Rozdział 40 - Sprzymierzeniec
Tym razem Pierre i Brigitte postanowili spróbować szczęścia osobno. Oficjalnym argumentem było to, że szukając pracy pojedynczo, może prędzej się załapią na coś godnego uwagi, ale tak naprawdę chodziło o to, że Brigitte bardzo chciała zgłosić się do sklepu zoologicznego, a wiedziała o napiętych stosunkach na linii Pierre — zwierzęta.
Okazało się jednak, że uwielbianie zwierząt, a praca z nimi to dwie zupełnie różne rzeczy.
Nadejście końca dnia pracy zarówno ona, jak i właściciel sklepu powitali z prawdziwą ulgą. Mężczyzna oznajmił jej dobitnie, że nie chce jej tu więcej widzieć, ale przynajmniej otrzymała swoją dniówkę. To zawsze coś. Choć nie była absolutnie pewna, czy to jej wynagrodzi piekące zadrapania na policzku otrzymane od ogromnego, puszystego i bardzo wrednego kota.
Idąc do domu, postanowiła sobie, że nie będzie opowiadać nikomu, co dokładnie się wydarzyło. Właśnie zastanawiała się nad tym, jak wyjaśnić podrapaną twarz, kiedy nagle usłyszała tuż obok siebie:
— Brigitte?
Drgnęła i odwróciła się w stronę źródła głosu. Pierwszym, co dostrzegła, był długi warkocz dziewczyny, na którym zawiązane było Miraculum Muchy. Wszędzie by je rozpoznała. Następnie przeniosła wzrok na twarz Aurélie.
— Nie uważasz, że trochę niebezpieczne jest noszenie tej gumki na samym dole włosów? — zapytała. — Złoczyńcy byłoby bardzo łatwo ją odebrać.
Aurélie odruchowo pomacała warkocz, najwyraźniej się nad tym zastanawiając.
— Może i tak... — Przeniosła wzrok na Brigitte. — Co ci się stało? Wyglądasz nie najlepiej.
— Nic takiego — odparła Brigitte wymijająco. — W każdym razie nie zaatakował mnie żaden złoczyńca, jeśli o to ci chodzi — dodała szybko.
Tamta skinęła głową, po czym odezwała się ponownie:
— Idziesz do mistrza Fu, prawda?
Brigitte potaknęła, zastanawiając się, o co jej chodzi.
— Pójdę z tobą. Muszę mu koniecznie coś powiedzieć.
Brigitte przypomniała sobie ostatni raz, kiedy Aurélie chciała coś powiedzieć mistrzowi Fu i jak prawie skończyło się to tragedią. Ale teraz przynajmniej będzie mogła mieć na nią oko i powstrzyma ją przed realizacją jakichkolwiek głupich pomysłów.
— A o co chodzi? — zapytała, w sumie zaciekawiona. — Jeszcze kogoś ze swojej klasy podejrzewasz o to, że skumał się z Odnowicielami?
— Nie! — zaprzeczyła Aurélie. — Ale fakt, to ma związek z Odnowicielami.
Och, Odnowiciele. Brigitte nigdy nie spotkała się z żadnym twarzą w twarz, z wyjątkiem posiadacza Miraculum Kozicy, którego jednak nie potrafiła traktować poważnie, ponieważ nie miał praktycznie żadnej mocy. Mimo to przerażali ją jak żaden z jej dotychczasowych przeciwników. Niemal nic o nich nie było wiadomo, lecz dysponowali mocą zdolną uwięzić boginię, a Pierre w starciu z nimi nie miał żadnych szans. A skoro nawet on nie był w stanie ich pokonać, to co mogła zrobić ona sama? Przecież była tylko człowiekiem, z miraculum, które wcale nie należało do najpotężniejszych.
Chciała coś powiedzieć, lecz dostrzegła, że są już pod kamienicą, w której mieszkał mistrz Fu. Rozmowy mogły więc zaczekać, do momentu, aż znajdą się w ciepłym wnętrzu i jak zawsze zostaną uraczone gorącą herbatą i słodkimi ciasteczkami. Wspięły się więc po kilku ciągach schodów i Brigitte bez pukania uchyliła drzwi.
— Nareszcie w domu! — ucieszyła się i przekroczyła próg. Aurélie, która weszła za nią, przymknęła drzwi.
Brigitte przysiadła przy stoliku i złożywszy na nim ręce, położyła się na nim połową ciała.
— Wygodne łóżko sobie znalazłaś — odezwał się Pierre, postawiwszy przed nią kubek pełen parującej herbaty.
Brigitte uniosła nieco głowę i ujrzała, że jego czarne włosy opadają luźno na ramiona, niezwiązane niczym, a do tego są całe mokre.
— Wpadłeś do basenu czy co? — zapytała, zaciekawiona.
— Nie, ale uwierz, nigdy więcej nie tknę się pracy śmieciarza — odparł chłopak. Jego dzień najwyraźniej nie był lepszy niż jej własny.
— Jak to się w ogóle stało, że poszedłeś pracować jako śmieciarz?
— A bo ja wiem, tak jakoś wyszło... Chodziłem po mieście i nagle mnie zgarnęli z ulicy niczym prawdziwego śmiecia.
Aurélie, która usadowiła się po lewej stronie Brigitte i przysłuchiwała się ten wymianie zdań, parsknęła śmiechem. Nie przyszła tu jednak, by słuchać opowieści Pierre'a i Brigitte, więc kiedy tylko mistrz Fu wszedł do pokoju, postanowiła przejść do rzeczy.
— Nadal mam wrażenie, że z Rousseau jest coś nie tak — powiedziała.
Brigitte nie wierzyła w to, że ten cały Rousseau też może być zamieszany w ich misję, ale uznała, że woli posłuchać. A nuż dowiedzą się czegoś ciekawego...
— Kiedy już zaczynałam myśleć, że mam paranoję, Rousseau zaginął! — opowiadała Aurélie dalej. — W piątek nie przyszedł do szkoły i nie przejmowałam się tym aż tak, bo w sobotę zobaczyłam go, jak wracałam z lodowiska. Tyle że ludzie z klasy mówią, że ostatni raz był widziany w czwartek wieczorem. Nie bardzo wiem, czy mogę komuś o tym mówić...
— Czemu byś nie miała? Skoro zaginął, to może pomożesz go odnaleźć? — zasugerowała Brigitte.
— Ale to nie wszystko — kontynuowała tamta. — Może bym to zignorowała, gdyby nie to, co mówił Jean, który znał Rousseau. Ten twierdzi, że Rousseau uważał, że jego ojciec nie jest jego ojcem i że chciałby odnaleźć swojego prawdziwego tatę. Czy to nie brzmi wam dziwnie?
— Rzeczywiście — potaknął Fu. — Być może Rousseau faktycznie nie jest w pełni człowiekiem. A mam jeszcze jedno pytanie, co zrobiłaś, gdy spotkałaś go w sobotę?
— Szczerze mówiąc, to nic — przyznała dziewczyna. — Po prostu patrzyłam w zaułki, dla zabawy, i nagle go zobaczyłam. Nie rozpoznałam go i nie obserwowałam, ale się odwrócił i mnie zauważył. Potem jednak poszedł, więc ja też nie miałam powodu tam stać.
— Hm — zastanowił się mistrz Fu. — Jeśli Rousseau rzeczywiście jest półbogiem i pracuje dla Odnowicieli, a nie chciał być widziany, to jeśli zwróci uwagę na spotkanie z tobą, to możesz być w niebezpieczeństwie. Jeśli ktoś będzie cię pytał, nie mów nikomu, że go wtedy widziałaś. Nikomu, słyszysz?
Aurélie skinęła głową.
— A poza tym, jeśli tylko możesz, nie chodź sama po mieście.
— Co? — zdziwiła się. — Ale dlaczego? Przecież nikt mnie nie zaatakował ani nic!
— Ale nie wiemy, co knują Odnowiciele. Jeśli faktycznie widziałaś coś, czego w ich odczuciu nie powinnaś, nie będą się wahać, by się ciebie pozbyć.
— Czy Odnowiciele nie atakują przypadkiem w dużych grupach? Nie dadzą rady mnie zaatakować w centrum miasta!
— Nie wiemy, do czego są zdolni — uznał Fu. — Jeśli tylko możesz, nie chodź sama — poprosił.
— Ale skąd mam wytrzasnąć osobistego ochroniarza? Nikt nie ma czasu, by ciągle za mną łazić. Bo chyba nikt nie przebierze się za szkolnego sprzątacza, by mieć mnie na oku?
— Wiesz, to mógłby być nawet niezły pomysł — wtrąciła się Brigitte. — Chociaż te ich stroje są okropne.
Mistrz Fu uśmiechnął się, jakby to oznaczało rozwiązanie sprawy. Brigitte zamrugała, zastanawiając się, czy właśnie nie podpisała na siebie wyroku. Ale cóż, ratowanie świata jest tego warte, prawda?
— W każdym razie, jest jeszcze coś — ciągnęła Aurélie. — Chciałabym porozmawiać z Shouyi.
— Shouyi? — jęknęła Brigitte.
A już miała nadzieję, że kiedy bogini uwolniła się z bransoletki, nie będzie musiała jej widywać!
— Tak — potwierdziła Aurélie. — Chciałabym ją o coś zapytać.
Pierre usłyszawszy to, wstał i zaciągnął zasłony w oknach.
— Ona świeci się niczym choinka, więc nie chcę, by ktoś przez przypadek zobaczył coś, czego nie powinien — wyjaśnił.
Wróciwszy do stolika, spojrzał na medalion zawieszony na szyi. Chwycił go niepewnie i odezwał się:
— Em, Shouyi? — Jego głos był niepewny, jakby nie wiedział, czy na pewno w ten sposób uda mu się przywołać boginię. — Masz chwilę?
Wtem medalion rozjarzył się różowym blaskiem, a już po paru sekundach na środku stoliczka mistrza Fu stanęła Shouyi, jak zwykle różowa, poobwieszana milionem błyskotek i zadowolona z siebie tak, jakby to ona stworzyła cały świat.
— No cześć wam! — zawołała.
— Możesz zejść ze stolika? — poprosiła ją Brigitte.
— O, Brigitte, jak zwykle w humorze. — Bogini skierowała wzrok prosto na nią. — Też się cieszę, że cię widzę — dodała sarkastycznie.
Zeszła jednak ze stolika i przysiadła obok mistrza Fu.
— A więc, czemu zawdzięczam moją obecność tutaj?
Aurélie spojrzała na nią, nieco onieśmielona. Przełknęła ślinę.
— Em, to ja cię tu sprowadziłam. Chciałabym zapytać o kilku bogów.
— O bogów? — powtórzyła Shouyi. — Jestem najlepszą ze wszystkich! — Wyszczerzyła zęby, które choć śnieżnobiałe, w niewyjaśniony sposób zabłysnęły również różem.
— Ale raczej nie wyglądasz na taką, co byłaby matką mojego kolegi z klasy — uznała Aurélie. — Podejrzewam go o bycie półbogiem i mam dwie możliwe opcje. A więc pierwsza: kim jest bóstwo sportu?
— Masz na myśli Dong? To znaczy nazywa się Yundong, ale wszyscy mówią na nią Dong... To takie wredne babsko i zawsze jak mnie widzi, próbuje mnie zaciągnąć na siłownię, twierdząc, że jestem za chuda! Ja, chuda? Wypraszam to sobie!
Nikomu nie widziało się słuchać problemów Shouyi z innymi bóstwami, więc Aurélie przerwała jej:
— Dobra, to raczej nie jest w takim razie Yundong. A bóg ognia?
— Ach, stary, dobry Yan... Jest jednym z najstarszych bogów, ale zawsze zachowuje się na młodszego i w jakiś sposób zawsze udaje mu się zdobyć każdą ludzką kobietę, której zapragnie! Niejedna złamała przysięgę małżeńską, kiedy go tylko ujrzała, choć zwykle były to jednonocne przygody, po których zostawały tylko złamane serca i mnóstwo dzieci kochających wywoływać pożary.
Shouyi wyraźnie rozkoszowała się plotkami na temat boskiego panteonu i Brigitte była pewna, że gdyby jej na to pozwolić, cały dzień spędziłaby na opowiadaniu im dokładnie wszystkich, które znała.
— Tak, to jest to! — Aurélie uśmiechnęła się z satysfakcją. — Jeśli to nie bóg ognia jest ojcem Rousseau, to oddam moje miraculum Odnowicielom.
— Naprawdę jesteś tego aż taka pewna? — zapytała Brigitte. — Bo wiesz, lepiej byłoby mieć Muchę po naszej stronie.
— To musi być to! — upierała się Aurélie. — Nie widzę innego wytłumaczenia, które miałoby jakikolwiek sens.
Brigitte właściwie nie uważała, by jej teoria była jakaś szczególnie nieprawdopodobna, jednak w dziwny sposób irytowała ją zupełna pewność tamtej w jej prawdziwość. Nie zamierzała się z nią jednak sprzeczać, zwłaszcza że w sumie to nie miała żadnych argumentów przeciwko tej tezie.
— Czyli to wszystko, czego ode mnie chcieliście? — zapytała Shouyi, nieco zasmucona. — A szkoda, ostatnio tyle się u mnie działo! A część z tego z pewnością was zainteresuje.
— Odkryłaś jakieś nowe boskie ploty? — odpowiedziała Brigitte pytaniem.
— To też — potwierdziła bogini. — Ale mam jeszcze dwie prawdziwe bomby!
Brigitte postanowiła dać Shouyi się popisać, bo wiedziała doskonale, że próbowanie namówienia jej, by szybciej powiedziała to, co chce, jest bezcelowe.
— O co chodzi? — Aurélie wyraźnie się zainteresowała.
— Po pierwsze — Shouyi zrobiła pauzę, która w jej mniemaniu miała być dramatyczna — mamy sprzymierzeńca! I to potężnego sprzymierzeńca. Jest tylko jeden problem: nie może nam pomóc bezpośrednio. Jej obecność w świecie ludzi zawsze wywołuje kłopoty, a ponadto skoro Odnowiciele są w stanie osłabić bogów, to ani ona, ani ja, nie możemy tu długo przebywać.
Brigitte wywnioskowała, że Shouyi udało się przekonać jakąś boginię do pomocy, mimo to, znając ją, nie spodziewała się, że będzie to ktoś faktycznie przydatny. Następne słowa bogini rzemiosła zaskoczyły ją jednak.
— O ile moje zniknięcie, co przyznaję ze smutkiem, nie było aż takim problemem dla świata, to nie możemy sobie pozwolić na utratę bogini wojny.
— Bogini wojny? Mówisz o tym, o kim myślę? — wtrącił się Pierre.
— Ano, mówiłam, że Tigili jest kochana, prawda? Gdy w końcu udało mi się znaleźć chwilę, by z nią porozmawiać, przekonałam ją, by dołączyła się do walki z Odnowicielami!
— Skoro mamy po swojej stronie boginię wojny, to czy wygrana nie powinna być łatwa? — wypaliła Brigitte, nie umiejąc się powstrzymać.
— Teoretycznie tak, ale w praktyce nie. Powiedziałam wam, że nie może dołączyć bezpośrednio do walki, ze względu na Odnowicieli i nasz świat. A poza tym, jeśli sobie wyobrażasz, że może sobie wylosować, kto wygra wojnę i zapewnić temu komuś łatwe zwycięstwo, to się mylisz. Tigili może pomóc, ale nie, gdy poza nią samą mamy tylko mnie, Pierre'a i garstkę ludzi.
Pierre słuchał tego wszystkiego ze spuszczoną głową. Brigitte to zauważyła i przemknęło jej przez głowę, że dla niego musi to być jeszcze trudniejsze niż dla całej reszty.
— To w takim razie jak ma nam pomóc? — zapytał. — Skoro nie może walczyć bezpośrednio...
— Jeśli uda się nam znaleźć sojuszników, może nieco wzmocnić nasze siły bojowe, to po pierwsze. A po drugie, dopisało nam ogromne szczęście i mamy po swojej stronie ciebie.
— Mnie? A co ja mogę pomóc?
— Bardzo dużo! — ucieszyła się Shouyi. — Jak już tylko nauczysz się panować nad mocą, którą masz, a chyba mam pomysł, jak to zrobić, będziesz mógł korzystać nie tylko z niej! Bo widzisz, ciebie jako półboga bóstwa mogą wzmocnić znacznie bardziej niż zwykłych ludzi. A do tego jako syn Tigili jesteś wręcz idealnie przystosowany do tego, by używać jej mocy!
— Wszystko super, tylko że nawet tej, którą już w sobie mam, nie umiem wykorzystać, jeśli miałbym dostać coś od mojej kochanej mamuśki, to chyba zniszczyłbym cały świat. Albo, co gorsza, nie stałoby się kompletnie nic...
— Czy ja nie powiedziałam, że chyba mam już sposób?
Pierre spojrzał na nią powątpiewająco, to jej jednak nie zraziło.
— Pamiętasz, co czułeś, kiedy chciałeś obronić Brigitte przed widmem mnie? — zapytała bogini rzemiosła.
— Czy już tego nie przerabialiśmy? — Pierre nie wydawał się zadowolony. — Przecież oboje doszliśmy do wniosku, że się złościłem, czy jakoś tak.
— Ano, dokładnie tak! — potaknęła Shouyi. — A teraz przypomnij sobie atak Odnowicieli. Ten na treningu. Co wtedy czułeś?
Brigitte miała ochotę zrobić coś bogini. Czemu ta kazała Pierre'owi przeżywać to wszystko na nowo? Resztkami woli powstrzymywała się przed wtrąceniem do rozmowy.
— Raczej to samo — odpowiedział na to chłopak. — Byłem zły na to, że Odnowiciele postanowili zaatakować akurat teraz.
— Ale to nie jedyna rzecz, którą czułeś. Widziałam to. Oczy nie kłamią.
Pierre przerwał milczenie dopiero po chwili.
— Bałem się — przyznał w końcu. — Bałem się, jak nigdy wcześniej. Zaatakowali akurat w momencie, gdy nic nie mogłem zrobić!
— Właśnie. O to chodzi. Dopiero niedawno zrozumiałam, że to o to chodzi. Po prostu zbyt się bałeś, by coś zrobić i dlatego ci się nie udało! Podświadomie boisz się, że nie podołasz, że nie dasz rady. Ale musisz się wyzbyć tego strachu. Tylko gdy przestaniesz się bać, będziesz w stanie opanować swoje dziedzictwo.
— A niby jak mam to zrobić? — zapytał nieco napastliwie.
— Skąd mam wiedzieć, nie jestem bogiem strachu! — stwierdziła Shouyi. — Ale jestem pewna, że to tu powinieneś szukać rozwiązania.
— Super, to bardzo dużo mi daje.
Brigitte uznała, że powinna przerwać to, zanim wywiąże się kłótnia.
— Czyli tak: ten Rousseau jest pewnie półbogiem, a Tigili może nam pomóc w walce z Odnowicielami, między innymi przez Pierre'a, dobrze zrozumiałam? — podsumowała.
— Dokładnie — potwierdziła Shouyi. — A teraz, jeśli pozwolicie, wrócę do siebie, ponieważ mam do załatwienia parę spraw absolutnie niecierpiących zwłoki, a moja druga część jest w nie kompletnie beznadziejna. Do zobaczenia!
Bogini pomachała im, po czym zaświeciła się jaśniej niż zazwyczaj, a po chwili już jej nie było. Brigitte odsapnęła z ulgą. Jakimś cudem każde jej spotkanie z Shouyi było nadzwyczajnie męczące i w dziwny sposób wiązało się z jeszcze większym konfundowaniem już wystarczająco skołowanego Pierre'a. Teraz Shouyi już nie było, ale patrząc na to, co powiedziała, ten stan najwyraźniej nie utrzyma się zbyt długo.
— A myślałem, że to niewiedza mnie wkurzała — westchnął Pierre i opadł na stolik, pozbawiony jakichkolwiek chęci, aby teraz czymkolwiek się zająć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro