Rozdział 51 - Łowy
Widok ognistej ściany utworzonej przez Rousseau na chwilę zaskoczył Pierre'a, co sprawiło, że Richardowi udało się go uderzyć. Chłopak pod wpływem ciosu zatoczył się i cofnął, lecz na szczęście nie upadł. Jego przeciwnik jednak wykorzystał tę chwilę słabości i natychmiast do niego doskoczył, by zaatakować ponownie. Pierre zmuszony był więc przejść do defensywy. Wiedział, że jeśli nie uda mu się szybko zaatakować, to zdecydowanie zostanie pokonany, ale czuł, że to wcale nie okaże się takie łatwe, o ile w ogóle było możliwe. Podświadomie jednak zorientował się, że Richard nie wykorzystuje pełni możliwości. Gdyby chciał, to mógłby to przecież dawno skończyć.
Bawi się ze mną — pomyślał. — Nie mogę się dać.
Uskoczył, unikając uderzenia i wtedy spostrzegł, że znaleźli się niebezpiecznie blisko pozostałych walczących. Brigitte udało się uniknąć strumieni wystrzeliwanych przez Kate i zbliżyć się nieco do przeciwniczki, tak, że ta znalazła się w zasięgu jej nóg. Zamierzyła się, a ta, chyba nie spodziewając się tego, nie zdążyła uniknąć spotkania z butem Komara. Siła ciosu lekko ją odrzuciła, Pierre jednak nie mógł obserwować, co wydarzyło się po tym. Wolał się skupić na tym, by odciągnąć od nich Richarda. Ten jednak wcale nie wydawał się zainteresowany kimkolwiek innym, bo jego oczy cały czas były utkwione w Pierze.
— Kiedy w końcu coś pokażesz? — odezwał się do niech Richard. — Zaczynam się nudzić!
Wtedy właśnie przeciął dłonią powietrze, a wzdłuż owego wyimaginowanego przecięcia pojawiło się coś w rodzaju fioletowej smugi. Co więcej, ta smuga nie była nieruchoma, a pomknęła w kierunku Pierre'a. Chłopak instynktownie odskoczył, nie miał jednak czasu na odpoczynek, bo Richard posłał za nim jeszcze kilka takich. Większości udało mu się uniknąć, lecz jedna z nich musnęła jego policzek.
Poczuł najpierw gorąco, a zaraz po nim bolesne pieczenie. Syknąwszy z bólu, odruchowo przyłożył dłoń do policzka i zorientował się, że jest mokry od krwi. Nie miał teraz jednak czasu na narzekanie czy próby opatrzenia rany, musiał chronić się, aby wkrótce nie przybyło mu więcej takich. Teraz, gdy Richardowi wyjątkowo spodobało się atakowanie go magicznymi smugami, nie mógł się jednak nawet do niego zbliżyć i tylko uchylał się przed kolejnymi atakami, wiedząc doskonale, że jego przegrana jest tylko kwestią czasu. Musiałby się wydarzyć jakiś cud, by mógł się wydostać stąd żywy.
Teraz to już Shouyi mogłaby nam pomóc — pomyślał.
— Zapominasz o własnym potencjale — usłyszał głos w głowie.
Podsłuchujesz moje myśli? — przeraził się Pierre, zrozumiawszy, że to Shouyi.
— Uwierz, że mam lepsze rzeczy do roboty niż słuchanie myśli półboskich nastolatków — odgryzła się Shouyi. — Ale jak słyszę swoje imię, to zawsze zwracam uwagę!
Dobra, to w sumie nieważne — odpowiedział jej w myślach. — Zaraz mój brat, który wcale nie zachowuje się zbytnio po bratersku, przerobi mnie na mielonkę.
— To przyjmij moją radę! — odparła na to bogini. — Nie zapominaj, że twoim żywiołem jest walka.
Nic więcej nie powiedziała, a Pierre, mający wrażenie, że wszelkie rady bogini rzemiosła tylko mu mącą w głowie, przeturlał się po ziemi, chroniąc się przed smugami. Wstał szybko, tylko po to, by spotkać się z kolejnymi smugami. Wiedział, że tym razem już nie zdoła ich uniknąć. Przemknęło mu przez głowę, że to już koniec, ale jego ciało i tak chciało się chronić — instynktownie zasłonił się skrzyżowanymi rękami, oczekując trafienia i zacisnął oczy.
Nagle poczuł nacisk, ale wbrew swoim oczekiwaniom fala energii nie przecięła jego rąk. Ostrożnie otworzył oczy i to, co ujrzał, przeszło wszelkie jego oczekiwania. Smugi wystrzelone przez Richarda napotkały na półprzezroczystą, migotliwą barierę, która rozpostarła się przed Pierre'em. Zarówno smugi, jak i bariera zaświeciły się jaśniej niż zwykle, po czym te pierwsze eksplodowały i zniknęły. Bariera nie utrzymała się dużo dłużej.
— Wow — wyrwało się Pierre'owi. — To ja zrobiłem?
— Mówiłam, że masz potencjał? — ucieszyła się Shouyi w jego głowie.
— Super, cieszę się... — odpowiedział jej, ponownie na głos. — Ale teraz muszę się skupić na walce.
— No w końcu coś się dzieje! — zawołał Richard. — Pokaż mi, na co cię stać!
Pierre musiał przyznać, że nie bardzo rozumiał, o co chodzi Richardowi. Ten najwyraźniej bardzo chciał go pokonać, w takim razie dlaczego cieszył się, jak udawało mu się zrobić coś nowego? W końcu z pewnością wcale nie chciał mu pomóc w opanowaniu mocy. Jakikolwiek braterski sentyment również wykluczał. Jedyne co mogło mieć jakieś sensowne wyjaśnienie to to, że Richard nie chciał łatwego zwycięstwa. Czyli będzie stopniowo coraz bardziej męczył Pierre'a, aż ten kompletnie opadnie z sił...
Nie dam się — pomyślał. — Nieważne, co się stanie, nie poddam się, dopóki Brigitte nie będzie bezpieczna.
Brigitte również nie umiała zdobyć przewagi, ale Kate zdecydowanie nie wykazywała aż takiej żądzy mordu jak Richard. Wydawała się bardziej próbować dorwać do naszyjnika, aniżeli załatwić samą Brigitte. Chyba naprawdę ją w takim razie polubiła...
— Teraz się jednak robi ciekawie, nie uważasz? — odezwała się Kate w pewnym momencie. — Richard nie spocznie, zanim nie pozbędzie się twojego kochasia, a gdy się już z nim rozprawi, wtedy już nie będziesz miała innego wyjścia, jak oddać miraculum, bo on nie będzie tak litościwy jak ja.
— Zacznijmy od tego, że gdybyś tak bardzo nie chciała tego miraculum, to nie byłoby tego całego zamieszania i nie musiałabyś się stawiać w roli litościwego wybawcy! — odpowiedziała jej Brigitte, uskakując przed promieniem.
Musiała przyznać, że to stawało się już powoli nudne. Być może to była pora, kiedy powinna użyć mocy? Gdy zdezorientuje Kate, może udałoby się jeszcze powalić jej Łowcę, jak nazywała w myślach mężczyznę, który wcześniej ją powalił, a potem zostawiwszy Rousseau Biedronce i Czarnemu Kotu, wraz z Muchą odciągnęłyby Pierre'a od Richarda? W zasadzie nie miała nic do stracenia, więc dlaczego nie?
— Dezorientacja! — zawołała, a wokół jej rąk pojawiło się coś na wzór czarnego obłoku.
Wycelowała ręce w stronę Kate, a chmara posłusznie skierowała się ku jej głowie.
— Aaa, nic nie widzę! — zawołała kobieta i wycelowała dłonią w chmarę, ale nawet srebrny promień jej nie przerzedził. — Zapłacisz za to!
Kate pobiegła na oślep i nie udało się jej trafić Brigitte, bo przebiegła po jej lewej stronie. Ona tymczasem rozejrzała się po polu bitwy i zauważyła po chwili tych, których chciała — Muchę walczącą z Łowcą. Podbiegła do nich, mając nadzieję, że uda się jej załatwić wszystko, zanim się detransformuje, bo akurat teraz tak niefortunnie się złożyło, że nie miała przy sobie absolutnie nic, czym mogłaby nakarmić kwami. Wzięła do ręki spinner i zamachnęła się, chcąc rzucić nim w stronę Łowcy, ale wtedy właśnie poczuła uderzenie z tyłu i chwilę później leżała na ziemi, a na niej leżał ktoś inny. Próbowała się wygramolić, ale postać wcale nie zamierzała z niej zejść i Brigitte zorientowała się, że to nie jest wcale nikt z jej sojuszników.
— Ha, teraz jesteś w pułapce, co? — usłyszała w uchu złośliwy głos, który z pewnością nie mógł należeć ani do Kate, ani do żadnego z dorosłych mężczyzn. Czyli to musiał być Rousseau.
Brigitte poruszyła się w nadziei, że uda się jej zrzucić z siebie chłopaka, ale nie udało się. Ten tymczasem sięgnął do jej szyi i poczuła, że zaciska dłoń na naszyjniku...
— Zostaw ją! — usłyszała w pewnym momencie głos Biedronki.
Rousseau nagle pociągnął za naszyjnik i wpił się jej boleśnie w szyję, ale zanim zrobił jej jakąkolwiek poważniejszą krzywdę, w końcu opadł, a niewielką chwilę później zauważyła, że Odnowiciel już jej nie przygniata. Obejrzała się i zauważyła, że Biedronka odciągnęła go przy pomocy swojego jo-ja i znowu wraz z Czarnym Kotem się nim zajęła. Podniosła się powoli i znowu skierowała w stronę Łowcy, mając nadzieję, że Kate nie zorientuje się, gdzie Brigitte stoi ani że działanie mocy nie zakończy się zbyt wcześnie. Zauważywszy ich znowu, zatrzymała się, by nie rzucić się bezmyślnie do walki.
Czekała o sekundę za długo.
To stało się, zanim mogła cokolwiek zrobić. Wydawało się, że wszystko będzie dobrze, kiedy Mucha uchyliła się przed rzuconym znowu bolasem. Łowca jednak był przygotowany na tę ewentualność, bo wyrzucił w kierunku swojej przeciwniczki nóż myśliwski. Brigitte myślała, że chce ją nim trafić, ale gdy ostrze ją minęło, musiała przyznać, że się myliła. On wcale nie celował w Muchę, a w jej warkocz. I nie chybił.
— Nie! — zawołała Aurélie, ale było już za późno.
Na oczach wszystkich walczących odmieniła się, a Łowca natychmiast wykorzystał okazję i zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek zrobić, zarzucił na nią lasso wyczarowane nie wiadomo skąd i przyciągnął ją do siebie niczym zwierzynę.
Brigitte w końcu się opamiętała i ruszyła biegiem, ale zdążyła przestąpić ledwo kilka kroków, gdy Łowca przyłożył Aurélie nóż do gardła.
— Ani kroku dalej, bo wtedy ona zginie — ostrzegł ją.
Brigitte posłusznie zatrzymała się. Nie mogła ryzykować, że Odnowiciel spełni swoją groźbę. Jej wzrok padł wtedy na Miraculum Muchy połyskujące w trawie. Musi je zabrać, Odnowiciele nie mogą go dostać! Ostrożnie więc, mając nadzieję, że Łowca niczego nie zauważy, przesunęła się odrobinę w jego kierunku. Jej nadzieje jednak szybko się rozwiały, bo ten przycisnął nóż mocniej i odezwał się:
— To ostatnie ostrzeżenie. Jeśli chcesz jeszcze zobaczyć swoją koleżankę żywą, lepiej, żebyś się zatrzymała.
Brigitte uznała więc, że nie ma co się sprzeciwiać. Zresztą nie miała absolutnie żadnego pomysłu, jak wyswobodzić Aurélie bez sprawienia, by była wtedy już martwa. Do tego sama miała się za chwilę odmienić i wiedziała, że w takim stanie nie będzie zbyt użyteczna. Przydałaby się jej pomoc... Pierre jednak był zbyt zajęty walką z Richardem (bogom dzięki, że miał się nim ktokolwiek zająć, Brigitte nie chciałaby musieć z nim walczyć), a Biedronka i Czarny Kot powstrzymywali Rousseau.
— Ha, w końcu to cholerstwo zniknęło! — usłyszała głos Kate.
I rzeczywiście, moc Dezorientacji właśnie zakończyła swoje działanie. Super, kolejny problem do ogarnięcia! Ech, jakby nie mieli już wystarczająco problemów!
Ku jej przerażeniu Kate również dostrzegła gumkę leżącą w trawie. Uśmiechnęła się chciwie na jej widok i popędziła ku niej. Brigitte stała sparaliżowana — czuła, że powinna ją powstrzymać, ale jednocześnie bała się o Aurélie. Och, że też nie użyła Dezorientacji na Łowcy! Wszystko byłoby wtedy prostsze!
W pewnym momencie okazało się jednak, że nie tylko one dwie dostrzegły, co się dzieje. Zanim Kate dobiegła do Miraculum Muchy, wokół kawałka warkocza owinęło się czerwone jo-jo. Gdy pochwyciło to, co miało, Biedronka pociągnęła je ku sobie.
— Tego chcecie? — zawołała do Odnowicieli.
— Oddaj nam to miraculum! — zawołała do niej Kate.
— Dobrze, oddam wam je.
Biedronko, co ty robisz? — pomyślała Brigitte. — Wkopiesz nas wszystkich!
— Ale pod jednym warunkiem — dodała. — Wypuśćcie Muchę.
Uff — odetchnęła Brigitte w myślach. — Dobry ruch!
Łowca, słysząc to, zaśmiał się szyderczo.
— Jeśli chcesz dziewczyny, to będziesz musiała o nią zawalczyć! A miraculum weźmiemy sobie sami.
Kate ruszyła w stronę Biedronki, wystrzeliwując przy tym kolejne promienie. Tym razem Brigitte nie zamierzała być bezczynna. Również pobiegła i już miała stanąć pomiędzy nimi, gdy napotkała na zupełnie nieoczekiwaną przeszkodę. Nie mogła uwierzyć własnym oczom, ale pomiędzy Kate i Biedronką wyrosła bariera zrobiona, tak, z lodu... Ale co tu robił lód? Przecież nikt z walczących nie miał lodowych mocy!
Kate, zauważywszy przeszkodę, wycelowała w nią dłonią i przy pomocy swojej mocy skruszyła go. Wtedy jednak wyrosła przed nią kolejna lodowa bariera.
— Kto tu jest?! — zawołała w eter. — Pokaż się!
Ktokolwiek był za to odpowiedzialny, nie posłuchał, a tym razem wystrzelił w stronę Kate lodowe pociski. Jeden z nich chybił, ale drugi trafił w jej kurtkę i nie zatrzymawszy się, dotarł do ziemi i przyszpilił do niej kobietę. Brigitte zastanawiała się, co się dzieje i stwierdziła, że może na wszelki wypadek nie będzie się ruszać, aby lodowy pocisk nie trafił i jej. Teraz bowiem pojawiło się ich więcej — właściciel lodowej mocy upewnił się, że Kate nie zdoła się ruszyć, po czym wycelował w Łowcę. Ten jednak zręcznie wyminął sople i nie poluźnił ani trochę uchwytu, w którym więził Aurélie. Tajemnicza postać spróbowała znowu, ale gdy prawie trafiła dziewczynę, uznała najwyraźniej, że to zbyt niebezpieczne, więc tym razem skierowała się w stronę Richarda. Ten, wyminąwszy atak, rozejrzał się i zawołał:
— Wyłaź, intruzie!
Lodowe pociski tak wytrąciły go z równowagi, że nawet przestał atakować Pierre'a, który w tym czasie zdążył dorobić się kilku dodatkowych skaleczeń na rękach i porządnie się zmęczyć. Chłopak westchnął z ulgą. Gdy Richard pobiegł w stronę, z której, jak mu się wydawało, nadlatywały pociski, Pierre wykorzystał okazję, by podbiec do Brigitte.
— Wszystko w porządku? — zapytał, a ona drgnęła, usłyszawszy jego głos.
— Ze mną tak — odpowiedziała. — Ze wszystkim innym już nie.
Spojrzała na Richarda, który był już na skraju lasu, gdy znowu musiał unikać lodowych ataków. Zatrzymał się wtedy i zawołał do swoich towarzyszy:
— Zwijamy się!
Brigitte niezmiernie to zdziwiło. Dlaczego Odnowiciele, tak zdesperowani, aby zdobywać miracula i nowych półbogów do swojej armii, tak szybko odpuścili? Czyżby osoba kryjąca się w lesie była tak potężna, że uznali, że lepiej będzie uciec? A może chodziło o coś zupełnie innego? Wtedy uświadomiła sobie, że Łowca cały czas trzymał Aurélie.
— Musimy ich zatrzymać! — zawołała do Pierre'a. — Nie mogą jej ze sobą wziąć!
Wraz z chłopakiem pobiegła w stronę Łowcy, jednak zanim znaleźli się wystarczająco blisko, by cokolwiek zrobić, ziemia wokół Odnowiciela rozjarzyła się złotym blaskiem. Pierre natychmiast rozpoznał ten blask, w końcu w ten sam sposób Odnowiciele opuścili polanę. I miał rację — po chwili Łowca zniknął, podobnie, jak się okazało, Rousseau, Kate i Richard. A wraz z nimi zniknęła Aurélie.
— To niemożliwe! — zawołała Brigitte, widząc to. — Nie mogę uwierzyć... oni... oni ją porwali!
Pierre nie odpowiedział, tylko wpatrywał się z uchylonymi ustami w miejsce, gdzie stał wcześniej Łowca. Żadne słowa nie byłyby w stanie wyrazić tego, co czuł. Stracili Aurélie... Znalazła się w rękach Odnowicieli. To oni wygrali...
Oboje mogliby tam stać wieczność i nawet nie zauważyć, że stanęli obok nich Biedronka i Czarny Kot.
— Okropnie mi przykro, że to się stało — westchnęła Biedronka ze smutkiem.
— Nawet nic nie mogliśmy zrobić... — Czarny Kot spuścił głowę. — Ale Odnowiciele kiedyś zapłacą nam za to.
— To prawda — odezwał się kobiecy głos, który jednak nie należał ani do Brigitte, ani do Biedronki.
Cała czwórka uniosła głowy, by ujrzeć dosyć wysoką postać, ubraną w długi płaszcz z kapturem, sięgający za jej kolana. Brigitte początkowo skojarzyło się to z ubiorem Odnowicieli, ale szybko odrzuciła to skojarzenie. Kimkolwiek kobieta była, Brigitte miała pewność, że z pewnością nie Odnowicielem.
— Odnowiciele zapłacą za to, co zrobili — kontynuowała. — A ja pomogę wam się z nimi rozprawić.
— Kim jesteś? — zapytał Pierre.
— Należę do Zakonu Strażników — odpowiedziała kobieta. – Mówcie mi Icy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro