Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16 - Umowa

— I jeszcze raz... Transformacja!

Bruno położył ręce nad starą miotłą zabraną z piwnicy i skupił się. Przez straszną sekundę pomyślał, że to nic nie da, ale wreszcie miotła zaczęła zmieniać swój kształt. Witki z tyłu zniknęły, a kij stał się odrobinę bardziej sękaty. Bruno porównał efekt swoich czarów z rysunkiem Laski Cao zamieszczonym w księdze Zakonu. No nie było to to... Kształt nie był ten, a brakowało również liści oplatających całość. Bruno ponownie się skupił.

— Transformacja!

Na to kij przyozdobił się w pojedyncze listki, ale było ich zdecydowanie za mało, żeby ktokolwiek pomylił go z artefaktem boga ziemi. Zdaniem Brunona przypominał raczej rekwizyt do taniego cosplayu. Na domiar złego, nie minęła nawet minuta, kiedy zalśnił światłem i z powrotem przeobraził się w miotłę.

— Nie spodziewałem się lepszych efektów — zadrwił Ahiiya. — Magiem jesteś równie beznadziejnym, co posiadaczem miraculum.

— Och, zamknij się — warknął na niego Bruno. — Chociaż... Co do tej magii, to możesz mieć rację. Moje czary się nie utrzymają, a nawet jeśli, to żaden Odnowiciel nie nabierze się na to, że to prawdziwa Laska Cao.

— To wyglądało jak Laska Cao po roku w Rosji — uznało kwami. — A że była w Australii, a nie w Rosji, to cóż...

Bruno nie skomentował tego, ale obawiał się, że słowa Ahiiyi są jak najzupełniej prawdziwe. Odkąd tylko Brigitte podsunęła mu zaklęcie transformacji, próbował się go nauczyć, ale bez skutku. I to nawet nie tak, że się nie starał, tylko najwyraźniej magia nie była dla niego. Chociaż zdaniem Brigitte i tak radził sobie lepiej na tym polu niż Pierre, ale wcale go to nie pocieszało. Nie zależało mu na byciu lepszym od Pierre'a, tylko na tym, żeby przemienić tę głupią miotłę. Ale jak widać, ona wcale nie chciała być przemieniona.

— Muszę wymyślić coś innego — stwierdził wreszcie. — Zdobyć kopię, która będzie wystarczająco mocno przypominać oryginał.

— Z twoimi magicznymi zdolnościami to niemożliwe, a chyba nie poprosisz nikogo innego — zauważył Ahiiya. — Obawiam się, że pozostaje ci nauczyć się ciosać z drewna.

Bruno spojrzał na niego spode łba. Domyślił się, że kwami wcale nie oczekuje, że jego pan w najbliższym czasie stanie się cieślą. Poza tym miał wrażenie, że nawet jeśli wyglądowo jego laska będzie wyglądać zupełnie jak prawdziwa, to Odnowiciele tak czy siak zorientują się, że nie ma pożądanej przez nich magicznej mocy. W jego głowie zaczął kiełkować lepszy pomysł.

— Ahiiya, pamiętasz może tę wielką ponurą babę w koku? — zapytał.

— Ona ma imię — odparł Ahiiya. — Muriel czy jakoś tak.

— Mniejsza z tym, nie zamierzam z nią rozmawiać. Ale ktoś kiedyś mówił, że ponoć opanowała do perfekcji zmiennokształtność, czyż nie?

Ahiiya skinął głową. Rzeczywiście, pewnego razu podsłuchali czyjąś rozmowę z Muriel, w której jej rozmówca wspominał coś o mocy zmieniania kształtu. Bruno nigdy nie sądził, że ta informacja mu się na cokolwiek przyda, ale cieszył się, że ją zapamiętał, bo dzięki niej wpadł na szalony plan.

— Chyba już wiem, co zrobię.

Ahiiya spojrzał na niego z dezaprobatą, jak zawsze, gdy Bruno na coś wpadał.

— Zamierzasz ją porwać i wykorzystać do jakichś haniebnych celów?

— No co ty! Nie jestem Odnowicielem, żeby ludzi porywać! A poza tym byłaby za ciężka. Nie, mam dużo lepszy pomysł...

Opowiedział mu, co wymyślił, a Ahiiya, dokładnie tak jak Bruno się tego spodziewał, nie wykazał ani odrobiny aprobaty. Prawdę mówiąc, kiedy chłopak zmierzał ku siedzibie Zakonu, ciągle szeptał mu do ucha ciche protesty.

— Naprawdę nie zamierzasz tego zrobić, prawda? — mówił. — Nie możesz tego zrobić, Zakon cię zabije, a Odnowiciele zaraz po nim! A potem zniszczą świat i ja też zginę. Nie chcę jeszcze ginąć! Chcę mieć szansę na znalezienie bardziej kompetentnego właściciela niż ty!

— Odnowiciele nie zniszczą świata, bo jak już tylko odzyskam Aurélie, nakopię im do ich złych tyłków i będą zwiewać, gdzie pieprz rośnie.

— A poza tym — ciągnęło kwami, ignorując odpowiedź Brunona — nawet jeśli ten szalony plan miałby szansę powodzenia, to myślisz, że rozsądnie jest to zrobić dzisiaj? Nie byłoby lepiej, no nie wiem, przemyśleć to? — Położył wyraźny nacisk na ostatnie dwa słowa. — Nawet nie wiesz, jak chroniona jest Laska Cao! I czy w ogóle spotkasz Muriel!

— Naprawdę myślisz, że mógłbym się tego jakoś dowiedzieć? — stwierdził sceptycznie Bruno. — Moje życie idealnie określa jeden cytat z filmu. Wiesz, jaki? „Planujemy, idziemy i plany szlag trafia". Dlatego chyba wolę nie robić planów, skoro to i tak nigdy nie działa. A może bez planu coś się uda...

Ahiiya dalej protestował, ale Bruno już mu więcej nie odpowiedział. Wiedział, że kwami zadowoliłoby jedynie odstąpienie od tego pomysłu, ale to właśnie było tym, czego absolutnie nie chciał zrobić. Teraz, kiedy wreszcie zrozumiał, jak należało postąpić... A jeśli mu się nie uda, to trudno. Był jedynie ciekaw, kto zabije go jako pierwszy: Zakon, Ahiiya czy Brigitte. Bo Odnowicielami, prawdę mówiąc, niespecjalnie się przejmował.

Dotarłszy pod grobowiec Abelarda i Heloizy, Bruno otworzył sobie przejście do siedziby, a po znalezieniu się w jej wnętrzu starał się zachowywać tak naturalnie, jak tylko umiał. Co prawda nikogo nie mijał, ale nie zdziwiłoby go, gdyby był obserwowany z ukrycia. Ale skoro tak, to czy nikt się nie zorientuje w jego planie? No cóż, jeśli ktoś się zorientuje, to Bruno tylko zostanie postawiony przed Zakonem, który go wyrzuci i zabierze na zawsze miraculum, a wtedy on straci szansę na odzyskanie Aurélie... Ale jeśli nic nie zrobi, to na pewno jej nie odzyska. Musiał zaryzykować.

Znalazłszy się w pobliżu drzwi do sali posiedzeń, zrozumiał, że szczęście mu chyba dopisuje. Muriel stała tam i ich strzegła. Schował się w pobliskim pomieszczeniu, po czym rozejrzał się i zorientował się, że był to schowek na miotły, w którym nie było nikogo poza nim samym. Idealnie.

— Ahiiya, hetta wio — szepnął.

— Jesteś szalony — stwierdził Ahiiya, zanim został wciągnięty do wnętrza Miraculum Zebry.

Brunonowi jego uwaga dźwięczała w uszach i po raz pierwszy zastanowił się, czy robi dobrze, ale postanowił zignorować wyrzuty sumienia. Wyjrzał ostrożnie zza schowka i zobaczył, że Muriel patrzy obecnie w inną stronę. To był idealny moment. Musi użyć mocy. Teraz albo nigdy. Wyciągnął przed siebie prawą dłoń.

— Równowaga!

Jego dłoń rozjarzyła się krótko jasnozielonym światłem. Miał nadzieję, że to była właściwa moc, bo jeśli nie, to miał już przechlapane. Przemknął do łazienki, mając nadzieję, że niepostrzeżenie i skupił się. Moc Równowagi miała tę zaletę, że dzięki niej instynktownie wiedział, w jaki sposób używało się nabytych przy jej pomocy zdolności. Wiedział więc, że żeby zmienić kształt, wystarczyło, że wyobrazi sobie wizerunek istoty, której wygląd chciał przybrać. A więc to zrobił. Miał nadzieję, że obraz z pamięci, który widywał dość często, ale głównie z daleka, wystarczy.

Coś, być może instynkt, podpowiedziało mu, że przemiana już się dokonała. Otworzył oczy i niemal krzyknął. W lustrze zobaczył nie siebie, a kogoś bardzo przypominającego przywódczynię francuskiego oddziału Zakonu. A więc to zadziałało! Co prawda Bruno nie miał pewności, czy wygląda wystarczająco jak ona, ale musiało wystarczyć. I tak musiał się pospieszyć. Za chwilę moc Równowagi przestanie działać.

Pomyślał, gdzie chce się dostać, a kryształ Zakonu, choć w tej formie ukryty, i tak poprowadził go do podziemi. W drodze Bruno zorientował się, że przydałoby mu się jeszcze coś do transportu jego zdobyczy, więc zahaczył o magazyn pojemników blokujących magię. Wybrał taki, który był wąski i podłużny, idealny do jego celów. Ruszył dalej przed siebie, starając się naśladować pewność siebie przywódczyni. Wreszcie znalazł się w pobliżu swojego celu. Tak jak się spodziewał, wejścia strzegło dwóch strażników.

— Proszę stać! Kto tam? — zawołał jeden ze strażników.

— To ja — odpowiedział Bruno. Na szczęście jego głos również się zmienił, choć sposób mówienia zdecydowanie pozostał jego własny. — Przyszłam upewnić się, że Laska Cao jest bezpieczna.

— Jest w jak najlepszym porządku — zapewnił strażnik. — Pilnujemy jej dzień i noc, może być pani pewna, że nic z nią nie jest nie tak.

Czyżby nie wpuszczali nawet przywódczyni Zakonu? A może... A może zorientowali się, że to nie ona przed nimi stoi, tylko Bruno? Ech... Musiał coś wymyślić i to szybko.

— Wyczuwam magię laski — powiedział szybko. — To znaczy, że pojemnik jest uszkodzony. Przyniosłam nowy, żeby go zamienić. W końcu niedobrze by było, gdyby to sprawiło, że laska zacznie reagować z otoczeniem?

Strażnik był wyraźnie zaskoczony, ale ostatecznie ustąpił, podobnie jak jego kolega.

— No dobrze, niech pani przejdzie, tylko szybko — odparł, przepuszczając Brunona.

Bruno przeszedł szybko i uśmiechnął się szeroko, mając nadzieję, że strażnicy nie dostrzegli jego zadowolenia. Znalazł się w niewielkim pomieszczeniu, w którym na podwyższeniu leżał pojemnik blokujący magię. A więc tu była Laska Cao... Otworzył pojemnik ostrożnie i dotknął artefaktu. Nawet on, jako zwyczajny człowiek, wyczuwał jej moc. A więc była prawdziwa. Wiedział, co powinien zrobić, ale znowu się zawahał. Jeśli ktoś go przyłapie, to na serio będzie źle... Ale jeśli będzie się jeszcze dłużej wahać, moc Równowagi przestanie działać i wtedy na pewno zostanie przyłapany.

Podjął decyzję. Zamknął pojemnik i wziął go do rąk, a na podwyższeniu położył pusty pojemnik, ten, który przyniósł. Wyszedł z sali, co nie uszło uwadze strażników.

— Wszystko w porządku — zapewnił ich. — Teraz Laska Cao spoczywa bezpiecznie w nieuszkodzonym pojemniku.

To powiedziawszy, odszedł i skierował się jak najszybciej w stronę wyjścia z siedziby, mając nadzieję, że nikt go nie zauważy. Światło dnia na zewnątrz siedziby oślepiło go, tak że musiał zmrużyć oczy. Zmierzał do furtki, aby przez nią przejść i znaleźć się na cmentarzu, ale przypomniał sobie, że jeśli ludzie zobaczą przywódczynię Zakonu zmieniającą się w Zebrę, od razu zaczną się pytania, plotki, podejrzenia, a on sam zostanie zdemaskowany. Zdecydował się więc najpierw na odwołanie zmiany kształtu, a potem, nawet jeszcze zanim Równowaga przestała działać, detransformował się. Teraz już nie powinien wzbudzać podejrzeń, a przynajmniej nie tak dużych. Bo pojemnik z Laską Cao pewnie i tak zwróci czyjąś uwagę, ale już trudno. Nie miał go gdzie schować.

Przy pomocy kryształu przedostał się do głównej części cmentarza i szybko go opuścił. Znalazł jakiś zaułek i się w nim schował, a Ahiiya wykorzystał okazję i wyłonił się z kieszeni Brunona (który zawsze zastanawiał się, jak kwami się tam mieściło).

— Coś ty do jasnej anielki narobił najlepszego?! — wydarł się. — Nie wierzę... Naprawdę podszyłeś się pod przywódczynię Zakonu Strażników i ukradłeś Laskę Cao?! I po co, żeby dać ją Odnowicielom i ułatwić im zniszczenie świata!

— To wcale nie tak! — zaprotestował Bruno. — Wcale nie chcę pomagać Odnowicielom! Obchodzi mnie wyłącznie Aurélie. Zrobię wszystko, żeby wyrwać ją z ich łap.

— I dlatego dasz im narzędzia, które tym bardziej ci to uniemożliwią — zauważyło kwami. — Jesteś geniuszem — dodało sarkastycznie.

— Być może nawet nie dostaną laski, jeśli się postaram, to uda mi się odbić Aurélie, ale laskę też zachowam.

— Jakoś mam wrażenie, że ci się nie uda. Ciekawe, dlaczego... — Ahiiya udał, że się zastanawia. — Może dlatego, że oni są grupą potężnych półbogów, a ty samotnym marnym człowiekiem, hm?

— Och, przymknij się. Założę się, że mógłbyś mi pomóc, ale po prostu tego nie chcesz. Ale teraz muszę się właściwie dowiedzieć, dokąd powinienem się udać...

Bruno wyciągnął z kieszeni telefon Aurélie i go odblokował. Wszedł w wiadomości z tajemniczym Odnowicielem, po czym napisał wiadomość i ją wysłał.

„Mam Laskę Cao. Gdzie mam się stawić?"

Obserwował ekran przez chwilę, aż pojawiła się odpowiedź.

„Spotkamy się w lesie."

W wiadomości znajdowały się jeszcze współrzędne. Bruno naniósł je na mapę online i stwierdził, że las ten nie był jakoś bardzo daleko. Mimo wszystko pomyślał, że pewniej by się poczuł, gdyby przyszedł tam przemieniony. Wyciągnął z kieszeni nieco pokruszone ciastko i wyciągnął je w stronę Ahiiyi.

— Zjedz coś, przemienię się i załatwię szybko, co trzeba.

— O nie, nie ma mowy! — zaprotestował natychmiast Ahiiya. — Nie pomogę ci. Jak już chcesz doprowadzić Zakon do zguby, to bez mojego udziału.

Bruno zrozumiał, że w takim razie nie przekona kwami siłą do jedzenia. Gdyby nie to, mógłby się przemienić, ale tak... Tak pozostawało mu jedynie pójść pieszo, względnie przejechać się autobusem. Wybrał ostatecznie tę drugą opcję. Na szczęście Laska Cao znajdowała się w pojemniku blokującym magię, więc jej energia nie mogła przykuć niczyjej uwagi. Jechał niespecjalnie długo, ale dalszą drogę musiał przebyć sam. Ruszył więc. Niedużo czasu zajęło mu dostanie się na skraj lasu. Zawahał się nieco, ale ostatecznie wszedł na ścieżkę. Telefon Aurélie zawibrował znowu, a Bruno sięgnął po niego, by odczytać wiadomość.

„Idź cały czas ścieżką, a zaprowadzi cię tam, gdzie się spotkamy."

Brunona przeszedł dreszcz. Ta wiadomość mogła oznaczać tylko jedno: był obserwowany. Odnowiciele go śledzili. Przełknął ślinę. Nie mógł się wycofać. Nie teraz. Przemknęło mu przez głowę, czy nie spróbować przekonać Ahiiyi do pomocy, ale odrzucił to z dwóch powodów. Po pierwsze, nie był nawet pewien, czy Odnowiciele zdawali sobie sprawę z tego, że to on był Zebrą, chociaż prawdopodobnie tak, skoro go najpewniej śledzili. A po drugie, jeśli by się przemienił, mogliby uznać, że coś kombinuje i go zaatakować. A na to nie zamierzał pozwolić. Nie chciał walczyć. Nie teraz.

Wstąpił na ścieżkę. Natychmiast znalazł się w cieniu, który dał mu odrobinę przyjemnego chłodu. Odetchnął z ulgą, ale zaraz sobie przypomniał, że przecież nie wybrał się tu, by spacerować wśród drzew. Ruszył przed siebie. Wokół niego panowała cisza, ale wcale go nie uspokajała, wręcz przeciwnie. Ten brak odgłosów wydał mu się nieco nienaturalny, a nawet jeśli nie powodowała go jakaś niezwykła moc, to tak czy siak ze względu na niego Bruno nie umiał odciągnąć myśli od tego, co czekało go na końcu ścieżki. Przez głowę przemknęło mu, czy może lepiej jednak nie uciec, ale zrezygnował z tego pomysłu. Odnowiciele z pewnością to zauważą i wtedy zdecydowanie nie obejdą się z nim łagodnie.

Wtem tuż przed nim przeleciał mały ptaszek — Bruno zarejestrował jedynie jego żółte upierzenie, toteż wywnioskował, że była to zwyczajna sikorka. Ten widok otrzeźwił go nieco. Czyli ta cisza z wcześniej wcale nie była magiczna... A skoro po tym lesie latały sikorki, to nie mogło być tak źle! Poczuł się odrobinę lepiej i nieco szybciej ruszył dalej ścieżką. Mimo to coraz bardziej zaczynała mu się dłużyć. Miał poczucie, że będzie szedł tak bez końca, aż świat się skończy.

Ale akurat gdy to pomyślał, ścieżka wyszła wprost na małą polankę. Bruno nie przeszedł jednak na jej środek. Pomyślał, że głupio byłoby dać się otoczyć Odnowicielom. Chociaż i tak sam fakt, że przyszedł tutaj, był niezwykle głupi.

— Ahiiya, może jednak skusisz się na małą pomoc? — odezwał się, patrząc na swoją kieszeń.

— Tchórzysz, co? — Kwami wychynęło z kieszeni i uśmiechnęło się złośliwie. — Bardzo dobrze. Zwiewajmy stąd, zanim zrobisz coś naprawdę głupiego.

— Trochę już na to za późno — odpowiedział mu głos, który wcale nie należał do Brunona.

Bruno, usłyszawszy go, uniósł głowę, zaskoczony. Zobaczył, że na środku polany stał ktoś, kogo jeszcze kilka sekund tam nie było. Czyżby podbiegł tam bezszelestnie? A może się teleportował? Tak czy siak, bez względu na sposób, w jaki się tam zjawił, Bruno poczuł na ramionach gęsią skórkę mimo ciepłej pogody. Czyżby się bał? Nie, nie może! Nie może stracić zimnej krwi i uciec w popłochu! Musi nad sobą panować, inaczej już po nim. Przyjrzał się przybyszowi, ale niewiele dostrzegł, bo miał na sobie jasną pelerynę z kapturem zasłaniającym mu twarz.

— Kim jesteś? — zapytał, starając się, by jego głos brzmiał jak najodważniej.

— Przecież mnie znasz — odpowiedział przybysz. — Dzięki mnie tu się znalazłeś.

Wtedy Bruno zrozumiał, że był to ten Odnowiciel, który podrzucił mu telefon Aurélie. Który nakłonił go do zdradzenia lokalizacji Czary Shuihai i wykradzenia Zakonowi Laski Cao. Odnowiciel uniósł głowę, tak że można było wreszcie dojrzeć jego twarz. Bruno krzyknął zaskoczony.

— Ninja!

Uśmiech, który Brunonowi wcale nie wydał się wesoły, wykrzywił wargi Odnowiciela.

— Jak miło, że mnie pamiętasz — powiedział. — Ja też doskonale cię pamiętam, Brunonie Sucreceur. A raczej Zebro. Jak dziś pamiętam ten dzień, kiedy wraz z Biedronką i Czarnym Kotem myśleliście, że mnie pokonaliście. Ale srogo się pomyliliście. Przegraliście.

— Może Biedronka i Czarny Kot stracili miracula, ale to nie znaczy, że przegrali — odpowiedział Bruno. — Zakon dalej walczy.

— Ach, tak, jak miło, że wspominasz o Zakonie... Zakon walczy, ale doskonale wiesz, że nie mają z nami szans. Bo czy inaczej zgodziłbyś się nam pomóc? Wiesz, że tylko my możemy dać ci to, czego pragniesz. Tylko my mamy szansę naprawdę zmienić świat, tak, jak Zakon nigdy nie miałby odwagi!

— Zmienić świat? — prychnął Bruno. — Chyba go zniszczyć!

— Zakon boi się działać — ciągnął Odnowiciel. — Nie rozumie, że jeśli chce się stworzyć coś większego i wspanialszego niż wszystko, co istniało kiedyś, najpierw trzeba zniszczyć starą, niedoskonałą rzeczywistość. Więc jeśli w ten sposób to rozumieć, to w pewnym sensie tak, chcemy zniszczyć świat. Świat, który obecnie znamy. Na jego miejsce powstanie świat wolny, gdzie magia nie będzie musiała się ukrywać! Gdzie każdy będzie mógł być sobą!

Bruno słuchał tego ze zdziwieniem, ale gdy Odnowiciel skończył, to uśmiechnął się. Dostrzegł, że jego przeciwnik delikatnie zmarszczył brwi.

— To zabawne — skomentował. — Mów sobie, co chcesz, ale wcale nie zależy mi na zmienianiu świata. Zgodziłem się nie skopać wam od razu tyłków tylko dlatego, że chcę zobaczyć Aurélie. Nic innego mnie w tym momencie nie obchodzi.

— Aurélie Voler jest ci bardzo droga, jak widzę. No cóż, nawet jeśli nie chcesz zmieniać świata, możemy dać ci to, czego pragniesz. Aurélie jest z nami. Dołącz do nas, a już nigdy nie będziesz musiał się z nią rozstawać.

— Chyba cię pogrzało — wypalił Bruno, zastanawiając się, czy właśnie nie podpisał na siebie wyroku. — Dołączyć do was? No chyba nie! To już wolałbym umrzeć tu i teraz. Ale wcale nie zamierzam jeszcze umierać. Dopełnijmy umowy. Ja dam wam tę śmieszną laskę, a wy oddajcie Aurélie. I tak się wam na nic nie przyda, bo jest człowiekiem, a nie żadną tam półboginią.

Słysząc to, Odnowiciel znowu uśmiechnął się pogardliwie, ale Bruno wcale nie zamierzał pytać, co go tak śmieszy. Wróg postąpił kilka kroków naprzód, a Bruno ledwo powstrzymał pokusę cofnięcia się. Odnowiciel wyciągnął przed siebie rękę.

— Oddaj nam Laskę Cao — zażądał.

Bruno nie zamierzał jednak tak szybko się poddać.

— Najpierw Aurélie. Nie dam wam niczego, jeśli nie zagwarantujecie mi, że wróci cała i zdrowa.

— To nie ty stawiasz tutaj warunki — odparł Odnowiciel.

— A właśnie, że ja.

Wyciągnął z kieszeni ciastko, mając nadzieję, że wystarczająco ukradkiem, po czym przełożył je do drugiej, gdzie ukrywał się Ahiiya. Z ruchów, które poczuł, wywnioskował, że foch kwami najwyraźniej minął, bo wzięło ciastko. Względnie po prostu było głodne.

— Jeśli nie chcesz ustąpić po dobroci, sam zdobędę to, czego chcę. Ahiiya, hetta wio!

Bruno przemienił się w Zebrę, a zaraz po tym kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Odnowiciel doskoczył do niego, a Bruno ledwo uniknął ataku. Starał się wyminąć wroga, aż mu się udało, ale wtem zauważył, że znalazł się na środku polany. A wokół niego zacieśniał się krąg Odnowicieli. Został otoczony.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro