Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30 - Atak na polanie

Pierre zadrżał. Nie spodziewał się ataku Odnowicieli, na pewno nie dzisiaj. Nie teraz, gdy był praktycznie bezbronny. Co miał robić? Bronić się w jakiś sposób? Atakować, mimo że bez miraculum nie miał żadnych szans? A może... A może jednak powinien się przemienić? Jeszcze raz poprosić Huuntę o pomoc. Doskonale wiedział, że to może mu poważnie zaszkodzić, jednak było jedynym sposobem, który mógł go uchronić przed zagrożeniem tu i teraz.

I jeszcze lider Odnowicieli... Czy on właśnie nazwał Pierre'a swoim bratem? Chłopak nie mógł powiedzieć, że było to dla niego całkowitym zaskoczeniem. W końcu wiedział, że Odnowiciele to przede wszystkim dzieci bogów, a Tigili na pewno ma więcej półboskich dzieci. Jednak to było przerażające. Nigdy nie przypuszczał, że stanie oko w oko z własnym bratem. I to w takiej sytuacji. A te złowrogie oczy... Pierre w życiu by tego nie przyznał, ale widział w nich samego siebie.

Przełknął ślinę.

— Nie macie na co liczyć — powiedział, starając się, by jego głos nie drżał. — Nie oddamy wam tej bransoletki.

— Doprawdy? — Usta mężczyzny pod kapturem rozszerzyły się w niepokojącym uśmiechu. — W takim razie sami sobie ją weźmiemy.

Palcami lewej ręki ubranej w czarną rękawiczkę pstryknął głośno. Musiał to być ustalony wcześniej sygnał, ponieważ jeden z Odnowicieli po jego lewej stronie wyciągnął przed siebie jedną rękę i podtrzymując ją w przedramieniu drugą, skierował wnętrze dłoni ku Shouyi. Z początku Pierre nie wiedział, o co może chodzić, jednak już po kilku sekundach zrozumiał.

— Co się dzieje?! — wykrzyknęła bogini, która, jak Pierre dojrzał, stała się mniej jasna. — Czuję się jakaś słaba...

Jej wzrok skupił się na Odnowicielu, który celował w nią dłonią. Postąpiła ku niemu kilka kroków, gdy nagle się zatrzymała. Jej twarz wyrażała nic więcej, jak tylko czyste zaskoczenie.

— Co...

Pierre spojrzał po Odnowicielach i zobaczył, że jeden z nich przyjął niemal taką samą pozycję jak jego kolega. Też celował ręką w boginię.

Spłynęło na niego przerażenie, gdy dotarło do niego, co właściwie oznacza to, co widzi. Odnowiciele mieli moc, by zatrzymać boginię! A jeśli byli w stanie unieszkodliwić kogoś tak potężnego, to jakie szanse ma on, który nie dość, że nie miał mocy dorównujących Shouyi, to jeszcze nie wiedział w ogóle, jak ich używać?

Może kierowała nim podświadomość, ale noga, którą cofnął, mówiła sama za siebie. Odnowiciele już zauważyli, że nie jest pewny zwycięstwa, a nawet, że jest przekonany o przegranej. Czy to znaczy, że był tchórzem? Przypomniał sobie słowa bogini. Miała rację, nie mógł się poddać. Musi próbować, dopóki się nie uda albo nie zginie.

Napiął mięśnie i zaczął biec ku atakującym Shouyi Odnowicielom. Skupiony na swoim celu, nie zauważył, jak ktoś stanął mu na drodze. Za to uderzenie pięścią w brzuch niestety poczuł już doskonale.

— Myślałeś, że możesz próbować nas powstrzymać?

Pierre natychmiast rozpoznał ten głos. To przywódca Odnowicieli we własnej osobie go zatrzymał. Stał przed nim, a chłopak założyłby się, że pod kapturem tamten znowu uśmiecha się drwiąco, pewien swojego.

Pierre wychylił się nieco w prawo, mając resztki nadziei, że zdoła mu się wymknąć. Jednak mężczyzna był znacznie szybszy od niego — niemal jakby przewidywał przyszłość, zastawił mu drogę. Do tego zdążył posłać w jego kierunku kolejną pięść, którą Pierre ledwo zdołał zablokować obiema rękami.

Krótka wymiana szybkich ciosów utwierdziła go w przekonaniu, że nie da rady wygrać. Pierre całkiem nieźle sobie radził w walce wręcz, jednak jego przeciwnik przewyższał go pod każdym względem: był szybszy, silniejszy i znacznie bardziej doświadczony. Dzieła dopełnił cios, który sięgnął jego twarzy i posłał go na ziemię. Pierre wylądował na brzuchu.

— Teraz już wiesz, że nie warto sprzeciwiać się Odnowicielom.

Dysząc ciężko, Pierre podparł się ręką i spojrzał w górę, ku przywódcy Odnowicieli. Fioletowe oczy błyszczały bezlitośnie.

— Sam ustalę, co warto, a czego nie warto — powiedział przez zaciśnięte zęby.

— Doprawdy? — W głosie mężczyzny pobrzmiała pogarda. — Spójrz na swoją drogą towarzyszkę. Cierpi niemoc, a gdybyście oddali bransoletkę na samym początku, nie doszłoby do tego.

Chłopak zwrócił wzrok ku Shouyi. Cały czas była w tej samej pozycji, co wcześniej, jednak wydawała się coraz mniej zadowolona. Prawdę mówiąc, była na skraju wybuchu. Dwaj Odnowiciele, którzy ją przytrzymywali, nadal trzymali ręce przed sobą. Pojawiła się jedna różnica — jeden z pozostałych Odnowicieli trzymał w ręku różową bransoletkę bogini. Czyli cały opór na nic... Pierre zacisnął powieki, mając nadzieję, że to tylko zły sen. Ale nie — gdy ponownie otworzył oczy, nic się nie zmieniło.

— Teraz moglibyśmy iść — odezwał się przywódca Odnowicieli. — Moglibyśmy, gdybyś nie miał ze sobą czegoś, co także nas interesuje.

Miraculum. To o nie musiało mu chodzić. Ale skąd wiedział, że Pierre je ma? Chłopak zaczął natychmiast żałować tego, że postanowił je ze sobą wziąć. Wiedział jedno: nie może pozwolić, by i ono wpadło w ich ręce.

— Nie oddam wam go — odparł, siląc się na stanowczość.

Podparł się także drugą ręką i podniósł się o parę centymetrów. Jego przeciwnik to zauważył i butem na nowo przygwoździł go do ziemi. Pierre nie miał siły, by mu się oprzeć. Czyżby jednak wszystko było stracone?

Nie wiedział skąd, ale w okamgnieniu znalazł się przy nim ostatni Odnowiciel, który przez cały czas najbardziej trzymał się z tyłu. Z jego rękawa wysunął się sztylet. Pierre nie widział dokładnie, co tamten nim robi, ale gdy zobaczył w jego ręce swój plecak, zrozumiał, że nóż służył mu do przecięcia ramiączek.

Ogarnęła go fala gorzkiego żalu. Nie dotrzymał kroku Odnowicielom. Nie upilnował miraculum. Nie dał rady dopomóc Shouyi. Jaki z niego bohater?

Kątem oka dojrzał, że lider Odnowicieli skinął głową ku temu, który trzymał jego plecak. Tamten zniknął tak szybko, jak się pojawił — nie było po nim żadnego śladu. Nawet gdyby chciał, teraz Pierre nie byłby w stanie go odnaleźć i odzyskać miraculum.

— Mamy, co chcieliśmy — oznajmił głośno przywódca. — To spotkanie przeżyliście tylko dzięki naszej litości. Następnym razem jej nie będzie.

Skinął ręką na jednego z Odnowicieli atakujących Shouyi, a ten przestał podtrzymywać swoje zaklęcie. Zaczął wykonywać jakąś skomplikowaną, ale zapewne dokładnie wyuczoną sekwencję ruchów. To musi być kolejne zaklęcie — pomyślał Pierre. Patrzył na Odnowiciela, zresztą nie miał innej opcji — przywódca grupy nadal przygniatał go butem.

— DOŚĆ!

Pierre drgnął, tak samo zresztą jak większość Odnowicieli — z wyjątkiem tego odprawiającego zaklęcie. Po sekundzie zrozumiał, do kogo należał krzyk. To była Shouyi. No tak, odzyskała zdolność ruchu. A jej wrzask rozproszył Odnowiciela, który nadal podtrzymywał swoje zaklęcie, co bogini najwyraźniej postanowiła wykorzystać.

— Jesteście tylko marnymi śmiertelnikami — powiedziała. — Nie ważcie się podważać mocy bogów!

Wyrzuciła ręce na obie strony. Potem Pierre widział tylko różowy blask, jednak wyglądało to na coś w rodzaju różowego okręgu rozszerzającego się w zastraszającym tempie na wszystkie strony. Gdy blask zbliżył się ku niemu, poczuł silny wiatr, ale nie tylko — ucisk na jego plecy nagle zelżał. Moc bogini strąciła z niego Odnowiciela! Tak szybko, jak tylko mógł, podniósł się na nogi, aby znowu nie zostać przygwożdżonym do ziemi. Nie obyło się to bez bólu w wielu miejscach, lecz najważniejsze było to, że jakoś się trzymał.

Rozejrzał się dookoła. Atak Shouyi przewrócił wszystkich Odnowicieli. Co prawda już się podnosili na nogi, jednak to na pewno było efektowne. Pierre założyłby się, że bogini byłaby w stanie powtórzyć to jeszcze co najmniej kilka razy, jednak nie chciał kusić losu. Miał nadzieję, że tamci już dadzą im spokój.

— Śmieliście podnieść rękę na mnie, boginię rzemiosła Shouyi — powiedziała z wyjątkowym jak na nią chłodem w głosie. — Pożałujecie tego.

Wyrzuciła dłoń w kierunku Odnowiciela trzymającego bransoletkę. Ten wzdrygnął się, myśląc, że zaraz zostanie trafiony jakimś złowrogim czarem. Jednak ona wcale nie celowała w niego, a w bransoletkę właśnie. Odnowiciel spojrzał z niepokojem na akcesorium, które nagle wzniosło się do góry. Bransoletka rozjarzyła się intensywnie różowym blaskiem, a po chwili... rozpadła się na kawałki.

— Nikt nie dotyka mojej własności bez pozwolenia — odezwała się Shouyi ponownie. — Odejdźcie i nigdy więcej nie szukajcie u mnie zwady.

Odnowiciele najwyraźniej nie zamierzali się z nią sprzeczać. Jeden z nich powrócił do swoich skomplikowanych ruchów, jednak tym razem nie robił ich tak długo. Skończył tym, że przyłożył prawą dłoń do ziemi. Ziemia rozjarzyła się złotym światłem, którego promienie dotarły do każdego z Odnowicieli. Już po chwili nie było po nich śladu — dosłownie rozpłynęli się w powietrzu.

— Au — jęknął Pierre, podchodząc do bogini. — Co tu się właściwie wydarzyło? — zapytał nieco zdezorientowany całą sytuacją.

— Za chwilę ci wyjaśnię, ale najpierw muszę zapytać jedno. Dlaczego do jasnej anielki naraziłeś Miraculum Pająka na takie niebezpieczeństwo?! Po co je ze sobą brałeś? Przecież się go wyrzekłeś.

— No tak... Niby się go wyrzekłem. Ale...

— Ale co?

— Ale nie potrafiłem go tak całkowicie porzucić.

— I dlatego schowałeś je do plecaka? Jeśli już tak bardzo chciałeś je mieć przy sobie, trzeba było chociaż do kieszeni je wsadzić albo coś! A i tak moim zdaniem nie powinieneś był go brać ze sobą. Jeśli miałeś świadomość, że miraculum może cię uratować, nie dawałeś z siebie wszystkiego na treningu!

— Czyli że teraz na miraculum zwalasz? Przyznaj się, sama nie wiesz, dlaczego mi nie wychodzi!

— Dobra, masz rację, nie wiem! Ale przynajmniej próbowałam ci pomóc, doceń to!

— Przepraszam — powiedział kolejny raz w ciągu tego dnia Pierre. — Wiem, że chcesz dobrze... Ale najpierw to, teraz atak Odnowicieli...

— Rozumiem. — Shouyi uśmiechnęła się. Ona naprawdę nie umiała się długo gniewać. — To musi być dla ciebie naprawdę trudne.

— Dobrze, że udało ci się stworzyć ten super-atak — stwierdził chłopak. — Ale co robili tamci, że dopiero tak późno ci się to udało?

— Jeden z nich blokował moją moc, a drugi nie pozwalał mi się ruszyć — odparła bogini. — Owszem, byłam dosyć mocno osłabiona, ale nie wiem, skąd zebrali tyle mocy, żeby mnie przytrzymać. W końcu nawet słaby bóg ma naprawdę dużo mocy. Podejrzewam, że miracula im w tym pomogły.

— Byłaś dosyć mocno osłabiona? A teraz już nie jesteś?

— Bo widzisz, już dosyć dawno zrozumiałam, że aby uwolnić się od bransoletki, muszę ją zniszczyć! To takie proste, widzisz? Ale wcale nie takie łatwe. Boskie artefakty może zniszczyć tylko ktoś o boskiej mocy, a moja boska moc w momencie przebudzenia w górach była bardzo słaba. Stopniowo rosłam w siłę, a że ta manifestacja nigdy nie była szczególnie potężna, dopiero teraz zgromadziłam moc potrzebną do uwolnienia się spod wpływu bransoletki. Na szczęście nastąpiło to, zanim Odnowiciele zdążyli z nią uciec. Nie wiem, co by z nią zrobili, gdyby mieli ją w swoich brudnych łapskach.

— A co teraz będzie, gdy bransoletka jest zniszczona? — zapytał Pierre. — Zostawałaś z nami, mną i Brigitte, właśnie ze względu na nią. A teraz... co będzie?

Musiał przyznać, że zdążył się już przyzwyczaić do towarzystwa Shouyi i zwyczajnie ją polubić. Nie chciał żegnać się z nią na zawsze.

— Teraz połączę się z resztą mojej osoby. W końcu! Mam sobie tyle do przekazania!

— I już z nami nie zostaniesz?

— Nasz stały kontakt był możliwy dzięki mojemu uwięzieniu w bransoletce. Jestem wolnym duchem, nie znoszę uwięzienia! Ale wiedz, że ty i Brigitte zostaniecie zapamiętani jako przyjaciele bogów. Dlatego chciałabym ci coś dać.

Sięgnęła do swojej szyi i zdjęła z niej medalion, który o dziwo nie był różowy, a fioletowy. Podała go Pierre'owi, a ten przyjrzał mu się zaintrygowany.

— Dzięki temu medalionowi w każdym momencie będziecie mogli się ze mną skontaktować. Wystarczy, że go przytrzymasz i poprosisz o spotkanie ze mną, choćby w myślach. Wtedy wyślę tam jedną ze swoich manifestacji. Wzywaj mnie, kiedy tylko będziesz potrzebować.

— Dziękuję.

Pierre uśmiechnął się lekko i założył medalion na szyję.

— Jak dobrze, że to nie będzie nasze ostatnie spotkanie! — ucieszyła się bogini. — Mam nadzieję, że wezwiecie mnie, żebym mogła zobaczyć zniszczenie Odnowicieli. Nie mogę się tego doczekać!

— Widać, że mamy wspólne cele — stwierdził Pierre. — Ale cały czas nie umiem posługiwać się swoją mocą, więc chyba nie będę zbyt użyteczny...

— Nie martw się, kiedyś z pewnością ją opanujesz! I mimo że nie jestem dobrą nauczycielką, w czym oboje się zgadzamy, jak będziesz miał problem, zawsze możesz zapytać mnie o radę.

— Zgoda.

— Pożegnania, jak to pożegnania, są trudne, ale muszą nadejść — oznajmiła Shouyi. — Na mnie już najwyższy czas. To... do zobaczenia!

Bogini pomachała mu ręką. Zaraz po tym zniknęła w obłoku różowawego dymu, pozostawiając po sobie zapach róż.

Pierre westchnął, sam nawet nie wiedząc, co miało to wyrażać: smutek, melancholię, a może coś innego? Ścisnął medalion w dłoni.

Tak, stracił miraculum, ale nie może się na tym zatrzymać. Musi iść dalej. A przede wszystkim, musi zdobyć moc, aby chronić Brigitte i życie, które w niej rosło. Ale nie tylko ich — byli jeszcze mistrz Fu, Coline, Aurélie, Biedronka z Czarnym Kotem... poza nimi jeszcze cały świat. Musi stać się silny dla nich.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro