynajmniej czterokrotnie większą od jego własnej, a Shouyi nie mogła używać swoich mocy w walce, co w bitwie czyniło z niej dość bezużytecznego sojusznika. A jeśli chodzi o Aurélie... Może nada się do rozproszenia uwagi przeciwników.

— Intruzi! — Jeden z półbogów wskazał ich palcem. W ręce trzymał artefakt, który Pierre natychmiast rozpoznał — była to Laska Cao, którą Bruno tak nierozważnie wręczył Odnowicielom. — Wzmocnijcie ochronę!

Wokół nich zaświeciła się magiczna bariera. Pierre natarł, aby spróbować się przedrzeć, zanim postawią ją w całości, ale odbił się od niej i przewrócił.

— Skoro tak, sam ją rozwalę!

Zamachnął się mieczem, ale usłyszał krzyk Aurélie.

— Zaczekaj! Może da się to zrobić jakoś inaczej!

— Inaczej?

— Pod nimi są gruzy, jak pod nami wszystkimi... Może uda mi się je przesunąć? Stracą równowagę, a wtedy...

— Celuj w podstawę miraculów. — Shouyi wskazała jej niewielką płytkę, na której przystanęło naczynie więżące magiczną biżuterię. — Ich moc powinna zniszczyć barierę i osiągniesz lepszy efekt niż próbując zdestabilizować wszystkich tych Odnowicieli.

Aurélie kiwnęła głową. Wyciągnęła przed siebie ręce i skupiła się bez reszty na kawałku gruzu wskazanym przez Shouyi. Miała nadzieję, że bariera nie zablokuje mocy Muchy... Przez chwilę chciała to zrobić powoli, ale zorientowała się, że działanie powoli nic nie da. A więc trzeba szybko. Gwałtownie uniosła ręce do góry, a kawał gruzu powtórzył to działanie. Naczynie z miraculami wyleciało wysoko w powietrze. Tak jak Shouyi przewidziała, moc zniszczyła niekompletną barierę. Odnowiciele oniemieli; na pewno nie tego się spodziewali.

— Pożałujecie tego! — zawołał posiadacz Miecza Yana.

Ale zamiast ich zaatakować, pobiegli tam, gdzie spodziewali się, że wylądują miracula. Przeliczyli się jednak. Pierre zastąpił im drogę i ich zaatakował, a Shouyi rzuciła się w stronę miraculów. Aurélie, wykorzystując gruz, popchnęła naczynie tak, że znalazło się na ziemi wystarczająco daleko od wrogów. Zauważyła, jak bogini wyciąga ręce, tak jak ona sama wcześniej. Nie wiedziała, jak Shouyi zamierza sobie poradzić z tą mocą, ale nie miała czasu się zastanawiać. Dołączyła do Pierre'a.

***

Zanim jeszcze znalazła się przy Mistrzu, Brigitte przygotowała dwa spinnery i połączyła je linką. Zamierzała wziąć wroga z zaskoczenia. Może uda się jej go związać i potem użyć Dezorientacji, żeby na pewno przez pięć minut wyłączyć go z walki?

I zanim pomyślała, że lepiej byłoby jednak Dezorientacji użyć najpierw, Mistrz ją zauważył.

— No proszę, najpierw Pająk, a teraz Komar, ja to mam szczęście do małych robaczków — powiedział. — Ciebie też zgniotę.

Brigitte nie dała się zbić z tropu. Ileż to razy słyszała złoczyńców przechwalających się własną potęgą? A nawet jeśli Mistrz Odnowicieli był trudnym przeciwnikiem, to nie mogła się poddać. Musiała dać towarzyszom czas. Gdy Mistrz ją zaatakował, nie uciekła. Spróbowała, tak jak według pierwotnego planu, opleść go liną, ale się nie dał. Zręcznie uniknął wszystkich jej prób, aż wreszcie uderzył ją w twarz, na tyle mocno, że upadła. Zanim się podniosła, on już ruszył, jak się zdawało, w stronę posiadaczy artefaktów żywiołów. Nie mogła mu pozwolić tam dotrzeć!

— Dezorientacja!

Moc natychmiast zadziałała na Mistrzu, a Brigitte wstała i podjęła kolejną próbę uwięzienia przeciwnika. Ale on, ku jej zaskoczeniu, znowu uniknął ataku.

— Myślałaś, że wzrok i słuch to moje jedyne moce? — zapytał drwiącym tonem. — Taka nędzna śmiertelniczka jak ty nigdy mnie nie powstrzyma!

Brigitte myślała gorączkowo, jak go zatrzymać. Musi spróbować znaleźć się przed nim... Tak, żeby dać Pierre'owi, Aurélie i Shouyi jeszcze choć parę minut... Ruszyła do walki, ale zdawała się tak bezskuteczna, jak przed użyciem mocy. I po raz pierwszy poczuła realne przerażenie. Kim był ten gość? Dezorientacja praktycznie nic mu nie zrobiła! Walczył tak dobrze, jak gdyby wszystko doskonale widział i słyszał! I posuwał się coraz dalej... Zaraz dotrze do jej kompanów!

Kiedy w jej głowie już nie wykiełkował żaden pomysł i przez myśl przeszło jej, że jednak to przegrają, nagle przed Mistrzem wyrosła ściana ognia.

— Ani kroku dalej! — zawołał nieznany głos.

Brigitte odwróciła się i ujrzała kogoś, kogo z pewnością by się nie spodziewała. Oto Antoine Rousseau, młody półbóg z klasy Aurélie, stał parę kroków od nich i tworzył krąg ognia wokół siebie, Brigitte i Mistrza. Ten ostatni uśmiechnął się pogardliwie.

— A więc mamy kolejnego zdrajcę — stwierdził. — Świetnie! Pozbędę się was obojga razem!

Brigitte obawiała się, że tak może być. Jej naszyjnik pikał ostrzegawczo, a gdy strój zniknie, to z nim również odporność na wiele ciosów. A poza tym jeszcze nie doszła w pełni do siebie. Po detransformacji zdecydowanie nie będzie w stanie walczyć. A Rousseau? Czy miał jakieś szanse z samym Mistrzem? Może i był półbogiem, ale coś jej podpowiadało, że zwyczajni półbogowie nie mogli się równać z tym przeciwnikiem.

— Nie tak szybko! — Rousseau wydawał się niezrażony. — Tikki, Plagg, otwórzcie przejście!

W kłębie szarego dymu, który nagle wyrósł, pojawiła się czarna dziura, a obok niej pojawiło się szare coś, przypominające nieco kształtem człowieka, ale z pewnością nim niebędące.

— Władco życia i śmierci, zabierz z tego świata duszę, która bezprawnie chodzi po tym świecie! — Rousseau wskazał na Mistrza.

Postać z dymu poruszyła się nieco.

— Dusza ta jest przywiązana do ciała — odpowiedziała. — Nie mogę jej zabrać...

— Nawet sama Śmierć jest po mojej stronie! — Mistrz roześmiał się głośno. — No, kończmy to. Poznajcie swoje miejsce!

Natarł najpierw na Rousseau. Brigitte pomyślała, że chce mu odebrać miracula. A potem zajmie się nią... Zatem powinna to wykorzystać! Wymyślić jakiś sposób! Domyśliła się, że ta dziwna dziura, którą otworzył Rousseau, musiała być przejściem do krainy umarłych. A więc, jeśli Mistrz do niej trafi, to wszystko powinno być w porządku, prawda? Tylko jak przekazać swojemu nieoczekiwanemu sojusznikowi, co chciała zrobić? Musieli się idealnie zsynchronizować... Najmniejszy błąd mógł sprawić, że któreś z nich również tam wyląduje...

I nagle, zupełnie nieoczekiwanym trafem, Mistrz znalazł się na wprost portalu. Rousseau znajdował się na tyle daleko, że nie było ryzyka, że coś mu się stanie. Brigitte podjęła decyzję. Wzięła rozbieg i skoczyła. Dokładnie w tym samym momencie miraculum wydało z siebie ostatnie piknięcie, a ona się odmieniła. Jednak siła rozpędu sprawiła, że udało się jej popchnąć Mistrza na tyle mocno, aby stracił równowagę. Zachwiał się i już nie było takiej siły, która pozwoliłaby mu uniknąć wpadnięcia do przejścia.

Ale zanim ostatecznie rozstał się z życiem, zdążył zrobić jedną rzecz. Chwycił Brigitte za rękę i pociągnął za sobą. Rousseau dostrzegł to zbyt późno — gdy rzucił się, żeby ich rozdzielić, trafił tylko na pustkę i się przewrócił. Opamiętał się jednak szybko i wstał. Zobaczył, że ani Brigitte, ani Mistrz (a raczej Łowca) nie zniknęli. Czyżby się pomylił? Czyżby to działało jednak inaczej? Podbiegł do nich i nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. To były ich ciała, lecz już nie było w nich życia. Odwrócił się do boga śmierci.

— Co się stało? — zapytał.

— Ich dusze przekroczyły przejście do krainy umarłych — odpowiedział. — Wszystkie trzy.

Rousseau zawahał się. Umieszczenie tam Mistrza było od początku jego intencją, ale nie sądził, że ta dziewczyna znajdzie się tam z nim!

— Czy... — Głos mu zadrżał. — Czy da się to odwrócić? A przynajmniej dla dziewczyny?

— Niestety, nie ma takiej możliwości. Jej dusza już rozpoczęła wędrówkę do nowego świata.

— Ale przecież Mistrz Odnowicieli został przywrócony!

— Jego wyciągnięcie z zaświatów było pogwałceniem wszelkich praw przyrody, zaburzeniem kręgu życia. Odnowiciele uniemożliwili mi interwencję, a użycie mojej mocy w tym świecie zakończyłoby się tragedią. On dostał już to, na co zasłużył i proszę cię, nie próbuj wyciągać duszy tej biednej dziewczyny. Jeśli to zrobisz, konsekwencje będą straszne, gorsze niż jej śmierć.

— Jakie?

— Inne dusze mogą się zbuntować. Jeśli nie zechcą być w swoim świecie, a zaczną napływać tutaj... Wyobraź sobie, że wasz świat zalewa fala dusz ludzi, którzy powinni dawno odejść. Zapanowałby chaos. Jeszcze większy niż teraz.

Rousseau zrozumiał, że to pora odpuścić. Nie da rady już nic wskórać. Musi dać jej odejść.

— Zgoda — skapitulował. — Dziękuję za twoją pomoc. Możesz odejść.

Zdjął miracula, a chwilę później bóg śmierci zniknął w swoim świecie, a wraz z nim przejście. Rousseau padł na kolana i zapłakał.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro